Pycha - mad25
Proza » Miniatura » Pycha
A A A
Z cyklu Peccata Capitalia:

PYCHA
(łac. SUPERBIA)

Okręt tonął. Nie było co do tego wątpliwości. Sztorm minął, ale statek ciśnięty na podwodną skałę, wychłostany falami i sponiewierany przez potężną burzę przypominał wrak, a nie średniej klasy wycieczkowiec. Z maszynownią i kabinami niższych pokładów zalanymi wodą, dryfował bezsilny ku swojemu przeznaczeniu. Sztorm pozbawił go nie tylko napędu, ale i części szalup. Pozostała już tylko jedna, dyndając u szczytu ramienia, służącego do jej wodowania, jak ostatnia deska ratunku.

Na górnym pokładzie stało dwanaście osób, których nie zabrała woda, ale nie zdążyły wcześniej się ewakuować. Wpatrywały się w łódź jak wygłodniały pies w stek, który spadł panu z talerza. Szalupa miała tylko sześć miejsc.

- Nie udało się nam nadać sygnału S.O.S., więc nie możemy liczyć na szybką pomoc – powiedział kapitan. Był jedyną osobą z załogi, która pozostała we wraku. – Miejsc w szalupie nie wystarczy dla wszystkich, trzeba więc zdecydować, komu dać szansę na ratunek. Reszcie pozostanie tylko czekać i modlić się o wybawienie… Wśród nas jest jedna kobieta, proponuję więc oddać jej miejsce, a pozostałe pięć rozlosować.

- Nie możemy tak ważnej sprawy, jak ludzkie życie powierzyć ślepemu losowi – z grona ocalonych wystąpił polityk. Poprawił krawat i uśmiechnął się przymilnie do rozbitków. – Proponuję ulokować w szalupie osoby według zasług dla państwa.

- A może lepiej według wieku… – zaproponował emeryt w bezrękawniku na kraciastej koszuli i okularach z jedną pękniętą soczewką. – Wszak starszym należy się szacunek. Stosunek do osób w podeszłym wieku określa stopień humanitaryzmu każdego społeczeństwa…

Na to obruszył się urzędnik w szarym, pomiętym garniturze i jednym bucie:

- Nie wolno nam działać pochopnie! – rzekł i zaczął grzebać w aktówce, którą udało mu się uchronić przed sztormem. - Należy ustalić stosowną procedurę. Potrzebujemy kilku kartek papieru i czegoś do pisania... – Znalazł pióro i przemoczony zeszyt. - Proponuję stworzyć regulamin, określić zasady przyznawania miejsc w szalupie z uwzględnieniem dochodu petenta, jego warunków socjalnych w zajmowanej kabinie oraz regularności opłacania składek ZUS-owskich.

- Kapitana możemy od razu wykluczyć z grona oczekujących na miejsce w szalupie – przerwał mu polityk. – Jak wiadomo, kapitan ze statku schodzi ostatni, więc trzeba mu to umożliwić.

Dowódca okrętu miał kilkudniowy zarost i zmęczoną twarz spiętą troską.

- Widzę, że droga licytacji nie prowadzi do konsensusu – zaoponował. - Jako, że to ja odpowiadam za pasażerów i jestem tutaj drugi po Bogu…

- O, przepraszam, synu, ale to ja jestem tu drugi po Bogu – rzekł skromnie siedzący dotąd cicho ksiądz i wysunął się z grupy rozbitków. Błysnął koloratką opinającą mu szyję pod kołnierzykiem czarnej koszuli. – Wszystko jest w rękach Pana! Będę waszym duchowym przewodnikiem w tym nieszczęściu. Zanim podejmiemy jakąś nierozważną decyzję, pomódlmy się wspólnie o rozsądek i dar mądrości.

Grupka wymiętoszonych, dosychających w podmuchach chłodnego wiatru pasażerów pokornie przyklękła.

- Chwileczkę! – powstrzymał ich polityk. – Nie czas na modlitwy. Trzeba podjąć racjonalne działania. W obliczu tragedii, jaka nas spotkała musimy się zorganizować. Proponuję utworzyć coś w rodzaju Rady Ocalenia Narodowego. W końcu naród, czyli my, tonie. Liczę na poparcie, panie pułkowniku… - zwrócił się do wojskowego.
Ogłupieni rozbitkowie niepewnie unieśli się z kolan. Ksiądz dreptał po pokładzie, poruszając ustami w bezgłośnej modlitwie, a kapitan próbował odzyskać utracony autorytet, jednak szala sympatii ludu wyraźnie nachylała się ku charyzmatycznemu politykowi.

- Tak, oczywiście! Wojsko zawsze trzyma z rządem – pułkownik, choć sędziwy, dziarsko strzelił obcasami i zasalutował po amerykańsku, do głowy bez nakrycia, które porwał mu wiatr albo fala.

- Proszę mi zaufać! – domagał się polityk, zasłaniając swoim ciałem kapitana, który usiłował zabrać głos. - Mam plan, jak rozwiązać tę trudną sytuację! – Wskoczył na przymocowaną do pokładu drewnianą ławkę i powiódł wzrokiem po grupce przemoczonych ludzi. - Wybierzcie mnie na swojego lidera, a będziecie zadowoleni. Nie tylko każdy dostanie wygodne miejsce w szalupie, ale też rację żywności i zapas wody na drogę oraz – uwaga ! - ciepłe koce. – Słowa polityka skupiły na nim uwagę wszystkich, prócz kapitana, który trzymał się na uboczu. Wyrugowany ze stanowiska, należnej mu władzy, a nawet prawa do przeprowadzenia ewakuacji, postanowił skupić się na czymś praktycznym i począł opuszczać szalupę. Zatrzymał ją na wysokości pokładu, żeby wybrańcy mogli wygodnie zająć w niej miejsca.

Po stronie polityka wnet stanęli wojskowy, nauczycielka, która i tak miejsce w łodzi miała zagwarantowane oraz urzędnik. Po chwili wahania do jego obozu dołączył biznesmen, a potem prawnik i lekarz.

- A ja wam nie ufam! – warknął robotnik i w geście buntu zaplótł ręce na piersiach. Stał na skrzypiącym pokładzie, z rozwianymi włosami, w podartej koszuli i z byka spoglądał na ludzi polityka. – Rząd zawsze wydyma klasę robotniczą!

- I emerytów! – dorzucił starszy mężczyzna, po czym zajął miejsce obok robotnika. Obaj zaczęli rozglądać się za materiałami na transparenty, żeby protest wyglądał przyzwoicie, ale nic przydatnego nie znaleźli, bo fale doszczętnie spłukały statek.

Bunt rozdrażnił polityka. Poczerwieniał na twarzy, nerwowym gestem poluzował krawat, a potem nagle zeskoczył z ławki. Chwycił księdza pod mankiet i odciągnął na stronę.

- A wy ojczulku, kogo popieracie? – spytał szeptem.
Ksiądz zdawał się być wciąż pogrążony w modlitwie.
– Gwarantuję wam miejsce w pierwszym rzędzie. A gdyby miało go dla was zabraknąć, to wypier… wyprosimy z łodzi tę kobietę... albo na pysk wojskowego!
- Jestem z wami całą duszą – uśmiechnął się ksiądz szelmowsko. – Mamy przecież swój konkordat…

- Więc wpłyń mi na tych dwóch, niech nie robią zamętu! – polityk syknął mu wprost do ucha.

Księżulo skłonił się usłużnie, po czym podreptał do grupki niezdecydowanych i buntowników. Na chwilę wzniósł oczy ku bezchmurnemu po burzy niebu, a dłonie złożył jak do modlitwy.

- Bracia! – zwrócił się do rozbitków z pełnym miłości spojrzeniem. - Nie bluźnijcie. Sami wybraliście sobie ten rząd, żeby godnie reprezentował wasze interesy, więc trzeba obdarzyć go zaufaniem. Skoro ja powierzyłem mu życie swojej skromnej osoby, to i wy, maluczcy, możecie.

- Ale on obiecuje gruszki na wierzbie! – zawołał robotnik. – Wmawia nam, że wszyscy dostaniemy miejsca w szalupie, a przecież to jest niemożliwe.

- Nie wypowiadaj się o rzeczach, na których się nie znasz! – odgryzł się polityk, poruszony słowami krytyki. - Łódź może przecież popłynąć dwa razy… Szalupa zabierze pierwszą grupę, odwiezie ją na ląd, a potem wróci po resztę rozbitków.

Rozległ się pomruk aprobaty. Dlaczego nikt wcześniej nie wpadł na taki pomysł? Przecież to takie proste rozwiązanie! Ten polityk to jednak łebski facet – słychać było entuzjastyczne komentarze.

Emeryt podumał, podrapał się w łysą czaszkę i zrobił krok w stronę przywódcy.

- A ja pewnie dostanę klasę biznes...? – odezwał się przedsiębiorca, dotąd zajęty gadaniem przez komórkę, mimo że na oceanie nie było zasięgu.

- I opiekę medyczną na czas trwania podróży – beztrosko przyobiecał polityk i puścił oko do lekarza.
Doktor zrobił zdziwioną minę. Wprawdzie przysięga Hipokratesa zobowiązywała go do niesienia pomocy każdemu, kto jej potrzebował, ale nie cierpiał, gdy ktoś narzucał mu swoją wolę. Nie zdążył jednak zająć stanowiska w tej sprawie, bo na czoło grupy wydostał się prawnik.

- Z powodu braku zgody, proponuję podjęcie negocjacji między stronami konfliktu. Mam duże doświadczenie w rozwiązywaniu sporów i mediacjach – reklamował swoje usługi, przez nikogo o to nieproszony, właściciel kancelarii prawnej, a potem siadł na ławeczce w łodzi. – Za swoje usługi żądam jedynie tego miejsca.

Na znak polityka, wojskowy wywlókł go za włosy z szalupy.

- Jazda mi stąd! – Mimo podeszłego wieku, żołnierz okazał się nadzwyczaj krzepki. – Najpierw praca, później zapłata!

W spór dotąd nie zaangażował się jedynie artysta. Wisiał na barierce przy mocno nachylonej burcie statku, dumał nad czymś i pogwizdywał sobie, patrząc na bezmiar wody dookoła.

Pozostali rozbitkowie, przemarznięci i zmęczeni brakiem uzgodnień, zebrali się w sterówce okrętu, gdzie postanowiono wszcząć negocjacje. Pod ich nieobecność na pokładzie, kapitan opuścił pustą szalupę na wodę i smętnym wzrokiem patrzył jak unoszą ją fale.

W przerwie obrad polityk, wojskowy i prawnik wyszli na naradę na zewnątrz. Zobaczyli, jak łódź oddala się od okrętu i w przypływie wściekłości wyrzucili kapitana za burtę. Świadkiem zbrodni był tylko artysta, którego nikt nie zauważył, gdyż siedział na dachu sterówki i wpatrywał się w widnokrąg. Mężczyzna od razu zaczął układać pieśń o tym niebywałym zdarzeniu, ale w końcu zmarzł i niepostrzeżenie wślizgnął się do pomieszczenia.
Podczas burzliwych negocjacji powstało i upadło wiele koncepcji przyznawania miejsc w szalupie. Proponowano, żeby ustalić parytet dla kobiet, ktoś upomniał się, by swego reprezentanta miały mniejszości seksualne i etniczne, inny ktoś obawiał się, czy ekolodzy wyrażą zgodę na ewakuację osób noszących naturalne futra. Ostatecznie zgodzono się, żeby w grupie rozbitków, którzy jako pierwsi opuszczą wrak statku znalazła się równa procentowo liczba przedstawicieli wszystkich środowisk.

- Nauczycielka jako reprezentantka kobiet zajmie miejsce na dziobie szalupy – zaproponował polityk. – Obok siądzie ksiądz, jako przedstawiciel Kościoła, potem robotnik, pułkownik uosabiający armię, prawnik i ja, jako członek rządu.

- A kto będzie reprezentował biznes? – dopytywał przedsiębiorca, któremu wysiadła właśnie bateria komórki i przestał gapić się w jej ekranik.

- Interesy przedsiębiorców znajdą swoje ucieleśnienie w osobie prawnika. Wszak prowadzi on własną praktykę – wyjaśnił polityk.

Ktoś zaczął głosić destrukcyjną plotkę, jakoby mąż stanu przydzielał miejsca w szalupie, której już nie ma.

- To oszczerstwo! – zdementował pogłoski dygnitarz. – Łódź nadal czeka, ale ze względu na bezpieczeństwo osób, które nią popłyną, poddano ją przeglądowi technicznemu i konserwacji. Zanim dojdzie do ewakuacji, szalupa będzie gotowa.

- A gdzie podział się kapitan? – zainteresował się emeryt.

- Kapitan podjął się niebezpiecznej misji – wypalił polityk bez chwili wahania. - Wypłynął pontonem, sprawdzić jak daleko znajduje się ląd. Jest naszym bohaterem. Jeśli nie wróci, nazwiemy wrak jego imieniem.

Rozbitkowie nagrodzili polityka brawami. Na chwilę zapomniano o sporze. Każdy doceniał odwagę kapitana, zastanawiano się, czy nie postawić mu pomnika, a ksiądz obiecał mszę w jego intencji i od razu zabrał się za zbieranie datków na ten cel, zaś artysta zaproponował, że zaintonuje pieśń o jego czynie, którą właśnie ułożył. Wyszedł na środek sterówki, stanął na mostku i pięknym barytonem zaśpiewał o tym, jak kapitan spuścił na wodę pustą szalupę, jak zdybali go na tym polityk i jego poplecznicy, i wyrzucili za burtę.

- Ten człowiek postradał rozum! – ogłosił dygnitarz. – Jak wiadomo artyści to wariaci, jednostki słabe psychicznie i niezrównoważone, a temu w stresie puściły nerwy.

Wojskowy, ksiądz i prawnik zajęli się biedakiem, usiłując wytłumaczyć mu, że się myli. Gdy upierał się przy swoim, sprowadzili go z mostka i siłą wyciągnęli na pokład, twierdząc, że pokażą mu szalupę, która przechodzi przegląd techniczny na rufie. Po kilku minutach wrócili bez piewcy czynu kapitana.

- Artysta już czuje się lepiej, ale przez pewien czas pozostanie w odosobnieniu, żeby mógł sobie wszystko przemyśleć – poinformowali rozbitków.

Nagle statek gwałtownie pochylił się ku rufie. W panice wszyscy wybiegli na dek. Słychać było jak woda bulgocze w kabinach, pochłaniając coraz większe połacie okrętu.

- Gdzie jest szalupa! – pieklił się robotnik. – Okłamaliście nas! Ukryliście łódź, żeby nią odpłynąć, gdy odwrócicie naszą uwagę.

Ludzie zaczęli biegać po zalewanym wodą pokładzie w poszukiwaniu szalupy, lecz nigdzie jej nie było.

- Jak śmiesz posądzać mnie o kłamstwo! – oburzył się polityk. – Ty wiesz, kim ja jestem...?!

- Zaraz zobaczysz, kim ja jestem! – robotnik rzucił się na niego z pięściami.

- Wojsko! Wojsko! – wrzeszczał polityk. – Bierz go! – wskazał napastnika pułkownikowi.

- Ani myślę! Wszystkich nas wykiwałeś. Dobrze wiesz, że nic nas nie uratuje.

Rozbitkowie zwrócili się przeciwko politykowi.

- Nie ja jestem temu winny, lecz kapitan – sabotażysta – tłumaczył mąż stanu w opałach. - Chciałem jak najlepiej…

Robotnik dopadł prominenta, chwycił go za gardło i zaczął dusić. Naraz statek stanął dęba i wszyscy z wrzaskiem zsunęli się do oceanu. Woda zabulgotała, na powierzchnię z sykiem wypłynęło powietrze i po okręcie zostało tylko wspomnienie. Parę osób poszło na dno razem z wrakiem, a ci co nie umieli pływać, wnet podążyli ich śladem. Po chwili na spokojnym morzu zostało tylko kilku rozbitków. Szaleńczo młócili rękami fale, próbując utrzymać się na powierzchni.

Ocaleni ujrzeli niewielki, jasny przedmiot unoszący się na wodzie. Zaczęli płynąć w jego kierunku, widząc, że i on zmierza ku nim. Obiekt rósł w oczach i wkrótce okazało się, że to szalupa. Na ławeczce siedział kapitan, wiosłując co sił. Ruszył rozbitkom z pomocą. Najpierw wciągnął na pokład księdza, potem wojskowego i robotnika; udało mu się wyłowić też emeryta, który mimo wieku, bystro sunął ku łodzi pięknym crawlem. W wodzie został już tylko polityk. Rozpaczliwie miotał się w falach, trzęsąc się z zimna. Szybko opadał z sił. Kapitan miał powody, by wahać się, czy go uratować, ale w końcu usłuchał próśb pozostałych rozbitków, podpłynął do niego i razem wciągnęli mężczyznę do szalupy.

Polityk, ledwie woda z niego ociekła, wstał i wygłosił podniosłą mowę, dziękując kapitanowi za bohaterską postawę, obiecując mu ordery oraz liczne zaszczyty.
- Proponuję wyznaczyć osobę odpowiedzialną za obranie właściwego kursu, a zaraz potem powołać komisję, która ustali przyczynę katastrofy i wskaże winnych tej tragedii – zaczął z werwą, gdy tylko rozgrzał się i odsapnął. – Zgłaszam siebie na przewodniczącego…

Nie dokończył, bo kapitan zdzielił go wiosłem w mokrą łepetynę i mąż stanu bez przytomności osunął się na pokład.


Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
mad25 · dnia 13.12.2011 20:00 · Czytań: 2028 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 5
Komentarze
pierzak dnia 14.12.2011 22:20 Ocena: Świetne!
Poruszasz ciekawe tematy w interesujący sposób.
Bez zgrzytu, lekko się czyta, ale to już wiesz.

Strasznie podoba mi się opis poszczególnych przedstawicieli danych grup. Genialne.

Pozdrawiam :D
ekonomista dnia 15.12.2011 02:08
Bardzo ładnie napisane. Szkoda, że zakończenie mi się nie podoba :)
Hedwig dnia 15.12.2011 08:50 Ocena: Świetne!
Po prostu rewelacja. Śmiałam się cały czas, chociaż był to gorzki śmiech.
Oceniam jako świetne i serdecznie gratuluję.:p:p:D:D
Usunięty dnia 15.12.2011 09:20
Świetne i w treści i w formie.
mad25 dnia 15.12.2011 22:12
Dzięki wszystkim za przeczytanie i poświęcenie chwili na komentarz.
Cieszy mnie, że się podobało:D
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:70
Najnowszy:pica-pioa