Może zabrzmi to banalnie, ale ja naprawdę kocham pomagać. Czy to starszej Pani na ulicy w przejściu przez drogę, czy to tzw. Więźniom Sumienia, poprzez pisanie listów z prośbą o uwolnienie. Dlatego Szlachetna Paczka wydawała mi się czymś stworzonym dla mnie- oto miałam możliwość stać się częścią stowarzyszenia, które naprawdę spełniało marzenia!
Niestety, po chwili radosnej euforii przyszły wątpliwości, strach, pytania- Czy podołam? Czy uda mi się wybrać właściwą rodzinę? Co, jeśli odrzucę rodzinę naprawdę potrzebującą, przekonana, że nie należy im się wsparcie? Czy znajdę odpowiedniego Darczyńcę? Przyznam szczerze, że te wszystkie pytania mnie przeraziły. Pomyślałam- Nie podołam!- i już byłam gotowa uciec na koniec świata, gdy jakiś głos we mnie się zbuntował przeciw tej tchórzliwej myśli, głos, który przemówił mi do rozsądku. „Hej, pomaganie nie zawsze jest łatwe! Dziewczyno, musisz się postarać, ale pomyśl, że są w Polsce tysiące młodych ludzi myślących dokładnie tak jak ty… Gdyby wszyscy rezygnowali, nie byłoby Szlachetnej Paczki!” I wtedy zabrałam się do pracy.
Oczywiście nie było idealnie. Pierwsza rodzina zdecydowanie nie potrzebowała naszej pomocy. Kolejne odwiedzone rodziny- owszem. Po kwadransie rozmowy zyskały naszą sympatię swoją serdecznością, skromnością i tą pogodą ducha, wiarą, że pomimo przeciwności losu uda im się wybrnąć z kłopotów- finansowych, rodzinnych, zdrowotnych. Od razu po powrocie do domu wprowadziłam moją rodzinę do bazy potrzebujących i pełna werwy zabrałam się do poszukiwania tego jedynego Darczyńcy. Po kilku odmowach znów ogarnęło mnie zniechęcenie. Jak to? Nikt nie chce im pomóc? Czy oni oszaleli? Przecież to taka wspaniała rodzina! Gdybym nie była biednym studentem, liczącym każdy grosz, sama bym im sprezentowała wszystko, o czym marzą. Przez kilka dni chodziłam jak struta, kombinując, do kogo pójść, który bank obrabować… Bezskutecznie. Po raz kolejny zalogowałam się do bazy, prosząc niebiosa o cud i wymarzony komunikat „Rodzina znalazła darczyńcę”.
Teraz wiem, że ten, kto powiedział, iż cudów nie ma, jest skończonym durniem. Cuda się zdarzają i zsyłają nam takich cudownych Darczyńców, którzy pomimo kryzysu światowego, zbliżających się świąt i rosnących podatków postanawiają pomóc nieznanej sobie osobie, mieszkającej na drugim końcu kraju. Czy to nie jest cud? Z radości zaczęłam krzyczeć i podskakiwać, jakby ta paczka miała zostać przygotowana dla mnie. Moje współlokatorki przybiegły przerażone, święcie przekonane, że zaatakowało mnie stado dzikich myszy. A ja niezwłocznie zadzwoniłam do Darczyńcy, dziękując mu za pomoc i ustalając wszystkie szczegóły.
Czy życie wolontariusza jest ciężkie? Absolutnie nie. Owszem, zawsze napotykamy na drodze przeciwności losu, które hamują nasze działania, ale zawsze to my wygrywamy. Bo mamy w sobie moc, mamy w sobie wiarę, że są na wśród nas ludzie dobrzy. I najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że powodzenie akcji Szlachetna Paczka nie jest żadnym cudem. To jest nasza rzeczywistość. To jest znak, że nasza praca ma sens, bo możemy liczyć na wsparcie Polaków, bezinteresownych Bohaterów, którzy są niczym Clark Kent- na co dzień anonimowi obywatele, chodzący do pracy i narzekający na złe drogi, jednak zamieniający się w niepokonanego Supermana, gdy tylko będzie potrzebna pomoc.
Nie mogę się doczekać do finału i chwili, kiedy dostarczę paczkę „mojej” rodzinie. I musicie wiedzieć, że ocieplenie za oknem to tylko i wyłącznie zasługa Szlachetnej Paczki- Te gorące serca, dobre uczynki i uśmiechnięte twarze dały nam dużo ciepła w środku zimy. Za to wszystko dziękuję zarówno darczyńcom jak i wolontariuszom.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Gadget · dnia 22.12.2011 19:51 · Czytań: 618 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Inne artykuły tego autora: