Wylot zatkała palcem, podpaliła komin trzęsącymi się rękami. Biały dym zaczął przeciskać się przez szklaną rurkę prosto do ust, gardła, krtani. Zaciągnęła się słabo. Cień uśmiechu przebiegł przez jej twarz. Odgarnęła kasztanowe włosy z czoła, które za uchem dołączyły do burzy niesfornych loków. Podała prowizoryczną fajkę chłopakowi, który cały czas wpatrywał się w nią głodnymi oczami. Pozwolił, by narkotyk wypełnił go całego, po czym pocałował dziewczynę szybko, nagle, zachłannie. Poczuł jak jej palce muskają mu kark. Zaciągnął się jeszcze raz i znów przylgnął ustami do niej poddając się przepływającej przez nich kokainie. Zamroczyło ich, położyli się na trawie śmiejąc się i płacząc z sobie tylko znanych powodów.
Tony podniósł się ospale z łóżka, z głową ciężką od prochów. Naciągnął od razu przyduże spodnie i wyciągnął z kieszeni trochę suszu i bibułki. Pewnymi ruchami skręcił jointa i odpalił go swoją starą, importowaną ze Stanów zapalniczką w kształcie liścia marihuany. Po pierwszym zaciągnięciu oddech mu zadrżał, a ręce zatrzęsły. Poczuł się o wiele lepiej.
Wyciągnął woreczek w którym trzymał trawkę i starannie go złożył. Z szuflady na bieliznę wyciągnął telefon i zadzwonił do Alicji. W słuchawce usłyszał jej rozkosznie zaspany głos.
- Mhmmmm?
- Dzień dobry – praktycznie roześmiał się w słuchawkę słysząc ją. – Śpisz?
- Skądże. Powieki sobie od spodu ogląąąąąądam – odpowiedziała z przekąsem ziewając.
- Już się bałem, że cię obudziłem – przeszedł do łazienki i przeczesał palcami włosy przed lusterkiem. Wpadnę do ciebie za godzinę. Twoi starsi dalej w Trójmieście?
- Jeszcze przez dwa dni, mówiłam ci.
- Okay, już jadę.
- Ale ja nawet nie…
- Też cię kocham – uciął szybko rozłączając się i z obłąkanym uśmiechem ubrał rozciągnięty szary T-shirt, na to wytartą, już dawno zużytą dżinsową kurtkę. W podskokach wcisnął glany i wybiegł z domu zatrzaskując drzwi z łoskotem.
Alicja wstała bez większego oporu. Rześkim krokiem zeszła na dół, zjadła miskę płatków i weszła pod prysznic. Jej rodziców nie było już drugi tydzień, więc po całej łazience porozrzucane były prochy i blanty.
Zdjęła koszulę Tonego, w której zawsze spała i wskoczyła pod strumień ciepłej wody. Połknęła tabletkę która leżała na półeczce, obok ręczników i spokojnie umyła się pozwalając by każdy ruch trwał jak najdłużej. Gdy wreszcie skończyła ubrała luźne spodnie i flanelową koszulę nie dopinając jej do końca. Rozczesała długie włosy i ledwie zdążyła umyć zęby, kiedy usłyszała otwierane drzwi. Tony. On nigdy nie uznał za stosowne zapukać, czy zadzwonić dzwonkiem. Stał w korytarzu z charakterystycznym dla siebie, nieprzytomnym spojrzeniem. Uśmiechnął się do niej. Gdyby nie fakt, że przywykła do niego, ugięłyby się pod nią kolana od razu kiedy przeniosła wzrok na jego skupione bladoniebieskie oczy.
- Masz trawkę? – zapytała z miejsca.
- W kieszeni. Możesz sobie wziąć – wyszczerzył zęby w radosnym grymasie nie spuszczając wzroku z dziewczyny.
- Ech – westchnęła przewracając teatralnie oczami. Wyciągnęła rękę, ale chłopak od razu odskoczył.
- A-a-a! Tylna kieszeń – roześmiał się.
- Tony, do kurwy nędzy. Dasz mi to, czy nie? – warknęła poirytowana.
- No daj spokój – Alicja uniosła brwi. – Dobra, trzymaj – westchnął zrezygnowany.
- Widzisz, tak lepiej. Co dziś robimy?
- Może po prostu pójdziemy na starą stację, jak zawsze?
- Obiecałeś coś wymyślić. Co dzień chodzimy na tą pierdoloną stację, żeby tylko się naprać. Chcę czegoś innego.
- Słuchaj co mówi młoda i wynoście się. Kurwa, spałam, a was słychać w całym domu – Ze swojej sypialni schodziła Agnieszka, kuzynka Alicji, która przyjechała na weekend.
- Nawet nie krzyczymy – zaoponował chłopak.
- Przecież podsłuchiwała, jakbyś nie znał Agi. Szukała pretekstu żeby dać o sobie znać – wyszczerzyła się do zaspanej kuzynki. – Spoko siostra, my i tak wychodzimy. Tone, masz zapalniczkę? – Wyszła z domu paląc wesoło skręta i podśpiewując. Tony rozłożył ręce w kierunku Agnieszki i wybiegł za dziewczyną.
- To co dziś w końcu robimy? – zapytała po godzinnym spacerze.
- Mam pomysł, ale nie jestem pewien czy ci się spodoba.
- Mów, mów. – chłopak w odpowiedzi wyciągnął z kieszeni dwa bilety. – Dezerter! Kompletnie zapomniałam że to dziś.
- A widzisz, ja pamiętałem. Chyba coś mi się za to należy – uśmiechnął się łobuzersko.
- Ha, być może, ale jeszcze tam nie trafiliśmy, pamiętaj – roześmiała się.
- Bo to dopiero wieczorem. O 20.00, a jest dopiero południe. Do tego czasu, możemy iść na stację, albo do mnie.
- A możemy iść przed siebie? – spytała już na niego nie patrząc, paląc trawkę i idąc swobodnym krokiem. Westchnął w duchu.
- Jak chcesz.
- Hej, starczy już, otrzeźwiej.
- Ale ja wcale nie chcę…
- Za pół godziny jedziemy, a nie przełożę cię przez motor jak przez konia.
Siedzieli u niego w domu, a w zasadzie Alicja kiwała się niezgrabnie na kanapie, a on kucnął przed nią i próbował z nią rozmawiać.
- Już mi lepiej. Poczekaj, pójdę do łazienki. Umiem iść sama, do cholery, przechodzi mi. – Powolnym krokiem przeszła do łazienki, klęknęła przed wanną i odkręciła głowę. Ostrożnie przybliżyła twarz do wody starając się nie zmoczyć włosów. Zimna woda uderzyła jej do głowy. Wróciła do pokoju uśmiechając się blado.
- Widzisz, przeszło mi - po części powiedziała prawdę. Kontrolowała już to co robi i mówi, ale w głowie pozostała tępa pustka.
- Możemy jechać?
- Oczywiście. Zbieraj się.
Motor odpalił wydając z siebie delikatny pomruk. Chwila jazdy i byli na miejscu. Koncert pod gołym niebem, takie zawsze są najprzyjemniejsze. Szybkie sprawdzanie biletów i już przeciskali się jak najbliżej sceny. W końcu nie na darmo mieli najlepsze bilety. Kapela się powoli rozgrzewała. W powietrzu unosił się zapach taniego wina i papierosów. Tony z Alicją odpalili sobie po skręcie czekając aż zabawa się zacznie.
Już po paru minutach usłyszeli grane ich ulubione kawałki. Dali się porwać muzyce i dołączyli do ogólnego pogowania.
- JE, JE, JESTEM WREDNY LEŃ! – krzyczeli wszyscy zagłuszając wokalistę.
Wino uderzało do głowy, muzyka uderzała do głowy, trawka uderzała do głowy. Zdawali się być gdzie indziej, jakby koncert odbywał się pod ich nieobecność. Poniekąd było to prawdą.
Odzyskali świadomość gdy koncert dobiegał końca. Pożegnalny kawałek, obietnica powrotu i składanie sprzętu. Tony i Alicja również opuścili wyznaczone na imprezę miejsce i przeszli na prowizoryczny parking. Wciąż na high’u śmiejąc się i żartując wsiedli na motor. Chłopak założył sobie i dziewczynie kask i rzucił coś o trzymaniu się. Rozpędził się w mgnieniu oka.
- Zwolnij, do cholery, chcesz nas pozabijać?! – Krzyknęła mu do ucha, ale on nie słuchał. Z ust poleciała mu piana, stracił przytomność. Dziewczyna pisnęła, starała się dosięgnąć hamulca, ale ciało odmówiło jej posłuszeństwa. Motor powoli tracił na szybkości, ale to nie wystarczyło, nie zdążyli wyhamować przed słupem telekomunikacyjnym, który nagle wyrósł im przed oczami. Uderzyli w niego z hukiem. Alicja poczuła niewyobrażalny ból w kolanie. Ze strachem spojrzała na nie. Nie wyglądało najgorzej. Ale ból był niewyobrażalny. Spanikowała, zaczęła kaszleć, a potem już tylko straciła przytomność.
Budząc się poczuła okropny zapach szpitala, który uderzył w jej nozdrza. Zakręciło jej się w głowie, odruchowo przeszukała kieszenie szukając czegoś do zapalenia. Ale nie miała kieszeni, ubrana była w szpitalną piżamę. Zaklęła w duchu. Podniosła się z łóżka z dziwnym uczuciem ciężkości. Do Sali weszła pielęgniarka jak tylko zobaczyła że dziewczyna próbuje wstać.
- Nie wolno Ci wstawać, musisz leżeć.
- Co mi jest. Kręci mi się w głowie…
- To przez leki. I przez to co wzięłaś. Musisz mi podać swoje dane, zawiadomimy rodzi….
- Co z Tonym? – Przypomniała sobie nagle.
- Kim? – pielęgniarka uniosła brwi.
- Tomasz, mój chłopak, jechał ze mną.
- Wypadek nie spowodował u żadnego z was większych obrażeń. Siniaki, parę złamań – mówiła powoli starannie dobierając słowa.
-Ale? Jest jakieś ale. Niech mi pani powie.
- Twój chłopak nie żył już przed wypadkiem. Przedawkował, dostał napadu, udusił się…
Nie słyszała co jej tłumaczono. Poczuła niewyobrażalną pustkę, ale nie w głowie, a w środku.
- Zjebałam – wyszeptała tylko, zanim straciła z powrotem przytomność.
Gdy się obudziła ponownie zobaczyła Tonego siedzącego przy jej łóżku.
- Obudziłaś się – uśmiechnął się tak, jak tylko on potrafił.
- Ty nie żyjesz, co ty tu robisz – wyszeptała z trudem łapiąc oddech.
- To była pomyłka, był jeszcze drugi wypadek, mnie nic nie jest.
Usiadła na łóżku. Ze zdziwieniem zauważyła, że nic ją nie zabolało. Sięgnęła ręką do kolana. Zgięła i wyprostowała je parę razy, obejrzała dokładnie. Nie było na nim najmniejszego zadrapania.
- To nie jest sen, prawda? – Chłopak zaśmiał się ciepło.
- Nie słońce, to nie jest sen. Już jest w porządku. Jestem.
- Ale przecież ty…
- Ciiii… Spokojnie, śpij. Już jest w porządku.
Ponownie zamknęła oczy. Nie wiedziała co się stało, była zdezorientowana. Mimo to, sen przyszedł od razu.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Norules · dnia 31.12.2011 10:03 · Czytań: 776 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 3
Inne artykuły tego autora: