O.C.CH?! O co chodzi?! - Adhar
Proza » Długie Opowiadania » O.C.CH?! O co chodzi?!
A A A
Śmiech? Czy ja na pewno słyszę śmiech? A może to rżenie konia albo wiatr, który wpada poprzez niedomknięte okno? W sumie czuję zimno! Można iść dalej tym tropem. Jeśli to okno, a na zewnątrz jest zimno, to dlaczego nikt nie zamknął je szczelnie? Ktoś zapomniał? (musi mieć niezłą sklerozę, jeśli to prawda, ale zapewne to jest nie prawda; jestem człowiekiem i się mylę) Przykryję się kołdrą, bo takową posiadam. Trzymam ją w rękach i ciągnę ku szyi. Leżę w łóżku! Łóżko i kołdra – pasują do siebie jak puzzle do układanki. Powoli zaczynam się czuć detektywem, który rozwiązuje najbardziej zawiłe zagadki wszechświata. Dobra, wystarczy świata. Tego pomieszczenia w którym się znajduję. Czy to musi być pomieszczenie? Może jestem na zewnątrz, wieje wiatr, trzeszczą drzewa, obok przemykają sarny i inne leśne zwierzęta? Odpada. Jest za cicho. Zastanawiam się, czy dobrym pomysłem będzie otwarcie oczu. Jak je otworzę to co? A) mogę tego żałować, gdyż nie wiem co ujrzę B) ciężkie powieki trudno jest podnieść nie wkładając w to siły, a ja zawsze jestem leniem (to jedyna rzecz jaką pamiętam) C) mogę też ujrzeć jakąś ładną kobietę, która siedzi obok łóżka i patrzy się na mnie swoimi dużymi oczami. Żeby tylko miała dekolt!
Jako mężczyzna lubię kobiety, nie ukrywam. Co ja na to poradzę, że widok piersi działa na mnie kojąco, uspokajając mnie i moje zawiłe myśli, które nie radzą sobie z problemami życia. W każdym bądź razie wybrałem opcję „C”, a dwie pozostałe odrzuciłem. Kobiety z dekoltem nie zobaczyłem. Nic nie zobaczyłem. Cholera! Tyle wysiłku włożonego w otwarcie oczu, a tu pustka. Jaka tam pustka! Ciemność. Otwierając oczy zrobiłem krok naprzód, pomyślałem, jeśli tak, to mógłbym też obrócić głowę. Lewo – nic, prawo – nic. Koniec! Odpoczywam. Śmiech. Jakby kobiecy. Coś w stylu tych, kiedy jest kilka dziewcząt i jedna pokazuje zdjęcie nagiego faceta. Wszystkie mówią: „Weź to ode mnie, hi hi hi!”, „Przecież to okropne, hi hi hi!”, „Patrzcie, patrzcie co on tam ma, HI HI HI!”.
Co się dzieje? Gdzie jestem? Co ja tu robię? Przykro mi, ale nie dostanie pan odpowiedzi na tak trudne pytania. Pewnie, sam się człowieku domyślaj. Kolejna porcja wysiłku. Przydałoby się myślami cofnąć o parę dni, pomyśleć co się robiło, z kim rozmawiało. Spróbujmy! Szklanka. Pełna, z lodem. Pełna czego? Lodu? Nie, nie. Alkoholu. Takiego różowego, z parasolką. Co z parasolką? Lód z parasolką? NIE! W środku była parasolka, taka mała. Nic z tego nie będzie. Jeśli mam się kłócić z własnym umysłem, to podziękuję. Ale przynajmniej coś mam. Tak, szklankę z drinkiem. Różowym. Dobre i to. Co dalej? Kobiety? Nie, nie. Książka! Tak jest! Książka. Czytałem książkę, tylko oczywiście nie wiem o czym. O czymś na pewno. Jedziemy dalej! Fotel. Dokładnie, siedziałem w fotelu, trzymając w jednej ręce różowy drink, a w drugiej książkę. Czytałem i piłem. Piłem i czytałem. Co dalej? Nic. Taka sama pustka, jak i tu, gdzie jestem. Ciemność. Śmiech stawał się głośniejszy. I bliższy. I za parę sekund miałem się przekonać do kogo należał.
Po prawej stronie zapaliło się światło. Mała lampka nocna. Rzucała na pomieszczenie delikatną poświatę żółtego światła. Leżałem na szpitalnym łóżku, które po bokach miało metalowe rurki. Po lewej stronie znajdowała się szklana ściana, z również szklanymi drzwiami na środku. Moje oczy w tym słabym świetle wypatrzyły również małe urządzenie, które służy do pomiaru funkcji życiowych. Mała zielona kreska skakała w górę i w dół w miarę rytmicznie. Dziwne, że wcześniej nie zauważyłem nawet błysku zielonego światła. Pewnie włączyło się to razem z lampką. Po prawej okno i drugie łóżko szpitalne. To chyba szpital, pomyślałem dumny ze swej drugi dedukcji. Za oknem noc, chyba, że było przesłonięte od drugiej strony jakąś czarną szmatą. Głowa przechyliła się na lewo, gdy tylko skrobanie zamieniło się w trzask otwieranych drzwi. Do sali weszły dwie młode kobiety ubrane w strój pielęgniarek kupiony zapewne w sklepie z „łóżkową bielizną”. Zawsze tak nazywałem te stroje. Świetne do zabaw dla dorosłych, ale raczej nie pasujące do szpitala. Jedna była ruda, druga miała włosy koloru blond. Obie miały zapięte włosy w kucyk. Blondynka ruszyła do okna, a ruda podeszła do łóżka w którym leżałem.
- Jak się czujemy, panie Greys? – zapytała.
- Ktoś nie zamknął okna! Biedaczkowi musiało być zimno! – z mocno zaakcentowanym zdziwieniem rzekła blondynka, wracająca od okna.
- Biedaczek, nawet nie odpowie na twoje pytanie, Zorzo! Pewnie usta mu tak zamarzły, że wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa stało się niemożliwe.
Zorza pochyliła się nade mną i pocałowała mnie w wyschnięte usta. Mówię wam, od razu odżyłem! Jej pocałunek był niesamowicie słodki, dosłownie słodki. Czułem, jakby ruda dziewczyna, zwana Zorzą, miała na ustach cukier. Odchyliła się i popatrzyła dumnie na mnie z góry.
- Teraz powinien pan, panie Greys, podziękować Zorzy – powiedziała blondynka, poprawiając mi poduszkę i zarazem nachylając się obfitym biustem nad moją twarzą.
- Dziękuję – to słowo wyleciało ze mnie z szybkością dorównującą szybkości światła.
- Pięknie! Jak się pan czuje? – zapytała Zorza.
- Czuję się, jakbym był w niebie, a wy byłybyście aniołkami. Ale pierwsze co chciałbym wiedzieć to gdzie się znajduję… - nie zdążyłem dokończyć zdania, gdyż Zorza postawiła palec wskazujący na moich ustach.
- Ciiii.
Do pomieszczenia wpadł gruby facet. Chyba był lekarzem, gdyż miał na sobie biały fartuch (dalej byłem dumny ze swojej kariery detektywa). Posiadał stetoskop, który odbijał się od klatki piersiowej.
- Dziewczynki uciekajcie, bo przyjdę potem do was i was zjeeeeem! – powiedział to tak, jakby był starym zboczeńcem widzącym nagie dziewczęta przed sobą. Kurcze, coś w tym było.
- Panie Greys – zaczął rozpinać fartuch – zbadamy się i dowiemy się, czy będzie dobrze działo się!
Za dużo SIĘ i widok grubego faceta, próbującego ściągnąć fartuch, zwielokrotniło aktywność mojego serca, co przejawiło się na zielonym pasku skaczącym w małym urządzeniu. Co on chce mi zrobić? KUKU?
- Panie doktorze, a może jednak w ubraniu mnie pan zbada?
- Wykluczone! Muszę mieć kontakt cielesny ze swym pacjentem, inaczej nie ma szans na przeprowadzenie porządnego badania.
Cholera! Niedobrze! Co ma znaczyć kontakt cielesny? NIE! Stop! Moja wyobraźnia mnie przerasta w niektórych momentach. Dlaczego te dwie dziewczynki nie mogły mnie zbadać?
- Te dwie dziewczyny nie mogą pana badać, bo nie mają takich kompetencji – odpowiedział lekarz, który rozpiął już ¾ guzików fartucha, mogłem już zauważyć żółte spodenki (to nie były bokserki). Odpowiedział też tak, jakby czytał mi w myślach. – Widzi pan, tylko ja tutaj jestem lekarzem, tylko ja! I nic pana nie uchroni przed kompletnym badaniem całościowym!
Kompletne badanie całościowe – źle brzmi, źle brzmi. Spróbowałem się ruszyć, tylko, że nic to nie dawało. Moje wysiłki nie dawały żadnych objawów poruszenia kończynami. Nogi i ręce miałem jak z cementu. Tylko głową mogłem ruszać na boki, ale co mi to daje? Rozglądanie się i nie patrzenie na doktorka? To niesprawiedliwe! Facet się rozkręcił. Jego ogromny brzuch opadał na nogi, który wyglądały jak zrobione z białego puchu. Trzęsły się całe, pewnie dlatego, że trudno jest utrzymać taki ciężar. Nie dziwiłem się tym nogom. Teraz nawet im współczułem.
- Panie doktorze, ale co by było jakbyśmy nie zrobili dziś tego badania? – zapytałem, wyczekując odpowiedzi w stylu: „No dobrze, panie Greys (przynajmniej wiem jak się nazywam!), możemy odłożyć to badanie”.
- Jakbyśmy?! MY? Pan śmie wątpić! – lekarz wgramolił się na łóżko i usiadł na mnie okrakiem. Poczułem ucisk, pewnie dlatego, że usiadł na moim brzuchu (jestem genialnym detektywem, genialnym!) – Tylko ja potrafię robić takie badanie, tylko ja! A wie pan dlaczego? Ponieważ jestem najbardziej znanym lekarzem!
- A na czym będzie polegało to badanie? – zapytałem z czystej ciekawości, nie wiem po co, jeśli badanie miało zostać przeprowadzone na mojej osobie.
- I to mi się podoba. Po pierwsze proszę pana – opasły doktor usiadł wygodniej na mnie i począł opowiadać – zaczynamy od delikatnego nacięcia. Następnie rozszerzamy nacięcie powodując otwarcie!
Widać, że lekarz też chciał się dostać do bractwa detektywów. Najważniejsze było to, iż słuchając tego co doktorek mówił, zielona kreska po lewej świeciła prawie non stop. Moje biedne serduszko.
- Do środka, czyli do pana wprowadzamy takie małe urządzenie, które znajduje exigototus mogusus.
Że co?
- I jeśli je znajdzie, to wtedy ściągam z pana skórkę, tak delikatnie ma się rozumieć. Podłączamy pana stopy do gorących płytek i dostajemy wykaz na papirusie.
Na papirusie, co? Jestem w Egipcie! Zawsze chciałem zwiedzić Egipt. Pan Greys zwariował.
- Dziadku! Cio ty wyplawiasz? – usłyszałem delikatny głosik należący do małej dziewczynki stojącej przy drzwiach z misiem w ręce. Drugą, wolną rączką pocierała oczy, jakby została nagle zbudzona.
- Dziadku! Mówiłam ci, że nie możesz tak lobić! To jest nie pociebne, dziadziu! Naplawdę!
Lekarz, a raczej cudowny dziadunio odwrócił głowę, przeskoczył przeze mnie i wylądował obok małej dziewczynki, ubranej w różową sukienkę do spania, potocznie zwana pidżamą (osobiście denerwuje mnie taki zapis, ale jak jest tak w większości książek… wolę piżama).
- Cukiereczku złoty, ten pan jest po prostu chory, a ja go muszę wyleczyć.
- Wiem, dziaduniu. Maś tu moją sukienkę, załóż ją bo ci będzie zimno! – dziewczynka ściągnęła sukienkę i podarowała ją dziadkowi, który wcisnął się w nią z ogromnym trudem. Ten materiał musiał być z gumy, ale na takowy nie wyglądał. Mała kobietka miała na sobie biały fartuch. Skąd, jak, gdzie?! Ten fartuch ewidentnie należał do dziadka, gdyż dziewczynka można by rzec: topiła się w nim.
- Dziękuję ci, ślicznotko. – powiedział gruby lekarz, wyglądający tak, jakby Statua Wolności była odziana w wasz podkoszulek. Zdajecie sobie sprawę z tego, jakie dziwa tu oglądam, na dodatek nie mogę się ruszyć?
Lekarzo-dziadek wyszedł z sali. Zostałem sam na sam z dziewczynką ubraną w ogromny fartuch.
- Pseplasam pana baldzo, ale taki właśnie jest mój dziadek. Dziwny typuś, prawda?
Typuś?!
- Zgodzę się z tobą jakkolwiek ci na imię. Możesz mi powiedzieć, gdzie ja jestem?
- Plose pana, jeśt pan w baldzo ładnym miejscu! Źa okienkiem jest noc, tutaj jest cieplutko, nie wiem ciego pan się pyta, gdzie pan jeśt. To najmniejszy pana kłopocik, bo widzi pan, zalaź przyjdzie tutaj pan z taksówki.
- Kto? – zapytałem, jakbym jakimś cudem potrafił jeszcze myśleć racjonalnie.
- Pan z taksówki! Nie dobrze, jak pan nie zna takiego pana. Mozie być zły!
Dziewczynka wyszła. Lampka dawała coraz mniej światła. Ciemność chyba połykała łapczywie kawałki światłości. W końcu w takim miejscu musi się czymś żywić. Na korytarzu zapaliły się światła jarzeniówek. Ostre, białe, szpitalne światło wleciało do mojej sali, rażąc przenikliwością. Pod drzwi po drugiej stronie szyby podjechała żółta taksówka. Wysiadł z niej murzyn w starej, podziurawionej puchowej kurtce. Podszedł do szyby i uśmiechnął się do mnie. Pomachał mi i czekał. Na co ona czekał, do cholery? Aż odwzajemnię gest? Nie dam rady, czarny człowieku. Po chwili ruszył do przeszklonych drzwi i otworzył je. Podszedł do łóżka i zaczął mną potrząsać i krzyczeć:
- WSTAWAJ PAN! WSTAWAJ! JAKI NUMER BUDYNKU? PANIE!
Patrzyłem na niego wytrzeszczając oczy, nie mogłem nic z siebie wydusić, żadnego słowa, ani oddechu. Odwróciłem głowę w stronę aparatury z zieloną kreską, z którą zdążyłem się zaprzyjaźnić. Krzyk murzyna zapadał się w nicość. Zapewne ciemność nie miała już co jeść, to jadła krzyk. Jadła mnie i światło na korytarzu, gdyż powoli gasło. Zielona kreska nie skakała, ciągnęła się.
- Panie! Pytam, który budynek!
Otwarcie oczu, spojrzenie na świat i ujrzenie świateł na ulicy pełnej samochodów. Ujrzenie tapicerki auta, w którym się siedzi i zobaczenie murzyna mówiącego coś do mojej osoby. Trzymanie w ręce książki. - Panie, bo mnie szlag tu chce trafić w tym korku! Chcę wiedzieć gdzie jedziemy dokładnie, numer bloku! - Jakiego bloku, gdzie jedziemy?
- Chyba do pana mieszkania. Tak powiedzieli ludzie, którzy wpakowali pana do mojej taksówki. Co z panem nie tak?
- Nie mam pojęcia. Co to byli za ludzie, którzy wpakowali mnie do samochodu?
- No ludzie, z rękami i nogami! Coś się panu stało, panie Greys?
- Skąd pan zna moje nazwisko?
- Jest pan dość znany, nie wie pan? Chyba wracał pan z premiery swojej nowej książki. Wie pan, czytanie fragmentów na głos, alkohol i te sprawy – murzyn uśmiechnął się do lusterka wstecznego – Chyba pan za dużo wypił. - Bardzo możliwe – odpowiedziałem i sprawdziłem książkę, którą trzymałem w ręku. Najbardziej interesował mnie tytuł! Tytuł mówi wszystko o dziele!
Peter Greys.
„O.C.CH?!
O co chodzi?!”
Tak, tytuł zawsze mówi o dziele.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Adhar · dnia 02.01.2012 09:41 · Czytań: 856 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 2
Komentarze
Kaero dnia 02.01.2012 11:24
Rzeczywiście, można by zapytać: "O.C.CH.?", choć szybko domyśliłam się, że to wszystko sen. Przeczytałam tekst z zainteresowaniem, czekałam tylko, kto jeszcze zjawi się w pokoju pana Greysa.

Radziłabym przejrzeć dokładnie tekst w celu wyłapania literówek, kilka mi tam mignęło w przelocie.

Pozdrawiam:)
pierzak dnia 07.01.2012 12:40 Ocena: Świetne!
Dobre :D

Czytałem i czytałem, żeby zrozumieć O.C.CH?! i wciągnęła mnie ten tekst :D
Ciekawie ujęta historia, z ciekawymi postaciami :D

Pozdrawiam :D
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty