Na korytarzu słychać kroki. Idą, idą po mnie. Wiedziałem, że przyjdą. Ale chwila… może to lekarz? Moment otwierania drzwi jest dla mnie jak kciuk cesarza. Jak dotąd unosił się ku górze, ale kiedyś, na pewno spadnie w dół. Tamci czy tamci? Serce bije w oczekiwaniu. Szczęk w zamku. Wstrzymanie oddechu. W drzwiach ukazuje się twarz doktor Jankowskiej, trzyma w ręku notatnik. Emocje opadają, tym razem cesarz był łaskawy.
- Jak się pan dzisiaj czuje? – Ciepły, przyjemny głos kobiety wyrwał mnie z nostalgii.
- Niech im pani coś powie. Za ścianą znowu było słychać jak knują, jestem pewny, że chcą mnie pogrążyć. Specjalnie, głośno opowiadają te rzeczy. – Znów mi nie uwierzy. Nikt nie wierzył.
Kiedy otworzyłem się przed mamą, była przerażona. Kazała mi iść do mojego pokoju. Kiedy przyłożyłem ucho do szczeliny w podłodze, usłyszałem jak rozmawia z ojcem. Żywiłem nadzieję, że mi pomogą, odpędzą Ich, że będę już wolny. Tymczasem pode mną rozegrała się awantura. Na drugi dzień zawieźli mnie tutaj. Przez ostatnie dwanaście lat byłem zamknięty w pokoju z innymi ofiarami. Oni też nie zostali wysłuchani. Byliśmy umieszczeni tu celowo. Co noc słyszałem jak krzyczą, o poranku opowiadali mi jak ja krzyczałem. Z dnia na dzień, przez te wszystkie lata byliśmy pod coraz większą kontrolą. Próbowali nas złamać, chcieli zamienić w roboty, w maszyny bez umysłu. Wśród nas są ludzie którzy tak naprawdę nie są już ludźmi. Osadzeni na wózkach patrzą się w jedno miejsce w przestrzeni. Nie mówią, nie ruszają się, nawet nie jedzą o własnych siłach. Wszyscy wiedzą, że tak naprawdę nie ma ich wśród nas. Na wózkach jeżdżą Ich szpiedzy. Obserwują postępy odmóżdżania. Gdzie znajdują w tym miejsce lekarze? Otóż wszystko jest zorganizowane jak szpital. Przynajmniej na papierach. Dostajemy leki, lekarze mają obchody, podczas których rozmawiają z wariatami...
- Panie Kamiński! Rozmawialiśmy o tym tyle razy. Pana pokój znajduje się na końcu oddziału, za ścianą jest tylko korytarz. - Powiedziała, omiatając mnie fachowym, pobłażliwym wzrokiem. Nie odpowiadając, wlepiłem wzrok w ścianę przed sobą.
Naskrobała kilka linijek w notatniku, po czym przeszła do następnego ‘pacjenta’.
Leżąc w łóżku, otoczony białą jak śnieg pościelą, myślałem właśnie o otaczającym mnie puchu. Jaką spełnia rolę w tej eskapadzie? Przeraża czystością? Pustką? Kiedy tak zastanawiałem się nad sensem białości, przynieśli śniadanie. Kiedyś bałem się, że naszpikowują je psychotropami ale po tygodniu głodówki byłem już obojętny. Na wszystko jestem już obojętny, niedługo będę jak ci na wózkach. Przyjdą po mnie, nie będzie już odwrotu, zginę, przepadnę i obudzę się w krainie niewolników umysłu, jeszcze gorszej niż ten obóz.
Noc. Budzę się, wszyscy śpią. Nie mogę się ruszyć. Z drugiej strony ściany wydobywa się dźwięk pukania. Nagle poczułem jak coś wkłuwa mi się w skronie, coś cienkiego i ostrego. Zmroził mnie pisk, zobaczyłem białe światło. Nie mogłem się już ruszyć. Widziałem tylko kawałek białej pościeli. Widziałem tylko ją. Już zawsze.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Samael · dnia 05.01.2012 11:15 · Czytań: 594 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 11
Inne artykuły tego autora: