Gdy otworzyłem oczy zalała je ciemność, głębsza od tej, jaka panowała w nich, gdy były zamknięte. Jednak nie była to ciemność, jaką się widzi po śmierci, a przez którą przebija się małe światełko, będące wejściem do tunelu prowadzącego ku niebu. Była to zwykła ciemność, jaka towarzyszy nam w miejscach gdzie światło po prostu nie ma dostępu. Znajdowałem się w...No właśnie gdzie? Nie wiedziałem. Panował taki mrok, że trudno było mi rozeznać się gdzie właściwie jestem. Starałem się podejść do ściany, ale mimo tego, że szedłem przed siebie już dłuższą chwilę, nie mogłem jej znaleźć. Tak jakbym był w miejscu o niebywale wielkiej powierzchni. W miejscu tak ciemnym, że przypominało mi piekło. Zawsze jednak myślałem, że w piekle jest strasznie ciepło, a tutaj panowała temperatura, o której się zwykło mówić rpokojowar1;.
Przebywałem w tym pomieszczeniu(?) już dłuższy czas, próbując sobie przypomnieć, co się stało zanim się obudziłem. Lecz im bardziej próbowałem, tym bardziej czułem, że jest to ponad moje siły. To tak jakbym chciał odczytać książkę, w której każda kartka jest czysta. Było to po prostu niemożliwe. Nie robiło mi różnicy czy miałem otwarte oczy czy zamknięte. Od wszechobecnego mroku bolała mnie głowa. Nie umiałem się skupić. Czułem jak ogarnia mnie powoli przerażenie. Od paru chwil widziałem pojawiające się obrazy, osoby, przebiegające przede mną. Czy to były halucynacje, czy może jednak prawda? Nie wiem. Jedyne, czego byłem w stu procentach pewien to, to, że nie jestem tutaj sam. W dziwny sposób odczuwałem obecność jeszcze kogoś. Nie mam pojęcia, kogo lub, czego. Cały czas czułem się obserwowany, stąd może to uczucie.
Powoli robiłem się głodny. Nie wiem jak długo tu już przebywałem. Nie miałem zegarka, oddałem go tydzień temu do naprawy. Chciałem zasnąć, myśląc, że jak się obudzę będę leżał w domu, w łóżku. Sen jednak nie przychodził. To przez strach, jaki panował w moim sercu. Bałem się, że jakiś psychopata porwał mnie i zamknął w jakimś dziwnym pomieszczeniu z dala od ludzkich spojrzeń. Tak się stało w filmie, który ostatnio widziałem. Oczywiście ofiara zmarła zamęczona przez oprawcę, który gdyby się sam nie poddał, pewnie nigdy by nie został złapany.
Nie widziałem, co ze sobą zrobić, więc zacząłem myśleć o swoim życiu, bo w końcu nie byłem pewien czy się stąd wydostanę. Byłem zwykłym chłopakiem. Miałem...Czemu, mówię o sobie w czasie przeszłym? To chyba wina tego miejsca. Miałem dwadzieścia lat. Tak jak wiele osób w moim wieku studiowałem, lecz na kierunku, który innym wydawał się dziwny, czyli filozofii. Sam nawet nie wiem jak tam trafiłem, ale czułem się tam dobrze. Byłem tak zwanym singlem, czyli osobą samotną. Działo się tak chyba z powodu mojego trudnego charakteru. Znajomi mówili, że po prostu byłem wybredny, ale czy na pewno, to wiedziały tylko dziewczyny, z którymi się spotykałem. A znajomi? No cóż, miałem ich kilku. Tych najbliższych mogłem policzyć na palcach jednej ręki. Chociaż i tych też było coraz mniej, jedni wyjeżdżali w poszukiwaniu pracy, a inny zapominali o przyjaciołach. Nigdy nie mogłem powiedzieć, że jestem sam, mimo to zawsze czułem się samotny. Zupełnie tak jak teraz. W tym pomieszczeniu widziałem odzwierciedlenie mojej duszy. Pełnej mroku samotności, bez śladu światła.
Moje rozmyślania, co chwilę przerywało uczucie, że jestem obserwowany, zacząłem, więc krzyczeć:
- Kt...Kto tu jest!?
Lecz moje wołanie pozostawało bez odzewu, gdyż jedyne, co mi odpowiadało to cisza.
Nic jej nie przerywało, nic prócz mojego cichego płaczu. Nawet nie zauważyłem, kiedy łzy popłynęły rwącym potokiem. Stało się to przez myśl tkwiącą w mojej głowie, a mianowicie, że tutaj dokonam żywota. Mimo młodego wieku nie bałem się śmierci, lecz czułem, że jest jeszcze kilka rzeczy, które chciałbym zrobić, miejsc, które chciałbym odwiedzić.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
webciak · dnia 27.10.2006 20:09 · Czytań: 1105 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Inne artykuły tego autora: