Sędzia Alexander Hurt był szczęściarzem. Miał wszystko to o czym inni faceci mogli jedynie marzyć-ładny dom z ogrodem za miastem, śliczną i kochającą żonę, odchowane dzieciaki i stadko brojujących wnuków. Dom z ogrodem odziedziczył wraz z piękną i bogatą żoną, dzieciaków dorobił się sam Ale pewnego dnia popełnił błąd. Jeden jedyny który zamienił jego sielankową rzeczywistość w więzienną codzienność.
Decyzję o założeniu sędziowskiej togi podjął w wieku szesnastu lat kiedy to razem ze swoimi kumplami improwizował rozprawy sądowe. Zasiadał wtedy za dużym, mahoniowym, biurkiem swego ojca i z twarzą zamyślonego pokerzysty i koncentracją szachowego mistrza wypełniał powierzone przez siebie sędziowskie obowiązki. Po latach edukacji i ukończeniu odpowiednich szkół tułał się po kilku sędziowskich instytucjach. W swojej nieszczęsnej zawodowej karierze nie wsławił się niczym szczególnym poza jednym wydarzeniem.
Pewnego dnia przewodniczył rozprawie gdzie na ławie oskarżonych zasiadał pewien wpływowy biznesmen. Facet o bajecznej fortunie i niejasnej przeszłości. Podejrzany o malwersacje finansowe chcąc uniknąć kary dogadał się ze swoim prawnikiem a on z sędzią Hurtem. Kwota jaką mu zaproponował musiała przemówić mu do rozumu bo kilka dni póżniej wydał wyrok uniewinniający. Sprawa nabrała rozgłosu i skruszony biznesmen, niczym w konfesjonale, wyznał całą prawdę która dla sędziego Hurta okazała się być nagą. Po głośnym procesie, w którym to on zasiadł po drugiej stronie ławy oskarżonych skazany został na piętnaście lat odsadki.
Kornelius. Przez K. Tak zwali gościa, który w Traxton odsiadywał dożywocie. Ci co znali jego prawdziwe nazwisko już dawno opuścili jego mury albo nie powrócili z przepustek a reszta miała w dupie jego prawdziwe personalia. Dla nich był tym kim był. Nikim innym. Za kraty trafił nie za niewinność jak większość skazanych lecz z własnej, nieprzymuszonej, woli. Swego czasu gdy jego fantazja była wprost proporcjonalna do młodzieńczego wieku popełnił błąd, który zaprowadził go przed oblicze wymiaru sprawiedliwości. Niestety, Temida nie była ślepa i z całą swoją surowością skazała go na dożywotnią separację od społeczeństwa pozbawiając jakichkolwiek szans i nadziei na warunek. W wolnych chwilach często rozmyślał nad tym co wydarzyło się ponad dwadzieścia lat temu. Był zapalonym pokerzystą i tej pasji poświęcał cały swój czas i energię. Grywał wszędzie gdzie się dało i gdzie można było zarobić. Obstawiał w kasynach, prywatnych pokerowych spotkaniach. Spędzał przy stole po kilkanaście godzin na dobę odchodząc jedynie do toalety albo na szybki numerek z jakąś panienką które zawsze były nieodłącznym elementem takich spotkań. Przegrywał dużo ale i wygrywał też niemało. Ale do czasu. Któregoś dnia nie wytrzymał nerwowo i strzelił gościowi pomiędzy gałki oczne bo go wkurzył. Tak po postu.
Traxton. Więzienie okręgowe. Cela numer osiem. Prycza przy ścianie. Niezły meldunek. Przynajmniej taki jeszcze pozostanie dla niego przez najbliższe kilkanaście lat pierdla. Drako wyciągnął spod poduszki mały kieszonkowy kalendarzyk i odznaczył w nim kolejny parszywy dzień odsiadki. Pocieszające w tym wszystkim było to, że do jej końca pozostawało ich coraz mniej. Spojrzał na zegarek. Dochodziła czwarta po południu. Dwójka jego pozostałych towarzyszy z celi była na spacerniaku a póżniej mieli pójść do więziennej biblioteki. On nie musiał przejmować się spacerniakiem. Po tylu latach pierdla zdążył już sobie wyrobić układy z klawiszami. Na stołówce dostawał najlepsze żarcie, w bibliotece miał swój stolik a widzenia odbywały się zawsze w oddzielnym pomieszczeniu. Bez świadków. Zresztą przez te wszystkie lata odwiedzały go tylko dwie osoby i już się do tego przyzwyczaił. Gdy tu trafił miał niespełna trzydziestkę, trzydniowy zarost, 80 kilogramów i bujna fryzurę. Teraz z bujnej fryzury pozostało już tylko wspomnienie, zarost zrobił się kilkumiesięczny a i kilogramów trochu mu przybyło. Ostatni wpis w więziennej karcie zdrowia pod pozycją waga to 110 kilogramów.
Drako miał trzynaście lat kiedy po raz pierwszy zobaczył kobietę w toplesie. Razem ze swoim kumplem siedział w pobliskich krzakach i przeglądał kolorowe rozkładówki marząc o spędzeniu choć krótkiej chwili w towarzystwie jednej z tych roznegliżowanych panienek o jędrnych piersiach, krągłych udach i gładkiej cerze. No ale w wieku trzynastu lat mógł sobie o tym tylko pomarzyć. Nic ponad to. Kiedy kilka lat później dane mu było korzystać z dobroci dorosłości skrzętnie z tego korzystał. Bawił się kobietami drwiąc z ich uczuć. Twierdził, że Bóg stworzył je dla męskich rozrywek więc bywał z nimi w najlepszych restauracjach, poił francuskim winem, pieprzył się z nimi w kilkugwiazdkowych hotelach i porzucał po porannej kawie. Był przystojny więc leciały na niego. Brunetki, blondynki, panny, wdowy i mężatki. Miał niepohamowany, erotyczny, apetyt ale do czasu. Dwudziesty marca miał być najgorszym dniem w jego życiu. I był. Nie chciał teraz tego wspominać. Może pozniej ale nie teraz. Miał ważniejsze sprawy na głowie. Prycza na której leżał przypominała raczej madejowe łoże niż posłanie w kilku gwiazdkowym hotelu. No ale czego mógł się spodziewać? W końcu cela to nie apartament. Z głębokiego zamyślenia wyrwał go dokuczliwy ból łydki. Cholerny skurcz. Zawsze był w niewczasie. Schował kalendarzyk pod poduszkę i leniwie zszedł z pryczy. Zawołał strażnika.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
vokulsky · dnia 14.01.2012 21:29 · Czytań: 585 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Inne artykuły tego autora: