Kulawy Wacio - Alfeusz
Proza » Długie Opowiadania » Kulawy Wacio
A A A
Kulawy Wacio

Jesienią i zimą, w ciągu dnia nad całym podwórzem zdawał się panować kierat, nazywany przez Pomorzaków rozwerkiem. Jego cztery połączone na krzyż grube dyszle, skierowane na wszystkie strony świata, ciągnęły i obracały wciąż wkoło, cztery konie – Siwy, Kary, Kasztan i Bułanek. Napędzane siłą ich mięśni wielkie koło zębate, jakby biegnącego gdzieś wciąż powoli ale bezustannie czasu, kręcąc się poruszało mniejsze tryby i wały dziejów tego małego świata. Było zazwyczaj połączone z którąś z maszyn – młocarnią, wialnią albo sieczkarnią.
Pośrodku kieratu, na jego jakby wierzchołku czy zwieńczeniu, w miejscu gdzie łączyły się i krzyżowały wszystkie dyszle, na kawałku deski przykrytym snopkiem słomy i poskładanym starym kocem, siedział niczym boski włodarz, strzelając co jakiś czas trzymanym w ręku batem, długim na tyle, aby sięgnąć zadów i grzbietów koni, zabłąkany i przygarnięty przez rudego Zygucha pod koniec drugiej Wielkiej Wojny, kulawy Waciu w czapce maciejówce na głowie, w wyblakłej granatowej watowanej kurtce i watowanych spodniach. Konie wokół kieratu wyżłobiły kopytami na podwórzu, jak na boisku, okrągłe koło o twardej nawierzchni. Jego czarna nawierzchnia, niczym miniaturowa bieżnia, kontrastowała z zielenią wiosną i latem, brązami i złocieniami jesienią i z bielą, zimą.
Nocą kierat, zwłaszcza w srebrzystej poświacie księżyca, zdawał się być punktem orientacyjnym, dla lądujących już nieraz w ciągu dziejów na podwórzu, przybyszów z obcych planet. Olo czasami, gdy obudziły go w środku nocy psy, albo jakiś sen wciągający go w świat, z którego trzeba było jak najszybciej uciekać - kiedy podchodził do okna, widział zazwyczaj Wacia siedzącego na kieracie, wpatrzonego w niebo, prowadzącego z kimś Stamtąd jakieś dysputy i jakby na coś czekającego.
Zyguch odnalazł bezbronnego i skulonego Wacia w kilka dni po przejściu przez te tereny frontu zimowej ofensywy w gęstwinie na mokradłach w okolicach farmazonek, gdy poszedł naścinać wikliny na kosz i przyniósł go do domu owiniętego w płachtę. Z początku Wacio nie był w stanie chodzić, tak był wynędzniały. Odkarmiony i ogrzany, opuścił ciepły zawsze kąt w kuchni i powiedział, że przez całe życie był i chce być nadal parobkiem, więc po nabraniu sił przeniósł się do komórki w stajni.
Widać było, jak jego pałąkowate nogi obute w filcaki, pomimo tego, że jemu łatwiej niż innym przychodziło je skrzyżować, nijak nie mogły sobie znaleźć pośrodku kieratu dobrego miejsca, gdyż nie można ich było opuścić podczas siedzenia na środku rozwerku po prostu w dół, bowiem groziło to kalectwem wskutek zmiażdżenia nóg przez obracające się drewniane dyszle o nieruchomą metalową podstawę kieratu. Musiał zmieniać ich położenie, kiedy wskutek zbyt długo utrzymywanej niewygodnej pozycji, jego nogi zaczynały cierpnąć. Trzymał je przed sobą przez jakiś czas skrzyżowane, to znów na pewien czas je prostował, to podwijał pod siebie, ale wciąż nie opuszczało go poczucie, że żadna z tych pozycji nie była doskonała. Wiercił się więc, jak w potrzasku, raz siadając na płask, to znów kucając, czasami nawet próbując wstawać, ale na stojąco kręciło mu się w głowie i szybko siadał wiedząc, że gdyby spadł w dół, pod obracający się jak w zegarze mechanizm, wtedy mogłoby mu strzaskać nie tylko nogi, ale wciągnąć w tryby i pokręcić na miazgę całe ciało.
Te perypetie z nieszczęsnymi nogami, których nigdy i nijak nie można było usytuować w zadowalającej, nie mówiąc już o wygodnej pozycji, psuły mu całą przyjemność panowania nad tajemnicą przepływającego pomiędzy trybami czasu, w ciągłych obrotach dookoła osi. Chwilami zdawało mu się, że siedząc na rozwerku, najlepiej byłoby nie mieć nóg.
Gdy był już znużony i zniecierpliwiony tą ciągłą szamotaniną z niepotrzebnymi w ciągu długich dni młocki nogami, zaczynał zazdrościć beznogiemu Bolkowi, któremu stalowe koła bany obcięły niedawno obydwie nogi, gdy chciał sobie po podróży z Chełmży skrócić drogę do domu. Nie wysiadł na stacji w Wieldządzu, tylko wzorem niektórych, co bardziej sprawnych i odważnych mołodców, wyskoczył podczas biegu pociągu na zakręcie w miejscu, gdzie rozchodziła się droga kolei z szosą prowadzącą do Nowej Wsi Królewskiej i wpadł nogami pod koła bany.
Wacio najbardziej jednak żałował, że ma obydwie nogi z tego powodu, że nie wolno mu było razem z chłopcami jeździć na karuzeli.
- Gdybym nie miał nóg, może by mnie z litości powozili na karuzeli, jak czasem Bolka – myślał czasami. Gdy zbliżał się czasem do karuzeli, chłopcy wołali - won stąd, ty kulawy przybłędo! I odganiali go, rzucając śnieżkami. Jego przyrodzonym i na zawsze przyznanym mu miejscem na podwórzu był wyłącznie kierat, natomiast pod dachem kąt w stajni, gdzie wolno mu było spać w cieple końskich oddechów i potu. Toteż kiedy pozostali chłopcy wesoło pląsali i zataczali hałaśliwe kręgi na lodzie, Wacio siedział skulony na snopku słomy, na samym środku obracającego się wkoło maneża, napędzającego młocarnię, albo sieczkarnię, tęsknił za karuzelą i rozmyślał.
Czasami przerywał swoje rozmyślania i wtedy konie czuły piekące smagnięcia bata, po których aż pęczniały na ich grzbietach i pośladkach, wyskakujące jak nabrzmiewające żyły, bolesne pręgi. Przed każdym strzałem z bata, rozlegał się okrzyk w rodzaju:
- No, gniady, co się wozisz! Kary,! Znów mam ci przyłożyć? Siwek! Będziesz odpoczywał w stajni! Bułany! Widzę, ze masz jeszcze dzisiaj za mało!
Wacio poprawiał od czasu do czasu snopek słomy na którym siedział, niekiedy wzdychał ciężko i zamyślał się, popatrując czasami tęsknie w stronę karuzeli, skąd rozlegały się wesołe, beztroskie okrzyki i dojrzewała w nim dramatyczna decyzja.
Kierat obracał się przez cały dzień, z krótką przerwą na obiad i zdawało się, jakby napędzał i wprzęgał w rytm obrotów ciał niebieskich całe wielkie gospodarstwo i jego najbliższe okolice, oraz w każdej porze roku wyznaczał inny rytm życia temu skrawkowi świata, który stanowili ludzie i zwierzęta, z przyległymi do zagrody i schowanymi pod przeciągającymi nad nimi wciąż, jak wyroki losu chmurami, pośród zadumanych wiecznie wzgórz, nad polami, stawem, łąką, sadem, drogą, zagajnikiem nad torami.
Któregoś wieczoru Wacio powiedział do Ola – mam już dosyć swoich nóg, tak mnie bolą i przeszkadzają. Jeśli chcesz zobaczyć dzisiaj coś ciekawego, a nie boisz się, chodź ze mną, tylko nikomu ani słowa. Szedł kulejąc, stękając, smarkając i sapiąc, w kierunku torów kolejowych, a Olo krok za nim.
Gdy znaleźli się w miejscu, gdzie droga zaczynała biec równolegle do torów, posłyszeli ruszającą ze stacji banę.
-Poczekaj tutaj na drodze, a ja za chwilę wrócę - powiedział Wacio i wspiął się na górę nasypu, gdzie biegły tory. Olo patrzył na Wacia spoglądającego w kierunku, skąd słychać było zbliżanie się bany. Widziany z dołu, na tle jesiennego nieba, wyglądał jak olbrzym, który chce zatrzymać nadbiegającego z ciemności potwora.
Oto już sapiący potwór zbliżając się, omiata go ognistym spojrzeniem reflektorów, biegnącym wzdłuż torów. Olbrzym Waciu schyla się, jakby chciał się przyczaić do ostatecznego, morderczego skoku.
Chyba się położył płasko na ziemi, aby być mniej widocznym...A jak mu się coś stanie? Lokomotywa jest już tuż, tuż...Jakby się zawahała i chciała zatrzymać, wydając przeraźliwy, długo nie milknący gwizd.
Nagle Olo posłyszał straszliwy krzyk, tak przejmujący, że zagłuszył sapanie lokomotywy i stukot wagonów. Wielki wąż pociągu zapiszczał i zwalniając, zatrzymał się w połowie zakrętu. Z wagonu za lokomotywą i z lokomotywy wyskoczyli ludzie z latarkami.
– Tu leży człowiek! Rany, ile krwi! Jeszcze żyje! - Zabieramy go z sobą, może gdzieś po drodze lekarze go uratują!
Olo wrócił do domu jak uderzony obuchem. Czuł, jakby odebrało mu mowę. Nie wiedział, co robi, nie słyszał, o co go pytają, nie wziął do ust kęsa kolacji. W nocy płakał, we śnie co chwilę wpadał w przerażające doły, to znów pojawiały się jakieś obracające się wciąż nad nim koła i próbowały go raz po raz, jakby nawinąć na siebie, to znów posiekać na kawałki ostrymi jak noże krawędziami. Czując, że ma gorączkę, matka wstawała w nocy i robiła mu okłady na czoło z zimnej wody. Babcia szeptała nad nim jakieś modlitwy i zaklęcia. Wszyscy przez kilka dni martwili się, gdzie przepadł Waciu, a Olo milczał. Potem długo i powoli, Olo wracał do siebie. Po jakimś czasie, niby całkiem wyzdrowiał, ale nigdy już nie odzyskał dawnej lekkości i pogody usposobienia.
Następnej jesieni, Wacio, jak dawniej, jakby nic się nie stało, znowu siedział na maneżu i poganiał konie. Bez nóg przypominał wielką lalkę, Wańkę Wstańkę. Na inwalidzkim wózku poruszał się sprawniej i był bardziej zwinny, aniżeli przedtem, kiedy kuśtykał z powykręcanymi nogami. Trzeba go było zdejmować z wózka i sadzać tylko na kierat. Z innymi rzeczami radził sobie sam. Zrobił się też bardziej pogodny i był mniej zrzędliwy, niż kiedyś. Doczekał tego, że chłopcy zabierali go nad staw, sadzali na sankach i wprowadzali w ruch karuzelę.

*Kierat, maneż, rozwerk - trzy nazwy tego samego urządzenia, ciągniętego przez chodzące wkoło konie, służącego do napędzania młocarni, sieczkarni i ew. innych maszyn.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Alfeusz · dnia 19.01.2012 10:14 · Czytań: 760 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 5
Komentarze
ekonomista dnia 19.01.2012 18:45
Kulawy Wacio... wyjątkowo dramatyczna postać. Zrobił na mnie duże wrażenie.
Kaero dnia 20.01.2012 13:36
Alfeuszu,
z każdym przeczytanym fragmentem jestem coraz bardziej przekonana, że ta opowieść powinna znaleźć się na papierze.

Dwie sprawy:
Cytat:
przygarnięty przez rudego Zygucha pod koniec drugiej Wielkiej Wojny, kulawy Waciu w czapce maciejówce na głowie, w wyblakłej granatowej watowanej kurtce i watowanych spodniach

- w poprzednim fragmencie rudy Zyguch wyruszył na wojnę i nie wrócił, a tutaj dowiaduję się, że przygarnął Kulawego Wacia. Czy powinnam więc oba teksty brać pod uwagę oddzielnie?

Cytat:
nie mówiąc już o wygodnej pozycji, psuły mu całą przyjemność panowania nad tajemnicą przepływającego pomiędzy trybami kieratu czasu, w ciągłych obrotach dookoła osi kieratu. Chwilami zdawało mu się, że siedząc na kieracie, najlepiej byłoby nie mieć nóg.

- kieratu, kieracie - trochę zbyt siebie. Dobrze byłoby czymś zastąpić choć jedno z nich.

To chyba tyle.

Pozdrawiam:)
Alfeusz dnia 20.01.2012 16:07
Szanowna Kaero! Serdecznie dziękuję za zainteresowanie tekstami i uwagi. Rudy Zyguch nie wrócił do domu po kampanii wrześniowej roku 1939, lecz dopiero po zakończeniu II wojny, w roku 1945.
Pozdrawiam ciepło
pierzak dnia 28.01.2012 13:50 Ocena: Świetne!
Podzielam zdanie Kaero i chciałbym mieć w ręku wdaną Twoją powieść, bo jest ona bardzo ciekawa, jak dla mnie.

Ze wszystkich części, które miałem przyjemność przeczytać, ta podoba mi się najbardziej.
Postać Wacia daję dużo do myślenia, zarówno jeśli chodzi o "spełnianie marzeń", jak i spełnianie marzeń w takim zapisie.


Czekam na wydaną całość! :D

Pozdrawiam:D
Alfeusz dnia 28.01.2012 21:43
Kochani! Sprawa wydania tego drukiem nie jest prosta, ani nie dojdzie do tego szybko. Jestem prawie na początku drogi, a przedstawiane na portalu teksty nie powstawały, jako zamysł jednej całości. Dopiero publikacja na portalu, dzięki Waszym głosom, dała impuls do napisania książki. Mam jeszcze kilka napisanych tekstów, pasujących do książki, ale jeszcze więcej jest dopiero do napisania. Zabieram się za to, jednak to potrwa, może nawet rok. Pewne wątki mam ledwo naszkicowane, inne dopiero w głowie, a jeszcze inne wymagają mojego wyjazdu "na miejsce akcji", do którego nie wiem, kiedy dojdzie. Jestem Wam wdzięczny za uwagi i za inspirację. Pozdrawiam
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:39
Najnowszy:wrodinam