N. co raz dotykała swych oczu, leniwie poruszając ręką. Wciskała palce w kąciki, przecierała je, chcąc pobudzić do życia na kolejne minuty. Dwadzieścia godzin bez snu. Wystarczająco dużo, by poczuć zawroty w głowie. Granicę tę jednak pragnęła przesunąć maksymalnie. A może by odnaleźć zeszyt i zabrać go ze sobą na plażę? Skoro przez noc spadł śnieg, skoro od fal na pewno będzie czuć chłód.
Tęskniła za czasami, gdy żyło się powoli. Kiedy na wszystko starczało czasu, a człowiek cieszył się każdą czynnością, jaką mógł wykonać. Wtedy powstawało wiele prac i pojawiało się wiele uśmiechów. Wtedy widoczny był postęp, który jeszcze bardziej napędzał egzystencjalną machinę. Teraz nic nie cieszyło. Sercu nie ustępowały wyrzuty sumienia. Organizm domagał się snu, kąciki ust zdawały się być opadłe już na zawsze. Najgorsza była pamięć. Tak strasznie zawodziła. Czasem po miesiącu człowiek sobie przypominał, że przecież zajmował się czymś jeszcze, że można potrenować, poćwiczyć, że to było przyjemne i warto się czegoś nauczyć.
Nie ma czasu się uczyć, o nauczeniu już nie wspominając.
„A czy mogłabym być jeszcze kiedyś dobra? Kiedyś byłam... chyba... tak mi się wydaje. A może wcale nie byłam? I nie mogę być do tej pory? A może w tym tkwi problem, że jeszcze nigdy mi się nie udało?”
N. teoretycznie wiedziała, jak to zmienić. Praktyka w tym miejscu nie istniała.
Palce oddały się chwilowemu osłabieniu i wypuściły długopis z dłoni. Narobił trochę hałasu na biurku, ale szybko ucichł. Nie podniosła go już. Na zewnątrz zaskrzypiały jakieś drzwi. Ludzie już się budzili. N. nie zasłużyła na sen. Sen, to wypoczynek, nagroda. N. nie miała za co się nagradzać. Gdzieś głęboko odzywała się w niej determinacja, przebijając się bardzo cichutko. Gdyby tylko mieć pewność, że nie przyjdzie zwątpienie... Ale ono zawsze przychodzi. I zawsze jest tak samo.
Podniosła się i bezgłośnie zbliżyła do okna. Oparła dłonie na białym parapecie i wychyliła lekko do przodu. Zmęczony wzrok przesunął się po wąskim obrazie. Znów padał śnieg. Mewa w milczeniu przemieszczała się między gałęziami poczerniałych drzew. Gdyby nie biel, byłoby tam naprawdę brzydko. Takie „zupełne nic ciekawego za oknem”. N. odepchnęła się rękami od parapetu, by wrócić do pionu. Zdecydowanie należało udać się na plażę. Tak postanowiła. Własny pokój potrafił zabić w człowiekowi wszystko. N. wierzyła, że wyrwanie się stąd, nawet takie na siłę, postawi sprawę w zupełnie innym świetle. Właściwie to bardziej miała cichą nadzieję, niż faktycznie wierzyła. W końcu zawsze się to udawało, czemu by nie tym razem?
W życiu warto byłoby odpowiedzieć sobie na pytanie, czego tak naprawdę się chce, oczekuje, co się chce robić, na czym skupić. N. nie wiedziała. I ten świat... wszystko tak bardzo za szybko...
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Neta · dnia 30.01.2012 19:58 · Czytań: 393 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 3
Inne artykuły tego autora: