Gdy się pomyśli, ile książek jest już na świecie i ile ich codziennie przybywa, to – jedno z dwóch, albo znów pojawi się kilku, którzy odrysują kształt tego, za czym gonimy (wyobrażasz sobie? Pojawia się kolejny Celine albo Dostojewski!), albo w wynaturzeniu zabrnęliśmy już tak daleko, że obrazu nie da się zredukować do kombinacji słów. Nie wiem, co przeraża mnie bardziej. Bzdura, wstyd mi, trzy dni zbierałem się do tego listu, a jedyne na co mnie stać, to żałosne usprawiedliwienia. Bo to są usprawiedliwienia. Prawda jest taka, że na nowego Dostojewskiego to czekam tak, jak na kolejne przyjście Chrystusa. Bezsprzecznie, jest On obecnie potrzebny bardziej, niż kiedykolwiek, ale skoro tylko się pojawi człowiekowi zabraknie wymówek. Ot i cały strach. Skłamałem Ci, że od wielu lat niczego nawet nie próbowałem napisać. Od roku staram się coś zacząć, tak, by tego nie porzucić po kilku dniach, po parunastu stronach. Gdyby książkę można było ułożyć z samych tylko pierwszych akapitów, byłbym niewątpliwie płodnym autorem. Nie potrafię zachować początkowych stron na dłużej, niż parę dni. To dosyć głupie, ale ile razy zabieram się do czytania, tego, co już napisałem, to w końcu używam kombinacji klawiszy control alt plus a i usuwam wszystko. Nawet te linijki, które uznałem wcześniej za dość dobre, skoro tylko usiłuje dosztukować do nich kolejne, całość, proces, jawi mi się jako bezsensowny i zacieram po nim ślady, żeby mnie już dłużej nie irytował. Mijają tygodnie, miesiące, znów napoczynam akapit. Z tego powodu kupiłem maszynę do pisania. Zauważyłem ją na pchlim targu i w momencie stało się dla mnie jasne, że na niczym innym nie powinienem pisać. Pisząc na komputerze brnąłem w jakaś niemożliwa historie, o tym, jak patrze na odbicie własnej twarzy w ekranie laptopa i że wszystko sprowadza się od wystukania takie ilości zdań, żeby chociaż przysłoniły czoło. Wyobrażasz sobie? Historia człowieka wysiadującego naprzeciw edytora tekstu, na ekranie pulsuje kursor tekstowy, co dla niego jest symbolem upływającego czasu, ściany czynszowego pokoiku streszczają dla niego wszystko, co miałby do powiedzenia, coś jak: „chodzę do fabryki, żeby stać mnie było na czynsz, żebym mógł się schować w tym pokoju, przed wszystkim tym, co jest na zewnątrz, żeby odnaleźć swoje odbicie, pomiędzy literami, będąc dogłębnie strapionym, że tylko tyle wyróżniam z swojego świata, gardząc konfabulacją na temat całej reszty”. Więc piszę teraz na maszynie. Często nie trzyma się to kupy, ale mam potem co zabrać do porannego pociągu do pracy. Na stacji w Poole, gdzie wysiadam, na stojaki na śmiecie założone są przeźroczyste plastikowe torby. Wrzucam do nich zupełnie nieudane strony. Czekając wieczorem na pociąg powrotny wypatruję swojej kartki między odpadkami z całego dnia, opakowaniami po kanapkach i kubkami po kawie. Daje mi to jakie niejasne poczucie zadowolenia. Najpewniej niczego w życiu nie opublikuje, choć wierzę, że będzie inaczej. Zresztą, nie o tym miała być mowa. Zaproponowałem, abyśmy do siebie pisali i był to odruch wypływający z szczerej potrzeby dialogu, natomiast, to by dyskusje o współczesnych książkach przenieść do pierwszego listu wysunąłem, nie z powodu braku czasu na dalszą rozmowę, ale dlatego, że w tym zakresie jestem zupełnie nieprzygotowany. Prawie zupełnie przestałem czytać. Nawet nie wiedziałbym, czego i kogo szukać, spośród rzeczy, które pojawiły się w ciągu minionych dziesięciu lat. O twojej książce dowiedziałem się tylko dlatego, że reklamuje ją czasopismo, które, dawno już temu, opublikowało coś mojego. Przeczytałem ją do końca, kiedy zaproponowałeś, żeby się spotkać. Nie spodziewałem się wtedy żadnej odpowiedzi z twojej strony. Nie chcę cię urazić. Naprawdę, podziwiam i zazdroszczę, że dałeś radę stworzyć opowieść z taką ilością bohaterów i miejsc, rzecz w tym, że nuży mnie wszelka historia, która nie ma styczności z tym, co obecnie składa się na moje życie. Nie potrafiłem Ci tego powiedzieć w twarz i właściwie żałuje, bo w czasie rozmowy mówiłem i pytałem o wszystko inne, niż była potrzeba. Być może i ty tak czujesz. Nie ustawaj w pisaniu.
D.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Damian Fracht · dnia 02.02.2012 21:07 · Czytań: 342 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Inne artykuły tego autora: