Dlaczego nagle odnajduję się w taksówce, pędzącej wieczorną drogą oblepioną lasem? Kierowca spode łba spogląda, zęby szczerzy i wzroku nie odrywa od wewnątrzwstecznego lusterka, w które i ja wpatruję jak przymagnesowany. Sztucznoskórne obicia schładzają cienkie, bawełniane spodnie, o których nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek ubierał. (Zdaje się nigdy, pewnie nie moje.) Nie rozumiem skąd wracam, czy raczej gdzie byłem uprzednio.
Nagle taxi hamuje, a kierowca dwukrotnie musi powtarzać, że już jesteśmy. Jest wyraźnie zniecierpliwiony. O co mu chodzi? Ja płacę, nie on. Ha! Czy w ogóle mam przy sobie jakiekolwiek pieniądze? Kieszeń. Są. Daję banknot, dostaję bilon. Pociągam za oporną klamkę, która zostaje w dłoni. Mimo to drzwi odskakują, słychać trzask karabinowego kurka i strzał szampana, a muzyka przygrywa Mahlera.(Jezu, skąd wiem? Przecież nigdy nie słyszałem nic Mahlera.) Kroki o chodnik narastają coraz bardziej i wreszcie do mnie dociera, że są moje - przemierzam Nowym Światem, znam każdy zaułek, a jednocześnie wszystko wydaje się obce i zielonojaskrawe od neonów, choć pora jeszcze wczesna. Popękana płyta chodnikowa nigdy już nie będzie taka sama jak w dniu wyłożenia na tej ulicy, którą codziennie przemierzają tysiące. Nieubłagany deszcz dręczy i okrąża, a na dodatek zorganizowane przymrozki. Tymczasem jednak lato i wpadam tylko w kałuże słoneczne, które chociaż niegroźne, to głębokie i zwodnicze. Od pewnego czasu łzawią mi oczy (co trochę dziwne, bo twarz sucha jak pieprz) i pieką niegolone policzki, których dotyk przypomina drobnoziarnisty papier ścierny.
Ciągle idę, więc staję by spojrzeć za siebie. Taksówka jeszcze trwa tak jak ją zostawiłem, a z widocznej przez przednią szybę twarzy szczerzą się zęby. (N i e m o ż l i w e. Mój wzrok nigdy by na to nie pozwolił.) Chyba już pora wypluć ślinę nagromadzoną przez ostatnie pięć minut. Jednak nie robię tego, onieśmielony przez matkę z dzieckiem przechodzącą tuż obok, gdzie wszystko ma swoje granice (nawet ochrona dziecka poczętego), a niezrozumiałość i agresja zawsze wzbudzają u mnie odrazę i pragnienie odwetu. I chyba tylko poczucie winy sprawia, że nie robię nic, aby poprawić kołnierzyk przy koszuli, bez przerwy odwijający się ku górze. Przed blokiem ciągle te same samochody i drzewa. Odnowione niedawno schody nie zdążyły jeszcze zniszczeć toteż staram się omijać je z daleka. Postacie ze snów wciąż powtarzają się, a potem znikają niespodzianie, by powrócić w najmniej oczekiwanym momencie, na przykład gdy przedawkuję mleko (3,2%).
Chyba już pora wypluć ślinę nagromadzoną przez ostatnie pięć minut i zrobię to, gdy tylko matka z dzieckiem zniknie za rogiem i przestanie mnie onieśmielać swą obecnością - niemym wyrzutem oskarżenia, że sama musi odprowadzać swą pociechę do przedszkola. Zupełnie nie zwraca uwagi, że rozpacz na jej twarzy wymyka się spod kontroli pozostawiając wulgarny rysunek na ścianie mięsnego.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
julass · dnia 08.02.2012 10:39 · Czytań: 1035 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 12
Inne artykuły tego autora: