Urodziłem się w komnatach pięknego zamku, skrytego w wielkim lesie. Wychowywany przez rodziców szybko nauczyłem się czytać i pisać. Nie miałem łatwego dzieciństwa: brak rówieśników sprawił, że musiałem szybko dorosnąć i już w wieku trzynastu lat miałem za sobą takie pozycje literackie jak: Necromicon, Directorium Inquisitorum czy biblię Marcina Lutra. Ojciec nauczał mnie matematyki i fizyki, a matka zielarstwa i alchemii.
Dwór odziedziczył mój rodziciel po swoim ojcu; była to piękna, budowla powstała w tysiąc dwieście dwudziestym roku, czyli jakieś pięćset lat temu. Zamek był dość mały i umieszczony w środku wielkiej puszczy, więc nikt go nigdy nie próbował zdobyć ani zniszczyć. Moi rodzice zmarli gwałtowną śmiercią jakieś piętnaście lat temu. Nigdy nie dowiedziałem się, co ich spotkało. - Znalazłem ich łóżko zalane krwią a ciał nigdy nie odnalazłem. Bardzo mi ich brakowało, ale nie opuściłem zamku.
Żywiąc się tym, co rosło w ogrodzie zamkowym wiodłem spokojny żywot pustelnika. Niestety całkiem niedawno zacząłem cierpieć na okropne migreny. Próbowałem się leczyć różnymi ziołami, ale nie pomagały mi. Mimo zmęczenia nie mogłem spać, całymi godzinami leżałem na drewnianej pryczy i przewracałem się z boku na bok. A kiedy już zapadłem w sen, śniły mi się potworne sny, z których budziłem się zlany potem i przerażony. Wizje te były tak straszne, że żadnej nigdy nie zapamiętałem. Później mimo usilnych prób, nie mogłem spać aż do rana.
Moje męczarnie trwały wiele tygodni, aż pewnego dnia zjawiła się Ona. Przyszła do mnie o świcie, była ubrana w lekką białą suknię i zawsze chodziła boso. Jej długie złote włosy sięgały prawie do ziemi. Nie była człowiekiem wiedziałem o tym od początku, ale przyniosła mi ulgę: w raz z jej przybyciem przestałem mieć koszmary i mogłem normalnie spać. Ona była zawsze blisko mnie i zawsze milczała, opowiadałem jej o wszystkim, co mnie gryzie i męczy a ona tylko słuchałar30; Nigdy nie odezwał się do mnie ani jednym słowem, mimo to pokochałem ją.
Pamiętam, nasze spacery, wychodziliśmy wczesnym rankiem z mojego zamku i wędrowaliśmy daleko, daleko za Zielony Trakt. Podczas tych wypraw cały czas mówiłem a Ona zdawał się mnie słuchać. Pewnego dnia, wyruszyliśmy na kolejny spacer, lecz nie doszliśmy daleko, Ona była chora. Jej cera była dużo bledsza niż zazwyczaj a na policzkach wykwitły jej rumieńce, miała wysoką gorączkę. Zabrałem ja do mego zamku i położyłem w najlepszym łóżku w całym dworze. Wysiliwszy całą moją alchemiczną wiedze przygotowałem najlepsze eliksiry, ale żaden z nich nawet nie zbił gorączki. Parzyłem Jej herbatę z najlepszych leczniczych ziół i robiłem okłady, żeby pokonać gorączkę palącą jej ciało. Niestety na nic zdały się moje starania, tego samego dnia umarła.
Nie mogłem tego znieść całą noc szlochałem przy jej ciele. Przeklinałem boga i zrzucałem winę na niego. Wraz ze wschodem słońca zszedłem do zamkowego ogrodu i wykopałem rękoma sporą dziurę w ziemi. Kiedy skończyłem, moje ręce przypominały krwawe szpony: pozdzierałem skórę do mięsa i straciłem parę paznokci, ale nie czułem bólu poza bólem serca, Ona nie żyła i to mnie przerażało. Niedługo potem zbiłem w podziemiach dworu trumnę z pięknych mahoniowych desek, poczym zaniosłem ją do ogrodu. Później spędziłem kolejną noc przy Jej ciele, które zaczynało już gnić; Jej delikatną twarz gdzieniegdzie pokrył zielonkawy nalot i zaczynała śmierdzieć, nie przejmowałem się tym, szlochałem przy niej do rana. O świcie wyniosłem Ją z zamku i złożyłem w mahoniowej trumnie w własnoręcznie wykopanym grobie. Później włóczyłem się cały dzień po zamku.
Nie mogłem spać przez kilka następnych nocy i znów cierpiałem na okropne bóle głowy. Wreszcie tydzień po jej śmierci zasnąłem, śniły mi się koszmary, ale mimo to spałem całe dwa dni. Kiedy się obudziłem byłem bardzo zmęczony, bolała mnie głowa a język przypominał drewniany klocek. Wypiłem trochę wody, ale czułem się nadal okropnie, myślałem o Niej, ta myśl mnie przerażała: czułem, że jeśli odkopie jej Ciało to będzie tak jak dawniej będę mógł normalnie spać i będziemy chodzić na spacery.
Kolejne trzy dni spędziłem walcząc z chęcią rozkopania grobu. Nie pamiętam, co było później, ale zauważyłem, że ostatnio lepiej śpię i znów chodzimy na spacery, ja mówię a Ona mnie słucha, wprawdzie sama nie może chodzić, ale ją prowadzam. Jest mi dobrze i kocham ją jak dawniej. W sumie chyba nic się nie zmieniło.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Radagast · dnia 07.11.2006 18:43 · Czytań: 884 · Średnia ocena: 2,4 · Komentarzy: 6
Inne artykuły tego autora: