Proza »
Obyczajowe » Ołki dołki (ROZDZIAŁ I) - Faza postoju nabiera rozpędu
Teofil koło południa zakończył przekopywanie ogródka. Odłożył łopatę i odsapnął. Na sadzenie jeszcze nadejdzie pora. "Czas na chwilę relaksu" - pomyślał rozpromieniony, bo nie czuł się źle, pomimo zmęczenia. Zawsze zachwycała go czynność, którą właśnie przerwał. Nowe rośliny wprowadzały go w znakomity nastrój. Potem już tylko patrzeć na to aż się będą rozrastać, zakorzeniać się i pięknieć w oczach. Następnie poszedł się napić wywaru z ziół. Delektował się niebiańskim smakiem, wyobrażając sobie, że połyka eliksir szczęścia. Uważał to za infantylne, lecz nie przeszkadzało mu to. Wyrażał w ten sposób melodię, która grała w jego sadzonkach, podczas długich letnich nocy, gdzie gwiazdy świeciły ze wszystkich sił, tak jakby wymagało to sporo zaangażowania i wysiłku. Starając się jak najlepiej wypocząć przed powrotem do pracy, rozłożył się na leżance i wachlował się gazetą sprzed kilkunastu lat, którą przeczytał przeszło sto razy, umiał na wyrywki, potrafił opowiadać od końca na początek, recytował przy blasku świec podczas romantycznych wieczorów spędzonych ze zwykłą paprocią. Obecnie jednak nie miał zamiaru popisywać się swoją pamięcią, wolał tak po prostu leżeć i wzdychać nad pięknem pustelni. Jego przyjaciel jak na razie nie wracał ze spaceru, ponieważ zapewne jak zwykle pomylił kierunki po paru zawrotach w różne strony. Brak orientacji w terenie to dla Euzebiusza normalka, bo czegóż się można spodziewać po osobie, której wszystkie mechanizmy w głowie są rozregulowane i działają według własnych upodobań. Rozległo się ciche stukanie do drzwi.
- Euzebiusz, nie do wiary! - wrzasnął tak, że nawet samego siebie ogłuszył. Mógł sobie na to pozwolić, gdyż w tym miejscu nie miał kto mu zabronić, czy nakazać zachowywać się grzecznie.
To nie był jednak Euzebiusz. Przed szałasem stała dwójka mulatów. Lekko strapieni przeczuwali, że będą potraktowani jak intruzi. Ton głosu Teofila każdego natręta wprowadziłby w stan przerażenia. Bob z Bogumiłem jednak dzięki wierze, że ludzie z natury mogą wydawać się zupełnie innymi niż są, nie speszyli się, a stali pewni siebie. Wahali się tylko przed zabraniem głosu, gdyż wiedzieli, że domownik nie spodziewa się nikogo obcego i może poczuć się niezręcznie, dlatego dłuższy czas milczeli, usiłując przygotować Teofila na niespodziankę. Ów nie pojmując zwlekania Euzebiusza, zerwał się ze złością i rozwarł drzwi.
- E, kim wy w ogóle jesteście? Czy nie widzieliście tabliczki, że mieszka tu pustelnik i pod żadnym pozorem nie można zakłócać jego spokoju? - powtarzał to zawsze nie umiejącym czytać, więc wyrzekł to bez zastanowienia. Mógł wydać się odpychający, co zmiarkował po chwili, ale cóż z tego, bo nie trzeba było się zapuszczać tam, gdzie nikogo się nie oczekuje.
- Jesteś Teofilem? Czy to prawda? - Bogumił był tego pewny, lecz jakoś trzeba było zagaić.
- Nazywają mnie również słoniem Trąbalskim. - starał się zbić ich z tropu, podając na wprędce pierwszą lepszą postać.
- Wiemy to tak samo jak fakt, że jesteśmy z kosmosu.
- Wyglądacie raczej na gatunek ludzki, lecz ostatnio wiele się zmieniło i jestem tego świadom. Znaczy się nie mam o tym zielonego pojęcia, bo i skąd, gdyż do nas wiadomości nie dochodzą. Czy odkryto już sposób na przebywanie lat świetlnych? - mówił z rosnącym zapałem, przekonany o zdolnościach ówczesnych naukowców. Chyba nawet sam wierzył w swoje słowa.
- Być może kiedyś, ale to nie jest celem naszej wizyty. Otóż borykamy się z problemem, jaki stawia przed nami rozliczne trudności do pokonania...
- Nie po to przyjaźnię się z pustelnikiem, aby napełniać sobie głowę cudzymi utrapieniami. Szukajcie pomocy w innym miejscu! - burknął, wykazując, że nie jest nastawiony do nich przychylnie. Wiedział, że, jak tylko ustąpi, oni wejdą mu na głowę, a wtedy będzie za ciężko aby sadzić zioła i przyprawy.
- Znamy okoliczności, ale znamy również wasze możliwości. Od kiedy tylko o was usłyszeliśmy, zrozumieliśmy, że jesteście fachowcami w spędzaniu czasu w samotności. Jesteście w stanie podejść niejedną introwertyczną postać.
- Zaczynacie robić się ciekawi. Może proponujecie mi przygodę? Piszę się na nią. Kiedy wyruszamy? - "pal licho spokój i harmonię".
- Spodziewaliśmy się, że twoja żyłka do podróżowania przebije ścianę braku zainteresowania.
Bob nie odzywał się, dopóki nie pojawiła się okazja do podsumowania:
- Małe ludziki się przemieszczają, aby z zapartym tchem podążać noga za nogą i nieustannie nimi przebierać, ponieważ wówczas wiele się przytrafia.
- Euzebiusz będzie nam towarzyszył? Bez niego się nie ruszam. Mam w nim najlepsze oparcie, jakby trzeba było ryzykować życie. - mówił z naciskiem.
- Najpierw go odnajdziemy, ale to kwestia być może jednej godziny. Pora na szczegóły nadejdzie później. W drodze opowiemy wam naszą historię i skąd dowiedzieliśmy się o waszym istnieniu.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
tusiaaa · dnia 03.07.2008 18:54 · Czytań: 1761 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 2
Inne artykuły tego autora: