– Wyobraź sobie zajebistą pannę. Kobitka siedzi na krześle cała naga. Po chwili do pokoju wchodzi wielki skurwiel, w tle leci „stuck in the middle with you”, a na twarzy laseczki maluje się strach. Skurwiel podchodzi do golaski i szepcze jej parę słówek na ucho. Panna uspokaja się i kiedy wygląda na pewną, kochaś nakłada jej na głowę torbę foliową i zaciska dłonie na szyi. Ta panikuje i próbuje się wydostać, ale jest bez szans. Wreszcie, gdy opada całkiem z sił i przestaje się ruszać, koleś ściąga jej torbę z głowy i trzepie gruchę wprost na twarz bez wyrazu. Snuff jak skurwysyn.
Niski brunet imieniem Max milczał i przyglądał się rozmówcy, który zniecierpliwiony czekał na odpowiedź.
– Co myślisz, możemy skręcić z tego dobry deal.
– Nie sądzę – odparł beznamiętnie Max. – Myślisz, że ktoś będzie chciał na to patrzeć? Chyba tylko jakiś wyjątkowo zboczony pojeb. Nikt normalny tego nie kupi, a ci chorzy z pewnością podważą autentyczność nagrania. – Zatrzymał się na chwilę, po czym zapytał: – Poza tym, gdzie znajdziesz laskę, która zgodzi się na porno dla psycholi?
Wysoka blondynka siedziała naprzeciw niskiego Maxa, który nie mógł oderwać wzroku od głębokiego wcięcia w bluzce dziewczyny. Między nimi usadowił się Olo, prowadząc rozmowę z młodziutką aktoreczką.
– Nie jesteś pełnoletnia– stwierdził Olo. Znacznie wyższy i poważniejszy niż jego zafascynowany anatomią kobiecego ciała kumpel, który gdyby tylko znał odpowiednie zaklęcie, zaraz zamieniłby się miejscami ze stanikiem blondynki.
– A wy nie jesteście żadnymi reżyserami – zaripostowała Iza. – Nie czarujmy się, próbujecie bezskutecznie nakłaniać dziewczyny, żeby grały w waszych pożal się Boże filmach, a robicie to tylko po to, aby pooglądać gołe dupy i cycki, bo coś mi się wydaje, że podrywacze z was tak samo marni jak filmowcy.
– Wygadana jesteś. – Zdenerwował się nieco dryblas. – Nie potrzebujemy katarynki, tylko odważnej aktorki. Nie nadajesz się, sory.
– Zrobię to za darmo. – Dziewczyna oparła się wygodnie na krześle i czekała na zdanie Olgierda. Max wyglądał na przekonanego od początku.
– Gdzie jest haczyk? – zainteresował się po chwili podejrzliwy Olo. – Co jest nie tak i na co ty kurwa chcesz nas naciągnąć?
– Cykor z ciebie, wiesz? – Blondynka spojrzała prosto w oczy rozmówcy, nachylając się przy tym w ten sposób, że jędrne piersi spoczęły na blacie stolika i przywarły jedna do drugiej niczym dwa idealnie pasujące do siebie ciała.
Niziutki Max niemalże czuł jak zaciska mu się na szyi obroża i powoli stawał się własnością potężnej dominy. Był coraz niższy i niższy co stawało się aż nadto widoczne, ale pomyślał sobie: „pierdolić to, lubię być jej psem”.
Izabela nie zwracając uwagi na natrętnego obserwatora, kontynuowała:
– Boisz się, bo nie wiesz co zrobić. Pewnie myślałeś, że ciebie i twojego nieźle poruchanego kumpla spławią wszystkie dziewczyny zanim zaczniecie cokolwiek mówić, co? Lubię was. Jesteście zabawni. No, może żałośnie zabawni. Zagram w waszym filmie, ale mam kilka warunków. Po pierwsze, żadnego seksu analnego. Po drugie nie wchodzą w grę sceny ze zwierzętami, a po trzecie zero bicia i gryzienia. To co chłopcy, mam tę rolę?
– Jasne – odrzekł błyskawicznie Max, nie czekając na opinię wspólnika.
Plan filmowy był praktycznie przygotowany do porno spektaklu i czekał już tylko na przybycie aktorów. Urzeczony urodą Izabeli Max, postanowił osobiście wcielić się w rolę skurwiela.
Chłopcy wybrali ponurą piwnicę domu Olgierda jako miejsce akcji. Tak właściwie dwupiętrówka, w której mieściła się piwnica, była starym, opuszczonym domem. Olo wyprowadził się stąd już dawno, jednakże z powodu braku kupca chałupa stała całkiem pusta i straszyła widokiem tutejszych gówniarzy, którzy prześcigali się w wymyślaniu strasznych historyjek, rzekomo mających miejsce w tymże domostwie.
W całej piwnicy śmierdziało wilgocią i zgnilizną. Cztery obdrapane ściany dopełniały efektu rynsztokowej scenerii, a krzesło ustawione pośrodku skupiało centrum uwagi. Tuż przed krzesłem stała kamera na statywie, a obok ustawiono lampę.
– Musicie dać mi trochę czasu – zakomunikowała Iza. – Rozumiecie, potrzebuję chwili dla siebie na przypudrowanie noska.
– W porządku – odparł natychmiast Max, który stał przed nią w samym szlafroku. – Możesz pójść do tamtego pokoju. – Wskazał ręką kierunek.
– Masz piętnaście minut – dodał zniecierpliwiony Olo tonem, który nie pozostawiał złudzeń co do braku sympatii.
Dziewczyna uśmiechnęła się zalotnie do obu i odeszła, kołysząc przy tym pośladkami w rytm przyspieszonego bicia serca Maxa.
Po upływie pół godziny zniecierpliwiony do tej pory Olo, teraz wyglądał na wkurwionego. Poskramiany kilkakrotnie przez kumpla, wreszcie nie wytrzymał i rzekł:
– Chrzanić to! Wywlekę ją za kudły i posadzę przed kamerą. – Podszedł do drzwi i silnym kopniakiem utorował sobie drogę do środka.
Miał już zamiar wejść i zrobić niezły pierdolnik, ale zdołał wydobyć z siebie jedynie lakoniczne „o kurwa”.
– To przypudrowała – wycedził zaskoczony tym co widzi Olo do stojącego obok, równie zszokowanego kolegi.
Obaj patrzyli na to samo. Naga Izabela spoczywała na krześle z twarzą przyciśniętą do blatu stołu. Jasne włosy nasiąkały krwią, która ciekła z nosa.
– Nie żyje? – zapytał Max.
– Nie wiem, nie jestem do chuja lekarzem.
– Sprawdź.
– Dlaczego ja? – zdziwił się wyższy.
– Bo ja się brzydzę. Nie dotknę trupa.
– Nie wiemy czy to trup.
– Jak nie trup, to co?!
– Nie wiem kurwa mać! Może tylko śpi. Mogła przecież za mocno przygrzać.
– A krew skąd?
– A skąd ja mam wiedzieć?! Może ma okres!
– Sprawdź ją do chuja, to twój dom. Gdyby zeszła u mnie, ja bym sprawdził. Zrób coś kurwa!
– Dobra kurduplu, zamknij japę! – wydarł się Olgierd. – Już sprawdzam. – Zbliżył się do stolika bardzo powoli. Obszedł dziewczynę tak ostrożnie, jakby za chwilę miała wstać i upierdolić go w aortę. Chciał chwycić ją za głowę, ale widok upstrzonych krwią włosów sprawił, że zrezygnował. Dotknął delikatnie nagich ramion i płynnym ruchem przechylił tułów dziewczyny, tak, że teraz oparła się na krześle, a głowa opadła od razu do tyłu.
– I co, żyje? – naciskał przyglądający się z boku Max.
– Jak ci się wydaje? No to ładnie się załadowaliśmy w pizdu… – Olo mówił dalej, ale chłopak w szlafroku nie słuchał. Jego uwagę pochłaniały teraz piersi nieboszczki. Wielkie, dojrzałe i kształtne cycuszki w jego mniemaniu wyglądały jak żywe i pewnie, gdyby miał okazję, żeby znaleźć się sam na sam ze sztywną lalunią, nie omieszkałby skorzystać. Nawet przez ułamek sekundy wydawało mu się jak dziewczyna do niego mówi: „chodź, jestem jeszcze ciepła…”. Z perwersyjnych fantazji wyrwał go głos rozgadanego kumpla: – Trzeba coś zrobić, nie możemy jej tu trzymać w nieskończoność, bo w końcu zacznie śmierdzieć. Gnijąca panna młoda, kurwa twoja mać.
– Co proponujesz?
– Spójrz na nią i pomyśl jak można pozbyć się ciała – Olgierd przerwał na moment, po czym dodał: – Wywieziemy ją do lasu i zakopiemy.
– Ja pierdolę, nie chcę iść do więzienia. Nic nie zrobiliśmy. Sama się przecież wykończyła. Pomyśl o moich dzieciach.
– Przestań pierdolić, człowieku ty nie masz dzieci.
– Ale jestem jeszcze młody.
– Nie panikuj, bo nic to nie da. O tym, że wykończyła się sama wiemy tylko my i ona. Nam nikt nie uwierzy, a ją możesz pytać do bólu, a i tak ni chuja nie powie. Więc weź się kurwa w garść i przestań patrzeć na jej cycki.
Volkswagen „garbus” zjechał z asfaltówki po niecałym kwadransie jazdy i przemieszczał się teraz powoli po szutrowym szlaku. Z lewej i prawej strony drogi rósł gęsto las. Ciemny las.
Radio w samochodzie milczało, a grobową ciszę zakłócało jedynie miarowe brzęczenie silnika. Siedzący za kierownicą Olo wpatrywał się dokładnie w jezdnię, modląc przy tym, aby nic nie wyskoczyło na drogę. Już wyobrażał sobie jak maska żółtego „garbusa” ścieka krwią jakiegoś skurwysyńsko wielkiego zwierzęcia. Może niedźwiedzia brunatnego. Zaraz potem pomyślał: „skąd tu do chuja niedźwiedź”.
Dochodziła północ, gdy siedzący na miejscu pasażera Max zaproponował:
– Może włączymy radio.
– Nie – zareagował natychmiast kierowca.
– Dlaczego? – naciskał z uporem Max. – Możesz mi powiedzieć co jest nie tak z tym zasranym radiem? To chyba nie zbrodnia, że chcę posłuchać muzyki.
– Posłuchaj tego. Na tylnym siedzeniu wieziemy sztywną dziewuchę. Pierwszy raz jestem w takiej sytuacji i chcę mi się wyć. Zrozum, nie jedziemy na piknik za miasto, musimy zakopać tę martwą dziwkę i nie mam najmniejszej ochoty słuchać żadnego jazgotu i ty też nie będziesz.
– Powinieneś zwalić sobie gruchę, dobrze by ci to zrobiło.
Olo milcząc, próbował zdusić w sobie zdenerwowanie, które narastało z każdą chwilą, niczym napięcie w filmach Hitchcocka. W świadomości migały mu obrazki, jak jednym zamachem siecze swojego kolegę łopatą w łeb, a ten z rozprutą czachą upada do świeżo wykopanego dołu. Później już tylko ziemia i robaki.
– Mówię ci, powinieneś to zrobić – Max pozostawał nieugięty. Od pewnego momentu nie był w stanie zamknąć mordy choć na moment.
– Odpierdol się stary – spławił go chłopak za kółkiem.
– Ty pierwszy ją weźmiesz.
– Co ty bredzisz?
– Ja poprowadzę, a ty w tym czasie zabawisz się z tyłu. Potem się zamienimy.
– Do reszty ci odjebało. Od tych hormonów sperma ciśnie cię w dekiel. Jak nie wyluzujesz, wyrzucę cię z wozu… Co robisz? – kiedy pytał, Max przeciskał się właśnie na tylne siedzenie. – Nawet o tym nie myśl, zboku! – grzmiał kierowca. – Ostrzegam, że zostawię cię tu!
– Daj mi kilka minut i patrz na drogę.
Izabela leżała mocno skulona i przykryta kocem. Wysoka jak żyrafa dziewczyna z ledwością mieściła się w tylnej części Volkswagena, więc rozpalony chłopak musiał bardzo się natrudzić, aby znaleźć odrobinę miejsca między jej chudymi nogami. Kiedy wreszcie przyjął odpowiednią pozycję i ściągnął z reszty ciała koc, rozchylił uda kobiety tak, że stawy w pachwinach zgrzytnęły niczym rozgniatana skorupka jajka, a następnie „denatka” z potwornym krzykiem wyrwała się do przodu. Nie zdążyła jednak zrobić nic więcej, gdyż momentalnie została ogłuszona silnym ciosem w czoło.
Nie miał pojęcia kiedy młotek znalazł się w jego dłoni. Nie wiedział także, w którym momencie stalowa nasada utkwiła głęboko w głowie Izy.
Młoda dziewczyna opadła znowu na siedzenie i leżała tak jak przedtem, z tym, że teraz z czoła wystawał jej drewniany trzonek.
Auto gwałtownie zahamowało i nastała upragniona przez Olgierda cisza, choć jeszcze przez chwilę wydawało mu się, że krzyk rzekomo martwej Izy niesie się po całym samochodzie, a nawet na zewnątrz, jednak, gdy puścił kierownicę i powoli spojrzał za siebie, nie miał wątpliwości, że jest cicho jak skurwysyn.
– Dlaczego to zrobiłeś? – zapytał oszołomionego Maxa, który przywarł plecami do bocznej szyby, aby być jak najdalej golaski.
– Nie wiem – odparł mechanicznie strwożony chłopak.
– To kto ma kurwa wiedzieć?! – rozzłościł się Olo. – Pytam co ci odjebało, że zatłukłeś ją młotkiem?
– Spanikowałem! Trup ożył! Ciekawe jak ty byś się zachował na moim miejscu.
– Zapewniam cię, że ostatnią rzeczą jaką bym zrobił, to jebnięcie jej młotkiem. Głupi sukinkot – Olgierd przerwał na moment. – Spójrz czy żyje.
Kurdupel po omacku próbował znaleźć miejsce na szyi, aby sprawdzić puls, zamiast tego dotknął najpierw jednej piersi, potem drugiej. Gdy dotknął jej twarzy, poczuł, że cała pokryta jest lepką mazią. O mało nie zwymiotował.
– Co z nią? – niecierpliwił się kierowca, patrząc w górne lusterko wewnątrz auta.
– Ni chuja nie widzę. Może włączyłbyś światło.
– Pomyśl ćwoku – wściekł się znowu – wieziemy najprawdopodobniej martwego człowieka, więc nie chcę rzucać się w oczy. Dlatego jeśli łaska, sprawdź czy pieprzona ćpunka na pewno zeszła z tego świata. Za wszelkie niedogodności przepraszamy kurwa z całego serca!
– Dobra, dobra – uspokajał swojego towarzysza Max. – Cholera jest pełno krwi… i czegoś jeszcze… to chyba mózg.
– Zapierdolę cię stary. Przysięgam, że cię zapierdolę. To, że zachciało ci się dymać nieboszczkę, mogę wybaczyć, ale naświnienie w moim samochodzie jest kurewsko ciężkim grzechem. Cięższym nawet niż grzech cudzołóstwa, zasrańcu. Wiesz kutafonie jak krew ciężko schodzi.
– Może zawieziemy ją do lekarza?
– I co jej kurwa zrobią? Przeszczep głowy? Wcześniej mogliśmy kombinować, bo dziwka przedawkowała, nie nasz problem, ale teraz mamy przejebane.
Film pornograficzny okazał się horrorem. Wzorem dobrego kina grozy, dwóch nieuzbrojonych – nie licząc młotka i łopaty – chłopaków, znalazło się w samym sercu mrocznej, leśnej gęstwiny, wraz z trupem płci żeńskiej. Otoczeni zewsząd dzika zwierzyną, błyskającą zza gałęzi rozświetlonymi ślepiami, trzęśli się ze strachu niczym dwie zajebiście rozedrgane galarety. Brakowało tylko rytmicznego odgłosu nocnej sowy, który niosąc się po chaszczach, zwiastował nadciągające niebezpieczeństwo.
Dół wyglądał tak, jakby ktoś chciał zakopać w nim worek ziemniaków, nie zaś ciało rosłej panny. Łopata z trudem wbijała się głęboko w ziemię, nie mogąc poradzić sobie z grubymi korzeniami drzew, tuż pod runem.
Coraz bardziej zmęczony Max kopał wolniej i mniej efektywnie. Widząc to, przyglądający się z boku chłopak stwierdził:
– Jak będziesz się tak brandzlował, to nie wyrobimy się do gwiazdki.
– Przez te jebane drzewa prędzej złamię łopatę niż coś wykopię.
– Tak jest zawsze, gdy kopie się grób pomiędzy drzewami – tajemniczy głos starszego mężczyzny wprawił obu kumpli w osłupienie.
Spojrzeli w tym samym momencie na stojącego nieopodal staruszka z papierosem w ustach. Tuż przy jego nodze czekał wyrośnięty owczarek niemiecki, wyglądający niczym bestia pośród mroku.
Tajemniczy przybysz wskazał rękę na leżącą pod drzewem naga kobietę i zapytał:
– Nie chciała wam dać dupy czy nie była wystarczająco dobra? – Zaraz potem roześmiał się przez zachrypione gardło i splunął przed siebie.
Niedoszli filmowcy stali jak zaklęci w zupełnym milczeniu. Czekali na ruch żartownisia, albo jego psa.
– Nie wyglądacie na tutejszych – kontynuował facet. – Mamusia nie wspominała, że takie gnojki nie powinny szwendać się nocą po lesie? No tak, macie przecież opiekunkę. – Ponownie łypnął wzrokiem na martwe ciało i roześmiał się z własnego żartu. Chwilę potem odkaszlnął jak stary palacz i alkoholik w jednej osobie. Nawiasem mówiąc, to z pewnością nie żałował sobie żadnego nałogu.
Olo czuł, że nie znajdzie dziś oparcia w swoim kumplu, dlatego zdecydował, że zabierze głos w ich wspólnym imieniu.
– Nie szukamy kłopotów. Jeśli uraziliśmy… To znaczy jeśli wtargnęliśmy na pański teren, bardzo przepraszamy. Sam pan widzi, że mamy tu niezły rozpiździel i na pewno nas pan rozumie…
– Sam dobrze wiem co widzę i nie wyrażaj się smarku przy damie.
– Ona nie żyje – wtrącił błyskawicznie Olgierd.
– Myślisz, że jestem niedorozwinięty?! – Starzec spojrzał na swojego rozmówcę w sposób, który sprawiał wrażenie jakby był opętany. – Nie mówię o tej cherlawej szkapie, ćwoku. Chodzi mi o psa! Szrama nie lubi kiedy jakiś pokurwieniec klnie w jej lesie. To w gruncie rzeczy poczciwa suka, ale potrafi być czasem wredną kurwą. – Po tych słowach starzec poklepał psisko po włochatym grzbiecie i donośnym, przepitym głosem wydał krótką komendę „bierz go”.
W mgnieniu oka Szrama doskoczyła do nieruchomego Olgierda. Młodzian próbował osłaniać się ramionami, jednak na próżno. Cofając się, zahaczył o wystające z ziemi korzenie i upadł do niewielkiego dołka, wrzeszcząc przy tym jak poparzony.
Pies wierzgał całym cielskiem niczym targany epileptycznymi konwulsjami i wgryzał się głęboko w tkankę mięśniową, aż do kości. Wrzaski pokiereszowanego chłopaka niosły się echem w przestrzeni, zagłuszając nawet warczenie rozsmakowanej w krwi bestii.
Wszystko trwało niespełna minutę, choć dla przerażonego Olgierda wydawało się być całą wiecznością. Kurewsko bolesną wiecznością.
Zwierzęcy szał owczarka ustąpił wraz z potężnym uderzeniem metalowej części łopaty. Agonię suki poprzedził skowyt. Skowyt tak donośny i wymowny, że poruszył nawet cząstkę współczucia u Maxa, pomimo, że jeszcze dosłownie przed chwilą to włochate bydle o mało nie zeżarło jego kolegi żywcem. Czuł się nawet gorzej niż wówczas, gdy rozłupał czaszkę Izabeli. Przez moment zastanawiał się wręcz czy, aby nie powinien przeprosić, jednak zdobył się tylko na spojrzenie w oczy właściciela psa.
W ciemności zamajaczyła siwizna na głowie faceta, który skrył twarz w niezgrabnych dłoniach i zaczął szlochać. Początkowo spokojny i opanowany płacz przerodził się w demoniczne wycie.
– Skurwysyny! – lamentował rozżalony mężczyzna. – Zatłukli moją sukę! A niech was chuj! – Odgarnął ręce od twarzy, ukazując groteskowo wykrzywioną gębę i zasmarkany nos. Wydobył z trzewi wojowniczy okrzyk i natarł z całym impetem na truchlejącego ze zgrozy Maxa.
– Zatłucz dziada – wybełkotał ostatkiem sił zakrwawiony Olo…
„Garbus” toczył się wolniutko droga, która miała prowadzić nad niewielką rzekę, o niewiadomej nazwie. Postanowili, że właśnie tam pozbędą się przykrych pozostałości po feralnej nocy.
Tylne siedzenie wyglądało jak rzeźnia. Naga kobieta z wielką dziurą na czole upchnięta w taki sposób, że obie nogi lekko uniesione podtrzymywały jakby fotel kierowcy, a korpus spoczywał na oparciu, minimalnie chyląc się na prawo, ku usadowionemu obok staruszkowi.
Co prawda zwłoki mężczyzny nie nosiły znamion zadanych ran ani nawet krwi, którą nie sposób było przeoczyć u Izabeli, jednakże demoniczny dziad przerażał specyficznym wyrazem twarzy, który to z przyczyn pogruchotania i przestawienia kości, nadawał licu obraz karykaturalnej hybrydy ludzkiej. „Już za życia nie wyglądał przyjemnie, więc niewiele spapraliśmy” – takimi słowami skomentował to co ujrzał z bliska Olo.
Na kolanach zabitego leżała sztywna suka z wywalonym na wierzch jęzorem. Widok martwego owczarka tak raził Maxa, iż ten nakrył psa kocem.
Za kierownicą zasiadł właśnie Max, gdyż jego kompan nie wyglądał dobrze, a czuł się chyba jeszcze gorzej. Siedział na miejscu pasażera z przodu i ściskał jak tylko mocno potrafił poharataną przez ostre zębiska dłoń, zerkając w boczną szybę, choć za nią było ciemniej niż w dupie.
Tymczasowy kierowca mimowolnie spoglądał na krwawiącą obficie rękę Olgierda i nie umknął jego uwadze jeden szczegół. Pięciopalczasta do niedawna kończyna posiadała pewne deficyty, z czego najbardziej widocznym był całkowity brak środkowego palca. W miejscu kciuka, gdzie winien rosnąć paznokieć, zwisały cienkie strzępki skóry i ścięgien. Reszta choć wyglądała równie nieatrakcyjnie, pozostawała jednak na swoim miejscu.
Kurdupel przez chwilę zastanawiał się, jak teraz będzie wyglądało samowystarczalne życie erotyczne Ola, ale momentalnie uzmysłowił sobie, że jego wysoki przyjaciel posługuje się w tych i tamtych sprawach „prawicą”. Gdyby był mańkutem, miałby przejebane.
Bodaj rozmyślałby dalej nad bzdurami, gdyby nie doszedł go wyraźny huk rozbijanego szkła, a tuż po nim silny wstrząs i szarpnięcie w tył, które sprawiło, że ospały i wycieńczony Olgierd, na moment oprzytomniał.
– Kurwa mać – wyrwało się z gardła niziutkiego chłopaka. Próbował jechać dalej, jednakże silnik Volkswagena zgasł. Zatrzepotał więc kilkakrotnie kluczykami w stacyjce, ale nie przyniosło to efektu.
– Co to było? – wymamrotał Olo.
– Nie mam pojęcia – odrzekł kierowca. Chciał jeszcze dodać, że chyba uderzyli w jelenia, ale zamilkł, gdy do wnętrza auta wlała się smuga intensywnego światła z ręcznej latarki. Ktoś stał przy drzwiach kierującego, jednakże trudno było stwierdzić kim ów ktoś jest. Oślepiający blask latarki tak bił po oczach, że ciężko było dostrzec nawet przysłowiowe gówno.
– Wyjmij kluczyki ze stacyjki i powoli otwórz drzwi – grzmiał męski głos zza szyby.
– Co się takiego stało? – Udawał zdziwionego Max. – Kim pan jest i czego od nas chce?
Facet z latarką odezwał się znowu, tym razem jeszcze bardziej władczo:
– Otwórz drzwi i wysiądź z pojazdu. Nie zapomnij o kluczykach. Zostaliście zatrzymani do kontroli drogowej. Jeśli dalej będziesz utrudniał mi pracę, przestanę być miły i wyciągnę cię siłą.
Max nie wierzył tajemniczemu typowi. Był przekonany, że ów nocny kontroler jest skurwysyńskim oszustem i wszystko co mówi to kłamstwo, jednak instynkt panikarza podpowiadał mu iż groźba była kurewsko poważna i tak samo prawdziwa. Nie myśląc ani chwili dłużej, wyjął kluczyki ze stacyjki, a następnie drżącą z niepokoju ręką otworzył drzwi i ostrożnie wysiadł. Drugi z żywych pasażerów Volkswagena nawet nie drgnął z miejsca.
Stojąc naprzeciw domniemanego kontrolera Max, zrozumiał, że ma do czynienia z wiejskim burakiem. Przynajmniej tak mu się zdawało.
Mężczyzna przypominający posturą wielką, włochatą małpę nie miał na sobie munduru, a jedynie śmierdzącą tytoniem flanelową koszulę z mało gustowną kratą oraz lekko za ciasne dżinsy, które opinały potężne dupsko w taki sposób, że przy głębszym przysiadzie cała konstrukcja spodni musiała najzwyczajniej pierdolnąć na szwach.
Nie dało się nie czuć ohydnego smrodu, wydobywającego się z nieznacznie rozszerzonych ust tłuściocha. Wymieszane ze sobą zapachy cebuli, alkoholu, dymu tytoniowego i czegoś trudnego do zidentyfikowania, przyprawiały o zawrót głowy i mdłości.
Bardzo niski, w porównaniu do śmierdzącego monstrum Max, musiał wysoko zadzierać głowę, aby patrzeć facetowi prosto w oczy, choć wcale nie miał na to ochoty, gdyż twarz grubasa nie wyglądała przyjemniej niż jego dupa. Małe, głęboko osadzone oczka uporczywie wgapiały się w młodego chłopaka, a siwe wąsiska pod nosem podrygiwały co chwila w nienaturalnym grymasie, jakby z podniecenia, co nadawało tej wielkiej głowie wygląd debila.
Po dłuższej chwili milczenia wielki łeb przemówił:
– Czemu twój kumpel nie ruszy dupska?
– Mieliśmy mały wypadek… – zaczął niepewnie Max. – Jest ranny. Czy wie pan, gdzie jest najbliższy szpital? – Sposobił się by mówić dalej, ale brzuchacz już nie słuchał. Krążył w milczeniu dookoła „garbusa” i zaglądał przez ciemne szyby, szukając jakby czegoś co zgubił.
Kiedy znalazł się przy drzwiach od strony pasażera, zastukał dłonią w szybę. Odpowiedziała mu cisza i naiwne spojrzenie Maxa. Nacisnął więc klamkę i otworzył drzwi, które rozwierając się ukazały zakrwawioną postać młodego mężczyzny, wyraźnie wyczerpanego i kulącego się z bólu.
– A nie mówiłem, że jest ranny – odezwał się Max.
– Wysiadaj z wozu, kutafonie – rozkazał wąsaty facet, w ogóle nie zwracając uwagi na to co powiedział kurdupel.
– Przecież widzi pan, że nie da rady – stanął w obronie kumpla młodzieniec.
– Rozpoczynam więc procedurę – tymi słowami kontroler oznajmił, że wywlecze rannego z auta, trzymając za ciemną czuprynę i ciągnąc do siebie. Następnie zaś obezwładni leżącego silnym kopniakiem, tak, aby było wiadomo, że stawianie oporu jest kurewsko niewskazane. Na sam koniec może słownie znieważyć matkę delikwenta, której zarzuci nieobyczajność.
Gdy poturbowany Olgierd zapoznawał się z bliska ze strukturą szutrowej nawierzchni, a słowny brzuchacz składał się do wyprowadzenia ciosu nogą, srający pod siebie ze strachu Max, rzucił się na ratunek przyjacielowi. Co prawda zdołał powstrzymać agresora przed skopaniem kolegi, jednakże był to jedyny sukces. Cała bójka – jeśli tak można to określić – trwała krócej niż męski orgazm. Wątłej budowy Max natychmiast został obezwładniony i przyparty do maski auta całym ciężarem cielska grubasa, czekał na skucie kajdankami.
Co ciekawe podszywający się pod kontrolera ruchu był rzeczywiście wyposażony w parę kajdanek. Różniły się one od policyjnych jedynie tym, że otaczało je delikatne futerko.
Kiedy Olo odzyskał na powrót świadomość, czuł się jakby doznał amnezji i nie kojarzył żadnego faktu z kilku ostatnich godzin. Miał wrażenie, że ktoś grzebał w jego mózgu. Jakiś pseudochirurg wykrajał mu ze łba kawałeczki świadomości i chuj wie co robił dalej. Pulsujący ból nie dawał ani spać ani czuwać. W pierwszej chwili po wyrwaniu się z letargu miał ochotę brać nogi za pas i spierdalać gdziekolwiek. Uspokoił się jednak, gdy usłyszał głos Maxa, pytającego:
– Żyjesz?
– Gdzie jesteśmy? – Olo dźwignął się na rękach tak, aby mógł usiąść i oprzeć się plecami o ścianę. – I co do kurwy nędzy jest z moją głową?
Relację jaką zdał mu przyjaciel przyjął bez żadnych pytań, choć miał tyle wątpliwości, iż nie zdołałby powiedzieć co jest prawdą, co zaś efektem wyobraźni jego pojebanego kompana.
– Przywiózł nas i kazał siedzieć cicho – ciągnął Max. – Ostatni raz był tu jakieś dwa kwadranse temu i powiedział, że niedługo będziemy sławni. Skurwysyn na pewno już mówi o nas policji!
– Szukałeś wyjścia? – dopytywał się Olgierd.
– Jesteśmy w piwnicy. Dobre trzy metry pod ziemią. Można stąd wyjść tylko przez drzwi albo zrobić podkop. Udupił nas.
U szczytu schodów, gdzie mieściło się wyjście, zabrzęczał metalowy zamek i drzwi uchyliły się przy dźwięku skrzypienia zawiasów. Obaj uwięzieni nie drgnęli, czekając na swoich pozycjach. Liczyli, że za moment nadejdzie policyjny oficer i przedstawi im ciążące zarzuty.
Ku własnemu zaskoczeniu ujrzeli postać brzuchacza, który ich pojmał. Facet stał w progu pomieszczenia, gdzie przebywali dwaj aresztanci i trzymał oburącz tacę z kanapkami i gorącą herbatą. Zdobył się nawet na niczym niewymuszony uśmiech.
– Pewnie jesteście głodni – zagaił wesoło. Następnie podszedł do obu chłopców, którzy siedzieli na betonowej podłodze i położył przed nimi tacę z przekąskami. Przyjrzał się dokładnie zmasakrowanej ręce Olgierda, owiniętej w ręcznik i rzekł: – Wezwałem znajomego lekarza. Opatrzy cię i będziesz jak nowy.
– Nie sypnie nas pan policji? – zdziwił się Olo.
– Policji? – zareagował równie zaskoczony wąsacz. – Te skurwysyny zmarnowałyby ci życie, chłopcze.
– Przecież powiedział pan, że nas wyda – odezwał się trochę niepewnie Max.
– Obiecałem wam sławę. Pamiętam dobrze co mówiłem. Ja i kilku zaufanych towarzyszów mamy wobec was pewien plan. Ale wszystko w swoim czasie. Póki co doprowadźcie się do porządku. Zaraz przyniosę trochę ciepłej wody.
Dochodząc do wyjścia, starszy mężczyzna odwrócił się jeszcze na moment i łypnął porozumiewawczo na dwóch przyjaciół.
– I nie przejmujcie się tym wypadkiem. Wszystko da się naprostować, o ile będziecie grzeczni, łobuziaki. – Rozszerzył znowu usta w uśmiechu i powędrował schodami w górę, gwiżdżąc całą drogę „Like a virgin”.
Nie minęła godzina, gdy radosny grubas zjawił się ponownie w piwnicy. Chłopcy właśnie kończyli czyścić swoje ubrania. Max pomógł przyjacielowi zabandażować poharataną rękę i nałożyć odświeżoną koszulkę.
– Już jesteście gotowi – zauważył mężczyzna, którego obaj młodzieńcy spostrzegli dopiero teraz. Musiał wejść ciszej niż, gdy był tu wcześniej.
Wygląd wąsacza odbiegał nieco od poprzedniej wersji. Satynowy szlafrok w błękitnym kolorze, a na nim mnóstwo chujowych wzorków, przedstawiających bodaj kwiat lotosu w przeróżnych ujęciach. Nieco przykrótki materiał ledwie skutecznie zakrywał brzuszysko, a badziewnego efektu dopełniały gumowe klapki na nogach. Olo pomyślał, że nawet transwestyci wyglądają lepiej.
Milczenie przerwał Max:
– Kiedy wezwie pan lekarza? Mój kumpel stracił palec…
– Doktor czeka u góry – odpowiedział natychmiast facet i obróciwszy się na pięcie, ruszył w stronę schodów, znikając z pola widzenia. – Czekamy…
Pierwszą rzeczą jaka rzuciła się w oczy obu młodzieńcom, było wielkie, idealnie zasłane łoże z prześwitującym baldachimem. Zaraz przed łóżkiem umieszczono statyw, a na nim kamerę cyfrową, która była już włączona. Lekko rozchylone poły kotary, chroniące przed wpadającym światłem, dodawały temu miejsca znaczenia niby teatralnej sceny, na którą zaraz wkroczą aktorzy.
– I co myślicie, brzdące? – zapytał wąsaty wesołek. – Jak wam się podoba?
Poklepał obu chłopaków w ramię i napierając z tyłu, zmusił ich, aby podeszli bliżej. Następnie złożył dłonie, co wyglądało jak przygotowanie do ceremoniału modlitwy, jednak zamiast pochwalnej gadki klasnął głośno po dwakroć. Jak się okazało, był to sygnał do rozpoczęcia.
Przez drzwi naprzeciwko łoża, weszło w szeregu, jeden za drugim, czterech mężczyzn, odzianych w identyczny sposób co gospodarz. Stanęli twarzą w twarz ze skostniałymi z wrażenia Olgierdem i Maxem, których ani na krok nie opuszczał grubas.
Zszokowany Olo, zapytał:
– Co to kurwa ma być?
– Komplet – odparł uradowany mężczyzna za jego plecami i podszedł do okna, gdzie na parapecie stał magnetofon. Wyregulował najpierw odpowiednio siłę głosu, kolejno nadusił palcem na przycisk „play”.
Z głośników zaczęły pobrzmiewać pierwsze dźwięki „Like a virgin” Madonny, a cała zgraja pięciu kiczowato ubranych facetów kołysała pulchnymi biodrami w rytm muzyki, zmierzając stopniowo coraz bliżej pościelonego barłogu.
***
Tłok na rynku rósł z godziny na godzinę. Rozochoceni okazjami cenowymi ludzie przemierzali kolejno stragany z wygadanymi właścicielami, którzy, aby wcisnąć człowiekowi jakieś badziewie, byli gotowi zrobić mu laskę. Z nieba lał się istny skwar, przetapiając tłuściochów na smalec, a wychudzonym zdechlakom parząc gnaty. Najbardziej uprzywilejowani byli rzecz jasna sprzedawcy, kryjący się pod cienkimi dachami jarmarcznych szczęk.
Przy jednym z takich stoisk chłodził się w cieniu wąsaty grubas w okularach przeciwsłonecznych. Przeciągał się na plażowym leżaku za ladą, która była zawalona stosami płyt dvd, bacznie obserwując wszystkich przepoconych pojebów.
Bodaj przeleżałby tak całą emeryturę aż do śmierci, gdyby nie podszedł do niego mężczyzna w średnim wieku, ubrany w zwiewną koszulę i krótkie spodenki. Na widok tegoż klienta wąsacz uśmiechnął się tajemniczo i powstał, aby móc godnie go przywitać.
– Niech będzie pochwalony – rzekł grubas, wyciągając dłoń do przybysza, który z zażenowaniem rozejrzał się dokoła i odwzajemnił uścisk. – Dawno księdza nie było. Co słychać?
– Miałem dużo pracy – odparł facet i znowu spojrzał czy nikt nie podsłuchuje.
– Rozumiem, problemy na parafii, co?
– Można tak powiedzieć. Dawaj to co dla mnie masz i znikam.
– Jak zwykle brak czasu na przyjemności. Gdyby wszyscy byli tacy pracowici jak proboszcz, już dawno zbudowalibyśmy schody do nieba. No, ale nie przyszedł tu ksiądz na pogaduchy – wąsacz przerwał na moment i sięgnął pod ladę, wyciągając czarne pudełko bez okładki. Położył film przed księdzem i kontynuował: – Nazwałem to „Like a virgin”. Coś co na pewno przypadnie księżulkowi do gustu. Sodoma i Gomora jak skurwysyn. W biblii ksiądz tego nie znajdzie, a u mnie dostanie za trzy stówy.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Quentin · dnia 22.02.2012 09:20 · Czytań: 1109 · Średnia ocena: 3,75 · Komentarzy: 22
Inne artykuły tego autora: