Ja i moje prawo jazdy - anek_ch
Publicystyka » Artykuły » Ja i moje prawo jazdy
A A A
Prowadzenie samochodu nie jest w teorii takie trudne. Cóż. Teoria jak to czasem bywa, jest łatwiejsza niż praktyka. No, bo wiecie, zazwyczaj jest tak: weźmiesz się zapiszesz w ośrodku szkolenia kierowców (czytaj przyszłych piratów drogowych), powiedzą ci ile masz dać kasy, zrobią badania lekarskie, wykłady (o ile zdąża je kiedykolwiek zrobić, w moim przypadku - nie zdążyli), dadzą ci książeczki o tematyce jak (w teorii) nie zostać piratem i jakie masz obowiązki na drodze. Czasami kopsną ci jeszcze płytkę z testami. Siedzisz nad nimi ze dwie, trzy godziny i masz już dość! Rzucasz płytkę w kąt, ikonę usuwasz z pulpitu, bo ci się tak dziwnie rzuca w oczy, a na razie do wewnętrznych daleko, więc mogą sobie poczekać. I tak mija dzień za dniem. Tydzień za tygodniem. Nadchodzi dzień grozy. Egzamin wewnętrzny. Masz dwie opcje - zdasz i wyjdziesz na cwaniaka. Nie zdasz wyjdziesz na niedojdę życiową, lub człowieka nie mającego głowy na swoim cholernym miejscu. Tak powinno być w teorii. W praktyce jest zupełnie inaczej. I ja wam uświadomię, na swoim własnym, żałosnym, dziwacznym, groteskowym przykładzie jak to w życiu różnie bywa.
Jest koniec marca. Wiosna się zaczyna, na podwórku już można zauważyć komary i dziwaczne zielone pędy wyglądające później jak trawa. Zostały mi jeszcze... Ach nie ważne. W każdym bądź razie w czerwcu są moje urodziny. Dzwonię wiec, do ojca mojego kolegi. Prowadzi on ośrodek szkolenia kierowców. Już za pierwszym razem się do niego dodzwoniłam. Sukces! Fajnie, nie wiem kiedy mam jakąś teorię, ale jestem już na jazdy zapisana.
Pierwsza jazda zaczyna się od słów: "Jeździłaś już kiedyś samochodem? Pokaż gdzie jest sprzęgło, hamulec gaz. Sprzęgło, gaz, sprzęgło. Ustaw lusterka, siedzenie. Tak. No to zapalaj silnik i jedziemy". Drżącymi rękoma dotykam kluczyków, przekręcam je i naciskam ostro gaz. Samochody mojego ojca i mamy to nie ople, wiec żeby zapalić to i gazu trzeba dodać. Pierwszą naganę, za naciśnięcie gazu w nieodpowiednim momencie mam już za sobą. Bardzo powolutku jadę. Prowadzę samochód! Mijają minuty, godzina, dwie. Jestem już wykończona. Odwożę się po dom. Jestem już umówiona na następny wtorek. Fajnie nie?
Mój entuzjazm gaśnie, gdy przyjeżdżam wraz z koleżanką na pierwsze wykłady. To już środek maja. Kilkanaście godzin wyjeżdżonych. Z różnymi instruktorami rzecz jasna, bo szef jest ciągle zajęty, ja wiem dobrze czym, ale wam nie powiem. Nie będę młodzieży przecież gorszyć. Po dwudziestu minutach spóźnienia najpierw słyszymy ryk silnika, potem samochód. Nie wygląda to najlepiej, ale co tam. To tylko "elka". Instruktor bardzo sfrustrowany wysiada z pojazdu. Spogląda na nas dziwnym wzrokiem i pyta: "tylko wy jesteście?". Patrzę na Justynę, ona na mnie. O ile mnie wzrok nie myli, to jesteśmy tutaj we dwie. Z matmy jestem słaba, ale takie rachunki to w głowie bez problemu wykonuję. "Tylko my" odpowiadam w gwoli ścisłości. "No to sobie takich jaj nie będziemy robić! Wsiadajcie dziewczyny do samochodu. Zrobię wam dzisiaj jazdy". I owszem jazdy miałyśmy najoryginalniejsze, jakie mogły tylko być. Wyjechałyśmy spod szkoły, gdzie miały być wykłady, o osiemnastej dwadzieścia. Wróciłyśmy o dwudziestej drugiej. Po drodze stałyśmy pod sklepem o wdzięcznej nazwie "carrefour" przez ponad pólł godziny, przyczepił się do mnie jakiś alkoholik i stwierdził, że jak nie ma instruktora, to on może za niego dorabiać i weźmie nas do Warszawy. Tak, tak. Po dziesięciu minutach poczłapał gdzieś, wkurzyć innych ludzi. Wróciłyśmy o dwudziestej drugiej, jak już wcześniej wspomniałam. Rowery, którymi przyjechałyśmy zostały pod szkołą. Był piątek. Brama zamknięta. Ja zmarznięta i zdenerwowana, no bo późno już, chce mi się siku, a nie mam gdzie. Podejmuję decyzję: PRZESKAKUJE PRZEZ OGRODZENIE. Biorę rower kumpeli, podaje jej go. Z moim idzie gorzej - jest cięższy, ale jakoś udaje mi się go wyciągnąć. Ja sama, też się nieźle nagimnastykowałam żeby jakoś nie zlecieć z płotku. Wsiadam na rower i ze zdziwieniem stwierdzam, że nie mam działających świateł. Fajnie - ciemno jak w czterech literach, do domu ponad cztery kilometry, w tym dwa przejechane samotnie, droga nie wszędzie oświetlona. Jakoś udaje mi się dojechać w jednym kawałku, chociaż w pewnym momencie myślałam, że będę lądować w rowie.
Później kiedyś skręciłam kostkę w stawie skokowym. Dwa tygodnie nie mogłam jeździć. Wróciłam, jeździłam, znów miały być wykłady. Tym razem, na pewno mi nie uwierzycie, ale ich nie było. Przyjechał syn Olka, Seba, i oznajmił, że ojciec nie da rady przyjechać. Wkurzyłam się, wsiadłam na jego motor i bez kasku pojechałam do domu. Tym razem nie byłam na rowerze. Tatuś się zlitował i kazał dzwonić w razie gdyby wykładów nie było. Jasnowidz z niego jakiś czy co?
Jazdy prawie mi się kończą. Zostało z dziesięć. Przez cztery dni próbuję się dodzwonić do Olka. Odebrał, ale prowadził samochód (a może chciał powiedzieć, że ujeżdża z pewną fryzjerką konia?), stwierdził że za chwile oddzwoni. Dupa. Wyłączył telefon. Piątego dnia, postanawiam pojechać do jego ośrodka. Ułożyłam sobie już długie przemówienie na temat tego, że mi się takie postępowanie nie podoba, że jak tak dalej pójdzie to biorę swoje zabawki i zmywam się do innej piaskownicy. Trafiłam akurat na moment w którym Olek prowadził wykłady. Zapukałyśmy, otworzył uprzejmie drzwi, kazał chwilkę poczekać. Wziął swój zeszycik i zapisał nas na jazdy. Kazał tez robić testy. Okazuje się że wewnętrzne. Fajnie, bo się nie uczyłam. Trzy byki. Justyna też. Trudno się mówi. Wpisują nam w kartach że jest ok. Straciłam dwa dwadzieścia na bilety. Justyna ponad dwanaście, bo nie ma miesięcznego.
Ostatnia jazda, jaką miałam (dwudziesta druga czy jakoś tak) przeszła najśmielsze moje oczekiwania. Jak z domu wychodziłam, była śliczna pogoda. W mieście okazało się, że jest oberwanie chmury, drogi prawie nie przejezdne. Wycieraczki nie nadążały, jechałam dwadzieścia na godzinę, modląc się, przeklinając i prowadząc jednocześnie. Uszczelki w starym, prawie zdezelowanym samochodzie przepuszczały wodę. Miałam cały lewy but i łokieć mokre. Zaparowane szyby przed nosem (dobrze że mi jeszcze szkiełka w okularach nie parowały bo by było całkiem "mgliście"). Stanie w korku przez pół godziny i przejechanie trzystu metrów, sprawiło że chciało mi się wyć do księżyca, którego niestety nie było zza chmur widać.
Dojechałam do domu. Cała. Zdrowa. Głodna. I oczywiście zła. Na wszystko. Na siebie. Na samochód, który przecieka. Na instruktora. Na mamę, że cos tam do mnie powiedziała. Życie mnie dołuje, szczególnie gdy myślę o tym, jak pięknie jest robić prawo jazdy w ośrodku takim jak ja. Wspaniałe wykłady, nie spóźniający się instruktorzy ("Bo korki były na mieście" i to jest wytłumaczenie spóźnienia półgodzinnego), nie psujące się samochody ("nie zaciągaj ręcznego i tak nie działa!"), robienie wszystkiego co jest wymagane na jeździe egzaminacyjnej (tunel miałam na godzinie osiemnastej, parkowania na godzinie dwudziestej drugiej jeszcze ani widu ani słychu). Cieszę się, że jestem szczególnym człowiekiem (przez pierwsze pięć jazd nie potrafiłam wrzucić porządnie trzeciego biegu, bo mi jedynka wskakiwała i nikt mi nie tłumaczył dlaczego), posiadającym ten zmysł, który podpowiada mi co dobre a co złe. Czekam już na ten dwunasty, nie zdany raz. Muszę się przekonać, czy naprawdę wtedy od ośrodka egzaminacyjnego dostaje się rower górski gratis.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
anek_ch · dnia 04.07.2008 17:44 · Czytań: 2468 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 3
Komentarze
pw dnia 07.07.2008 10:33 Ocena: Dobre
czasami przeszkadza ten potoczny język i kolokwializmy, nawet fajnie wyszły te krótkie zdania, choć nie wiem czy nie za dużo ich :) jeszcze mała uwaga: czasami warto NIE KRZYCZEĆ, a pogrubić ;-) pozdrawiam
Usunięty dnia 23.09.2008 12:18 Ocena: Dobre
wygląda na to że wszelkie znaki na niebie i ziemi przestrzegały Cię przed robieniem prawa jazdy;) Ale wcale się nie śmieję bo też się właśnie uczę jeździć i mam za sobą jakieś 10h, i jeszcze duuuużo do nauczenia przede mną ;)
stopa1234 dnia 06.07.2011 21:49 Ocena: Dobre
Dla wszytkich którzy tak przeżywają prawo jazdy:
http://moje-prawo-jazdy.pl/
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marek Adam Grabowski
29/03/2024 10:57
Dobrze napisany odcinek. Nie wiem czy turpistyczny, ale na… »
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:79
Najnowszy:wrodinam