Obserwowałem całą sytuacje leżąc ukryty w błocie, tak jak to ropuchy mają w zwyczaju. Cztery niskie, szare gobliny goniły piękną, jasnowłosą kobietę. Uciekała szybko, ale było jasne, że ją złapią. Nie byli wcale szybsi, ale wytrzymalsi. Gdy ona już zwalniała, dysząc i sapiąc ze zmęczenia, oni ciągle biegli swoim tempem.
W końcu postanowiłem zareagować. Nie chciałem dostać ochrzan od żabiego króla za niewykonanie zadania.
Skoczyłem.
Gobliny miały bardzo przestraszone miny, widząc mnie upadającego pomiędzy nimi, a kobietą. Nic dziwnego. Mimo wszystko, byłem ogromną ropuchą.
- Wynocha stąd, brzydale! – krzyknąłem do nich.
Przez chwilę milczały, nerwowo spoglądając na siebie. Nareszcie jeden, największy i najsilniejszy z nich odpowiedział:
- Jak śmiesz tak do nas mówić?! To jest nasz część bagna, a ty wchodzisz pomiędzy nas, a naszą zdobycz.
Rzeczywiście, to był ich teren. Ostrzegałem tą idiotkę, żeby tu nie wchodziła, ale ona najwyraźniej ma błoto zamiast mózgu.
- Pożałujesz! – dokończył goblin i wyciągnął szable zza pleców.
Błyskawicznie wyrzuciłem język z gęby. Porwał broń i wyrzucił ją w błoto za moimi plecami. Po tym od razu skoczyłem do bezbronnego przeciwnika. Znokautowałem go uderzeniem głową. Łatwo poszło. Pozostała trójka uciekła.
- Dzięki za pomoc!
- Ostatni raz cię uratowałem. Po co szłaś na terytorium goblinów?
- Jak to po co? Tylko tutaj rosną zioła, z których mogę zrobić specjalną maść, tak bardzo lubianą przez naszego króla. Chciałam mu zrobić przyjemność – powiedziała, robiąc wesołą minę.
- Kiedyś marnie zginiesz, Fuki. Masz szczęście, że otrzymałem rozkaz chronienia ciebie. Chodź, wracamy.
Bezpiecznie wróciliśmy do Żabigrodu, tej wspaniałej, nigdy nie zdobytej stolicy wszelkich żab i ropuch. Potężne mury otaczały wielkie, pełne nieskazitelnie czystej wody jezioro i wspaniałe polany. To było zdecydowanie najpiękniejsze miejsce na świecie.
Wraz z dziewczyną na plecach podpłynąłem do siedziby króla, po drodze pozdrawiając kapiące się małe żabki i kijanki. Król rezydował na małej wysepce, pośrodku jeziora. Widząc Fuki, momentalnie przerwał wylegiwanie się na słońcu i podskoczył do niej.
- Fuki! Jak się cieszę! W końcu jesteś! – cały czas głaskał ją po twarzy jęzorem. Po chwili cała już była obśliniona.
- Mój królu – zacząłem. – Ona poszła na terytorium goblinów, a przecież jesteśmy z nimi w stanie wojny od lat. Ta głupota wymaga kary.
- Jak mógłbym nakrzyczeć na moją śliczną Fuki – muki? – cały czas ją lizał.
- Przyniosłam zioła. Teraz mogę zrobić twoją ulubioną maść i cię wymasować.
- O! Dziękuję, moja śliczna – powiedział, a następnie podskoczył dwa razy.
Nie dziwiło mnie już błazeńskie zachowanie króla. Przywykłem do tego W końcu znaliśmy się od lat. Zamiast tego ogromnie ciekawiła mnie postać Fuki. Dwa lata temu znaleziono ją nieprzytomną, dryfującą na małej tratwie po rzece. Nie miała nic. Nie pamiętała nic. I jeszcze jej dziwny wygląd. Nie przypominała żaby, goblina, ogra, ani żadnego innego znanego mi stworzenia. Mimo tego wszystkiego nasz niedojrzały król zdecydował się ją przygarnąć. Nie wiem dlaczego, ale bardzo mu się spodobała. Dał jej na imię Fuki, co w żabim języku oznacza „ najpiękniejsza ”.
- Mój królu, pozwól mi zabrać Fuki do starej wiedźmy – zaproponowałem.
Stara wiedźma Raksha miała w zwyczaju spełniać jedno czyjeś życzenie raz na 100 lat. Tak się składało, że niedługo mijało kolejne stulecie. Chciałem, aby powiedziała nam coś o Fuki.
- To doskonały pomysł! – wykumkał król po chwili zastanowienia. W końcu dowiem się czegoś o mojej ślicznej Fuki.
- Ale o co chodzi?
- Opowiem ci wszystko po drodze – oznajmiłem. – Wyruszamy natychmiast.
Żałowałem, że tak późno wpadłem na ten pomysł. W końcu co sto lat do wiedźmy zdążają liczni śmiałkowie. Nie chciałem, aby nas przegonili.
W wielkiej drewnianej chacie na dobre wrzała kłótnia. Dało się usłyszeć głośne krzyki i liczne tłuczone naczynia.
- Znudził mi się już twój ohydny, ogromny brzuch! – darła się wielka, zielona ogrzyca do swojego grubego męża, ogra Freda.
- Wcale nie jestem gruby! – zaprotestował Fred.
- Morda! Nie będę więcej dla ciebie gotowała. Precz!
Ogrzyca siłą wyrzuciła męża za drzwi. Dała mu jeszcze potężnego kopniaka w tyłek na pożegnanie. Biedny Fred wylądował z twarzą w błocie.
Był załamany. Stracił wszystko: żonę, dach nad głową i co najważniejsze, codzienną porcję pysznego żarełka. Co mógł zrobić w takiej sytuacji? Oczywiście poszedł do baru „ Bagienna Twierdza ”. A był to bar dla wszelkiej maści degeneratów. Najohydniejsze bagienne stwory przychodziły tam, aby marnować czas i płukać gardła. Fred z trudem wcisnął się do kamiennego budynku i siadł sobie na pierwszym znalezionym wolnym miejscu. Stołek wytrzymał tylko kilka sekund. Fred runął na ziemię. Nie przejął się tym. Teraz było nawet lepiej. Głowa nie ocierała się już o sufit.
Kolejka za kolejką, czas szybko mijał. Jakiś dziwny, brązowy osobnik z dwiema głowami i czterema koślawymi nogami podszedł do Freda.
- Można? – zapytały dwie głowy jednocześnie.
- No – odpowiedział ogr.
Posiedzieli chwile w milczeniu, po czym dwugłowy rzekł:
- Widzę, że masz jakiś problem.
- No.
- Kobieta?
- No.
- O co poszło?
- O mój brzuch.
- Rozumiem, to spory problem. Chyba tylko Raksha mogłaby coś na to poradzić.
- Kto?
- Taka jedna starucha. Znowu zbliża się dzień, w którym spełni czyjeś życzenie.
Fred nagle poderwał się z miejsca, złapał rozmówcę i uniósł go pod sufit.
- Pójdę do niej! Gadaj! Gdzie jest?
- Spokojnie, wszystko ci powiem, tylko mnie puść.
W pewnej wielkiej, podziemnej komnacie zebrał się tłum goblinów. Panował ogromny gwar. Gobliny krzyczały i strasznie się wierciły. Dopiero wyjątkowo duży przedstawiciel tego gatunku z czarną koroną na głowie uciszył wszystkich stojących wokół niego uniesieniem ręki. Przywołał do siebie trójkę sługusów.
- Rah, Min i Seha! Jesteście moimi najpotężniejszymi poddanymi. Mam dla was specjalną misję.
- Jaką, wodzu? Coś związanego z wojną z żabami? – zapytał Rah.
- Tak. Zdecydowałem, że na razie powstrzymamy się od frontalnych ataków. Z naszymi obecnymi siłami Żabigród jest nie do zdobycia. Zamiast tego wpadłem na inny pomysł.
- Jaki, wodzu?
- Starucha Raksha. Nadchodzi dzień, w którym spełni kolejne życzenie. Idźcie do niej i zażądajcie tronu Żabiego Królestwa dla mnie!
- Tak jest, wodzu! – odpowiedziała trójka goblinów niemal jednocześnie.
- I jeszcze jedno. Starucha spełnia tylko jedno życzenie. Jeśli was ktoś wyprzedzi, zostaniecie zarżnięci! Jasne?
- Tak jest, wodzu!
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Mic · dnia 28.02.2012 19:08 · Czytań: 823 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 6
Inne artykuły tego autora: