- Jaka piękna pogoda - zamruczał Waldek przeciągając się przed kuchennym oknem.
- Ładna, ładna - odpowiedziała entuzjastycznie Ewa, szukając czegoś w szafie z garnkami.
Byli małżeństwem z ośmioletnim stażem. On - trzydziestoczteroletni brunet drobnej budowy, zakochany w swojej żonie. Ona - cztery lata młodsza, filigranowa blondynka, zapatrzona w swojego męża. Od kilku lat mieszkali w spokojnej okolicy, w skromnym domku i z radością patrzyli jak rośnie ich oczko w głowie - sześcioletnia Milenka. Cóż więcej chcieć od życia.
- Wiesz... Ewka, dobrze, że wziąłem te kilka dni urlopu - Waldek rozsiadł się wygodnie przy stole - w końcu trzeba trochę odpocząć, pomieszkać z żonką, córeczką...
- Milenka aż zapiszczała wczoraj z radości kiedy powiedziałam jej, że dzisiaj masz wolne - uśmiechnęła się Ewa, stawiając na stole świeżo sparzoną kawę.
W coraz śmielej zaglądających do kuchni promykach słońca widać było, unoszące się nad filiżankami, delikatne obłoki pary.
Spojrzeli sobie w oczy. Tak bez pośpiechu. W ferworze codziennych obowiązków takich okazji było bardzo mało. Milczeli i uśmiechali się do siebie. Dźwięczący piskliwie dzwonek telefonu wyrwał ich z tej swoistej gry spojrzeń.
Waldek przez chwilę rozmawiał w przedpokoju.
- Kto to kochanie? - zapytała Ewa kiedy ponownie usiadł przy stole.
- Dzwonił Edek i prosił mnie abym pojechał z nim do Torunia. Rozsypał mu się samochód, a sprawa podobno pilna. Trzeba chłopa poratować.
- No tak - Ewa przełknęła kolejny łyk kawy - kiedyś też pomógł jak zabrakło ci paliwa, pamiętasz?
Edek był sporo starszy od Waldka, jednak dogadywali się dość dobrze. Pracowali od wielu lat w tej samej firmie. Od czasu do czasu spotykali się przy piwku, by porozmawiać o polityce, samochodach i, rzecz jasna, o kobietach.
- Dobra...- Waldek spojrzał na zegarek - Ewuś, ja już pojadę... załatwię szybko, to prędzej wrócę do domku...paa kochanie - pochylił się całując małżonkę w usta.
- Dzięki Waldi, mojego grata będę musiał odstawić na złom... wielkie dzięki, że znalazłeś trochę czasu - Edek z zadowoleniem zapinał pasy w kilkuletnim cinqecento.
- Nie ma sprawy, trzeba sobie pomagać.
Po kilkunastu minutach dotarli do głównej trasy. Waldek zaczął dostrajać radio do swojej ulubionej rozgłośni. Mijali kolejne miejscowości. Droga prowadziła przez duży kompleks leśny.
- O! Popatrz Waldi... jakaś dziewczyna chce aby ja podwieźć, zatrzymaj się...- zawołał niespodziewanie Edek.
Waldek spojrzał na pobocze. Z oddali widział, że istotnie dziewczyna macha znacząco reką.
- Eee...przecież od razu widać, że to tirówka - zawyrokował.
- Tam od razu tirówka, może zbłądziła, albo coś...- Edek nie dawał za wygraną i zgrywał naiwnego chłopca.
Waldek dał się przekonać, chociaż podświadomie czuł, że mogą być z tego kłopoty.
- Wsiadaj, podwieziemy ciebie - Edek zarządzał jakby samochód był jego własnością. Dziewczyna nic nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się tylko i pomrukując coś pod nosem zajęła miejsce na tylnej kanapie. Była bardzo młoda i, co trzeba podkreślić, seksownie ubrana. Malutka skórzana torebka doskonale komponowała z resztą ubioru. Edek próbował coś zagadywać, jednak dziewczyna tylko uśmiechała się figlarnie. W końcu odezwała się i stało się jasne, że kompletnie nie zna języka polskiego. Takie przynajmniej sprawiała wrażenie.
- Kurde, Edek, mówiłem ci, żeby nie zabierać jej, bo będą jeszcze kłopoty z tego.
- Przestań panikować, przecież nic takiego nie zrobiliśmy, skąd mogłem wiedzieć czym ona się zajmuje - Edek starał się zachować coraz bardziej słabnącą pewność siebie.
- Zaraz zjeżdżam na pobocze i niech wysiada, chłopie ja mam żonę, dziecko i nie szukam guza! - Waldek był coraz bardziej nerwowy. Spojrzał w lusterko i od razu poczuł jak plecy zalewa mu zimny pot.
- I masz kurwa! - zaklął wycierając spocone czoło - Jacyś łysole jadą za nami w czarnym mercedesie!
Ekskluzywna limuzyna zbliżyła się do cinqecento. Błysk silnych świateł rozwiał wszelkie wątpliwości odnośnie zamiarów jakie mają panowie w ciemnych okularach. Mercedes nagle przyspieszył i wyprzedził fiacika. W oknie z prawej strony auta pojawiła się ręka dająca jakieś znaki. Jednocześnie kierunkowskaz zasygnalizował zjazd limuzyny do lasu.
- Ja pierdolę! I co ja mam teraz zrobić?! Coś od nas chcą... nie ucieknę przed mercedesem! - Waldek odczuwał coraz większy niepokój.
- Cholera jasna! - Edek nerwowo drapał się po głowie - noo... nie wiem... jedź za nimi! Wysadzimy dziewczynę, wyjaśnimy, że to pomyłka, przeprosimy i po sprawie.
Oba auta zatrzymały się kilkadziesiąt metrów od głównej trasy. Edek pospiesznie wysiadł, dziewczyna zaraz za nim. Drzwi mercedesa otworzyły się i bez pośpiechu z auta wygramoliło się trzech dobrze zbudowanych mężczyzn. Ciemne okulary i skórzane kurtki ujednolicały ich wygląd.
- Dzień dobry, my przepraszamy, ale zaszła drobna pomyłka... przypadkowo zabraliśmy do samochodu stojącą przy drodze dziewczynę - Edek wyrecytował jednym tchem - a panowie chyba w tej sprawie... dodał z mniejszą pewnością w głosie.
Jeden z alfonsów zdjął okulary i popatrzył na kompanów.
- Słyszeliście? Panowie się pomylili... ojej, jaka wzruszająca historia - ironizował i po chwili zaśmiał się drwiąco. - Nie, no wzruszyłem się do łez! - śmiał się jeszcze głośniej. Nagle spoważniał.
- No pewnie - mówił dalej - każdy ma prawo pomylić się. Teraz zapewne chcielibyście grzecznie odjechać obiecując, że to się więcej nie powtórzy, że już nigdy nie będziecie chcieli pobzykać za darmochę...
- Ale to nie tak... my... - Edek próbował coś tłumaczyć.
- Zamknij się i posłuchaj mnie. Widzisz, ja mam dzisiaj dobry dzień i dla wszystkich jestem uprzejmy - osiłek podszedł bliżej i spojrzał na Edka zimnym, wyrachowanym wzrokiem - dlatego mam propozycję nie do odrzucenia.
- Nina - kiwnął porozumiewawczo głową do stojącej nieopodal dziewczyny.
Edek stał jak skamieniały.
- Zabrałeś dziewczynę?
- yyy...
- Zabrałeś, kurwa, czy nie?! - alfons wyraźnie przestawał być miły.
-... no tak, ale...
- Nie ma 'ale' bydlaku ! Zabrałeś ją, to ruchaj teraz i płać! - grzmiał facet z ogoloną głową.
Edek przełknął ślinę i coś zaczął bąkać pod nosem.
- Aaa...ale panowie, ja nie wiedziałem... nie chciałem... nie, ja nie mogę.
- Czyli odmawiasz, gardzisz moją ofertą. Dobrze - alfons uśmiechnął się złowrogo. - Poprosimy więc pana kierowcę - zwrócił się do siedzącego cały czas za kierownicą Waldka. Wywołany wysiadł posłusznie.
- No panowie, naprawdę nie mieliśmy złych zamiarów, przepraszamy za całe nieporozumienie - Waldek próbował ratować beznadziejną sytuację.
- Zerżnij dziewczynę! - rzucił krótko łysy, zupełnie nie słuchając jego wyjaśnień.
- Nie, no... nie wygłupiajmy się. Ja mam rodzinę... dziecko, nie interesują mnie prostytutki. Jeszcze raz przepraszam - Waldek czuł coraz większe zwątpienie.
- Czyli rozumiem, że odmawiasz podobnie jak twój kolega. Nie ma problemu, oferta już nieaktualna - rozejrzał się dookoła, zrobił kilka kroków po czym odwrócił się do kompanów.
- Widzicie, człowiek chce być miły... i co z tego mam?! W takim razie zakończmy te dziecinne pogaduchy, bo nudno się robi - zasyczał groźnie a w jego ręku błyskawicznie znalazł się pistolet. Krótki, charakterystyczny dźwięk i nabój znalazł się w gotowości do wystrzału. Waldek z Edkiem popatrzyli na siebie z panicznym strachem w oczach.
- Dobra pedały, nie chcieliście bzykać Niny to teraz będziecie robić sobie na przemian loda!
- Co ty pieprzysz zboczeńcu?! - Waldek nie wytrzymał.
W momencie kiedy wypowiadał te słowa potężny kopniak zgiął go w pół. Próbował łapać oddech. Po chwili cios w głowę powalił go na ziemię. Ból był silny, przezwyciężył go jednak i powoli zaczął się podnosić. Poczuł przystawioną do skroni broń.
- Dobra, będę pieprzył dziewczynę - wytarł krew z twarzy wykrzywionej cierpieniem.
- Teraz to za późno frajerze, tamta propozycja jest już nieaktualna... tak mi przykro - zaśmiał się lecz zaraz spoważniał - No pedale, szybka decyzja... robisz laskę swojemu koledze, albo rozpierdolę ci twój głupi łeb! - alfons zdawał się być bezkompromisowy i bezlitosny.
Waldkowi przebiegały przez głowę rozmaite myśli. Widział ukochaną żonę i uśmiech cudownej córeczki. Miał za dużo do stracenia. Łysy był brutalny i nie wyglądał na takiego który blefuje. Koszmarna sytuacja.
Podszedł do Edka.
- Dalej pedały, bo moja cierpliwość się kończy! - krzyczał alfons wymachując pistoletem.
Waldkowi już nawet przestało przeszkadzać, że ktoś go nazywa pedałem. Momentalnie zobojętniał. Totalne upokorzenie i beznadziejność chwili przygnębiły go, ale musiał jakoś przetrwać. Uznał, że sposób jest tylko jeden. Uklęknął przed kolegą. Nie mógł przemóc naturalnych oporów. Innego wyjścia nie dostrzegał.
To były najgorsze chwile w jego życiu. Czas potwornie wolno płynął. I te szydercze śmiechy. Przednia zabawa dewiantów. Wszystko wirowało mu głowie, zastanawiał się czy to nie jest jakiś koszmarny sen. Niestety nie był.
- A teraz wypierdalać grzecznie do domku! - zagrzmiał łysy kiedy znudził go już spektakl upokorzeń - Na pewno się bardziej polubicie po dzisiejszych harcach - zaśmiał się diabelskim chichotem. - Już... już! Szybciutko spadać, bo zaraz coś nowego wymyślę - śmiał się coraz głośniej.
Całą drogę wracali w milczeniu, nie mogąc na siebie nawet spojrzeć. Potężny kac moralny był tak bardzo przygnębiający, że aż bolał.
- Co się stało? - Ewa z wielką troskliwością opatrywała podbite oko Waldka.
- Eee... nic takiego... przewróciłem się.
- Waldek nie oszukuj mnie, czuję, że wydarzyło się coś złego...
- Ewa, kocham cię - przytulił ją mocno - bardzo cię kocham.
Tylko tyle mógł w tej chwili zrobić. Wiedział, że to co się wydarzyło będzie jego koszmarną tajemnicą. Nie wyobrażał sobie czy kiedykolwiek będzie w stanie spojrzeć Edkowi prosto w oczy.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Tomi · dnia 04.07.2008 23:12 · Czytań: 3073 · Średnia ocena: 2,63 · Komentarzy: 17
Inne artykuły tego autora: