Na placu, przed dawnym grodem Gotów zebrała się grupa dziwacznie wyglądających ludzi. Ekwipunek i odzież, którą nosili nie pasowała do otaczającego ich świata. Niedaleko przejeżdżały tiry, zaś na horyzoncie unosiły się kłęby dymu z pobliskiej wsi. Podczas, gdy na pobliskim polu parkowały rzędy samochodów, już przybyli uczestnicy przygotowywali się na jutrzejszą wyprawę. Do drewnianych wozów doprzęgnięte zostały konie. Za palisadą grodziska przebierały się kobiety, narzucając lniane suknie i fartuchy, mężczyźni ubierali spodnie, koszule oraz skórzane pasy z metalowymi ornamentami. Wśród pakowanych rzeczy pobłyskiwał oręż wojenny, a także przedmioty codziennego użytku.
Zanim przygotowania dobiegły końca, zapanowała ciemność. Grupa ruszyła. Część ludzi - głównie kobiety - drzemała na wozach, reszta jechała konno, oświetlając drogę pochodniami. Powoli, opuszczając zamieszkałą okolicę wjechali do mrocznej puszczy. Rozmowie paru wojów wtórowały sowy oraz stukot kół o piaskowe podłoże.
- Ciekawe, czy i tym razem podróż będzie udana – zagaił jeden z jeźdźców.
- Oj tam.. zawsze mamy tu dobry klimacik – skwitował inny. – Dojedziemy do większej polany, rozbijemy obóz, popijemy, a na drugi dzień Michał zaplanował walki i grę w cubba.
- Wiesz, co Waldek? Mam pytanie – powiedział z powątpiewaniem. - Myślisz, że obejdziemy się bez karetki jak coś się stanie?
- Daj spokój, przecież mamy medyka i opatrunki – odparł. - Do tego są wozy, więc jeśli ktoś się połamie, nie ma problemu. Pamiętaj, że to tylko tydzień.
- No niby racja. – Mruknął z przekąsem.
Na horyzoncie pojawiły się czerwone poświaty, a wśród wędrowców zawitał cień nadziei na spokojny sen, większość z nich jechała przez pół Polski, aby tu dotrzeć. Chwilę później w karawanę wpadli zwiadowcy.
- Jakieś kilkaset metrów dalej jest zejście do jeziora – wydyszał jeden. - Trochę dalej znaleźliśmy duże pole.
Po kilku minutach dojechali do wspomnianej polany, rozbili obóz i porozchodzili się po ogniskach. Przy każdym było kilka namiotów oraz sztandary drużynowe. Pakunki zostały na wozach z powodu późnej pory i większość podróżnych poszła do namiotów. Jednak część została przy ogniu, popijając miód i piwo. W tym brodaty Waldek, będący wojem z Drużyny Chociemira. Rosłej postury, słynął ze swoich umiejętności bojowych. W społeczności Słowian zajmował wysokie miejsce w hierarchii, co podkreślał nabijany srebrnymi guzami pas, masa biżuterii, a także wymyślne hafty na ubraniu.
- No chłopaki! Jutro obchodzimy Kupałę! – Rzekł Michał, wódz drużyny. – Znalazłem fajną zatoczkę, na ogniska i tą całą swołocz jest pełno miejsca.
- Coś czuję, że ta noc będzie niezapomniana – dodał jeden z mężczyzn. – W tym roku mamy dobrą ekipę, sami rodzimowiercy.
- Tak, jednak bez Wikingów jest tu bardziej swojsko – rzucił Waldek, już nieco pijany. – Ostatnim razem wszyscy się porozchodzili. Poza tym atmosfera, też nie była zbyt przyjazna, my Światowid, tamci Thor, jeszcze inni traktują to wszystko jak bajeczkę i kryją się po kątach ze swoim katolicyzmem.
Wojowie rozprawiając o coraz to błahszych sprawach, po kolei się wykruszali. Co ważniejsi poszli do namiotów, zaś rekruci usnęli, skuleni przy ognisku.
Waldek, oganiając się od wszędobylskiego światła, w końcu otworzył oczy. Dzielił namiot z kilkoma kompanami, lecz w środku został już sam. Wygramolił się spod warstwy skór, ubrał i wyszedł na spotkanie kolejnemu dniu podróży.
W obozowisku panował chaos. Zaspany, zaczepił jedną z zabieganych dziewczyn. Złotowłosa dwudziestoparolatka wyglądała na przestraszoną. Wciąż się rozglądając, przystanęła w zniecierpliwieniu.
- Czego chcesz? Czemu nie szukasz jej razem z nami? – rzuciła z pretensją w głosie.
- Ale co się stało? Ktoś się zgubił? – odparł ze zdziwieniem.– Dopiero wstałem i nie za bardzo rozumiem, po co ta panika..
Dziewczyna, ze zdziwieniem przekrzywiła głowę. Chwilę pomyślała i już spokojniejszym tonem zaczęła tłumaczyć.
- Kiedy rano się obudziłam, już jej nie było. Wyszłam z namiotu, też nic. Na początku nie przejęłam się, bo przecież mogła iść popływać albo pochodzić po lesie. Od tej chwili minęło sporo czasu. Dalej jej nie ma.
- Moim zdaniem trzeba poszukać w lesie. Na pewno się zgubiła i nic jej nie jest – stwierdził z uśmiechem.
'Trzeba iść do Michała i rozeznać się w sytuacji. Ewentualnie zrobimy sobie małą przechadzkę', pomyślał Waldek i udał się do Wodza.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Samael · dnia 07.03.2012 13:34 · Czytań: 459 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 4
Inne artykuły tego autora: