Gwiezdny sztandar (druga część Gwiezdnej mapy) - czarek100
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Gwiezdny sztandar (druga część Gwiezdnej mapy)
A A A
Silny wstrząs szarpnął podłogą i ścianami. Jedna ze stojących szafek narzędziowych przewróciła się na ziemię. Szef mechaników domyślał się, o co chodzi.


- To atak - dopadł do komunikatora zawieszonego na ścianie. - Tylko, dlaczego tak blisko domu? Obcy są już tutaj - szepnął zaniepokojony. Był więcej niż pewny.

Jego dwudziestoletnie doświadczenie nie pozwalało poznać podwładnym, że w jego umyśle zawitał strach. Wiedział, że musi być ostatnią osobą na tym pokładzie, która będzie okazywać emocje, a tym bardziej przerażenie.


Obcy: media nazwały ich kiedyś Arianami, dlatego że przybyli tutaj, szukając źródeł boskości. Tak twierdzili na początku, a później zażądali zwrotu statków, które znalazły się na orbicie Ziemi na początku dwudziestego pierwszego wieku. Rząd Światowy odmówił. Od dwóch lat ludzie prowadzili wojnę z obcą rasą, już nie o nowe kolonie, jakie zdobyli tak szybko, a o przetrwanie.


Niespodziewanie za dziesięcioma okrętami szybującymi w kosmicznej próżni pojawiły się inne jednostki, większe i zbudowane według odmiennej technologii. Dowódca "Błękitnej Siódemki", jak często nazywano w mediach grupę bojową Perry'go, doskonale zdawał sobie sprawę, że Arianie właśnie wyskoczyli z nadprzestrzeni i za chwilę rozpoczną atak.



Jak tutaj się znaleźli? Przecież Naczelne Dowództwo nie przegapiłoby transferu na pogranicze pasa. Komandor gubił się w domysłach. Patrzył na ekran taktyczny, na którym, jak na planszy przemieszczały się jednostki wroga.


Zgrupowanie statków na wyłączonych silnikach nie miało żadnych szans, aby bronić się, a tym bardziej kontratakować. Nikt nie spodziewał się ich tutaj na skraju strefy Kuipera. Komandor John Perry, oficer czterokrotnie odznaczony za męstwo i odwagę, najmłodszy dowódca krążownika w Zjednoczonej Flocie wiedział o tym i rozważał w myślach wszelkie warianty ucieczki z sektora, który teraz mógł stać się ich cmentarzem. Jedno, co mógł zrobić to natychmiast przerwać ciszę radiową, nakazać wszystkim statkom równoczesne przekierowanie osiemdziesięciu procent mocy reaktorów na tarcze pół siłowych i wstępny rozruch silników plazmowych.


Osiem Ariańskich krążowników szło na pełnym ciągu, zmniejszając swoją odległość do celu z sekundy na sekundę. Dowódca grupy bojowej patrzył na taktyczny holoekran i czekał, kiedy obcy wystrzelą pierwsze torpedy elektromagnetyczne. Jednak nic takiego nie wydarzyło się. Ich zachowanie było dziwne. Perry węszył jakiś podstęp. Zdawał sobie sprawę, że muszą jak najszybciej dotrzeć na niską orbitę Tyche, co umożliwi zwiększenie prędkości dzięki grawitacji planety i wyjście po drugiej stronie giganta, a tam generatory międzywymiarowe uformują okna skoku. Jednak na to potrzebowali trzydziestu minut. Zbyt długo. Manewr w takiej sytuacji może się okazać niemożliwy do zrealizowania.


- Za czterdzieści sześć sekund rozpocznie się bezpośredni kontakt z wrogimi jednostkami - głos drugiego pilota Hagino wyrwał Perrego z rozpaczliwych zmagań, jakie toczył w swoim umyśle. - Możliwość użycia...


- Wiem, nie musi mi pan, majorze przypominać - Dowódca nerwowo przerwał raportowanie oficerowi, wchodząc mu w zdanie.


Usiadł zrezygnowany na fotelu kapitana i chciał coś dodać, jednak głos uwiązł mu w gardle, kiedy zdał sobie z czegoś sprawę.


To, co pokazywały sensory na mostku oznaczało jedno. Poszycie w tylnych częściach cygar generowało promieniowanie gamma. Za minutę obcy z każdego ze swoich okrętów odpalą działa plazmowe, a wiązki gorących gazów przetną jak nóż chirurgiczny każdy z ziemskich okrętów. Żadne pole siłowe ani pancerze ziemskich statków nie zabezpieczały w stu procentach przed tą straszną bronią. Flota poznając "czerwony promień" rok temu, do tej pory nie znalazła skutecznego zabezpieczenia. Te, które istniały stanowiły tylko połowiczną ochronę. Komandor zacisnął pięści, a na jego czole pojawiły się pierwsze krople potu.



Maks gorączkowo uwijał się przy jednej z szalup ratunkowych. Takie były zalecenia przełożonych na wypadek bliżej nieokreślonego zagrożenia: sprawdzać sprzęt dziesiątki razy, poprawiać wyposażenie, ćwiczyć procedury. Zdawał sobie sprawę, że od niego i jego kolegów zależy życie pozostałych członków załogi. Jeśli coś pójdzie nie tak, kilkutonowe kapsuły okażą się ostatnią deską ratunku w tej hermetycznie zamkniętej puszce rzuconej w bezmiar próżni, gdzie promieniowanie kosmiczne i temperatura bliska zeru absolutnemu starały się nadgryźć ceramiczno- tytanowe zewnętrzne burty niszczyciela. Sprawdzał mocowanie zapasów żywności w przedziale załogowym "dziesiątki" i nerwowo spoglądał na ekran. Monitor wyświetlał obraz nieubłaganie zbliżających się długich na kilometr cygaro podobnych okrętów wroga.


Gładkie jak lustro poszycia jednostek Arian pomimo wielkiej odległości od słońca lśniły jak jasna tafla wody w słoneczny bezchmurny dzień. To był atak. Ich złe przeczucia sprawdziły się, co do joty. Konfrontacja stawała się nieunikniona i w dodatku tak blisko Ziemi. Coś poszło nie tak. Czyżby admiralicja coś przeoczyła? Rozejrzał się wokół. Chciał upewnić się, czy sierżant nadal znajduje się tam, gdzie powinien, czyli przy głównej konsoli hangaru. Nie stwierdził obecności szefa. Czyżby się ulotnił, uciekł, zostawił ich samych. Spojrzał wystraszony w przeciwnym kierunku. Cozza nadal tkwił na dolnym poziomie, sprawdzał ekwipunek w szalupie numer czternaście, poprawiał i wyrównywał zasobniki, musztrował małego Albańczyka, którego nazwiska Maks nie mógł zapamiętać, dziwnie wymachiwał rękoma, podskakiwał tak jakby tańczył, co dziwnie wyglądało. Czy sierżant zażył jakiś narkotyk? A może coś wypił? Jednak nie to przykuło uwagę młodego kaprala. Wrócił wzrokiem w poprzednie miejsce. Tam zauważył coś jeszcze. Osobę, której wcześniej nie widział na pokładzie niszczyciela.


Stała i przez kilka sekund patrzyła się na niego tymi swoimi wielkimi niebieskimi oczami, których nigdy nie zapomni. Twarz, która co wieczór czytała mu bajki przed snem, uśmiechem wyrażała matczyną miłość do dziecka, a teraz jej oblicze wyrażało strach i przerażenie. Jego własna matka.

Jej usta coś krzyczały, prosiły, jednak nie słyszał, co mówią. Słowa ginęły za niewidzialną zasłoną oddzielającą ich dwoje. Później obraz matki rozmył się w powietrzu tak szybko, jak nagle zmaterializował się na dolnym pokładzie, a ładownią wstrząsnęło kolejne jeszcze silniejsze uderzenie, powalając prawie wszystkich na kolana.



Dowódca grupy okrętów wiedział, obcy dali im jeszcze kilka sekund zwłoki. Przy pomocy lekkich torped wystrzeliwanych przez wyrzutnie elektromagnetyczne przybysze badali moc pół siłowych okrętów. Za chwilę przyjdzie właściwy decydujący atak.


- Przygotować się na atak torped - Powtórzył własne myśli na głos, wydając w ten sposób komendy funkcyjnym oficerom. Małe jasne eksplozje pocisków rozjaśniły ścianę tarczy ochronnej w odległości kilkudziesięciu metrów za silnikami okrętu.



- Tym razem udało się - Perry cicho powiedział sam do siebie. - Ile jeszcze wytrzymamy?

Wilgotne dłonie dyskretnie wytarł o bluzę czarnego munduru, zachowując się jak wystraszony i zdezorientowany kadet pierwszego rocznika.

Był więcej niż pewny, że następny atak rozświetlą czerwone strugi śmiercionośnej plazmy, co będzie zwiastować zagładę jego małej floty. Na chwilę zamknął oczy. W wyobraźni ujrzał twarze Alice i Meg, córek, których nie widział od trzech miesięcy, a które mieszkały i uczyły się w Nowym Yorku. Wrócił do rzeczywistości i mechanicznym ruchem dłoni wcisnął przycisk " Red Alarm".



Na dolnym pokładzie rozległ się świdrujący dźwięk, a wszystkie lampki zaczęły pulsować w kolorze czerwieni. Ogłoszono najwyższy stopień gotowości bojowej. Na komendę sierżanta mechanicy przerwali pracę i każdy z nich pośpiesznie udał się do przydzielonego wcześniej miejsca. Żołnierze siadali niepewnie na fotelach i przypinali się pasami bezpieczeństwa. Cozza chodził miedzy nimi i sprawdzał, czy czynności wykonują poprawnie. Tym razem nie krzyczał jak zwykle, tylko cicho tłumaczył i pokazywał palcem, tak jakby chciał zapisać się w ich pamięci, w ostatnich chwilach ich życia, jako dobrotliwy i wyrozumiały ojciec. W końcu sam usiadł na czerwonym fotelu szefa.

Maks Ostrowski trząsł się jak osika. Bał się tej pierwszej bitwy w swoim życiu, starcia między gwiazdami. A pomiędzy emocjami, co chwilę wracały wspomnienia tego, co ujrzał minutę wcześniej. Nie wierzył w życie pozagrobowe. Mimo to matkę pochował jak przystało na tradycję z kraju, z którego pochodziła - ceremonię żałobną odprawił ksiądz w obrządku katolickim, a ciało zostało spalone w spalarni. Urnę złożono do małej półeczki w ścianie alejki największego cmentarza metropolii.




Matka do niego przyszła jako duch. Dlaczego? Czy mylił się w swoich przekonaniach? A może była to tylko gra emocji, chemiczna reakcja odpowiednich ośrodków mózgu na stres, swego rodzaju wentyl bezpieczeństwa? Gubił się w domysłach. Doznania przerastały go za nadto.

Siedząc, nie wyraźnym wzrokiem patrzył na wprost i znów ujrzał znajomą postać. Tego było za wiele. Jego oczy zarejestrowały trzydziestoletniego mężczyznę, którego zawsze chciał spotkać, powiedzieć "Cześć", zapytać o tyle rzeczy. Przy kapsule numer trzynaście stał jego własny ojciec. Filip przywoływał go, wymachując swoją umięśnioną ręką. Ten jego wyraz twarzy.



Maks wiedział, co to wszystko znaczy. Mężczyzna wszedł do wnętrza szalupy, a później stanął w drzwiach i krzyczał przeraźliwie. Głos zagłuszała praca rozgrzewających się silników plazmowych i dźwięk alarmu. A to, co widział, nie mogło być realne.



Kapral Ostrowski nagle rozpiął pasy bezpieczeństwa, wstał i zaczął biec wzdłuż wielkiej sali, wzmacnianej stalowymi żebrami, których wypukłości kończyły się na wysokości sześciu metrów. Czyjeś ręce chciały go pochwycić, zatrzymać. Sierżant Cozza w swoim niemym proteście starał się coś zrobić. Maks nie zważał na to. Mając złe przeczucia, biegł ku przeznaczeniu, do ojca czekającego przy kapsule. Dopadając włazu jednostki ratowniczej, nacisnął przycisk "CLOSE", uprzednio stwierdzając, że znajoma postać mężczyzny rozpłynęła się w powietrzu. Stał przez chwilę zdziwiony jak dziecko. Ciężkie drzwi zatrzasnęły się za nim. Usadowił się na jednym z małych siodełek, zapiął uprzęż ratunkową i czekał.


Szef mechaników zerwał się ze swojego miejsca, biegł, pokonując w ułamku sekundy kilka metrów hangaru. Już miał dopaść kapsuły, kiedy wydarzyło się coś niebywałego. Sierżant Cozza, mężczyzna ważący ponad sto kilogramów usunął się na podłogę jak szmaciana lalka. Ostrowski przez małe okrągłe okienko obserwował, jak wszyscy członkowie plutonu mechaników jeden po drugim tracą przytomność, a później coś zaczęło bulgotać w powietrzu, na zewnątrz szalupy ratunkowej. Ciała żołnierzy zaczęły się gotować, smażyć, czerwieniały, a potem pęczniały. Na ich twarzach pojawiały się małe ranki, z których wypływała krew, pieniąc się na kolor różowy, ale Maks wiedziony wizjami i przeczuciem był bezpieczny w swej małej łupinie.



Wystraszony wcisnął kolejny guzik na panelu sterowania " START". Kulisty pojazd tylko zatrząsł się i nadal tkwił w łożu katapulty. Coś blokowało kapsułę. Młody mężczyzna czekał przez chwilę i znów kliknął ten sam przycisk. Szalupa ratunkowa nawet nie ruszyła się z miejsca. Emocje rosły. Kapral obawiał się, że za sekundę skończy tak jak jego towarzysze broni. Jednak nic takiego się nie stało. Tkwił tak jeszcze przez pięć minut zapięty pasami bezpieczeństwa, zastanawiając się, co robić dalej. I tylko na małym dziesięciocalowym ekraniku stanowiącym zasadniczą część bloku sterowniczego, jak w rozgrywce wideo obserwował to, co dzieje się na zewnątrz niszczyciela w czarnej przestrzeni usianej gwiazdami.



Komandor Perry nie wierzył własnym oczom. Wskaźniki biometryczne załóg poszczególnych okrętów gasły jeden za drugim. Wniosek nasuwał sam: żołnierzy zgromadzonych w statkach z błękitnym emblematem narodów Ziemi coś zabijało. Oficer łączności meldował.



- Panie komandorze tracimy kontakt z okrętami. Niszczyciele Yon Pi, Zenstsu i Nangun nie odpowiadają. Na pozostałych jednostkach straciliśmy co najmniej trzydzieści procent stanu osobowego załóg.



- Co się dzieje? - Dowódca rzucił na głos. - Nie rozumiem.



- Nie mam pojęcia - Pierwszy oficer porucznik Fritz Odpowiedział prawie automatycznie.


Okręty Arian zrównały się z grupą bojową. Perry patrzył z niedowierzaniem, tylko na jego krążowniku ludzie jeszcze żyli. Nie zwracał już uwagi na małą świecącą plamkę należącą do pojedynczego kaprala. Pozostałe jednostki leciały w kierunku Tyche sterowane przez komputery z martwymi ciałami na pokładach. Mógł tylko wydać komendy automatom sterującym okrętami. Z jego ust padł rozkaz.



- Kod sigma - polecenie odblokowywało sztuczną inteligencję. Teraz maszyny kwantowe przejmowały za ludzi dowodzenie na statkach ziejących śmiercią. Prawie równocześnie padła następna komenda. - Wszystkie jednostki ognia.



Komputery zmniejszyły moc tarcz ochronnych i równocześnie z wyrzutni niszczycieli i krążowników zostało odpalonych kilkaset pocisków balistycznych krótkiego i średniego zasięgu. Ci, którzy dowodzili cygarami, jakby przeczuwając ruch Ziemian, uruchomili swoją straszną broń. Wiązki czerwonej plazmy, po jednej z każdego stalowego olbrzyma przecięły zimną próżnię, kosząc jak kostucha konstrukcje galeonów Floty.



Komandor znów zaciskał pięści. Czuł się jak bezradne dziecko. Kolejna przegrana bitwa ludzkości. Nie tak miało być. Pierwsza porażka, jaką doznał po skończeniu akademii. Okręty wroga eliminowały chińskie jednostki jak pionki na szachownicy. Salwa kilkuset rakiet z ziemskich statków na niewiele się zdała. Pancerze większości wrogich gwiazdolotów okazały się nie do przebicia. Arianie stracili tylko dwa cygara, które teraz w postaci roju odłamków odchodziły w sam środek pasa Kuipera. Prócz amerykańskich krążowników, jeszcze tylko jeden niszczyciel pozostał na gwiezdnej planszy, znikając w cieniu gazowego giganta i równocześnie oddalając się z pola bitwy.


Czarne niebo rozświetliły punkty skoku. Wszyscy zgromadzeni na mostku kapitańskim pomyśleli jedno " przyszła pomoc". Jednak to, co zaczęło wychodzić z okien nadprzestrzennych, przeszło ich najśmielsze oczekiwania.



Maks Ostrowski ujrzał na monitorze szalupy ratunkowej nowe okręty w sektorze. Powiedział sam do siebie.


- To już koniec. To już prawdziwa inwazja - powtarzał bez przerwy, jakby wchodził w trans. - Nic nie uratuje Ziemi.

Nie mylił się. Okręty, które wychodziły z hiperprzestrzeni, niczym nie różniły się od tych, które przed chwilą gromiły grupę bojową.


Okręt flagowy komandora Perrego, krążownik lotniskowy USS New York nadal bezwładnie leciał, właśnie wchodząc na eliptyczną Tyche. Setki odłamków, które stanowiły pozostałość po okrętach ziemskich, wirowały chaotycznie w sektorze.

Na mostku kapitańskim wszyscy oficerowie leżeli lub siedzieli martwi. Zimna dłoń komandora spoczywała na przycisku SOS. W ostatniej chwili wbrew rozkazom Naczelnego Dowództwa komputer pokładowy wysłał wiązkę neutrin po uprzednim otwarciu kanału nadprzestrzennego. Po kilku minutach odbiorniki po ciemnej stronie Księżyca odebrały przekaz. Nieistniejąca grupa galaktycznych niszczycieli zwanych " Błękitną Siódemką" wzywała pomocy.


Załoga okrętu flagowego obcych także odebrała zaszyfrowany przekaz. Padła tylko jedna komenda. Z działa plazmowego statku Arian wystrzelono wiązkę gorących gazów. Chwile później na niskiej orbicie planety eksplodowało miniaturowe słońce. Ziemski krążownik przestał istnieć pożarty przez temperaturę kilku tysięcy kelwinów.




Zgierz, marzec 2012 Czarek Florczyk
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
czarek100 · dnia 12.03.2012 19:06 · Czytań: 592 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 3
Komentarze
Usunięty dnia 22.03.2012 03:04
Witaj.
Zgodnie z obietnicą wróciłem żeby zobaczyć jak ma się bohater.
No i się dowiedziałem. Domyślam się, że to koniec opowiadania, a jeśli nawet nie to mam tym razem jedną uwagę tylko. Nie staraj się w tak krótkiej formie zmieścić tak dużej ilości informacji w tak skondensowany sposób.
Pisanie tego gatunku wymaga cierpliwości i konsekwencji. Tutaj pozwoliłeś sobie na ogólnikowość, która nie służy treści. Niestety.
Dobry plan i przygotowanie to sukces. Moim zdaniem brakuje tego tutaj. Pominę to jednak pisząc, że z przyjemnością przeczytałem do końca, a to czego nie przeczytałem pozwoliłem mojej wyobraźni dopisać.
Więcej konsekwencji z apostrofami w nazwiskach, a kilka błędów powinno być łatwe do wychwycenia, bo niestety są tutaj. Podobnie większa dbałość o edycję przed publikacją jest zawsze wskazana.

Pozdrawiam Alex.
czarek100 dnia 25.03.2012 14:02
Dziękuję za pamięć i uwagi. Tak masz rację zbyt dużo informacji jak na tak krótki utwór. Uczymy się na błędach. Pozdrawiam.
czarek100 dnia 25.03.2012 14:02
Dziękuję za pamięć i uwagi. Tak masz rację zbyt dużo informacji jak na tak krótki utwór. Uczymy się na błędach. Pozdrawiam.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty