Siedzimy na kanapie i oglądamy na zmianę TV. Ja telenowelę, on mecz. Dziesięć na dziesięć (minut). Raz on; raz ja. Mnie oczywiście coś bierze, kiedy nagle w czasie pocałunku Manueli z Rajmundem on domaga się swego. Ale Antoni mówi, że muszę czuć, że w domu jest mężczyzna, więc oddaję mu pilota. Muszę. Taka kolej rzeczy. To jest jak sen albo dziwactwo. Ale my jesteśmy zgodni. Tury to tury. Nikt nikomu nikomu drogę nie wchodzi. No prawie.
* On, czyli mój mąż Antoni, jest wysoki i ani trochę wysportowany. Ma tłuste palce i tłusty brzuch.
* Ja, czyli jego żona – głupie stwierdzenie i niepotrzebne, ale nich będzie – jestem piękna, mam ładne oczy i cudowny uśmiech. I oczywiście on nie jest mnie wart, ale tylko tak mówię, bo każda kobieta by to powiedziała.
Kochamy się.
My bardzo, ale to bardzo często się kochamy. Mocno i łapczywie, wymyślnie mogłabym rzec. Że niby zmyślam, koloryzuję? E tam. Nasza miłość jest dzika jak nasz kot.
* Nasz kot Alojzy Antoniusz, bo takie imię nadaliśmy mu w dniu zakupu, wyleguje się często na kanapie i mruczy pod nosem jakąś mruczankę. Nie łapie myszy, bo ich u nas nie ma, ale łapie często Antoniego za brzuch albo za podbrzusze i robi mu coś zdaje się przyjemnego, bo co chwila słychać jak Antoni jęczy z rozkoszy albo rży ze śmiechu. Mnie nigdy Alojzy Antoniusz nie złapał ani za brzuch, ani za nic innego np. za biust, a było by za co. Antoni mówi, że nasz kot jest najwyraźniej pedałem i to naturalne, że stroni od kobiet. Nawet, kiedy idę do niego z czymś do jedzenia ucieka. Wyskakuje wtedy Antoniemu na brzuch albo na głowę i się sroży; stawia ogon i prycha. Ja rezygnuję zawsze, kiedy jego oczy przybierają dziki wyraz – taki koci – drapieżny.
Oprócz Alojzego Antoniusza nie mamy nikogo. Chciałam mieć dziecko, ale Antoni stwierdził, że by mnie zniszczyło, że po ciąży kobiety grubną, brzydną i stają się nieforemne. Racja. Widzę nieraz takie zniszczone, umęczone, zapracowane. I widzę, że Antoni jednak mnie kocha i chce dla mnie jak najlepiej. Całuje mnie czasem czule, kupuje czekoladki i ciasteczka. Cóż, ja ich nie jadam, bo od tego się tyje, więc on wszystko pożera. Mówi, że nic nie może się zmarnować. Przynosi mi nawet piwo – i to bardzo często – bo podobno ono dużo witaminy B zawiera, ale ja mam do piwa awersje, zawsze miałam, i od tego też się tyje więc on wszystko wypija. Pije i uśmiecha się do mnie. A najszerzej, kiedy wieszam firanki. Mówi, że ładnie wyglądam, gdy mam napięte łydki, że to tylko mi czaru przydaje. Więc myję często te okna, a Antoni mnie podziwia. Mówi, że pięknie wyglądam gdy poleruję meble specjalnym środkiem nabłyszczającym, wyginając się przy tym we wszystkie strony i że w ten sposób tylko mi się figura zaostrza, że jestem podobna do modelki. Ale lubi mnie najbardziej, to znaczy jego oczy bardziej się radują, kiedy szatkuję jarzyny. Podobno jest w tym gracja. Więc szatkuję te jarzyny i gotuję z nich zupy. Kroję mięso i przyrządzam z niego gulasz, a Antoni palce liże, mówiąc że liże je nie dlatego tylko, że pyszne, a dlatego, że ja pysznie wyglądam i pysznie podaję to wszystko. „Wszystko co zrobisz pysznie smakuje, a ty pysznie wyglądasz.” Sami widzicie Antoni jest boski. Rankiem, dniem i wieczorem, kiedy przy świecach masuję mu plecy. Często stopami, jak japonki. Nauczyłam się tego, bo Antoni mówił, że to wspaniale łydki rozwija. Zresztą podobno pięknieję z dnia na dzień, a najpiękniej wyglądam przy porannej kawie z dłońmi na rozgrzanym kubku i ze wzrokiem wpatrzonym w Antoniego wcinającego kremówki i popijającego aromatyczny napar. Tak aromatyczny podobno jak ja. Antoni mnie chwali, zawsze i wszędzie. Tylko czasem przy turach do TV się kłócimy. Ale nie bardzo. Potem się kochamy dziko, bo Antoni lubi dziko. Zadrapuje mnie czasem w plecy, ale wybaczam mu, bo podobno tak musi być i podobno to dobrze. Mam inne zdanie, ale Antoni gładzi mnie potem po tych plecach, powtarzając że są cudowne i że pięknie mi z takimi szramami „ Jak prawdziwa kobieta po przejściach. Jak wojskowa. Raz. Dwa. Trzy!” – wrzeszczy Antoni rankiem. – „Do szeregu marsz!” Wyskakuję wtedy z łóżka i staję na baczność. „Rozkaz” – powtarzam. A on mówi: „Rozkazy to dopiero będą. Ścierka, kubeł, ciepła woda. Myj okna!” I myję te okna i łydki mi się napinają, a Antoni patrzy. Patrzy i patrzy.
Ma radosny wyraz twarzy, więc i ja się raduję.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Angelina Els · dnia 14.03.2012 14:52 · Czytań: 996 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 22
Inne artykuły tego autora: