Zamknij nas w sobie - roksanaw
Proza » Miniatura » Zamknij nas w sobie
A A A
10 marca 2012
Przepraszam, że piszę do Ciebie właśnie teraz, kiedy myślisz o nas tak zawzięcie. Kiedy zewsząd wyciągasz wątpliwości, kiedy się miotasz między ‘’my’’ a ‘’Ty i ja’’. Przepraszam, że przeszkadzam Ci w tej ważnej chwili, wiem, że powinnam uszanować Twoją prywatność i nie wdzierać się w nią kiedy tylko poczuję taką potrzebę, że nie mam do tego żadnego prawa, ale chciałabym z Tobą porozmawiać. O czymkolwiek. Wiesz, przespałam dziś pierwszy raz od dawna całą noc. Ani jednej pobudki, żadnych strachów pod poduszką, żadnego jęku zza firanek i skowytu zbolałych istnień za oknem, zupełnie nic. Jakby się nagle we mnie cały świat uspokoił. Tak dobrze mi się spało, ach, jak dobrze, jak bezpiecznie, jaki miałam napad czułych snów o Tobie, jak mi się tęskniło w tych snach całą noc nieprzerwanie, jak Cię pragnęłam mieć bliżej niż na ekranie telefonu, jakie to się wtedy wydawało możliwe. Jaka to była dobra noc dzięki tej rozmowie, którą przeprowadziliśmy wieczorem, dzięki Twoim słowom, dzięki słowom, które mnie oplotły ciepło, które mi pomogły postanowić, że się zmienię, pozbędę tego smutku. Jak ja czekałam na poranek, kiedy wyślę Ci wiadomość o pięknej treści ‘’dzień dobry’’ i to będzie prawda (ale nie myśl sobie, że wcześniej pisząc to oszukiwałam, dzień z Tobą zawsze był lepszy niż reszta) i innym będę mówiła ‘’dzień dobry’’ pierwszy raz od dawna nie kłamiąc. Poranek był dobry, naprawdę, czułam, jak mnie łapie za rękę i plecie coś trzy po trzy, jak się śmieje, łaskocze tym śmiechem w kark, jak mi puszcza to przysłowiowe oczko, taki zawadiaka, jak Ty. Ty też się śmiejesz i puszczasz oczka, łapiesz za rękę, całujesz w czoło, w nos, policzki, nadgarstki. Pamiętasz tamten wieczór? Kiedy leżeliśmy razem i całowałeś każdy odkryty centymetr mojego ciała, przytulałeś mocno i mówiłeś tyle uroczych słów. W pokoju panował chaos, rozkręcone szafy, rozrzucone ubrania, książki, myśli o innych ludziach, niesamowity chłód, bo okno cały dzień było otwarte, ale jakie to wszystko miało znaczenie, skoro byliśmy wtedy razem, no jakie? Liczyło się tylko to, że jesteśmy, to naprawdę o wiele więcej niż zaledwie kilka stopni na plusie, niż porządek, spokój, niż wszystko, co być powinno, a czego wtedy nie było. I taki właśnie był dzisiejszy poranek, chociaż Ty przebywałeś ponad sto kilometrów ode mnie. Ale ja Cię dzisiaj czułam bardziej niż kiedykolwiek, bliżej, najbliżej. Pozwoliłam Ci wejść w moje rozczarowanie życiem, w pustkę, którą noszę w sobie, w moje lęki, niespełnienia, tęsknoty, niezdecydowanie z nadzieją, że mnie z tego jakoś wyciągniesz albo, że ja się sama wyplączę, ale z Tobą obok, że nie będzie żadnych tęsknot poza tymi, kiedy spędzamy noce osobno, że tylko te noce przez jakiś czas będą oddzielne, a później już będzie lepiej, łatwiej, weselej nam będzie. Tak sobie myślałam rano, naprawdę. Teraz za to mam ochotę Ciebie wyinstalować z siebie albo siebie z siebie, najlepiej siebie i najlepiej zewsząd. Ale rano nie chciałam, zjadłam śniadanie, jakiś jogurt. I zaraz, bum, przypomniała mi się noc u mnie, kiedy się kochaliśmy. A ja się uwielbiam z Tobą kochać, uwielbiam Cię czuć całym ciałem, czuć Cię w sobie, przeżywać ekstazę właśnie z Tobą, uwielbiam, kiedy mnie pieścisz, dotykasz, rozbierasz wzrokiem z myśli, ze słów, kiedy liczysz się dla mnie tylko Ty, kiedy ubrania w zawrotnym tempie spadają na ziemię, byleby tylko już, teraz, zaraz, być w sobie, ze sobą, sobą, jednym oddechem się stać, jednym ciałem. I tamtej nocy też jadłam ten jogurt, kiedy już skończyliśmy, kiedy po wszystkim dotykałeś mnie z czułością i delikatnością, na jaką do tej pory wobec mnie stać było tylko Ciebie, kiedy czułam Twój język na moich udach, kiedy dochodziłam do siebie, kiedy mi było tak niewyobrażalnie dobrze. To mogła być trzecia, może czwarta nad ranem, nie wcześniej i nie później. Zgłodniałam pewnie, poszedłeś po ten jogurt, pamiętam. I płakać mi się chce, kiedy o tym myślę, o tych nocach. Jadłam go, brudziłam się, ciemno było, a Ty się śmiałeś, że jestem niezdarą, jak ja lubię ten Twój śmiech, tak się różni od innych, wiesz? No i zjadłam dzisiaj ten jogurt, później czytałam książki, dwie albo i trzy, bardzo mądre, bardzo dużo tam było o odpowiedzialności. Za siebie i za innych. Za innych przede wszystkim, ale co to w ogóle jest ta odpowiedzialność… Wszyscy o niej mówią, mi się też wydaje, że powinnam w takim razie, ale nie potrafię, nie chcę może. Może mi lepiej było bez niej. Kiedy czytałam te książki, do też całkiem zabawnie brzmiało. Jak to? Za kogoś być odpowiedzialnym. A teraz bym chciała, żebyśmy jednak byli za siebie nawzajem chociaż odrobinę, chociaż trochę, w stopniu małym albo i najmniejszym, ale jednak jakimś. Bo jeśli nie czujesz się za mnie odpowiedzialny Ty, któremu ja powierzam ostatnio całą siebie, to już nie wiem, kto może. I jeśli ja się nie czuję odpowiedzialna za Ciebie, któremu jw. powierzam ostatnio całą siebie, to źle. Później włączyłam komputer, później były krótkie esemesy, było południe i chyba zaczęłam przeczuwać coś dziwnego, chyba mnie lekko niepokój stukał w plecy, ale nikogo już nie było, kiedy się odwracałam. Coraz krótsze były te wiadomości i coraz mniej, i później wcale, jakbym nie istniała, wróciłam do komputera, trochę pisałam, o Niej, na blogu, może kiedyś przeczytasz i może mój pamiętnik kiedyś też. Ale już jakbym nie istniała. Na obiad coś jadłam chyba, ale nie pamiętam co, bo zaczynałam się już wić w moich niepokojach, już się nie odwracałam co chwilę, tylko szłam z głową zwróconą za siebie, żeby wypatrzyć ten strach, ale mnie przechytrzył i przypierdolił mi w brzuch, akurat, kiedy wyszłam z kąpieli. Miła to była kąpiel, z pianą, książką i Tobą w mojej głowie. Pełno Cię w niej wtedy było, wszędzie byłeś, w każdej myśli. Pierwszy raz byłeś aż tak, pierwszy raz tak mocno, ja naprawdę dzisiaj myślałam, że jeśli zmiana, to na lepsze. A tu nagle niespodzianka, coś nie uderza prostu w brzuch i krzyczy ‘’sto lat’’, a ja wpadam do tej wanny z powrotem, duszę się, topię, bąbelki, myśli gdzieś w kosmos w pizdu, bąbelki, same bąbelki i niemy krzyk, woda w ustach, w płucach, w sercu, w nosie, pod powieką, wszędzie pełno wody i myśli gdzieś w kosmos w pizdu. Ała. Ja sobie tylko grzecznie, kulturalnie ‘’tęsknię’’, a Ty mi tutaj, że jutro musimy porozmawiać. No to chyba wiesz, jakie czarne mam już w głowie scenariusze i później nie lepiej. Później to już wiadomości od Ciebie mnie kopały i biły i wybijały ze mnie całą wiarę i nadzieję z poranka, później to już wszystko było źle i denerwowało, poleciał talerz, jeden, drugi, kubek, trzeci, czwarty. Nokaut. Chciałam zjeść kolację, wypić herbatę, iść spać, zasnąć, obudzić się i przeżyć kolejny dobry poranek nieco lepszy w skutkach, a Ty mi ciągle z tymi rozmowami, ciągle, że jutro. Znowu się popłakałam, zobacz, jak ja często płaczę, a nigdy nie mam wątpliwości, zobacz, jak mi z Tobą jest dobrze, skoro ja tak często płaczę, bo nam nie wychodzi, a nigdy Ci nie mówię, że porozmawiamy jutro. Zobacz, jak ja muszę chcieć z Tobą być, dlaczego Ty nie chcesz? Nie lubisz naszych poranków, naszych uśmiechów, spojrzeń, spacerów, rozmów, śmiechów, uścisków naszych, mnie nie lubisz, no co jest nie tak? Porozmawiaj ze mną, rozmawiaj ciągle, krzycz, szeptaj, ale rozmawiaj. Boli Cię coś, nie pasuje? Mów, skoro ja mam mówić, Ty mów też. Razem mówmy, no dalej, nauczmy się. Teraz. Nie jutro, jutro może być na nas za późno, teraz jesteśmy, więc teraz zacznijmy naukę. Tłumaczmy sobie jak dzieciom, jakbyśmy mieli skrzywienia psychiczne, drukowanymi literami sobie tłumaczmy, że teraz trzeba to naprawić. Wziąć sprawy w swoje ręce, problemy zgarnąć i naprawiać. Mów ‘’źle mi, kiedy tak postępujesz; nienawidzę w Tobie tego, że; nie chcę, żebyś; wolałbym’’, no mów! Zobacz, ile ja Ci teraz opowiadam, ile chcę Ci opowiedzieć, ile muszę, czuję, że muszę. Wiesz, jak się boję, że ostatni raz tak opowiadam? Może to nawet wyślę, może chociaż tę jedną opowieść Ci wyślę, właśnie dlatego, że się boję. Kruszysz mi się w dłoniach, wszędzie się kruszysz, a ja Cię jednak wolę całego. Chociaż mogę Cię mieć jakkolwiek, tylko pozwól, tylko bądź i daj być mnie. Chciałam pójść na spacer, ale zimno. Zimno na dworze i od Ciebie też zimno, a ja mam słabą warstwę ochronną. Właściwie jej nie mam wcale. Ostatnio na biologii słyszałam, że skóra to taka właśnie warstwa izolacyjna jest, że odgradza środowisko wewnętrzne od zewnętrznego. Całkiem śmieszne, mnie nie odgradza, ja przez skórę przepuszczam cały świat, cały świat mnie cieszy albo boli przez skórę właśnie. Skóra to pewnie wynalazek stoików, oni nie czuli nic, to sobie ją mogli tak określać. A ja niewiele z nimi wspólnego mam, profesor S. raczej też, więc musiała się pomylić, biedna. Całe życie przekonana o swojej racji. Może jej ktoś sprawił szklany klosz w młodości, pewnie ją pielęgnowali i doglądali, ogrzewali i przytulali, mnie nie. Może dlatego ja mam jakiś margines błędów, a ona nie. Ale nie odzywałam się, już i tak dostajemy niedostateczny z życia, po co mi jeszcze pała w dzienniku. Chciałam pójść na ten spacer, no ale mówię, zimno. Zaszyłam się pod kołdrą, z muzyką i jakimiś dziwnymi myślami, ze łzami, z telefonem. Wibracja. Idziesz nad morze, no dobrze, co mam Ci napisać? Ale coś musiałam. No to wystukałam Ci, że masz na siebie uważać. Zajrzyj w te wyrazy, wyczytaj z nich troskę, którą mam w sobie, dla Ciebie, tylko dla Ciebie, wyczytaj moją sympatię, moje obawy, moją tęsknotę, moje wspomnienia, to, jak karmiłeś mnie pizzą i dostawałam w czoło, nasz pierwszy raz na podłodze, moją pierwszą różę od Ciebie, pierwszy pocałunek i pierwsze spięcie, wyczytaj moje uśmiechy na Twój widok, moje pragnienie spędzania z Tobą czasu, no wczytaj się w to i zobacz, jak ja Cię chcę mieć przy sobie, skoro Cię proszę, żebyś na siebie uważał. Uważaj na siebie, na nas uważaj, błagam Cię, uważaj.

11 marca 2012
Co to była za noc, jaka zła, jaka inna. Zasnąć nie mogłam, wstać też nie i nic mi się nie śniło. Ty mi się nie śniłeś, na pewno nie. Pierwszy raz od dawna mi się nie śniłeś. Złośliwy jesteś, ze snów też mi znikasz, a ja Cię tu chciałam mieć chociaż tę ostatnią nic, chociaż w snach, jeśli nie w tej pościeli, jeśli nie w tym pokoju na brzegu łóżka, jeśli nie przytulającego mnie mocno, z całych sił, szepcącego, że chcesz ze mną być, jeśli nie jedzącego ze mną śniadania, kolacje i jeśli nie kąpiącego się w mojej wannie, to chociaż w snach Cię chciałam mieć. A Ty nie. Pisałam do Ciebie, że masz mnie nie zostawiać, prosiłam, obiecywałam, łkałam, dusiłam się, topniałam, spalałam, parowałam, zamarzałam, byłam każdym stanem skupienia mówiącym ‘’nie odchodź’’, a Ty i tak swoje, ani słowa, żadnego nie martw się, żadnego nie pójdę, nie bez Ciebie, tylko cisza. Ja sygnał, esemes, Ty pomieszczenie dźwiękoszczelne, tylko jak robot co jakiś czas ‘’porozmawiamy jutro’’. To znaczy, Ty porozmawiasz, Ty powiesz mi, że się ze mną męczysz, że ja chcę zbyt wiele, a za mało daję, że wiecznie jestem smutna, tak w sobie, że noszę ten smutek pod sercem jakby był moim dzieckiem co najmniej, że Ci robię wyrzuty zbyt często, że nie udaję i, że udaję, że wszystko robię źle. Ty porozmawiasz, a ja Cię posłucham, kiwnę głową kilka razy albo mruknę ‘’aha’’, żeby się tylko przy Tobie nie rozpłakać, na co będziesz czekał. Będziesz liczył sekundy i wypatrywał łez w moich oczach, żeby mi powiedzieć, że dobrze już, dobrze, nigdzie nie idziesz, ale mam nie płakać, że damy radę, no przecież musimy, koniec płaczu. Dlatego ja Ci tylko przytaknę, tylko przytaknę, popatrzę w ziemię, nie zapłaczę, dopóki się nie odwrócisz i nie znikniesz za zakrętem, wtedy dopiero ludzie zobaczą, co to znaczy koniec świata. Nie chcę przy Tobie płakać, żebyś mógł w spokoju odejść, mną się nie przejmuj, po co, Tobie jest ciężko, mnie też, ale idź sobie, okej. Idź, proszę bardzo. Nic na siłę, a gdybym płakała, to byłoby na siłę. To byś mnie przytulił i już tak został, a nie możesz, oboje wiemy, że nie możesz. Dlatego idź. Ja sobie jeszcze chwilę zostanę, posiedzę albo postoję, pooddycham albo nie, wrócę do internatu albo nie. Coś zrobię albo nie, ale Ty już sobie idź, biegnij, szybko, proszę, póki mnie stać na to, żeby Cię tu nie zatrzymać. To później, tak będzie, kiedy wysiądę z pociągu. Kiedy już nie będzie odwrotu, kiedy będziesz stał na dworcu, czekał jak zawsze. Jakie to jest okropne, że my mamy jakieś zazwyczaj! Jakie wstrętne i podłe! Bo się skończy, to będzie pewnie ostatni raz jak zawsze, chociaż właściwie nawet nie, bo zazwyczaj dawałeś mi różę, całowałeś, łapałeś za rękę i po prostu szliśmy. Zimno było, ludzie w płaszczach, szalach, rękawiczkach, spieszyli się bóg jeden raczy wiedzieć dokąd, a my tylko szliśmy. Niby wiadomo było gdzie, ale to się mogło zmienić w każdej chwili, wszystko się mogło zmienić, pogoda, cel, pragnienia, tylko my nie. My naprawdę szliśmy. I dzisiaj też pójdę, ale już nie jak zawsze. Ja pójdę i Ty pójdziesz. Wysiądę z pociągu, powiesz to, co masz mi do powiedzenia i każde z nas pójdzie w swoją stronę. No dobrze, dobrze, ja się nie gniewam na Ciebie, kochanie, nie gniewam się, nie złoszczę, dobrze, idź, idź, spierdalaj. To później, a teraz siedzę albo leżę, coś robię w każdym bądź razie na tym łóżku. Aż by się chciało napisać, że jestem po prostu, ale kłamać nie będę. Spowiedź tu mam, na tych kartkach, szczera jestem aż do bólu, a boli cholernie, więc szczerości masz mnóstwo. Żadnego patosu, żadnej wyszukanej formy, masz mnie całą, otwartą, czytaj ze mnie, jeśli chcesz. No więc leżę, mówiłam, leżę, piszę, wyświetlam wspomnienia na suficie, a mam co wspominać, leżę i nie istnieję. Odzwyczaiłam się od bólu niebycia, ostatnio tak byłam, że aż mnie głowa bolała od intensywności oddechu, ale jakie to było przyjemne! Dziękuję, że mnie sprowadzasz na ziemię, do parteru, na dno, dziękuję Ci z całego tego rozszarpanego serca, które mi pompuje krew tak nierównomiernie, że je wyrwę za chwilę, niepotrzebny kawał mięsa, oślizły i brzydki, po co to, na co to, po co, po co? No nic, spakuję się, włożę do walizki wszystko to, czego nie chcę nosić, sukienki, spódniczki, koturny, torebki, kosmetyki, wszystko bym wrzuciła do śmietnika i zabrała ze trzy wielkie swetry, jeansy, trampki, szarą torbę i tak bym się ubierała, miałam tłuste włosy, zero makijażu, zero starań, obrzydziłabym Ci siebie, żebyś chociaż miał powód do rozstania. Żebyś kumplom mógł powiedzieć, że nie goliłam nóg, klęłam jak szewc i nosiłam ujebane błotem buty i myśli, tak bym zrobiła, ale Ty sobie znajdziesz powód. Już znalazłeś. Za nic masz to, jak mnie lubisz, jak Ci na mnie zależy, nie obchodzi Cię to teraz, bo masz jakiś idiotyczny powód. Dobra, wezmę może jeszcze ładowarkę do telefonu. Na dziś mi starczy baterii, ale gdybyś chciał się odezwać jeszcze kiedyś, to lepiej mieć. Parę książek, może Werter, Wilk Stepowy i ta jedna, od Ciebie dla mnie, ta wyszukiwana kilka godzin w Empiku, ta niesamowita, która Cię niemal zawołała z półki, dobrze, chyba mam już wszystko. Ale pewna nie jestem, to raczej Ty wiedziałeś, co muszę mieć koniecznie. Koniec pakowania, ale walizki nie zamykam, bo wtedy już nie będzie można zrobić nic, będzie trzeba ją wpakować do samochodu, przewieźć na dworzec i wsadzić do pociągu, wyrzucić w Gdańsku na peronie 4 i mnie razem z nią, dlatego nie zamykam. Dlatego dalej leżę i nic nie robię, leżę i nawet nie myślę, leżę i zastanawiam się, jakby Ci tu nie zniknąć. Coś napisałeś, ja pytam, mam mnóstwo pytań, Ty na to jedno słowo. Jak wolisz, może być jedno, ważne, że jest. Powiem Ci teraz, że za nie dziękuję. Proszę i przepraszam też, wiesz o co, wiesz po co. Twoim zdaniem problem tkwi w Tobie. Dobrze, dobrze, kochanie, zamknij się. Na chwilę się zamknij, zamknij ryj na moment i daj mi powiedzieć, że Ci pomogę. To przecież miało być tak - jesteśmy na nasze dobrze i nasze źle, a nie, że jak jedno źle, to drugie dobrze ma i wtedy koniec, zamknięte, klucz w drzwiach od wewnątrz przekręcony i gasną światła, idźcie do domu wszyscy, bo tu brakuje ochoty na ratunek. No to ja będę na Twoje źle, bo Cię kocham może, a może nie, ale coś tam do Ciebie czuję i będę. Możesz mi przed nosem rozbić butelkę i możesz mnie chwycić z całej siły za nadgarstki, aż Ci zbieleją knykcie a mi twarz, możesz rzucić wazonem albo wyrwać sobie wszystkie włosy, albo mi krzyknąć prosto w zapłakaną twarz, że mam się pierdolić, bo nie chcesz mojej zasranej pomocy, bo co Ci po niej. Rób co chcesz, ale razem z tego wyjdziemy, jeśli problem jest w Tobie, bo Ty we mnie bywasz też, więc jakoś to trzeba wspólnie rozwiązać. No i to tyle z mojej strony. Mamy po osiemnaście lat i jeszcze nic nie wiemy o związkach, o życiu, ale się zobowiązaliśmy wobec siebie. Ja się zobowiązałam z Tobą być, więc będę. Dbaj o siebie przez tych pięć godzin, dobrze myśl o nas, o mnie, szukaj sposobów i nie idź na łatwiznę. Za moment się zobaczymy, za chwilę to naprawimy, tylko zamknij ryj zaraz po ‘’dzień dobry’’ i daj mi dojść do głosu, zanim zaczniesz ten swój nieszczęsny monolog. Powodzenia, chamie, buraku, prostaku, skurwysyny, skarbie. Nie puszczę Twojej dłoni.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
roksanaw · dnia 16.03.2012 12:09 · Czytań: 475 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Inne artykuły tego autora:
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty