Wieczór u Halinki - Cristtimm
Proza » Humoreska » Wieczór u Halinki
A A A
Właściwie to była nasza radość, ale też i obowiązek od wielu lat - piątkowy, karciany wieczór u Halinki. Zbierałyśmy się we cztery, i choć czasem przyplątywała się jakaś piąta czy szósta osoba, stały zespół to gospodyni Halinka, moja siostra Genia, nobliwa choć nie do końca poważna pani notariusz Magdalena i ja Urszula, zwana Ulką. Ten rytuał pielęgnowania znajomości odbywał się w dość schematyczny sposób. Przywitanie przy kawie, z upływem czasu zastąpionej paskudnymi herbatkami ziołowymi i cieście, Bogu dziękować nie zastąpionym niczym równie ohydnym w smaku jak owe napary. Rozmawiałyśmy wtedy ze sobą jak przygodnie poznane, na przykład w pociągu, osoby. Badałyśmy się wzajemnie słowami, jak gdyby sprawdzając i upewniając się, że od ostatniego spotkania nikt nie podmienił żadnej z nas. Przekazywałyśmy sobie ploteczki osiedlowe, nowinki rodzinne, nowe sposoby na odchudzanie, czy też wymieniałyśmy się sprawdzanymi na członkach naszych rodzin przepisami kulinarnymi. Czas kawy był jednak czasem oczekiwania i napięcia przed "głównym daniem". Czuło się, że tak na prawdę wszystkie wyczekujemy, aż gospodyni zdejmie obrus ze stołu i poustawia w strategicznych miejscach przekąski, które każda z nas przygotowała i przyniosła i którymi starała się "przebić" pozostałe. Te mini-dania były naszą wewnętrzną rywalizacją. Zdarzało się, że przez cały tydzień planowałam, a potem realizowałam przepisy wykopane z "Przyjaciółki" czy później już "Pani Domu", którymi chciałam pokonać i przygwoździć do ziemi koleżanki tak, aby już żadna nie śmiała wstać. Najczęściej pierwszym degustatorem moich kulinarnych konceptów był Marian, ale on nigdy nie zgłaszał zastrzeżeń. Dziewczyny dzielnie stawiały czoła i serwowały równie wymyślne i egzotyczne przystawki, których to odmawiałyśmy rodzinom. To był jeden z elementów naszego rytualnego spotkania. Gdy pewnego razu Genia przyniosła zwykłe krakersy serowe, przez następne trzy piątki musiała znosić docinki i drwiny. Zrehabilitowała się dopiero czwartego z kolei, gdy z uśmiechem triumfu podała Halince talerz z carpaccio z polędwicy wołowej z parmezanem, mówiąc jakby od niechcenia:
- Przepraszam was kochane moje. Nic nie poradzę na to, że w ostatnich miesiącach prowadziłam tak bogate życie osobiste, iż zabrakło czasu na wiele przyziemnych spraw, w tym też pichcenie. Teraz jednak jakby uspokoiło się odrobinkę, więc specjalnie dla was - voila takie małe co nieco.
Muszę przyznać, że wygrała tego wieczoru. Żadna z nas nie mogła pochwalić się niczym równie wymyślnym, jak też dać odpowiednio ciętą ripostę na jej "bogate życie osobiste".
Gdy przystawki stały już w odpowiednich miejscach stołu, Halinka wyciągała dwie talie kart i niezmiennie wołała klaskając przy tym w ręce:
- Hop, hop, dziewczęta, siadamy! Szkoda czasu, zabierajmy się do gry.
Grałyśmy parami w kanastę, ja z Magdaleną, Halinka z Genią. Taki porządek był stały. Zdarzyły się w poprzednich latach odstępstwa od reguły, jednak kończyło się to zawsze niezadowoleniem i wzajemnymi nieporozumieniami. Dlatego ten układ partnerów w grze pozostawał kanonem i pewnie dlatego wzajemne nasze relacje spolaryzowały się w taki sposób. Pomimo, iż to Genia była moją siostrą, w dyskusjach i rozmowach solidaryzowałam się z Magdaleną. Zresztą, z naszej paczki ja jedyna wiedziałam tak naprawdę co dzieje się w jej pozornie idealnym małżeństwie z Tomaszem. Choć wszystkie przyjacielsko pokpiwałyśmy z jej przystojnego, lecz uwielbiającego flirtować partnera, a Magda zdawała się równie dobrze bawić przy tym, ja jedna wiedziałam, że często płacze wyciągając potajemnie z mężowskich kieszeni, teczki czy też ze schowka jego samochodu dowody znajomości, flirtów, romansów. Przez te wszystkie lata jej mąż "zaliczył" chyba tabuny współpracownic, klientek, a zapewne też przypadkowo poznanych kobiet. Co dziwne, a może właśnie nie, nigdy nie próbował poderwać żadnej z nas, przyjaciółek Magdaleny. Był wobec nas szarmancki, czarował nas błyskotliwymi rozmowami, nienagannymi manierami i eleganckimi gestami, a jego uroda sprawiała, że czułyśmy się szczęśliwe, że taki ktoś poświęca nam tyle uwagi, jednak nigdy żadnej z nas nie wpadł do głowy pomysł "odbicia go". I nawet Genia w swoim najbardziej szalonym okresie poszukiwania sensu bytu, gdzieś w okolicach czterdziestego piątego roku życia, gdy szaleńczo próbowała nadrobić wszystkie stracone "okazje", męża Magdy traktowała jako tabu. Bogu dziękować, że ja nigdy nie musiałam zawracać sobie głowę podobnymi problemami, bo przecież Marian był i jest poza wszelkimi podejrzeniami.
W każdym razie, gdy siadałyśmy do gry w kanastę Magda stawała się mi najbliższą osobą na świecie, sojusznikiem, któremu ufa się bezgranicznie. Patrzyłyśmy sobie wtedy często w oczy, a ja mimochodem zauważałam jak z biegiem lat, otaczają się one coraz gęstszą siateczką zmarszczek.
Genia i Halinka stanowiły równie zgrany zespół, i choć kłóciły się przy grze równie zażarcie jak w innych sytuacjach, to widać było, że "pójdą za sobą w ogień".
Rozpoczęcie rozgrywki to na ogół jedyny moment wieczoru gdy milkłyśmy na dłużej niż kilka minut. Skupiałyśmy się tylko na grze. Halina jako gospodyni posiadała również przywilej, jak też obowiązek zapisywania na kartce wyników poszczególnych partii. Zawsze miała przygotowany odpowiedni papier i skrupulatnie, jak na księgową, a potem byłą księgową przystało podsumowywała nasze rozliczenia.
Halinka była najprawdziwszą "kurą domową", pomimo iż dorabiała sobie prowadząc biuro rachunkowe. Jej powołaniem zawsze był dom, a w nim mąż i dwóch synów. We wcześniejszych latach, usuwali się nam z oczu w piątkowe wieczory i spędzali je poza domem. Później gdy Leonard zmarł, a chłopcy odeszli do założonych przez siebie rodzin, Halinka nadal oddana była bezgranicznie życiu domowemu. Wyszukiwała sobie kolejne hobby odpowiednie dla domatorki. Zaliczyła już szydełkowanie, robienie na drutach, makatki i krzyżówki panoramiczne. I chociaż Genia stawała nie raz na głowie, aby wciągnąć Halinkę w wir swoich szalonych przeżyć i wymusić na niej odrobinę dystansu do spraw domowych, ta jak opoka stała na straży swojego ustabilizowanego i nudnego sposobu na spędzanie żywota .

- Nie oszukujcie cholery jedne - wysyczała znad swoich kart moja siostra. Jej słownictwo, jak też tryb życia pozostawiały wiele do życzenia i były zmartwieniem naszej ukochanej mamusi, dopóki jeszcze żyła. - Dobrze wiem, że coś kombinujecie.
- Tak, właśnie pod stołem alfabetem Morse'a wykopuję na łydce Ulki układ moich kart - zripostowała z uśmiechem Magda.
Genia uniosła się lekko i przechyliła nad stołem. Zaczerpnęła powietrza, aby dać stosowną odpowiedź...

- A wiecie? Wczoraj pan z warzywniaka powiedział mi, że kongres USA uznał pizzę za warzywo. - Halinka starała się zmienić szybko temat rozmowy, aby nie dopuścić do zbyt wczesnych starć karcianych.
- Ha ha ha - Genia równie szybko zapomniała o chęci posprzeczania się - to ja okazuje się zdrowo karmiłam męża, a ten gamoń i tak nie umiał się odpowiednio wywdzięczyć.
- A o którym to mężu mówisz Geniusiu? - nie wytrzymałam.
- O wszystkich. Żadnego nie wyróżniałam i karmiłam tak samo... a noże w kuchni i tak zawsze miałam równie tępe jak panów domu. Faceci ułożyli sobie to niedorzeczne powiedzenie: mężczyzna powinien zbudować dom, zasadzić drzewo i spłodzić syna. Jednak sprzątanie bajzlu w chałupie, podlewanie cholernych badyli i wychowywanie rozwydrzonych bachorów zostawili nam kobietom.

Wiedziałam, że tak to się skończy. Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, a wszystkie rozmowy z moją siostrą prowadzą do tematu niewdzięczności lwiej części mężczyzn na świecie, a przynajmniej tej części, którą moja siostra poznała osobiście. Halinka też wiedziała co się święci i jako przezorna gospodyni znów zmieniła temat.
- Geniuś, a uważaj co wykładasz. To ma być "brudna kanasta"?
Wymieniłyśmy z Magdą porozumiewawcze spojrzenie, które zawierało i kpinę z problemów Geni i pobłażanie dla, i tak wiadomo, że na dłuższą metę nieskutecznych, zabiegów pokojowych Halinki.
- Przydałyby się nam nowe talie kart. Te już jakieś takie podniszczone - odezwała się Magdalena - rozejrzę się za odpowiednimi.
- To pewnie przez to, że co wieczór układam sobie nimi pasjanse - usprawiedliwiała się żarliwie Halinka.
- Przecież pokazałam ci fajną stronę z pasjansami w internecie- zgromiła gospodynię moja siostra - a ty ciągle nie umiesz iść z duchem czasu.
- A bo u ciebie te karty w komputerze były takie duże i wyraziste, a u mnie są takie małe, że muszę okulary do nich nakładać.
- To sobie powiększ obrazki tych kart i po kłopocie.
- No co ty? - po raz pierwszy tego wieczoru Halinka uniosła się - przecież jak je powiększę to komputer będzie pobierał więcej prądu!
Parsknęłyśmy nieokiełznanym śmiechem wszystkie trzy, a biedna Halinka patrzyła na nas ze zdziwieniem.
- No co? Co powiedziałam nie tak? - jej pytania żałośnie zabrzmiały na tle naszego szaleńczego chichotu.- Znów śmiejecie się z mojej gospodarności?
Pierwsza opanowała się Magda, ukradkiem otarła łzę z kącika oka i całkiem poważnie powiedziała;
- Hala, ty się nie zmieniaj dziewczyno. Ja to ci kupię i dziesięć nowych talii kart do tego pasjansa, tylko pozostań w tym zwariowanym świecie właśnie taka.
- Nie rozumiem co was tak rozśmieszyło - upierała się nasza gospodyni.
- Nic, nic - poparłam przyjaciółkę - grajmy dziewczyny.
Uciszyłyśmy się i skupiłyśmy na kanaście. Wyraźnie wygrywałyśmy wraz z Magdą, a Genia z Halinką starały się nadrabiać minami i apetytem na przekąski.
- Chcę od poniedziałku przejść na dietę Dukana - ledwie zrozumiałyśmy co Genia mówiła bo miała pełne usta sałatki z tortellini.
I znów między mną a Magdą przeleciało porozumiewawcze spojrzenie. Moja siostra miała za sobą chyba wszystkie możliwe diety świata a i tak wyglądała... apetycznie. Nie żeby była otyła, raczej puszysta. Jednak każda modna dieta zyskiwała w niej żarliwą neofitkę, tyle, że góra na tydzień, dwa.
- Co ty Geniu znowu wymyślasz? - zaoponowała gospodyni - pora, żebyś zaakceptowała siebie taką jaka jesteś.
- Tak - poparłyśmy ją z Magdą chórem.
- A tam, mówicie tak, bo już dawno się poddałyście. A ja nadal walczę, aby być atrakcyjną.
Westchnęłyśmy znów zgodnie. Znałyśmy ten tekst na pamięć, słysząc go od kilkunastu a może kilkudziesięciu lat. Ot, jeszcze jeden z elementów naszego piątkowego rytuału.

Wieczór dobiegał ku końcowi, a ja z Magdaleną cieszyłyśmy się z kolejnej wygranej. Ubierając płaszcz patrzyłam na przyjaciółki i w myślach już liczyłam godziny do następnego spotkania. Sto sześćdziesiąt trzy, tyle mniej więcej upłynie zanim znów się spotkamy. Moje sto sześćdziesiąt trzy godziny spędzone w towarzystwie kota Mariana i kolekcji porcelanowych aniołów . Nie to, że się skarżę. Skąd? Takie sobie życie wybrałam i takim się kontentuję. A że czasem te cholerne sto sześćdziesiąt trzy godziny trwają eony...
- Trzymajcie się dziewczyny i nie dajcie poderwać na parkingu byle przystojniakowi - tradycyjnie pożegnałam je - Ja też będę grzeczna do następnego spotkania...
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Cristtimm · dnia 17.03.2012 16:12 · Czytań: 873 · Średnia ocena: 4,33 · Komentarzy: 10
Komentarze
zajacanka dnia 18.03.2012 00:16 Ocena: Bardzo dobre
Cudne! :)

Rozbawiłam się na całego:)
TomaszObluda dnia 18.03.2012 13:37
Cytat:
Czuło się, że tak na prawdę wszystkie wyczekujemy,
Tak niezgrabnie. Poza tym długi wstęp, jak na tak krótki tekst, ale mam przeczucie, że będzie fajnie.

Cytat:
że kongres USA uznał pizzę za warzywo.
:uhoh: No tak absurdalnego żartu nie słyszałem. W sensie, uznie kamienia za warzywo bym zrozumiał, ale pizza jest potrawą składającą się z wielu składników, nazwanie tak skomplikowanej potrawy warzywem, w żarcie, jest tak bardzo sprzeczne z logiką, że nie mogę pojąć, jak może być śmieszne.

Cytat:
Rozbawiłam się na całego
:uhoh: To musi być tajny humor dla kobiet. Bo ja rozumiem, że kobiety spotykające się w towarzystwie mogą się śmiać ze swoich żartów, bo się znają jak łyse konie i beczkę soli zjadły ze sobą, ale jak to może śmieszyć obce osoby? Dla mnie brak tu było jakiegoś zawieszenia akcji, jakiegoś punktu odniesienia. Czytam i czekam i czekam i czekam, a tu koniec. Może tylko to fajne, że Marian jest kotem.

To jakbym opisał spoktkanie u znajomych przy piwie, które skończyło się tak, że wróciłem do domu taksówką, bo się alkohol skończył. No mogłem mieć miły wieczór, ale co tu opisywać?

Jednak skoro się zajcance podobało, to znaczy, że to tylko rzecz gustu.

Co do wykonania, nie powalasz na kolana językiem, ale nie odczułem zgrzytów jakichś specjalnych. W miarę ok.
Cristtimm dnia 18.03.2012 14:34
Dziękuję za komentarze.
zajacanka - cieszę się, że udało mi się wywołać uśmiech u Ciebie. Moim tekstem chciałam pokazać, oprócz małej dawki humoru, pogodę ducha, optymizm i taką zwykłą "babską solidarność".

Panie Tomaszu, jestem wdzięczna, że przeczytał pan i skomentował w dość obszerny sposób. To, że kongres USA uznał pizzę za warzywo jest faktem i pretensje o brak logiki w tym proszę kierować pod ich adresem.
Ja nie opisałam swojego spotkania, brakuje mi jeszcze sporo latek do wieku owych pań, a opowiadanie jest tylko krótką wizytą u nich.
Jednak niezwykle kontenta jestem, że choć na kolana nie powalam wywołuję reakcje u czytelników. Pozdrawiam.
TomaszObluda dnia 18.03.2012 18:15
A ciekawe z tą pizzą, nie zmienia to faktu, że nie śmieszne.
Nie mówię, że to twoja historia, mówię, że to jest dla mnie interesujące jak historia z życia kogoś kogo nie znam.

Nie mówię o powalaniu tekstem, tylko o sposobie narracji, że może to nie arcydzieło ale napisane jest dobrze, a wskazuje na to chociażby fakt, że przeczytałem całe mimo, że mi się nie podobało.

To chyba nic dziwnego, że nie wszystkim się będzie podobało. Tekst wisi krótko, więc opinii będzie pewnie znacznie więcej.

Brawo, za podejście do komentarza, lubię normalnych ludzi.
Wasinka dnia 21.03.2012 10:08
Ładnie poprowadziłaś czytelnika w świat czterech kobiet, powoli odsłaniałaś kolejne życia, narratorka pokazuje świat każdej z przyjaciółek, dzięki czemu postaci stają się nam bliższe (również poprzez dialogi). Za to o samej bohaterce dowiadujemy się czegoś konkretnego dopiero na końcu (choć w trakcie jej opowieści mozemy ją poznać po sposobie opowiadania również), co w sumie zgrabnie podsumowuje cały tekst.
Z jednej strony jest tu optymizm - kobiety mają siebie, mogą na siebie liczyć, odnajdują chwilę wytchnienia we wspólnych spotkaniach. Ale z drugiej... Ech, smutne życia wiodą, to znaczy - każda przeżywa jekieś dramaty, każdą dręczy jakowaś myśl ciężka. Czyli tak jak w życiu...
Dobrze sie czytało, oddałaś atmosferę spotkania i relacji między kobietami (choć na początku wydały mi się mało fajne - rywalizacja i złosliwości).

Maluchy (na przykład) :

że tak na prawdę - naprawdę

Co dziwne, a może właśnie nie, nigdy nie próbował poderwać żadnej z nas, przyjaciółek Magdaleny. Był wobec nas szarmancki, czarował nas błyskotliwymi rozmowami, nienagannymi manierami i eleganckimi gestami, a jego uroda sprawiała, że czułyśmy się szczęśliwe, że taki ktoś poświęca nam tyle uwagi, jednak nigdy żadnej z nas nie wpadł do głowy pomysł "odbicia go" - powtarzasz trzy razy "nas", co nieco grycie, masz do tego też "nam", co potęguje wrażenie

nie musiałam zawracać sobie głowę - głowy

zauważałam jak z biegiem lat, otaczają się one coraz gęstszą siateczką zmarszczek.
Genia i Halinka stanowiły równie zgrany zespół, i choć kłóciły się przy grze równie zażarcie jak w innych sytuacjach, to widać było, że "pójdą za sobą w ogień".
Skupiałyśmy się tylko na grze. Halina jako gospodyni posiadała również przywilej, jak też obowiązek zapisywania na kartce wyników poszczególnych partii. Zawsze miała przygotowany odpowiedni papier i skrupulatnie, jak na księgową, - podkreślone słowa wpadają na siebie

choć kłóciły się przy grze równie zażarcie jak w innych sytuacjach, to widać było, że "pójdą za sobą w ogień" - tutaj bardziej by pasowało "poszłyby" zamiast "pójdą"

To takie małe sugestie.
Czasem szyk gdzieś bryka, czasem interpunkcja, ale ogólnie "idzie" gładko.

Pozdrawiam pierwszym dniem wiosny.
Cristtimm dnia 21.03.2012 11:14
Dziękuję Wasinka za bardzo merytoryczny komentarz. Świetnie wyczułaś klimat tego opowiadania. Jednak najbardziej jestem wdzięczna za pokazanie mi niedociągnięć. Postaram się na przyszłość unikać tego. Raz jeszcze wielkie dzięki. Pozdrawiam.
Dobra Cobra dnia 29.03.2012 12:37 Ocena: Bardzo dobre
Cytat:
Najczęściej pierwszym degustatorem moich kulinarnych konceptów był Marian, ale on nigdy nie zgłaszał zastrzeżeń.

Ukłony dla Mariana!

Cytat:
Nic nie poradzę na to, że w ostatnich miesiącach prowadziłam tak bogate życie osobiste, iż zabrakło czasu na wiele przyziemnych spraw, w tym też pichcenie. Teraz jednak jakby uspokoiło się odrobinkę,

Piękne!

Cytat:
Był wobec nas szarmancki, czarował nas błyskotliwymi rozmowami, nienagannymi manierami i eleganckimi gestami, a jego uroda sprawiała, że czułyśmy się szczęśliwe, że taki ktoś poświęca nam tyle uwagi,

Bardzo ładne zdanie!


Cytat:
Bogu dziękować, że ja nigdy nie musiałam zawracać sobie głowę podobnymi problemami, bo przecież Marian był i jest poza wszelkimi podejrzeniami.

Powtórne ukłonu dla Mariana!

Cytat:
Faceci ułożyli sobie to niedorzeczne powiedzenie: mężczyzna powinien zbudować dom, zasadzić drzewo i spłodzić syna. Jednak sprzątanie bajzlu w chałupie, podlewanie cholernych badyli i wychowywanie rozwydrzonych bachorów zostawili nam kobietom.

Sama słodycz i prawda bije z tych słów!

Cytat:
- No co ty? - po raz pierwszy tego wieczoru Halinka uniosła się - przecież jak je powiększę to komputer będzie pobierał więcej prądu!

Słodkie w swej naiwności.

Cytat:
Moja siostra miała za sobą chyba wszystkie możliwe diety świata a i tak wyglądała... apetycznie.

Zaajmujesz stanowisko mężczyzny. Brawo! Kobiety inaczej patrzą na swoje ciała, ciągle wydają im się zbyt grube...Skąd się to bierze?

Cytat:
Moje sto sześćdziesiąt trzy godziny spędzone w towarzystwie kota Mariana i kolekcji porcelanowych aniołów . Nie

Po ... aniołów - zlikwidować spację przed kropką.
Pozdrowienia dla...kota Mariana!


Cytat:
- Trzymajcie się dziewczyny i nie dajcie poderwać na parkingu byle przystojniakowi - tradycyjnie pożegnałam je - Ja też będę grzeczna do następnego spotkania...

A nie winno być: tradycyjnie je pożegnałam?

I ta końcówka najbardziej zastanawia. Bo czemuż trwać w sztucznej samotności? Nie każdy napotkany przystojniak to podstępem czyhający na cnotę samiec przecież!

Podoba się. I takie kobiece!


BDB.


Pozdrawiam,

Dobra Cobra
Cristtimm dnia 30.03.2012 09:21
Dziękuję i jeszcze raz dziękuję za wnikliwe "rozłożenie" mojego tekstu. Napisany został na konkurs, w którym tematem była... kobieta. Jeśli chodzi o końcówkę, nie chciałam aby samotność Ulki została odebrana jako przymus lecz jako jej świadomy wybór, za który niestety płaci taką, a nie inną cenę.
Pozdrawiam serdecznie.
fanny dnia 08.05.2012 04:09 Ocena: Świetne!
Zalogowałam sie specjalnie "dla" Ciebie - tzn. żeby skomentować. Bardzo, bardzo, bardzo :))) Styl, formę itp. niech komentują inni, ja chcę tylko napisać, że tekst przeczytałam z dużą przyjemnością (mimo chorej godziny) i ... żal, że to tylko opowiadanie, a nie powieść :)
Cristtimm dnia 06.06.2012 17:42
fanny, dopiero teraz przeczytałam Twój komentarz. Bardzo dziękuję, sprawiłaś mi radość, właśnie tym, że specjalnie "dla" mnie zalogowałaś się. :) Pozdrawiam serdecznie
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty