Historia wigilijna - Smutny Czlowiek
Proza » Obyczajowe » Historia wigilijna
A A A
Tego roku święta Bożego Narodzenia miały wyglądać jak z obrazka. Ziemia przystrojona grubymi wałami śniegu, drzewa przysypane puchem jak choinkową watą. Słońce korzystające z danego przez naturę czasu, zapalało jasność bieli, wypełniającej rozległe przestrzenie, po zmierzchu oddając płótno krajobrazu we władanie księżycowi i gwiazdom. Niby delikatna, naszkicowana ołówkiem i pomalowana farbami ilustracja, prezentowała się również stacja kolejowa w Olesiu. Gdyby nie wysiłki starego, posiwiałego już pracownika, utonęłaby pod białą mogiłą delikatnego puchu. Samotny, pozbawiony rodziny dróżnik codziennie odśnieżał peron, zamiatał plac przed wejściem do budynku i z nostalgią wpatrywał się w nadjeżdżające pociągi, z których wyłaniały się pojedyncze ludzkie kształty.
W godzinach popołudniowych tego wyjątkowego grudniowego dnia ze zgrzytem hamulców nadjechał ekspres ze Stolicy. Z zatłoczonych wagonów wysypywały się powoli torby, tobołki i walizki, za nimi wychodzili spoceni i zmęczeni ściskiem podróżni.
– Wracają do dom, na wigilię – pomyślał dróżnik.
Wraz z nadejściem ludzi zakotłowało się w na przylegającym do stacji placu. Parobkowie, wespół z gospodarzami, solidarnie poprawiali uprzęże przy saniach, wyglądając i nawołując znajomych oraz krewnych. Uwagę starszego mężczyzny przykuł jednak inny obraz. Jako jeden z ostatnich, pociąg opuścił młody mężczyzna, ubrany w cienki, zdecydowanie zbyt chłodny jak na tę porę roku płaszcz. Kolejarz, przyglądając się z uwagą, usiłował przypomnieć sobie jego imię, był bowiem przekonany, że jest to jeden z mieszkańców leżącej opodal wsi Brzozówka, z której sam pochodził.
Młodzieniec był wysoki, trzymał się prosto, sprawiając wrażenie pewnego siebie, w ręce dzierżył zniszczoną skórzaną walizkę. Jego postawa w widoczny sposób kontrastowała z biednym odzieniem.
- Zimno pewnie niebodze, musi to student jaki ze Stolicy do dom na święta zjechał – zamruczał pod nosem dróżnik.
Chłopiec minął posiwiałego staruszka obojętnie i podszedł do stojącego na uboczu woźnicy.
- Szczęść Boże, gospodarzu! Podwieziecie do Brzozówki? – zapytał, pocierając o siebie błyskawicznie marznące dłonie.
- To ty, Janek?! – zapytał zaskoczony chłop. - A pewnie, że podwiozę, co mam nie podwieźć. Siadajcież z tyłu, tam kożuch pod ławą leży, oblecz się tylko, bo zziębniesz na amen!
- Bóg zapłać – odpowiedział z uśmiechem podróżny.
- Matka już doczekać się ciebie nie może, dawnoś chyba niebogiej nie odwiedzał, co? – zapytał z lekką nutą wyrzutu woźnica, po czym trzasnął batem i, krzyknąwszy – Heja, wio! – ruszył między szpaler wierzb, gdzie wiodła droga do wsi. Nie czekając na odpowiedź, kontynuował: - Młodyś to i o rodzicach zapominasz, już i nawet do chłopa ze wsi nie podobnyś, prawdziwy z ciebie student. Hoho, kawaler z miasta, jak się patrzy! Dziewki będą oczami w kościele przewracać – dorzucił z uśmiechem, spoglądając przez ramię na owiniętego kożuchem pasażera.
Janek nie podejmował rozmowy, zamyślony wpatrywał się w dawno nie widziany krajobraz. Przed oczami przelatywały mu pomniki drzew, a spomiędzy gałęzi wyzierała rozległa, biała przestrzeń pól, zakończona gdzieś w oddali ciemną ścianą lasu. – Nic się tutaj nie zmieniło – pomyślał. – Choć nie byłem w domu od trzech lat… to tak długi czas… a ta przestrzeń rozciąga się niewzruszona, obojętna.

Podróż minęła szybko, wioska nie leżała bowiem daleko. Wjechawszy między opłotki, woźnica zatrzymał sanie i powiedział: - No. Ja mieszkam tutaj, wisz sam zresztą. Do dom masz już blisko, z Bogiem chłopcze!
- Z Bogiem! – odparł zdejmujący kożuch przybysz. Zimny powiew wiatru niemiło załomotał pomiędzy cienkim ubraniem. Janek skurczył się więc, postawił delikatny kołnierz i raźno ruszył przed siebie. Mijając kolejne, kryte białymi czapami chałupy, dotarł wreszcie przed zbity z żerdzi i patyków stary płotek.
Widok rodzinnego domu ożywił w młodej duszy szereg wspomnień zastygłych na podobieństwo cmentarnych figur. Wpatrując się w niszczejące ściany, przykryty śniegiem słomiany dach i wylatujący z komina słup szarego dymu, uczuł, jak jego myśli napełniają się ciepłem i radością, dziecinnym wręcz poczuciem spokoju, za którym tak tęsknił przechadzając się miejskimi ulicami.
Zabudowania gospodarskie wyglądały o wiele gorzej niż wtedy, gdy opuszczał rodzinne gniazdo. Obórka straszyła załamanym dachem, stodoła sprawiała wrażenie, jakby po upływie tych kilku lat postarzała się i przechyliła, podparta grubą żerdzią, niby staruszka laską. Janek nie zwracał jednak na to uwagi, odurzony bliską perspektywą powitania rodziny. - Czekają tam pewnie na mnie - pomyślał. - Matula przyrządza wieczerzę, pokrzykując dobrotliwie na pomagającą jej siostrę, ojciec siedzi zaś pod piecem i struga jakąś figurkę, może i dzieciątka? – pogrążony w tej wizji, otworzył drzwi i wszedł bez pukania. Szeroko uśmiechnięty omiótł wzrokiem izbę, w której zwracał uwagę brak jakichkolwiek sprzętów gospodarskich, pomieszczenie zionęło pustką.
Janek przystanął zaskoczony, dopiero po chwili dostrzegł siedzącą przy piecu pochyloną kobiecinę, pogrążoną w drzemce.
- Matko, to ja, Janek! Wróciłem! – zawołał donośnie. Kobieta ocknęła się, a gdy podniósłszy głowę, zauważyła gościa, przeżegnała się z nabożnym przejęciem i rzewnie zapłakała. Syn jednym ruchem doskoczył do niej, klęknął i, objąwszy spracowane ręce, przyłożył je do ust.
– Nie płaczcie, przecież to ja, na święta przyjechałem, nie cieszycie się? – zapytał roztrzęsionym od wzruszenia głosem.
W spojrzeniu, jakim obdarzyła go ta spracowana, pełna znużenia postać, było wiele emocji i uczuć. Syn dostrzegł również i radość, nieśmiałą, nie do końca wierzącą, czy rzeczywiście przyszedł czas, kiedy znowu może dać o sobie znać, zapomniana i nieużywana przez tak długi czas.

Grudniowa noc nadchodzi szybko i zdecydowanie, skrada się, jak pewny swych kroków złodziej. Wnika oknami do ustawionych w rzędzie chałup, ściera się tam z płonącymi świecami i rozpalonymi piecami. Pojedynki cienia ze światłem towarzyszą wieczornym posiłkom spracowanych ludzi, zapychających swoje żołądki z błogim uczuciem spokoju i prostej, najpełniejszej rozkoszy.
Jest jednak pewna noc, wyjątkowa i inna niż wszystkie pozostałe. W domach zbierają się wtedy całe rodziny. Wrą kłótnie i spory, a izby trzęsą się od krzyków, płaczu i złości. Potem zaś wszystkie te gorące głowy, obruszone i obrażone, siadają do jednego stołu, pachnącego schowanym pod obrusem sianem i, bogobojnie spoglądając po sobie, chłoną świąteczną atmosferę. Ich myśli błądzą gdzieś po stajniach, wnikają między Łaciatą a Siwka, czekają i obserwują, wiedząc, że właśnie tutaj na świat przychodzi Pan. Dobry on i łaskawy, na pewno więc wybaczy im niedawne grzechy.

Gdy w całej wsi rodziny siadały do wspólnej wieczerzy, w jednej tylko chałupie panowała dojmująca, ciężka cisza. Janek spoglądał na siedzącą po drugiej stronie stołu Matkę. Między nimi poza sianem leżał tylko talerz z kawałkami smażonej ryby.
- Jedz synku. Od Maciaszkowej za jajka kupiłam. Na nic innego nie starczyło, bieda teraz straszna, aż piszczy, dziecko, aż wrzeszczy… - rozpoczęła spokojnym głosem, który wraz z kolejnymi słowami stopniowo się załamywał.
- Matulu – zaczął z litością młodzieniec – co się tutaj stało?… Gdzie jest ojciec, gdzie Marysia?
- Chłop poszedł pić, jak zwykle. – odparła odzyskując spokój - U Żyda pewnie w karczmie siedzi i żłopie gorzałkę, na kredyt. Sprzedać musiałam Krasulę i Gniadą, żeby popłacić te jego długi. Świnie też sprzedałam, nie ma już inwentarza w zagrodzie… Olaboga! – zapłakała nagle – Toć to nigdy tak nie było, nawet za wojny, zawsze coś chodziło po podwórzu, a teraz nędza i bieda! Jezusie, za co to wszystko!
- Spokojnie, Matuchno… - powiedział cicho student i, chwyciwszy jej ręce, przyłożył je do policzków. – Wróciłem, najmę się do roboty jakiej i pomogę, będzie jeszcze dobrze. Jest przecież Marysia, damy radę.
Nowy atak szlochu wypełnił izbę – Jej już nie ma!
- Jak to? Co się stało? – Chłopak poczuł, jak serce w nim zamiera. - Uspokój się matulu i powiedz, co z nią? – Jadąc do domu, cieszył się na spotkanie z każdą z tych kochanych osób, na siostrę liczył jednak najbardziej. Żyjąc w mieście, niejednokrotnie tęsknił do długich rozmów wiedzionych przy pracy, na polu, łące, a i potem wieczorem, podczas odpoczynku. Obraz tej jasnowłosej dziewczyny utrwalił się w jego pamięci, niby wyryty dłutem w kamieniu. Teraz, podobnie jak wiele razy wcześniej, widział ją wyraźnie, niezwykle realnie, śmiejącą się, błyskającą pięknymi oczami i jasnym, pogodnym uśmiechem.
- Pisałam ci do miasta, – zaczęła spokojniej już Matka - że poszła ona dwa roki w tył za Grądziela. – Student zaskoczony próbował przypomnieć sobie jakikolwiek list choć był pewien, iż w żadnym z otrzymanych nie było wzmianki o zamążpójściu siostry. Kobieta tymczasem kontynuowała:
- Dobry to był gospodarz, gruntu mnogo, cztery ogony w stajni, obiad zawsze zajadał z okrasą. Myślelim, że dobrze jej tam będzie, w dostatek obrośnie, taka chudzinka bidna. Ale zabrali go do miasta i nie wrócił. Że to jaki prokurjator chycił, tak baby przed kościołem gadały. Prokurjator, czy choćby sam diabeł! Nie oddał już chłopa żonie, nie oddał! Dziecko tylko ostawił! – Załkała rozpaczliwie, nie mogąc się powstrzymać.
- I co z nią teraz? Gdzie ona? – zapytał roztrzęsionym, pełnym niepokoju głosem, przewidując najgorsze.
- U Hadziela…
- A co ona u tego opoja robi? – krzyknął zaskoczony Janek. W jego umyśle miotała się ulga, że siostra żyje, z oburzeniem na tę niespodziewaną wiadomość.
- Gospodynią tam jest… - powiedziała cicho Matka.
- Co?! Przecież on jedną kobitę już zmarnował, dlaczego tam poszła, jak jej mogliście pozwolić, Matko!
- A co ja mogłam? – płaczliwie zawołała kobieta – Sama tu jedna ostałam, bida straszliwa, za co miałam ją wykarmić?! Dziewka bez chłopa sobie nie poradzi, bez gospodarki, bez dachu nad głową, ze szczenięciem w chustce, a tylko on jeden ją zechciał…
- Gdzie on teraz mieszka? – Janek zdziwiony zauważył, że jego głos się zmienił. Nabrał twardych, stalowych nut. Spostrzegła to również Matka, która przyjrzała się synowi uważniej, jakby wahając się, czy powinna odpowiedzieć. Wreszcie jednak rzekła:
- A tamoj gdzie i wcześniej. Niedaleko kościoła, nieduża chałupina, poznasz łatwo, płot połamany stoi. Ale czemu ty chcesz tam iść, po co? – dodała po chwili.
- Odwiedzić siostrę – odpowiedział wzburzony i wyszedł, trzaskając drzwiami. Gdy opuszczał podwórko, słyszał jeszcze niewyraźny płacz, wyciekający przez szczeliny w oknach. Samotna kobieta lamentowała, prosząc Boga o zmiłowanie, zupełnie zapominając, że jego jeszcze nie ma. Na świat przyjdzie dopiero za kilka chwil.

Janek maszerował przed siebie, walcząc z wewnętrznym wzburzeniem. W jego głowie myśli układały się na podobieństwo płatków śniegu, porwanych przez zimową zawieje. Miał wrażenie, że wędruje teraz przez koszmarne zagony własnej wyobraźni. Nie mógł pojąć dlaczego nie wiedział ani o ojcu, ani o siostrze, wszak Matka wspominała o wysyłanych listach. Przypominając sobie wszelkie otrzymane wiadomości upewnił się, że brakowało w nich choćby jednej wzmianki o tych wszystkich, strasznych zmianach, które zastał po powrocie. Mijał kolejne chaty, promieniujące światłem z niewielkich okien. Mieszkańcy zgodnie wieczerzali, celebrując religijną atmosferę wypełniającymi się powoli żołądkami. Zapatrzony w migający ciepły blask przenikający przez niewielkie okna przypomniał sobie, iż poczciwa rodzicielka nigdy sama nie chadzała na pocztę. – Rzeczywiście, - powiedział cicho – takie sprawy załatwiała zawsze Marysia. – Zrozumiał, że każdy otrzymany skrawek papieru musiał najpierw przejść przez te drobne, ukochane dłonie, które chciały oszczędzić mu zmartwień. Obca, żelazna ręka ścisnęła mu gardło wyciskając napływające do oczu łzy.

Młodzieniec szybko odnalazł chałupę, w której miała mieszkać jego siostra. Załomotał pięściami w odrzwia i świadom własnego, niemożliwego do załagodzenia wzburzenia wszedł do środka. Zobaczył przed sobą to, czego się spodziewał. Nędza i bieda wyzierały z każdego kąta izby. Obok paleniska leżało naręcze suchych gałęzi, spośród których wyłaniały się pojedyncze łupki lichego, spróchniałego drewna, jedynego opału, na jaki można było sobie pozwolić. Wigilijny stół wyglądał niemal identycznie, jak ten u Matki. Tutaj jednak, oprócz ryb, znalazło się również ćwierć bochenka chleba. Siedziały przy nim trzy osoby. W chudej, zgarbionej kobiecie Janek poznał siostrę. Obok niej przycupnęła dwójka dzieci, starsza dziewczynka i młodszy chłopak, który sprawiał wrażenie, jakby nie był jeszcze pewien tego, czy potrafi siedzieć.
- Maryś… - zaczął delikatnie, niepewnie, czując, że całe wzburzenie, tak potężne jeszcze przed chwilą, teraz rozpłynęło się gdzieś w zaduchu izby. – To ja, brat, na święta przyjechałem. – Kontynuował, widząc, jak kobieta wpatruje się w niego wzrokiem wypranym z wszelkich emocji. Jej twarz, zniszczona życiem, zatraciła już wszelkie ślady dawnej urody. Duży, nabrzmiały siniak, wykwitły na lewym policzku zdawał się, mimo ewidentnej świeżości, być tam od zawsze. W całej jej postawie tkwiła dawno zadana rana, nie mogąca się zagoić, systematycznie, raz za razem, rozdrapywana.
Wreszcie jakby go dostrzegła. Wzrok jej nabrał jasności i siły, delikatne, ledwie widoczne, iskierki rozjaśniły urocze niegdyś oczy.
– Janek… - szepnęła. – Dzieci, to wasz stryjek, idźcie się przywitać. – Dodała bardziej zdecydowanym, nieco uroczystym tonem, popychając ku niemu przestraszoną dziewczynkę i zaskoczonego chłopczyka.
Sama zaś zaczęła krzątać się po izbie, kierowana wpojonym od maleńkości instynktem gospodyni. Mamrocząc pod nosem niezrozumiałe przeprosiny, za biedę, za nieporządek i za całe jej życie, odnalazła wreszcie potrzebny zydelek, który podsunęła do stołu.
Mężczyzna cały czas stał w drzwiach, nie mogąc zdecydować się, czy siąść, czy też wyjść. Umysł wypełniała mu chłodna, uspokajająca obojętność. Nie znając tego uczucia, nie potrafił odzyskać swobody.
Nareszcie wszedł do izby i usiadł na wskazanym miejscu. Czuł się nieswojo, spotkanie z dawno nie widzianą siostrą wyobrażał sobie zupełnie inaczej. Przemógł się jednak i, sam nie wiedząc kiedy, zaczął mówić, głosem suchym, przełamującym spierzchnięte wargi:
- Dziatki piękne, zdrowe… podobne do ciebie.
- Chowają się, daj boże. – odpowiedziała.
Dostrzegł w tym temacie coś na kształt przystani u brzegów marznącej, pokrytej niebezpiecznymi krami rzeki. Dzieci – oto temat spokojny i radosny. Zawsze, mimo największej biedy i złego losu, pochwała potomstwa rozjaśnia oblicze wszystkich matek.
Gdy wyciągnął ręce w stronę rezolutnie spoglądającej dziewczynki, chcąc ją pochwycić i zbliżyć do siebie, zajrzeć w te piękne oczy, odziedziczone po rodzicielce, usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Nie spojrzał jednak w ich stronę, wzrokiem omiótł izbę i zatrzymał się na siostrze, która niby żona ze starej opowieści, skamieniała. Wszystkie jej ruchy ustały, oddech przycichł, zupełnie jakby starała się wtopić w otoczenie, przestać być widoczną.

Do izby wszedł wysoki, barczysty mężczyzna. Zaczerwieniona od mrozu twarz kontrastowała z sumiastym, czarnym wąsem. Wyglądał zdrowo i silnie, tak jak powinien gospodarz. Na pierwszy rzut oka sprawiał wręcz wrażenie rubasznego i dobrotliwego. Janek wiedział jednak, że jest zupełnie inaczej. Pamiętał wioskowe opowieści, z których wyłaniał się obraz potwora w ludzkiej skórze. Teraz również wystarczyło uważniejsze spojrzenie, aby pozbyć się fałszywego osądu dostatku i spokoju. Wielokrotnie poprawiane i cerowane odzienie oraz swoista niepewność w jego ruchach mówiły więcej niż pierwsze wrażenie. Hadziel, poruszał się w dziwny, niezdecydowany sposób. Kończyny pląsały w wieczne rozchwianych gestach, tak jakby notorycznie był pijany – a może rzeczywiście w jego żyłach ustawicznie krążyła okowita? Jej gorące strumienie szemrały tak długo, aż przestał w końcu odczuwać stan trzeźwości.
Przybysz nie zauważył gościa i, nie zdejmując kożucha, podszedł do żony.
- Jeść! – warknął. Kobieta posłusznie podsunęła mu talerz, drżąc przy tym, niby osika.
Janek, widząc jej rozchwiane ręce, poczuł nagle, jak powraca i wypełnia go powtórnie wściekłość, rozbrzmiewając donośnie uporczywym dzwonieniem w uszach, rozchodząc się gorącymi strumieniami po krwiobiegu. Wstał więc, przewracając zydel. Ten dźwięk, stuknięcie stołka o podłogę, zwrócił nareszcie uwagę gospodarza, który spojrzał na wyprostowanego szwagra, stojącego z zaciśniętymi ustami. Nie podniósł się jednak, nie podał ręki, powiedział tylko, tym samym tonem wściekłego psa.
- Czego tu?!
- Do siostry przyszedłem. – Odrzekł, tłumiąc w sobie wzbierające masy złości, niemal wylewającej się ustami na zewnątrz.
- Ta suka nie przyjmuje gości w mej chałupie. – Hadziel musiał wyczuć, że Janek ledwo nad sobą panuje, wstał bowiem i spojrzał na niego z wysokości swego imponującego ciała. – Wynoś się.
- Nigdzie nie pójdę. – Chłopak zacisnął drżące pięści, wiedząc już, że tego nie da się zatrzymać. Choćby teraz odwrócił się i wyszedł, niczego to nie zmieni. To musi się zakończyć od razu, skoro już się rozpoczęło.
- Ty, skurwysynie! – Zaryczał lekko pijanym głosem gospodarz. – Pomiocie suczy, za drzwi!
Zanim wypadki potoczyły się dalej z prędkością lawiny, Janek usłyszał wzbierający płacz swojej siostry i kwilenie dzieci.

To co wydarzyło się później, rozegrało się jakby poza jego bezpośrednim udziałem. Ręce same chwyciły stół i poderwały go, przewracając niby barykadę, o którą potknął się zmierzający ku niemu gospodarz.
Gdy później próbował odtworzyć w pamięci tę scenę, nie mógł pojąć, skąd w jego dłoni znalazł się pogrzebacz. Nie pamiętał, żeby sięgał do pieca, musiał to jednak zrobić w tym zamęcie, który objął chałupę. Hadziel zaś zdołałby się zapewne uchylić, gdyby nie owa pijacka chwiejność, która teraz naprowadziła go prosto na oręż Janka. Trzymając w zaciśniętej kurczowo pięści rozżarzony drut, uderzył nim, niby szpadą, celując prosto w twarz. Zwierzęcy wrzask i krzyk rozdarł powietrze.
Chłop trzymał się potężnymi, czerwonymi dłońmi za poranioną twarz. Student zaś, nie panując już nad sobą, zadawał kolejne ciosy, parząc dłonie, oczy, policzki. Wyczekawszy, aż szwagier odsunie poranione ręce, cisnął pogrzebaczem prosto w rozdarte w krzyku usta. Dławiący, mdlący i pełen okropieństwa bełkot wydobywał się z gardzieli. Mężczyzna próbował zwymiotować drut, który cały czas wystawał spomiędzy warg, tkwiąc gdzieś w przełyku. Upadł na kolana i, złapawszy się za gardło, starał się konwulsyjnie uwolnić od cierpienia. Janek zaś, omiótłszy błędnym, rozgorączkowanym wzrokiem izbę, złapał stojącą przy łupkach drewna siekierę. W tym momencie widząca to Marysia rzuciła się ku niemu z niespodziewaną wręcz siłą i szybkością.
- Zostaw go! Morderco! Zostaw! – Jej furiacki, zwierzęcy krzyk samicy broniącej ojca swojego dziecka rozzłościł tylko zamroczonego brata, który, nie panując nad sobą, zamachnął się i uderzył szwagra obuchem prosto w czaszkę, tak jak głuszy się świnię przed zarżnięciem. I on, na podobieństwo wieprza, sapnął jeszcze, po czym bezwładnie osunął się na klepisko.
Janek odwrócił się, cały czas zaciskając palce na wypolerowanym trzonku siekiery. Zdumiony, jakby nie pojmując, co się przed chwilą wydarzyło, zobaczył przed sobą zmienioną przez mieszankę furii i strachu twarz siostry, spoglądającej na niego oczami zaszłymi bielmem wściekłości.
- Ty zabójco! – Wrzasnęła.
- Maryś, co ty… Spokojnie… siostrzyczko… - odpowiedział dziwnie niepewnym, delikatnym głosem.
Ona zaś, nie panując już nad sobą, zupełnie, jak jej brat przed chwilą, rzuciła się na niego, wystawiając przed siebie ręce z rozczapierzonymi niby krogulcze szpony palcami.
Odepchnął ją. Silniej niż chciał, a może to ona była w rzeczywistości słabsza niż myślał? Widział, jak ta ukochana przez niego kobieta zatacza się i z głuchym stuknięciem trafia potylicą w ścianę, na której wisiał duży, drewniany krzyż. Zaskoczony, nie wierząc w to, co dzieje się na jego oczach, obserwował, jak osuwa się na podłogę, z tyłu jej głowy wylewa się zaś kałuża jakiejś ciemnej, gęstej cieczy.

Janek wybiegł przed chałupę. Jego umysł przypominał pole bitwy, na którym zabrakło dowódców. Myśli ścierały się ze sobą, rozbijały, pędziły oszalałe we wszystkich kierunkach. Mężczyzna powiódł błędnym wzrokiem po obórce, zniszczonej stodole i przykrytej śniegową czapą studni. Zapinając drżącymi dłońmi palto, starał się wewnętrzną mocą wyłączyć słuch, tak aby nie docierały doń rozpaczliwe krzyki dzieci. Wtem, za plecami usłyszał dziewczęcy, nabrzmiały od łez głosik: - Stryjku…
Nie wytrzymał, rzucił się pędem przed siebie. Uderzył bokiem w bramę, która ustąpiła potulnie. Szosa przysypana świeżym śniegiem skrzyła się między opłotkami księżycowym blaskiem. Janek pobiegł w kierunku kościoła, wybrał ten kierunek mimowolnie, wiedziony nieznanym instynktem.
Po chwili widział już ponurą, ciemną bryłę świątyni. Zdyszany przystanął przed potężnymi drzwiami, spragnionymi ustami chwytał powietrze, jak wyciągnięta z przerębli ryba. Zza drewnianych ścian dobiegł go odgłos podmuchu przelatującego przez piszczałki organów. Melodia wypełniła nocną ciszę, potężny chór zebranych na pasterce ludzi rozpoczął śpiew:
- Cicha noc, święta noc…
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Smutny Czlowiek · dnia 18.03.2012 18:53 · Czytań: 1807 · Średnia ocena: 4,5 · Komentarzy: 5
Komentarze
zajacanka dnia 19.03.2012 12:15 Ocena: Bardzo dobre
Witaj!
Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem Twojego opowiadania. Bardzo mroczny obraz tu malujesz, który w zestawieniu z wigilią i świątecznym, zimowym klimatem tym bardziej porusza. Wciągnęła mnie ta historia na tyle, że słyszałam niemal kroki bohatera trzeszczące na mrozie. Jest klimat, są emocje. Czegóż więcej wymagać od dobrego opowiadania?
Pozdrawiam serdecznie!
Smutny Czlowiek dnia 19.03.2012 13:46
Czołem!

Bardzo dziękuję za komplementy :)

Pozdr!
Wasinka dnia 17.11.2013 22:32
Historia wigilijna, ale wcale nie miękka i spokojna, tylko pełna złowrogiego echa, które odbija się po ubogich ścianach chałup,w wirujących płatkach śniegu.
Kto by pomyślał, że tyle nieszczęścia się wydarzy pośród świątecznej atmosfery i wraz z powrotem syna w rodzinne strony. Jakby jakaś złowieszcza siła pchała czytelnika ku coraz bardziej rozpędzonemu losowi.
Opisy świetne, już Ci pisałam, że obrazowanie to siła Twoich opowieści. W dodatku wplatasz wiejski klimat poprzez język, jakiego używasz. Tworzysz klimat i wciągasz w przestrzeń i dramat bohaterów.
Nadszedł taki czas, że szukam opowiadań związanych ze świętami, bo wprowadzają w atmosferę, otaczają ciepłem. Tutaj jest obraz wcale niewesoły, jednak przecież tym bardziej wydaje się mocny i wyrazisty w mrozie i nędzy, które przed nami otworzyłeś...


Żeby ochłonąć - zwróć uwagę na zapis dialogów, np.
Cytat:
- Cho­wa­ją się, daj boże. – od­po­wie­dzia­ła.
- kropka po wypowiedzi zbędna (i Boże raczej w tym wypadku dużą literą)
Cytat:
- Do sio­stry przy­sze­dłem.Od­rzekł,
- tutaj podobnie; do tego mała litera przy odrzekł
Cytat:
- Ty, skur­wy­sy­nie! – Za­ry­czał lekko pi­ja­nym gło­sem
- "Zaryczał" małą literą
Cytat:
- Chłop po­szedł pić, jak zwy­kle. – od­par­ła(,) od­zy­sku­jąc spo­kój(.) - U Żyda pew­nie
- podkreślona kropka do wyrzucenia, w nawiasie - do wstawienia
Cytat:
- A co ja mo­głam? – płacz­li­wie za­wo­ła­ła ko­bie­ta(.) – Sama tu jedna


itp.

Pozdrawiam księżycowo.
Smutny Czlowiek dnia 18.11.2013 09:18
Dzięki za komentarz i uwagi, przydadzą się :)
Usunięty dnia 18.11.2013 10:18 Ocena: Świetne!
Smutny Człowieku - przejmująca ta opowieść, napisana językiem pięknym, obrazowym, z jakąś tkliwością, lecz bez naiwności. Brutalność i brud ludzkiej duszy, wzburzenie i gniew, rozpacz w beznadziei, miłość prowadząca do śmierci. Masz dojrzały, przemyślany styl. dopracowany, przemawiający czytelnymi obrazami, nie można być na nie obojętnym.

Cytat:
zbyt chłod­ny jak na
- lekki
Cytat:
Chło­piec minął
- jak chłopiec to nie młody mężczyzna, może młodzieniec, kawaler...

Pozdrawiam

B)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:66
Najnowszy:emilikaom