Zdziwiłam się, kiedy zaproponował miejsce spotkania. Na początku sama chciałam to zrobić, ale szybko stwierdziłam, że to zły pomysł. Magda miała sporo racji, nie miałam doświadczenia w kontaktach z podobnymi ludźmi, nie chciałam wybrać lokalu, w którym czułby się źle. Bałam się trochę, że zaproponuje jakiegoś fastfooda, których w Szczecinie mamy nadmiar. Bywałam w różnych polskich miastach i nigdzie nie zauważyłam tak przesadnego nagromadzenia podobnych przybytków – czy jesteśmy przesadnymi żarłokami? Wybrał „Pomiędzy”, bardzo przyjemny lokal. Wpadałam tam czasem, gdy jeszcze byłam studentką.
Chłopaka rozpoznałam od razu. Zajął stolik na zewnątrz, było ciepło. Zastanawiałam się, jak „dres”, może ubrać się elegancko. Miał na sobie wyprasowane, niebieskie dżinsy, czarne, wypastowane pantofle i luźną koszulę, jednej z popularnych, młodzieżowych marek. Całkiem do rzeczy, mimo to skrzywiłam się z niesmakiem, mając nadzieję, że nie zauważy. Uśmiechnął się na mój widok.
Wstał i odsunął dla mnie krzesło. Dżentelmen – pomyślałam.
- Jak się miewasz? – zapytał niepewnie.
W pierwszej chwili chciałam być opryskliwa, przypomnieć mu, że przecież mnie napadł i okradł, ale opanowałam się.
- Nie narzekam. A ty?
- Dobrze. Słuchaj, wiem, że cię okradłem, że udajesz tylko grzeczność – przeszedł do rzeczy.
- To, nie tak – powiedziałam i zatrzymałam się w pół słowa. – Właściwie, jest, dokładnie jak mówisz. Napadłeś mnie, groziłeś, obrabowałeś, a teraz siedzimy razem przy stoliku. To trochę dziwne i nie do końca komfortowe. Właściwie, jestem zdenerwowana jak cholera.
Uśmiechał się słuchając moich słów.
- Ja też się denerwuję. Przepraszam cię, ale miałaś najzwyczajniej pecha, a ja miałem szczęście.
- No tak. – odburknęłam. – Skroiłeś drogi telefon i trochę kasy.
- Miałem szczęście, że spotkałem ciebie.
Zrobiło mi się ciepło i przyjemnie. Może tekst był cienki jak żurek z hipermarketu, może powiało kiczem i tandetą, ale chłopak był szczery.
- Masz jakieś imię? – zmieniłam temat, bo rozmowa zaczęła wchodzić na niebezpieczne tory, mimo że jeszcze nic nie wypiliśmy.
- Sorry, ale ze mnie dureń. Jestem Krystian – wstał, przedstawiając się.
- Agata, miło mi – odparłam, nie ruszając się z krzesła.
- Wiesz, nie jestem przyzwyczajony do spotkań z takimi dziewczynami, pewnie jeszcze nie raz zrobię jakąś gafę – tłumaczył się nerwowo, co w jakiś sposób wydało mi się urocze.
- Spokojnie, jestem całkiem zwyczajną dziewczyną.
- Nie dla mnie – zaprzeczył. – Czego się napijesz?
Kiedy po godzinie wyszłam do toalety i spojrzałam na wyświetlacz telefonu, nie mogłam uwierzyć, że czas minął mi tak szybko. Wcale się nie nudziłam. Nie rozmawialiśmy o teatrze, muzyce czy mojej pracy, ale po prostu o życiu. Dawno nikt nie był tak zafascynowany moim słowami, czułam się wyjątkowa. Powinnam być lekko zażenowana, ale przy Krystianie nie było takiej możliwości – zero udawania. Nie pamiętam, kiedy ostatnio spotkałam kogoś tak prostolinijnego.
Po dwudziestej pierwszej stwierdziłam, że czas się zbierać. Nie oponował, zapłacił za mnie rachunek, zaprotestowałam, ale nie dość stanowczo, nie chciałam go urazić.
- Odprowadzę cię – zaproponował.
- Krystian, ale ja wracam do domu taksówką, mam stąd kawałek – powiedziałam ze smutkiem. Wypiłam trzy Cuba Libre i moje opory nieco zelżały.
- Rozumiem, to zaczekam z tobą chwilę.
Spojrzałam w te jego wielkie piwne oczy i zaproponowałam.
- Wiesz, przejdziemy się na Bramę Portową, tam jest niedaleko postój taksówek. – nie mogłam się powstrzymać, chciałam pobyć z nim jeszcze chwilę.
Ucieszył się bardzo.
Szliśmy ciemnymi uliczkami starego miasta, a ja czułam, że Krystian ma ochotę złapać mnie za rękę, zbliżyć się jakoś. Ja też tego chciałam. Ale nie zrobił nic. Pewnie gdybym była dziewczyną z jego ulicy, nie miałby oporów.
Kiedy minęliśmy Katedrę i zeszliśmy na Wyszyńskiego, nagle poczułam ostry zapach moczu. Jacyś pijacy, pomyślałam i rozejrzałam się dookoła.
- Menele, nie mają gdzie szczać – stwierdził Krystian. Musiał zauważyć moją reakcję.
- Takie mamy miasto – odparłam.
- Wszędzie szczyny śmierdzą tak samo i wszędzie są żule.
Chciałam potwierdzić, lecz nagle pojawiła się przed nami grupka pijanych mężczyzn. Nie wyglądali groźnie, ale jednak dość nieprzyjemnie. Przysunęłam się do Krystiana tak blisko, że dotknęłam jego ręki. Był absolutnie spokojny, jakby ich nie zauważył.
- Te, macie poczęstować papierosem?! – zawołał jeden z nich.
Krystian nie odpowiedział, tylko szedł dalej, a ja postanowiłam go naśladować.
Pewnie taktyka by poskutkowała, bo pytający przyjął do wiadomości, że nic nie dostanie, niestety jeden z nich zastąpił nam drogę.
- Kurwa, kolega grzecznie zapytał. Prawda? Trochę kultury! – bełkotał niski, zarośnięty grubasek. Nie wyglądał na bezdomnego. Ubranie miał w miarę czyste, ale mimo to śmierdziało od niego niemiłosiernie alkoholem i starym potem.
- Spierdalaj – powiedział Krystian.
- Co?! Kurwa! To moja ulica! – wrzasnął facet.
Krystian chciał mu coś odpowiedzieć, ale zerknął na mnie i zmienił zdanie. Złapał mnie za rękę i przeprowadził obok krzyczącego pijaka.
Byliśmy trzy metry przed nimi, kiedy nagle usłyszałam niewybredną obelgę pod swoim adresem.
- I zabierz stąd swoją kurwę! – żul wybełkotał buńczucznie.
Krystian w tym momencie puścił moją dłoń. Nie zdążyłam nawet krzyknąć. Podbiegł truchtem w stronę krzyczącego mężczyzny i jak gdyby nigdy nic, uderzył go pięścią w twarz. Żul zachwiał się i siadł na chodniku. Rozglądał się wkoło półprzytomnie, ale nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Krystian nie zwracał uwagi na kolegów mężczyzny. Oni zaś stali, bezmyślnie przyglądając się całej sytuacji. Musieli zdawać sobie sprawę, że Krystian da sobie z nimi radę bez problemu.
Podbiegł do mnie i tym razem bez ociągania chwycił moją dłoń. Jego palce były silne, ale delikatne. Zauważyłam, że nie pracuje fizycznie, a przynajmniej nie jako robotnik na budowie. Do postoju taksówek szliśmy w milczeniu. Czułam jak wali mi serce, z tym chłopakiem nie można się było nudzić.
- Przepraszam – powiedział wreszcie. – Nie chciałem się tak zachować, ale…
- Obraził mnie?
- Tak. Nie mogłem się powstrzymać, nie powinien tak robić.
- Dziękuję – odparłam i zacisnęłam palce na jego dłoni. Odwzajemnił uścisk.
Staliśmy przy białym mercedesie jednej ze szczecińskich sieci taksówkarskich i milczeliśmy zdenerwowani. Napięcie wisiało w powietrzu, ale żadne z nas nie wiedziało jak się teraz zachować.
- Chyba czas się zbierać, prawda? – przerwał ciszę.
- Masz rację, do następnego – odparłam. Otworzyłam tylne drzwi taksówki, zerknęłam jak mi się przygląda, po czym cofnęłam się o krok i cmoknęłam go w usta. Nim zareagował, usadowiłam się na tylnym siedzeniu i zamknęłam za sobą drzwi. Patrzyłam przez szybę, jak stoi na chodniku i obserwuje jak odjeżdżam.
Wpadłam do domu, jak na skrzydłach. Był niesamowity! Pierwszy raz facet się o mnie bił, wiedziałam, że to było chore, niewłaściwe, że tak nie wolno. Mimo to… Ten żul nawet mnie nie chciał skrzywdzić, nazwał mnie kurwą i to wystarczyło, aby dostał łomot. Cóż, może Krystian nie był tak przystojny i inteligentny jak Arek, ale miał piękne oczy, był silny, i mogłam czuć się przy nim bezpiecznie.
Zaparzyłam sobie czerwonej herbaty, włączyłam na DVD „Blow” z Johnnym Deppem, gdy zadzwoniła komórka. Niemal podskoczyłam do góry. To musiał być Krystian. Chociaż niby dlaczego miałby dzwonić o dwudziestej trzeciej? Muszę go trochę utemperować – pomyślałam. Spojrzałam na telefon i skrzywiłam się z niesmakiem. To był Arek. Po kilku sygnałach przestał. To nie było w moim stylu, powinnam odebrać i coś mu odpowiedzieć, ale jakoś nie miałam ochoty psuć sobie nastroju. Ściszyłam telefon i kontynuowałam seans.
Następnego dnia z samego rana otrzymałam SMS-a od Krystiana – i tak się zaczęło. Dawno nie prowadziłam z nikim SMS-owej korespondencji, zazwyczaj wolałam dzwonić, ale postanowiłam przyjąć tę konwencję, skoro bardziej mu odpowiadała. Zauroczył mnie.
W pracy Arek próbował dowiedzieć się, o co mi chodzi, dlaczego znów zerwałam z nim kontakt. Nie miałam zamiaru się tłumaczyć. Był dociekliwy, ale skutecznie go spławiałam.
Wreszcie przyszedł kolejny weekend. Krystian zaproponował mi wyjście na miasto, ale stwierdziłam, że sensownie będzie się spotkać u mnie w domu. Mieszkał z rodzicami i młodszą siostrą, więc wizyta u niego nie wchodziła w grę.
Denerwowałam się piekielnie. Był zwykłym chłopakiem ze Szczecina, a ja bałam się, że zrobię na nim złe wrażenie. Pewnie nigdy w życiu nie był w tak ładnym mieszkaniu jak moje. Chciałam go oczarować, a nie speszyć. Trudne zadanie. Zapowiedziałam, że zajmę się zaopatrzeniem, nie chciałam aby przyniósł jakieś kiepskie wino, które nie będzie pasowało do potraw. Myślę, że zrozumiał.
Pojawił się z kwiatami i pięknym uśmiechem.
- Kupiłeś lilie? – zdziwiłam się nieco.
- Spodziewałaś się róż? Są takie oklepane. Nie lubię ich dawać, chyba że na dzień babci. Babcia cieszy się z każdego prezentu.
Uśmiechnęłam się. Obserwowałam go i widziałam, jak bardzo zmienił się od ostatniego spotkania. Nabrał pewności siebie albo tak umiejętnie grał. To nie miało znaczenia, podobał mi się w tej wersji. Nie stracił nic ze swojej naturalności i męskości, a nabrał charakteru.
Nawet dla Krystiana nie miałam zamiaru gotować, więc zamówiłam chińszczyznę, ale naprawdę dobrą. Zakładałam, że trzy butelki wina powinny wystarczyć na ten wieczór. Planowałam się z nim upić. Usiedliśmy na kanapie w salonie. Rozmawialiśmy, jedliśmy i piliśmy. Zero poważnych tematów, z każdą sekundą robiło się coraz milej i goręcej. Z głośników śpiewała Amy Winehouse, nie miałam nic bardziej rozrywkowego, ale Krystianowi chyba to odpowiadało. Był coraz bliżej, niemal czułam jego oddech, przesycony alkoholem i ostrymi przyprawami. Robiło mi się mokro i widziałam, że on też jest już gotowy. Kiedy schyliłam się po kolejną, stojącą na podłodze, butelkę wina i musnęłam jego krocze, uśmiechnęłam się w duchu – bardziej podniecony już chyba być nie mógł. Nie podniosłam się z jego kolan, bo poczułam, jak zaczyna masować moje plecy. Zamruczałam wymownie. I piersiami przycisnęłam się do niego. Pochylił się i właśnie, gdy spodziewałam się delikatnego pocałunku w kark, jego ręka znalazła się w moich majtkach. Obrócił mnie szybko na plecy i położył się na mnie. Jęknęłam, chciałam coś szepnąć, ale zatkał mi usta. Delikatnie, lecz jednocześnie stanowczo. Szybkim ruchem zdjął mi majtki i podciągnął spódnicę. Patrzył zachłannie na cipkę i niecierpliwie pchał do niej dwa palce. W pierwszej chwili lekko zabolało – był dość brutalny. Jednak zaraz znalazł odpowiedni rytm i zalała mnie fala gorąca. Rozpięłam stanik, aby mu trochę pomóc, od razu rzucił się na moje piersi, całował je i ssał, zachowywał się, jakby nie miał kobiety od dawna. Zaczęło mi się kręcić głowie, a on rytmicznie posuwał mnie palcami. Nagle przestał. Złapałam oddech. Byłam wilgotna i miękka, spojrzałam półprzytomnie, na jego twarz. Chyba zbyt dużo nie myślał, oczy mu iskrzyły takim pragnieniem, jakiego nie widziałam nigdy wcześniej u żadnego mężczyzny. Podniosłam lekko głowę – właśnie ściągał spodnie. Kiedy zdjął bokserki, przygryzłam wargi. Był duży. Wszedł we mnie, mocno i bez odrobiny delikatności. Pierwsze ruchy były dość bolesne, ale byłam tak rozpalona, że ledwo zwracałam na to uwagę. Ruszał się szybko, bez chwili przerwy, niczym seksualny robot. Oddychałam rytmicznie, po jakimś czasie nie mogłam już zapanować nad dźwiękami, które wydobywałam z ust.
Więc to był prawdziwy orgazm – stwierdziłam, leżąc dziesięć minut później na jego nagiej piersi. Sączyłam wino i delektowałam się chwilą. Niemal całkowita pustka w mózgu – jedynie cielesne doznania i spokój. Takie chwile są czasem lepsze niż kilkudniowy urlop.
- Dobrze ci było, co? – Raczej stwierdził, niż zapytał.
- Nie bądź taki pewny siebie – odparłam z przekorą.
- A mylę się?
- Nie! Było zajebiście – wycedziłam powoli i ugryzłam go w ucho.
Kochaliśmy się tej nocy jeszcze dwa razy. Teraz Krystian był bardziej czuły i delikatny, mimo to każdy kolejny raz był równie niepowtarzalny. Arek bawił się seksem, traktował go jak rodzaj sportu, jak sztukę. Krystian po prostu się pieprzył i chciał mi zrobić dobrze. Nic ponad to. Było cudownie.
Następnego dnia zrobiłam śniadanie, co było do mnie niepodobne. Zjadł szybko, jak przystało na prawdziwego faceta, nie pamiętam, kiedy ostatni raz sprawiło mi przyjemność, patrzenie, jak ktoś je kanapki.
- Muszę już lecieć – rzucił, gdy skończył herbatę.
- Dlaczego? – zdziwiłam się. – Dziś sobota, a ty, no przecież... – Zawahałam się.
- Nie pracuję? – dokończył za mnie. – Widzisz, to skomplikowana sprawa. Skądś mam przecież pieniądze.
Spojrzałam na niego pytająco.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
TomaszObluda · dnia 27.03.2012 08:59 · Czytań: 793 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 5
Inne artykuły tego autora: