Min zobaczył w końcu magiczną bramę, a właściwie jej pozostałości. Z konstrukcji pozostały tylko porozrzucane na wszystkie strony gruzy.
Goblin szybko wykombinował, co się stało. Musiał być tu ktoś bardzo niecierpliwy albo głupi. Albo i jedno i drugie. Temu komuś nie chciało się odpowiadać na zagadkę lub po prostu nie potrafił na nią odpowiedzieć, więc najzwyczajniej w świecie rozwalił bramę. Tylko byłby zdolny do czegoś takiego? Kto byłby na tyle silny? Mogła nasunąć się tylko jedna odpowiedź. Ogr. Niecierpliwy, głupi i zaraz niewyobrażalnie silny – pasuje idealnie.
Leżące na ziemi części zaczęły powoli się unosić. Zbierały się w utworzonym pomiędzy gęstym, czarnym jak smoła magicznym żywopłotem przejściu i łączyły ze sobą.
„ Co za potężna magia! Brama sama się naprawia! ” – pomyślał całkowicie zaskoczony goblin. Nie miał czasu na zastanawianie. Wziął krótki rozbieg i przeskoczył przeszkodę, kiedy jeszcze nie była zbyt wysoka. Kilka chwil później stała już w pełnej okazałości.
Goblin wyszczerzył brudne zęby. Był bardzo zadowolony. Poszczęściło mu się jak nigdy. Nie dość, że nie musiał odpowiadać na jakąś głupią zagadkę, to jeszcze żaden pościg łatwo za nim nie pójdzie. Pewnym krokiem ruszył do ogrodu Rakshy. Teraz tylko wyprzedzić tego ogra.
Ogromny ból przetoczył się po całym ciele Raha, gdy ten tylko otworzył oczy. Na pewny by upadł, gdyby nie to, że już leżał. Myślał, że zaraz wybuchnie.
- Jak się spało? –zapytała złośliwie Seha.
Powoli przypominał sobie ostatnie wydarzenia: jak obraził Mina, jak został przez niego oszukany i rzucony w przepaść, jak w ostatniej chwili użył powietrznego zaklęcia, aby potężna wietrzna poduszka maksymalnie złagodziła upadek. Ale mimo, że upadł na miękkie, bolało tak, że nie dało się wytrzymać.
- Zamknij mordę! – odrzekł w końcu towarzyszce. Wygląda na zdziwioną, że odezwał się tak późno. Spodziewała się ciętej odpowiedzi znacznie szybciej.
- Widzę, że humorek wrócił. To znak, że z tobą już coraz lepiej. A co właściwie się stało?
- Opowiem po drodze. Bierz mnie na plecy, na razie nie wstanę.
„ Będę zły jak nigdy jeśli pozwolę Minowi pierwszemu dotrzeć do wiedźmy. Oj, będę zły ” – pomyślał.
Co mogłem zrobić? Oczywiście poszedłem za Fuki. Gdybym zostawił ją samą, na pewno dałaby się zabić przy pierwszej okazji. A na to nie mogłem pozwolić. Bądź, co bądź, żabi król uczynił mnie jej ochraniarzem. Nie mogłem go zawieść. A poza tym… nawet trochę ją polubiłem.
Szła szybko, zdecydowanie. Pamiętała drogę. Nie dogoniłem jej, aby otwarcie przyłączyć się do wędrówki. Zawsze pozostawałem z tyłu na tyle, żeby mnie nie zauważyła. Niech myśli, że sama idzie i trzęsie nogami. Dobrze jej tak. I nie chciałem dać jej tej satysfakcji. Wyskoczę dopiero, gdy pojawi się jakieś zagrożenie.
Kolejne godziny mijały. Słońce kończyło już swój codzienny marsz po widnokręgu i niczym zmęczony służbą żołnierz udało się na zasłużony odpoczynek poniżej linii horyzontu. Fuki też postanowiła, że na dzisiaj wystarczy.
Położyła się na ziemi, głowę kładąc na kępie trawy. Tak po prostu. Jakby nie była sama w nieznanych jej górach. Nawet prostego szałasu nie zrobiła i małego ogniska nie rozpaliła, mimo że w pobliżu rosła całkiem sporo wysuszonych drzew z wyrastającymi na wszystkie strony gałęziami. Aż się prosiły, aby je urwać i użyć.
Dziewczyna strasznie mnie rozczarowała. W ten sposób albo zeżre ją jakaś nocna bestia albo zamarznie. Noce w górach są zimne.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Mic · dnia 08.04.2012 08:22 · Czytań: 595 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 3
Inne artykuły tego autora: