Usunięty dnia 14.04.2014 13:57
Bardzo lubię takie gwałtowne przeskakiwanie z jednego mrocznego obrazu w drugi. Przechodzenie z czasu przeszłego w teraźniejszy i odwrotnie, nie powodując żadnych skutków ubocznych dla odbioru wiersza.
Rzucasz małe ziarenko nadziei, kusisz, żeby iść dalej, wierząc, że za chwilę wyjrzy słońce. Ale słońce nie wychodzi. Wyrastają kolejne szubienice.
Jednak w wielu miejscach skrzypi, także uważam, że wiersz ma duży potencjał, ale jest trochę niedopracowany. Wspominałeś, że Ciebie nie bolą takie przypadkowe rymy. Mnie wręcz przeciwnie:
Powieki są suche jak strumienie opuszczone przez wodę;
marmurowe płyty z zatartymi nazwiskami. Osierociłem chmury
z bieli, teraz są kłębami sadzy. Od dawna nie padał deszcz.
Widziałem wybiegających z domów. Potykali się o pnie ściętych
dębów, głodni szorstkich pól, na których ludzie karmią anioły
i wracają do nieistniejących drzew. Wiatr wdeptał mnie w ciszę,
rozerwał kielichy nenufarów. Pamiętam ich chude strąki
zalegające pod stopami rzeźb. Zatraciłem wargi;
zakrywane dłońmi tak łatwo się kruszą.
Nikt nie siedzi na kościelnych wieżach, słyszę dzwony
przetapiane w przepaście. Pośród rudych chwastów
wyrastają kolejne szubienice.