Wyspa szczęścia
Wraz z ich odpłynięciem, odleciał z Wieldządza wcześniej, aniżeli czynił to każdego roku, jedyny we wsi bocian biały i poszybował śladami ich łodzi. Gdy pewnego dnia poczuł się zmęczony, usiadł na kominie Arki. Kiedy na dłużej pozostał z nimi i zaczął zakładać na kominie gniazdo, zrozumieli, że zamierza towarzyszyć im w wyprawie.
Znalazłszy się wreszcie w Kręgu Oceanu, przenieśli się w czas zwany Czasem Ryby. Świat wkoło zdawał się tkwić na przemian w nieruchomym chłodzie, to znowu w trudnym do wytrzymania, rozedrganym upale. Wszędzie wokół rozpościerał się ocean, którego brzegi stanowiły galaretowate, nieokreślone laguny.
Nie można było na nich wylądować, gdyż albo rozpływały się pod nogami żeglarzy próbujących poszukać twardego lądu pod nogami albo, co okazywało się jeszcze straszniejsze dla każdego, kto zbliżał się do zwodniczego brzegu, czyhały na niego potwornie wielkie niczym słonie, ni to ślimaki, ni to meduzy, które pochłaniały każde stworzenie, jakie się do nich zbliżyło. Otaczały nieostrożną istotę swoim gąbczastym, ślimakowatym cielskiem, stanowiącym jakby jedną masę bez wyodrębnionych części ciała i powoli trawiły, wydając odgłosy jakby rozkosznego mlaskania, które mieszały się w powietrzu z przeraźliwym wyciem ze strachu i bólu, ich ofiar. Chłopcy przepływając przez Czas Ryby, pełni przerażenia obserwowali męczarnie licznych stworzeń pochłanianych przez potwory albo już ich resztki, w postaci wyplutych wielkich szkieletów jakichś zwierząt, czy też nawet martwe wraki statków.
Jedynie największe ryby potrafiły oprzeć się potworom. W tym czasie w oceanie roiło się od różnego rodzaju ryb, planktonu, krabów i raków, które dosłownie ocierały się o burty ich łodzi. W pogodne dni bociek swoim długim dziobem wyłapywał z wody mniejsze sztuki i wyrzucał na pokład.
– Jedzcie dary morza, są zdrowe i smaczne, zdawał się zachwalać. Sam najchętniej zjadał minogi oraz niewielkie rybki, przypominające im kiełbie, a także sumiki karłowate, czyli byczki, które ongiś łowili w jeziorze płużnickim i w morzu Azowskim.
Gdzieś jednak w mijanych okolicach rosły czasami jakieś drzewa, gdyż pszczoły przynosiły nektar, z którego miód miał taki zapach, jakby powstał z kwiatów lilii wodnych, nenufarów, rzadziej czuć było w jego aromacie jakby orzeźwiający zapach cytryny czy pomarańczy.
Gdy przemierzając krąg oceanu, płynęli przez krainę świętej wody, pewnego dnia zostali porwani przez wielki tajfun rozszalały nad morzem niczym tysiące stad dzikich koni. Niesieni przez wichry nad falami oceanu razem ze swoim korablem, który przez cały czas zachowywał się jak potulne jagnię, podczas gdy oni przypominali skamlące, zagonione w ślepy kąt sieni wiejskiej chaty szczenięta, zostali uniesieni przez wichry w górę i przez siedem dni i nocy lecieli nad oceanem aż do czasu, gdy zatrzymała ich rozpościerająca się na falach, niczym wielka magiczna meduza, wielokolorowa Wyspa Szczęścia.
Już z daleka dostrzegli ją – była w kształcie siedmiokolorowego koła czy wielkiej pływającej po morzu siedmiokolorowej tarczy, składającej się z siedmiu elementów, każdy innego koloru, a w każdym z nich panował inny z siedmiu żywiołów.
Fiolet wcinał się w krąg wyspy morską zatoką w kształcie trójkąta, w której czuwała eskadra trzydziestu trzech statków, gotowa wypłynąć w każdej chwili aby osiągnąć najdalsze, najbardziej upragnione rejony świata oraz przezwyciężać wszelkie nieporozumienia pomiędzy różnymi rejonami kosmosu i łączyć je w dążeniu do wspólnego dobra.
Na spotkanie z nimi wypłynęły i zbliżyły się do ich łodzi, wiwatując na ich cześć, wszystkie trzydzieści trzy statki żaglowe z zatoki obwieszone girlandami kwiatów i kolorowych świateł.
Czerwona część wyspy opanowana była przez pięćdziesiąt dwie będące w ciągłym ruchu strzały, czujnie strzegące świata Wyspy Szczęścia przed złym okiem i innymi mogącymi się pojawić z różnych stron kosmosu niebezpieczeństwami. Te strzały zawisły teraz nad ich łodzią i ochraniały trasę ich przejazdu przed wrogimi duchami z kosmosu.
Nad pomarańczową częścią wyspy unosiło się sześćdziesiąt jeden słońc, zapewniających mieszkańcom całej wyspy spełnienie ich pragnień i poparcie wyższych sił kosmosu. Wszystkie słońca zawisły teraz nad nimi i oświetlały drogę przejazdu.
Część wyspy koloru żółtego pokryta była siedemnastoma klejnotami w kształcie stożków o stromych bokach i wielkości wysokich gór. Wypromieniowywały one na całą wyspę pierwiastki zdrowia i szczęścia rodzinnego. Chłopcy poczuli na sobie ich promieniowanie, które teraz zdawało się przywracać im siły po wyczerpującej podróży oraz łagodziło nieporozumienia, jakie zaszły między nimi.
Na zielonej części wyspy rosło czterdzieści siedem drzew sięgających nieba i przynoszących wzrost i rozwój wszystkim jej pokoleniom. Drzewa pokłoniły się pięknie chłopcom i zapraszały do wypoczynku w swoim cieniu.
Nad błękitną częścią wyspy unosiło się w górze i grało dziewięćdziesiąt jeden gitar z drzewa hebanu. Teraz gitary uniosły się w przestworzach nad nimi i rozpoczęły wielki koncert na ich cześć. Ciemnoniebieska część wyspy zajęta była przez trzydzieści osiem węży dających mądrość, wiedzę i ochronę przed chorobami. Węże otoczyły ich swoimi splotami i sprowadziły na nich błogi sen, po którym mieli piękne wizje i każdego z nich ogarnęło poczucie wewnętrznej siły. To dawało im odwagę dokonywania nadludzkich czynów i pokonywania największych niebezpieczeństw.
Wszystkie żywioły tworzyły szczęśliwą liczbę trzysta trzydzieści dziewięć, w tajemnicy której zanurzeni, pogrążyli się w błogiej medytacji. Spędzili na wyspie medytując, obcując z tajemnymi żywiołami, śniąc i nabierając sił do dalszej podróży, ale przede wszystkim nawołując w poszukiwaniu mieszkających na Wyspie Szczęścia ludzi, trzysta trzydzieści dziewięć dni, czyli prawie rok.
Wyspa okazała się jednak w końcu bezludna. Zdawało im się, że mieszkały na niej tylko dobre duchy. Pomimo tego, że mieli na wyspie wszystko, brakowało im do szczęścia poczucia bliskości innych ludzi.
Spragnieni nowych przygód, a zwłaszcza stęsknieni za spotkaniem z ludźmi, ruszyli w dalszą drogę.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Usunięty · dnia 14.04.2012 08:45 · Czytań: 446 · Średnia ocena: 1 · Komentarzy: 2
Inne artykuły tego autora: