Le'Hnee to jak wiadomo wszystkim Elfom, nazwa lasu położonego na wschodzie kontynentu Anavar. Jego połacie ciągną się nieskończenie od Ognistych Wyżyn po mroźną Północ. Las ten obfituje w faunę i florę, która znajduje się pod opieką Elfów. Codziennie patrole przemierzają las, by obserwować i trzymać pieczę nad Naturą. Mieszkańcy lasu, zarówno Elfy jak i cała reszta, z szacunkiem odnoszą się do Jej potęgi. Wczoraj i ja wyruszyłam na taki patrol, by sprawdzić, co słychać u leśnego ptactwa, o czym to ostatnio szepczą wilki i gdzie Smoki udały się na poszukiwania zwierzyny. Niestety- nie mam jeszcze konia, na którym mogłabym przemierzać leśne trakty. Uzbroiłam się w długi łuk i kołczan strzał, ponieważ nigdy nie wiadomo, co i gdzie może Cię zaatakować. Muszę się pochwalić, że trenuję już strzelanie od parędziesięciu lat, więc wiem, jak obnosić się z tą bronią. Wyruszyłam więc na poszukiwanie nowych wrażeń...
Wędrowałam sobie tylko znanymi drogami, gdyż jako dziecko miałam dużo czasu na odkrywanie własnych, tajemnych ścieżek prowadzących do miejsc, o których nie wiedziały nawet najstarsze Elfy. Postanowiłam swoje kroki skierować nad wodospad, który odkryłam jako mała dziewczynka. To nad nim uczyłam się łowić ryby, wstrzymywać oddech od wschodu do zachodu słońca... Wspaniałe to były czasy. Przedzierając się przez leśne poszycie stwierdziłam, że coś jest nie tak- sporo krzaków było wgniecionych, trawa zroszona krwią, gałązki połamane, jakby coś dużego i rannego przechodziło tą drogą... Ale...coś mi nie pasowało, gdyż nawet ranne zwierzęta nie wyginają gałęzi w taki sposób... Z lekkim niepokojem w sercu zaczęłam podążać tą ścieżką. Łuk dodawał mi pewności siebie a fakt, że potrafiłam równie szybko znikać, jak się pojawiać, dodawał mi otuchy. Skradałam się cichutko, nawet wstrzymałam oddech, gdyż nigdy nie wiadomo, co to za bestia mogła wyrządzić takie szkody. Już z daleka słyszałam szum wodospadu, który z każdym moim krokiem stawał się głośniejszy.Ujrzałam już skały i tryskającą spomiędzy nich wodę, ciemniejszą zieleń drzew otaczających polankę. Przystanęłam na chwilkę i zaczęłam nasłuchiwać: coś sapało głośno, rzężąc przy tym strasznie- pewnie zostało trafione w płuco. Przestraszyłam się trochę tych dźwięków, gdyż nigdy wcześniej nie słyszałam, by jakakolwiek bestia wydawała z siebie takie dźwięki. Podkradłam się bliżej, by wreszcie ujrzeć te stworzenie. Wychyliłam się zza krzaka... I wtedy GO ujrzałam.
Nie była to żadna bestia- był to człowiek, jak na moje oko w wieku 20-25 lat. Wysoki, w ciemnej zbroi, klęczał nad zbiornikiem. Jego krótkie blond włosy zlepione były krwią. Obok niego leżał dogorywający koń- to on był źródłem tych dźwięków. Mężczyzna próbował go ratować, przytykał fragment własnego odzienia do wielkiej rany, którą ktoś lub coś zadało w okolicach brzucha. Od razu wiedziałam, że ta rana jest śmiertelna- koń utracił zbyt wiele krwi, widać było, że jeszcze chwila, a zgaśnie jego płomyk życia... Spojrzałam na mężczyznę- był blady, patrzył nieprzytomnym spojrzeniem na swojego konia, który wydał z siebie ostatnie, śmiertelne rżenie i odszedł do krainy, w której są wiecznie zielone pastwiska. Mężczyzna zapłakał cicho, po czym osunął się na zwłoki swojego wierzchowca. Podeszłam bliżej, chcąc sprawdzić, czy on też umarł. Ukucnęłam koło niego i spostrzegłam, że ziemia uwalana jest nie tylko krwią konia. Rycerz (tak go w myślach nazwałam) też był ranny- z jego nóg i lewego ramienia sączyła się ciemnoczerwona krew. Przysunęłam głowę trochę bliżej, chcąc usłyszeć, jak bije jego serce: ledwo je słyszałam... Moja ręka bez udziału świadomości przybliżyła się do jego twarzy. Miał wyraźnie zarysowaną linię szczęki, lekki zarost pokrywał jego twarz. Doszłam do wniosku, że jest przystojny,mimo faktu, że jest człowiekiem. Chciałam odchylić mu powieki, żeby sprawdzić, jakiego koloru są jego oczy. Nagle się otworzyły, patrząc na mnie spod przymrużonych powiek. Miały piękny, błękitny kolor...
-Aniele...-rzekł do mnie, po czym osunął się na trawę. W pierwszej chwili chciałam uciec, ale zdałam sobie sprawę, że nie mogę go tak zostawić- w końcu to też żywa istota. Nie mogłam zaprowadzić go do siebie do domu, gdyż pierwszy napotkany przez nas Elf zabiłby tego człowieka- tylko Elfom można było przebywać w Nearliene- Sercu Lasu. Rozejrzałam się dookoła, jednocześnie rozmyślając o tym, gdzie zabrać rannego, by móc jak najszybciej go wyleczyć.
-Już wiem!- powiedziałam na głos, wpadając jednocześnie na świetny pomysł. "Zabiorę go do jaskini, niedaleko" Pozostawał tylko jeden problem- jak go tam zabrać... Waży pewnie dwa razy więcej niż ja, na dodatek ta zbroja... Postanowiłam zdjąć ją z niego i umyć pod wodospadem. Ukucnęłam koło rycerza i przypatrzyłam się zbroi- było na niej pełno śladów od uderzeń, wgniecenia i dziury utrudniały zorientowanie się, gdzie jest miejsce mocowania zbroi. Dostrzegłam ledwo widoczne rzemyki i skomplikowane metalowe druciki. Zaczęłam delikatnie szarpać za te elementy. Zbroja nagle jakby ożyła- wszystko to się zaczęło przesuwać, rozplątywać i po krótkim czasie mogłam bez przeszkód zdjąć z niego pancerz. Z fascynacją przyglądałam się jego potężnym mięśniom, rysującym się pod poharataną tuniką. Krew zlepiła mu włosy, zakrzepła na ciele, sączyła się powoli z licznych ran. Rozebrałam go i zaczerwieniłam się- nigdy nie widziałam nagiego mężczyzny... Umyłam go i pozwoliłam wyschnąć na słońcu. Ze skrytą fascynacją patrzyłam na jego postać, wychwytując i analizując różnice między ludzką a elfią budową. Trzeba przyznać, że bardziej spodobał mi się ludzki typ urody- elfy były wysokie i smukłe, w przeciwieństwie do ludzi, którzy różnili się od nas pod każdym względem. Nagle rycerz zaczął się poruszać- jego ręka powędrowała na twarz, zasłaniając czoło. Wstałam szybko i podeszłam do niego chcąc sprawdzić, czy się obudził. Niestety- nadal trwał w swoim dziwnym stanie... Chciałam go ubrać, ale jego tunika była tak zbrukana krwią, że zrezygnowałam z tego pomysłu. Podeszłam do sakw, które przytroczone były do ciała konia. Pogrzebawszy tam krótką chwilę, znalazłam jakąś szatę. Ledwo go w nią ubrałam, taki był ciężki. Pomyślałam sobie, że nie dam rady sama przenieść go do tej jaskini. Zostawiłam go tak, jak leżał i udałam się na poszukiwania pomocy...
C.D.N.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
teercess · dnia 12.11.2006 10:43 · Czytań: 794 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 4
Inne artykuły tego autora: