Zdyszana i spocona Seha dotarła w końcu pod magiczną bramę. Rah zszedł z jej pleców. Całkowicie doszedł już do siebie. Ból minął.
- Trochę za wolno szłaś i za bardzo gibałaś się na boki – stwierdził.
Seha pewnie walnęłaby go w łeb, gdyby nie była tak wykończona.
Na bramie widniał zielony, błyszczący napis. Gobliny odczytały go z uwagą.
Aby przejść, poprawnie odpowiedzieć musisz
Źle odpowiesz, przepadniesz
I póki ktoś inny dobrze nie odpowie
Nie wyjdziesz
„ Co to ma być? Taki coś ma mnie przestraszyć? Żałosne. Wiedźma mogła się bardziej wysilić ” – pomyślał Rah. W ogóle się nie bał. Uważał się za najmądrzejszego z rasy goblinów. Pycha go pożerała.
Spojrzał na zapisaną trochę niżej treść zagadki.
Bywa gorące, bywa czarne jak kamień
Nie od niego zależy, jakie jest
Odpowiadaj, o czym mowa
„ Też mi zagadka. To starucha się nie wysiliła. Za moment to rozgryzę. ”
Goblinowi długo nic nie przychodziło do głowy, choć wysilał się jak mógł. Przeklinał w myślach Rakshę za to, że wymyśliła taką głupią zagadkę i zastanawiał się jak Min zdołał odgadnąć odpowiedź. Jednookiego goblina do wściekłości doprowadzała myśl, że ten pokurcz Min dał radę odpowiedzieć, a on nie może. Miał ochotę przenieść się do swojej jaskini, aby odreagować. Tak, stłuc kilka goblinów słabszych od siebie, nażreć się do syta i położyć przy piecu, opalanym…
Nagle go oświeciło!
„ No, przecież! Węgiel jest czarny, a jak się go wrzuci do pieca, gorący jak oddech smoka. ”
- Wymyśliłem – oznajmił dumnie Rah.
- Na pewno? – zapytała Seha. – Jak źle odpowiesz, będzie po nas.
- Ufaj mądrzejszym od siebie. – Goblin był z siebie bardzo zadowolony. Wykrzyknął do bramy – Węgiel!
Coś zaskrzypiało. Brama zabłysła na zielono. Po chwili górski wiatr poniósł krzyki pary goblinów.
Fuki była bardzo zdziwiona zaraz po przebudzeniu. Drapiąc się po głowie i patrząc na małe ognisko gorejące przed nią próbowała sobie przypomnieć czy rozpalała je ostatniej nocy.
- To moja robota – przyznałem. W końcu spostrzegła moją obecność.
- Co ty tutaj robisz? Miałeś wracać do Żabigrodu.
- Uznałem, że nie dasz sobie rady beze mnie.
- Jak na razie radziłam sobie świetnie? – odburknęła.
- Idiotko! Gdyby nie ja byłabyś już soplem lodu! Poza tym w nocy kręciły się tu dwa wilki. Zeżarłyby cię, gdyby mnie tutaj nie było. Powinnaś mi podziękować za uratowanie życia!
Twarz dziewczyny przez chwilę wyglądała jak burak. Była cała czerwona. Spuściła głowę i cicho podziękowała, a potem pozwoliła mi znowu z nią wędrować.
Bezczelna.
- Nie potrzebuje twojego pozwolenia. Nie jesteś moją szefową. Pójdę z tobą, bo żabi król byłby na mnie zły, gdybym pozwolił ci zginąć.
- Dobrze, dobrze –odparła cichutko.
Raksha była niskim stworzeniem. Mięciutkie futro pokrywała całe jej ciało, nawet twarz, a szpiczaste uszy budziły skojarzenia z wiewiórką. Krzątała się teraz po swoim kwietniku, podlewając kwiaty. A te kwiaty były wspaniałe. Każdy różny i każdy piękny.
Po skończonej robocie ze zwinnością wiewiórki wdrapała się na wielkie drzewo, stojące pośrodku kwiecistej działki. Uwielbiała długimi godzinami spoglądać na nią z gałęzi tego drzewa.
Nagle na horyzoncie pojawił się zdyszany, śmierdzący i pokryty potem ogr Fred.
- Raksha! Gdzie jesteś? – Wydarł się na cały głos.
Wiedźma zastawiła dłońmi uszy.
- Tutaj. Mów trochę ciszej – odparła cicho.
Mimo, że Fred miał parę wielkich uszu, i tak słabo słyszał. To przez to, że nie umył ich ani razu w życiu, a miał już pięćdziesiąt lat.
Do jego mózgu dotarł tylko cichutki, niewyraźny dźwięk. Nie mógł zlokalizować jego źródła, toteż zaczął biegać dookoła drzewa, aby znaleźć wiedźmę. Zdeptał wszystkie kwiaty brudnymi stopami, a Rakshy nie znalazł.
Wściekła wydarła się bardzo głośno. Dopiero wtedy ją spostrzegł, siedzącą na gałęzi i zaciskająca pięści.
- A, tu jesteś! Spełnij moje życzenie!
- Mam nadzieję, że życzysz sobie zamienić się w budyń albo kupę gnoju. Takie marzenie z radością spełnię.
Fred zastanawiał się przez chwilę, dłubiąc w nosie. Lubił budyń. Mógłby go jeść godzinami. Gnój też lubił. To dobry nawóz. A niedługo będzie pora na nawożenie.
„ Więc może?
Nie!
Nie taki jest mój cel. Muszę pozbyć się brzucha i wracać do żony, żeby znowu mi gotowała, bo sam nie umiem ” – stwierdził ostatecznie w myślach.
- Podjąłem decyzję. Chcę…
- Precz stąd, ogrze! – krzyknął Min, który właśnie nadbiegł. – Nie pozwolę ci zmarnować życzenia na jakąś głupotę!
- Byłem pierwszy! Spełnij moje życzenie, wiedźmo.
- Nie słuchaj go, spełnij moje!
„ A to dylemat ” – pomyślała Raksha.
Nienawidziła goblinów, ale ten ogr też bardzo ją wkurzył. W końcu powiedziała:
- Obawiam się, że będziecie musieli ze sobą walczyć. Wykonam żądanie tego, który przeżyje.
Min uśmiechnął się pod nosem. Był elitarnym goblińskim zabójcą. Potrafił zabijać.
- Dobra! – krzyknął Fred.
Potężnymi ramionami chwycił pień drzewa, na którym siedziała Raksha. Wyrwał je i uniósł nad głowę. Następnie rzucił nim w goblina. Nie trafił.
- Idioto! Zabiłeś ją! Teraz nie spełni już żadnego życzenia.
- Co? – Złapał się za głowę. – Ja nie chciałem!
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Mic · dnia 26.04.2012 07:46 · Czytań: 625 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 3
Inne artykuły tego autora: