Garderoba teatru. Po lewej stronie stoi stół, na nim lustro, lampa, rozrzucone drobiazgi (kosmetyki, szczotka do włosów, rekwizyty, etc). Obok proste, drewniane krzesło. Po prawej stronie wieszak stojący a na nim szlafrok i kostium sceniczny. Pod wieszakiem trzewiki. Wchodzi Eleonora. Ubrana jest w lekki płaszcz, na nogach ma pantofle na obcasie, w rekach trzyma dużą, modną torbę. Podchodzi do stołu, rzuca torbę i zdejmuje płaszcz. Ciężko siada na krześle. Zrzuca z nóg pantofle. Zapala lampę. Krytycznym okiem spogląda w lustro, poprawia włosy, robi kilka grymasów twarzy. Z niezadowoleniem odsuwa lustro. Bierze torbę i niecierpliwie czegoś szuka.
Eleonora: Gdzie ona się do jasnej cholery podziała ?!
Znajduje wreszcie piersiówkę koniaku i pociąga łyk wprost z butelki. Pukanie do drzwi. Eleonora zachłystuje się, kaszle.
Głos zza sceny: Leo!
Eleonora kaszle
Głos: Jesteś tam?
Eleonora: (łapiąc oddech) Tak, jestem.
Głos: Źle się czujesz?
E: Nie
G:Masz dziwny głos.
E: Akurat myłam zęby.
G: Bardzo wcześnie dziś przyszłaś. Masz jeszcze półtorej godziny.
E: Powtarzam rolę.
G: Wykułaś ją jak się patrzy, co?
E: Zwariowałeś? Zastąpić Farozzo mając na to 24 godziny?!
G: (żartobliwie) To twoja szansa, Leo: główna rola, debiut w Theatre de Rouen! (śmieje się) Na pewno już nie oddasz tej roli. Żółtaczka załatwi Farozzo spokojnie na dwa miesiące. (próbuje otworzyć drzwi garderoby)
G: Dlaczego zamknęłaś się na klucz?
E: Jestem goła.
Eleonora wyjmuje z torby swoje kosmetyki, kładzie je na stole i ustawia lustro pod odpowiednim kątem.
G: Nie możesz powtarzać ubrana?
E: Nie
G: Pomóc ci?
E: Nie
G: Wielka szkoda, tracisz na tym. ( śmieje się, odchodzi)
Pochyla się nad lustrem, sięga po szeroką wstążkę i zbiera włosy wysoko w koński ogon, zawiązując dużą kokardę. Zastyga na chwilę z rękoma nad głową wpatrzona w odbicie w lustrze.
E: (naśladując głos swojej matki) Dlaczego jesteś boso? Natychmiast wkładaj buty!
(Eleonora instynktownie chowa nogi) No, chodź już, włóż kurtkę i weź beret.
E: (własnym, nieco teraz dziecięcym głosem) Dlaczego? Pojedziemy do Maszowa odwiedzić babcię?
Opuszcza ręce i nasłuchuje.
E: A dokąd?
Znów nasłuchuje.
E: Mamo, gdzie jest Gdziekolwiek? Mamo?! Maaamo...!
Zarzuca na lampę szal, który leży na stole. Światło lampy przygasa. Eleonora przygarbia się i spełza za krzesło. Wystraszona wygląda w górę i chowa się. W bok- i chowa się.
E: (szeptem) Mamooo, jestem tutaj. Czy mogę zabrać misia?
Nasłuchuje
E: A książeczkę?
Nasłuchuje
E: Nawet kredekr30;.
Nasłuchuje.
E: Czy Fafik pojedzie z nami? (zawiedziona) Nie...? (głośniej) A właściwie dokąd jedziemy, mamo?
Wychodzi zza krzesła, szybkim ruchem ręki odsłania lampę i siada na środku sceny, na podłodze.
E: (półgłosem) jest siedem kontynentów na świecie: Europa, Azja, obie Ameryki, Oceania , Afryka i Rosja. Rosja nie jest kontynentem? Mamo, tatuś zawsze powtarzał, że Polska nie jest w Rosji.
Eleonora siada na stole, macha nogami. List do Fafika.
E: ( z namysłem) Kochany Fafiku! Nareszcie jesteśmy w Bursku. Wiem, obiecałam ci podróż dokoła świata, ale teraz chciałabym być w naszym domu przy Wierzbowej. Morze jest ogromne. Powinnam zacząć od tego, że jesteśmy pociągu, Tata mówi, że pociąg jedzie nad morze. Wiesz, gdzie jest morze, Faficzku? To pewnie daleko od Wierzbowej, gdzieś w Oceanii. Widziałeś, jak się mają kocurki babci? Napisz do mnie: Leo, trzecie piętro po prawej, nad morzem, Oceania. Twoja kochająca Leo.
pukanie do drzwi
E: Już idę, mamo. Właśnie pisałam do Fafika.
Ponownie pukanie do drzwi, Eleonora otrząsa się.
Głos: Leo!
Eleonora: Ach, to ty...
G: Mówiłaś coś o jakimś psie?
E: Nie... Przesłyszałeś się.
G: Jesteś nadal goła?
E: Jeszcze się nie ubrałam.
G: Pospiesz się. (ironicznie) I staraj się dobrze wymawiać wszystkie rrrr, bo będą same znakomitości na widowni!
E: Uczyć, to możesz swego ojca, cymbale!
G: Polska laleczka!
Eleonora zdejmuje sukienkę, zostaje w samej halce. Wiesza suknię na wieszaku, wygładza ją i nakłada szlafrok. Zawiązuje pasek.
E: Mój ojciec..
Włącza radio. Delikatna muzyka.
E: Uczył mnie puszczać kaczki na stawach przy Mickiewicza i pić oranżadę prosto z dużego kufla na ulicy w dzień pierwszego maja. Oranżada ściekała mi po brodzie na wykrochmaloną sukienkę. Inni szli na pochód, a my nad stawy... (uśmiecha się) Ojciec ponownie zaczął uśmiechać się dopiero nad morzem. W dniu, kiedy przyniósł do domu dużą, wypieczoną szynkę, taką, jaką babcia przygotowywała na Wielkanoc.
Eleonora zwraca się bezpośrednio do ojca. Cisza.
E: Tatusiu! Dzisiaj w szkole powiedzieli mi, że nie mówię tak, jak inne dzieci, że mówię ze śląskim akcentem. Tato, nie mów do mnie po śląsku. Nie chcę mówić po śląsku, rozumiesz? Chcę mówić jak wszyscy!
Zdenerwowana ściąga z włosów kokardę. Podchodzi do lustra, odsłania dekolt i ramiona.
E: (głosem matki) Leo, otwórz drzwi! Co tam robisz zamknięta w pokoju? Odpowiadaj!
E: (odpowiada) Bawię się mamo.
E: (głosem matki) Dlaczego jesteś goła, co robiłaś?! Nie wstyd ci?
E: (odpowiada) Przeglądałam się w lustrze, mamo. (Do siebie) Bezwstydna? Dlaczego bezwstydna... Przyglądałam się swoim piersiom, patrzyłam na coraz wyraźniejszy puszek na wzgórku. To nie byłam ja, to była inna dziewczyna. Wiem, że chłopcy oglądają się za mną, widzę to.
Eleonora zmienia ton, skierowuje światło lampki na podłogę. Leży na wznak.
E: Ze strychu przy Wydmowej widać było coś tajemniczego i przykuwającego uwagę: morze. Rozbierałam się w letnie popołudnia, by poczuć się wolna. Pierwszy raz kochałam się właśnie na strychu. Do miłości nie potrzebowałam mówić poprawnie po polsku, ani nawet ze śląskim akcentem. Tamtego popołudnia, kiedy nagi chłopak leżał na mnie, rozpętał się sztorm. Mój kochanek uciekł. W tej części Polski zdarzają się sztormy. Dlatego jeszcze dziś, kiedy kocham się z mężczyzną, mam wrażenie, że zaraz będzie sztorm a on za chwilę ucieknie...
Eleonora siada.
E: Kiedy byłam starsza zrozumiałam, że tam, nad morzem tak naprawdę nikogo nie obchodziły akcenty. Ważne było, co ktoś miał do powiedzenia. A jam mam dużo do powiedzenia!
Zrywa się, odchodzi na bok gryząc palce. Myśli. Podbiega do stołu i zdecydowanym ruchem wyłącza radio.
E: (powątpiewając) Czy naprawdę mam dużo do powiedzenia?
Pukanie do drzwi.
G: Leo!
E: ( zasłuchana w siebie) Aha...
G: Masz jeszcze godzinę.
E: Dziękuję, Jean-Clode. Możesz przynieść mi kawę, taką podwójną.
G: Już idę.
E: Jean- Clode!
G: No, co?
E: A co będzie, jeżeli nie wyjdę na scenę, tylko zostanę tutaj?
G: A jak myślisz? Nikt pewnie nawet tego nie zauważy. Przestań, głupia. Co cię ugryzło, do jasnej cholery! Mogę wreszcie wejść?!
E: Nie, nie. Jeszcze się nie ubrałam.
G: To co ci jest?
E: Niedobrze mi, głowa boli i sucho w ustach.
G: "Wieczór w La Cagouille" wytrzyma to, albo i więcej, Leo.
E: A jak tam frekwencja, czy dużo biletów sprzedano na dzisiejszy spektakl?
G: Siedem. Dwa wziął właściciel dla swojej kochanki i jej bachora, trzy kochanek kochanki właściciela i dwa nie wiadomo, kto.
E: Głupoty opowiadasz. (śmieje się) Dziękuję. W każdym razie jestem spokojniejsza. Czekam na kawę.
Eleonora siada przed lustrem, skierowuje światło lampki na swoją twarz, ponownie włącza radio. Zaczyna się charakteryzować. Muzyka w radio ostrzejsza.
E: "Gdy Polska da nam rozkaz"- ciągle puszczali to w radio, jakby to było zakonspirowane hasło politruków. Mam dość uciekania. Z Chorzowa uciekaliśmy jak zające, bo ojciec miał kłopoty, z Polski uciekaliśmy do Berlina Zachodniego, ale nie wyszło, zawrócili nas; potem ojciec chciał promem do Szwecji, ale nie udało się. Trzymali nas pod lufami WOPowcy polscy, niemieccy... Już dość tego ukrywania się, uciekania, chowania.
Milknie, patrzy w lustro, przypomina sobie.
E: Tak, pamiętam cię, Bożenko, pamiętam Wiktorze, Janku, Marcelu. Pamiętam. Ale nie chcę o niczym pamiętać, rozumiecie? Mam zrobić dobrze jedną rzecz i to zrobić dobrze: nałożyć kostium i wyjść na scenę. I koniec!
Eleonora odrzuca pędzelek do makijażu i zasłania uszy.
E: Nie chcę nic wiedzieć, ani o zamordowanych, ani o zatrzymanych. Niech nikt już nigdy nie opowiada mi historii o zaginionym facecie. Nie widziałam jak starsza kobieta otrzymała uderzenie pociskiem gazowym w plecy i natychmiast padła jak ścięta. Nie pamiętam żeby funkcjonariusze bili, szarpali, wlekli po chodniku ludzi bez względu na wiek i płeć. . Nie chcę nic wiedzieć. Osobiście, nie znałam żadnego zabitego, a więc, w Polsce nie było zabitych. (gwałtownie zwraca się do niewidocznego rozmówcy) Ja obojętna? A dlaczego, nie? Chcę tylko, żeby zostawiono mnie w spokoju, rozumiecie? Z teatru do domu, gdzie mogę poczytać ulubioną książkę i posłuchać muzyki. Wrócić tam? O, nie. Nigdy. Poza tym, podpisałam papier. Bezpowrotnie.
Pukanie do drzwi.
Głos: Leo, kawa!
Eleonora: Aha, dziękuję.
Odbiera kawę , idzie wolno na środek sceny. Popija małymi łykami. Muzyka w radio zacina się, jakieś zakłócenia i zgrzyty. Eleonora stoi nieco tyłem do widowni.
Głos zza sceny: (przesłuchującego) Proszę spokojnie wypić kawę. Może moi koledzy nieco przesadzili, nie powinni tak pani przesłuchiwać. Pani, kobieta z klasą, choć taka młoda! Tu trafia dużo hołoty i koledzy stracili orientację.
Eleonora garbi się, drży ściskając kubek.
Głos zza sceny: (przesłuchującego) Nie ma powodu do obaw, zaopiekujemy się panią. Wiemy, że nie należy pani do podziemia. Kartoteka czyściutka. Co za głupota polewać taką kobietę zimną wodą na mrozie! Kto to widział, żeby przetrzymywać panią przez trzy miesiące w areszcie. Tak, wiem, że zachorowała pani na zapalenie płuc, ponieważ przebywała pani w nie ogrzewanej celi. Sam nawet im powiedziałem: To mądra dziewczyna, może chce współpracować. Jeszcze kawki?
Eleonora kręci odmownie głową, opuszcza ją, patrzy na trzymany kubek. Wolno odwraca się w kierunku widowni.
Głos zza sceny: Proszę, niech pani siada.
Eleonora wolno podchodzi do krzesła, odstawia kubek z kawą. Krzesło stawia obok stołu, tak, że jest całe widoczne. Siada. Lampka oświetla jej twarz, tak jak na przesłuchaniu.
Głos zza sceny: (beznamiętny, głos przesłuchującego) No, jak tam było z tym Cichockim; co? Ukrywała go pani? Poznaliście się w szkole teatralnej, skąd mogła pani wiedzieć, że należał do Studenckiego Ruchu Oporu. Powie nam pani, z kim się spotykał, do kogo telefonował i wypuścimy panią raz dwa.
E: (przerażona) Ja... Ja nie wiem. Ja nic nie wiem....
Głos zza sceny: (zmartwiony) No i co pani robi najlepszego! To ja pani pomagam, nie chcę, żeby znów wpadła pani w ręce moich niedelikatnych kolegów. Oni są trochę jak zwierzęta, sama pani wie.
E: (błagalnie) Ja nic nie wiem. Niech mi pan uwierzy!
Głos zza sceny: (wzdychając) Ja może i uwierzę, ale czy inni uwierzą. Mówiono mi, że przesłuchują pani synka.
E: (z krzykiem) Nie! Przecież to małe dziecko!
Głos zza sceny: A dzieci czasem widzą i słyszą, a potem powtórzą.
E: (łkając) Jaś nic nie wie, nic nie słyszał. Ja też nic nie słyszałam. Marcin to potwierdzi, proszę jego zapytać. On powie, że nic nie wiemy!
Głos zza sceny: (z udawanym współczuciem) Marcin Cichocki nic nie powie. Nie żyje. Zmarł wczoraj wskutek upadku z dużej wysokości, nic nie dało się zrobić.
Eleonora kuli się, płacze.
Głos zza sceny: (twardo) No, gadaj kurwo. Już! Pieprzyłaś się z tym wywrotowcem, urodziłaś mu dziecko , a teraz mówisz, że nic nie wiesz?!
Eleonora zsuwa się z krzesła, zwija w kłębek, powtarzając cichnącym głosem:
E: Nie wiem, nie wiem, nie wiem...
Pukanie, Eleonora przywołuje się do rzeczywistości.
Głos: Leo, pierwszy dzwonek!
Eleonora nie odpowiada.
G: Leo, co się znowu dzieje?
E: Ile mi jeszcze zostało?
G: trochę mniej niż godzinę.
E: Dziękuję.
Eleonora ciężko podnosi się z podłogi, siada przed lustrem skierowując delikatnie światło lampki na siebie. Wygrzebuje z torby paczkę papierosów, zapala jednego.
E: Nienawidzę wspomnień. Chciałabym stracić pamięć, tak jak tracą ją chorzy na amnezję. Chciałabym nie mieć przeszłości! Kazali mi wyjechać, zostawić Jasia, a potem odebrali mi go...
Gasi papieros, staje za stołem w pozycji petenta. Lekko skierowuje światło lampki na stół. Wyraźnie widać jej dłonie leżące na stole.
E: Papiery? Jakie papiery? Ach tak, pozwolenie na przekroczenie granicy! Nie, nie, paszport oczywiście też, ale ja jestem głupia! (z wahaniem) A czy dziecko, małe dziecko musi mieć paszport? Musi... A inaczej nie można? Bo widzi pan, mój synek jest jeszcze mały i ja muszę z nim! (Milczy przez chwilę) Szczepienia? Tak, tu są poświadczenia szczepień. Co? Przeciwko czerwonej wszy? Jak? Ogolą mnie na łyso, bo nie zaszczepiłam się przeciwko czerwonej wszy?! Do diabła, obetnijcie mi włosy, wszystko mi jedno, obym tylko mogła wyjechać z synkiem! (do siebie) Ruszyć w świat... Boże, jakie to wydawało się nierealne! (zwraca się do niewidocznego urzędnika) Gdzie mam podpisać?
Eleonora obchodzi stół z prawej strony.
E: Oui, oui Mousier. Oświadczam, że mam trzydzieści lat, nie jestem terrorystką, nie zamierzam dokonać zamachu stanu. Tak, jestem uchodźcą politycznym. Aktorka. Niekarana. (do siebie) W zasadzie to też mnie nie określi. Nie wiem, kim jestem. Bo moim krajem jest teraz trzecie piętro po prawej Place Antonin Poncet numer dwanaście. (do niewidzialnego urzędnika) Mogę pozostać jedynie czasowo? To zawsze coś...
Eleonora podchodzi do wieszaka, przykłada do siebie kostium nie zdejmując go. Pukanie.
Głos: Leo!
E: No, co tam?
G: Drugi dzwonek, jesteś gotowa?
E: Jeszcze trochę. A jak inni?
G: Czekają na ciebie. Powiedziałem, żeby dali ci na razie spokój.
E: Dziękuję.
Eleonora przymierza się do kostiumu.
E: (do siebie) Moim życiem jest teatr. Przestań wreszcie być Eleonorą. Możesz być przecież Norą, Medeą, Desdemoną. Tak... jestem aktorką. W moim kraju zagrałam podrażnienie jelita grubego i odbitą nerkę, ale będą jeszcze słuchali mnie ze sceny!
Pukanie do drzwi
G: Leo, telefon do ciebie z Paryża.
E: Kto dzwoni?
G: Pierre Rogovsky, chyba tak zrozumiałem.
E: Nie ma mnie. Odłóż słuchawkę.
G: Ale już powiedziałem, że idę po ciebie.
E: Odłóż słuchawkę!
Eleonora wolno zakłada kostium.
E: Nie, Piotr. Nie chcę z tobą jechać do Australii. Już raz wybrałam wykorzenienie jako formę ucieczki. Chcesz jechać, jedź, ja to szanuję. Ale beze mnie. Wiesz, całe życie uciekałam. Najpierw jako mała dziewczynka uciekałam z rodzicami, bo ścigał nas system, potem uciekałam z Marcinem, bo ścigał nas system, na koniec uciekałam sama, przed systemem. Wiesz, całe moje życie szukałam małej jaskini ze znajomym zapachem ziemi. Żyłam na kawałeczku Place Antonin Poncet, którego już nie chcę, Piotr. Teraz żyję w pewnej garderobie. I po raz pierwszy w życiu czuję, że nie chcę uciekać. Tu jest wolność. Wiesz, Piotr, powinniśmy się rozstać dawno temu, po moim przyjeździe do Francji. Mam dość świadomości wygnańca, którą ty tak pielęgnujesz w sobie. Alkohol i emigracja. Mam to gdzieś. Teraz jest dobry moment. Chcę mieć dom dla siebie i dla mojego dziecka...
Chwila pełna napięcia. Eleonora waha się.
E: Nie, nie mówię o Jasiu gdzieś w Polsce. Mówię o twoim dziecku, Piotr. Jestem w ciąży. To świetny powód, żebyś uciekł do Australii. Urodzę to dziecko.
Głośne, nerwowe stukanie do drzwi.
Głos: Leo!
E: (zniecierpliwiona) No, co znowu?
G: Włącz radio, natychmiast!
E: Po co?
G: W Polsce rozruchy, strajki.
E: Rozruchy?
G: Tak! W radiu mówią, że przewrót.
Eleonora pospiesznie włącza radio.
Spiker radiowy: Powtarzamy komunikat. Już drugi dzień, od 14 sierpnia r. od godziny 6 rano strajkują robotnicy w Gdańsku, w stoczni pod wodzą Lecha Wałęsy. Proklamowano Niezależny Samorządny Związek Zawodowy "Solidarność", który postuluje i negocjuje podstawowe prawa człowieka i obywatela. Do tego wielkiego społecznego ruchu, którego siłą jest zorganizowany, skuteczny opór, przystępują masowo inne ośrodki w Polsce....
Eleonora przerażona wyłącza radio.
E: Strajki? Tysiąc razy śniłam ten koszmar. Myślałam, że na zawsze zapomniałam już o tym. Nie chcę słyszeć, nie chcę wiedzieć!!! Boże, czy będę musiała znowu zwijać manatki? Co zrobię , jeżeli Francja nie przedłuży mi pozwolenia na pobyt?!
Nakłada płaszcz.
E: Do diabła z rzeczami. Tyle razy już zostawiałam wszystko i uciekałam bez bagażu. Muszę coś postanowić, porozmawiać z Piotrem. Tak! Pojadę do Australii. Bezpowrotnie. (nagle kamienieje) O Boże, nie mam wszystkich papierów...
Zawraca, ze złością rzuca torbę na krzesło. Chwyta się za brzuch.
E: Spokojnie, maleństwo, ciii. Przestraszyłeś się, przepraszam. Nie chcę, żebyś musiało tak, jak ja wciąż uciekać. Teraz ty jesteś moim najcenniejszym bagażem.
Znów włącza radio.
Spiker radiowy: Na ulicach polskich miast nie ma autobusów i tramwajów, strajkują zakłady pracy. Polacy masowo wykupują chleb. Mąki i cukru już nie ma. Strajk narasta w całym kraju, także w Warszawie. Czy wydarzenia w Polsce stają się punktem zwrotnym powojennej historii Europy? Obserwujemy, jak powstaje wyłom w spójnym bloku sowieckim...
Eleonora zdecydowanie wyłącza radio. Prostuje się na krześle.
E: Ciii, maleństwo. Już wiem, co mamy robić. Wracamy. Ty i ja to dużo ludzi, prawie tłum (uśmiecha się) Wracamy, słyszysz? A poza tym, jesteś Polakiem, prawda?
Stukanie do drzwi
Głos: Leo! Trzeci dzwonek.
E: (zaskoczona) Ale... jak to, nie zawieszacie przedstawienia?
G: Niby dlaczego?
E: Noo, w ramach solidarności z Polską.
G: (śmieje się) Dobry żart. Nauczyłaś się roli?
E: Nareszcie odzyskałam pamięć. Teraz doskonale wiem, co mam robić. Jestem gotowa.
Rozlega się gong. Eleonora gasi lampę.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
dagny_d · dnia 11.07.2008 11:20 · Czytań: 1244 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 2
Inne artykuły tego autora: