„Komarzyco, odejdź proszę, ile możesz ssać pijawo?
Wybacz me spóźnienie srogie i w tym stanie, tak niemrawo!
Wiem, że długo, wiem, skłamałem, nic ci teraz nie poradzę,
tylko mogę znów obiecać, nigdy więcej już nie zdradzę.”
„Nic mi po twych tu boleściach, nie tym razem, ach przeklęty!
Mnie pijawą śmiesz nazywać, gdyś ty właśnie sam wygięty.
Byś ostatni raz okłamał, tu obmyślę jakieś beszty,
karę musisz odbyć straszną, popamiętasz ją bez reszty.”
„Nie krzycz, przestań, brak mi siły, wiem już przecież com uczynił.
Sam sumienie mam zeżarte, wciąż już będę siebie winił.
Czy chcesz męża mieć takiego, który męczy się od środka?
Jaki możesz mieć pożytek z tak słabego, moja słodka.”
Jak nie walnie, jak nie huknie, taki hałas, o la boga!
Komar wisi w pół wygięty, ledwie stęka: „moja noga”.
Burza przyszła, piorun trzasnął wprost w komara nieboraka.
Komarzyca nie zważając, dalej zrzędzi-wojna taka.
„Głową muru nie przebijesz, więc uciekać nie masz na co,
więcej będziesz mnie pamiętał, bo zostaniesz tu, ladaco!
Już ja się postaram teraz, byś znielubił własne harce
zaraz wezmę się za ciebie, dziś polegniesz już w tej walce.”
Lecz ujrzała swego męża skaranego, jak groziła,
wnet, w tej chwili zalękniona popłakuje, taka miła.
Los rozstrzygnął a nie oni, kto miał rację i sił więcej
Komar słaby, bo wciąż wraca, komarzyca wita chętniej.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
kawka · dnia 02.05.2012 16:53 · Czytań: 405 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Inne artykuły tego autora: