2 lata wcześniej
Życie każdej nastolatki nie jest proste. Tak wiem, zaraz każdy ze starszych oburzyłby się niezmiernie na te słowa. Niemniej jednak, gdyby wydobyli z mroków pamięci ten haniebny okres zgodziliby się ze mną. Mogłabym teraz ponarzekać, że wtedy wszystko jest takie do dupy i nie chcę mi się nic, ale mimo wszystko nie należę do tego grona. Jestem strasznie pozytywnie nastawiona do świata i chodzę zawsze uśmiechnięta. Gdyby tylko teraz usłyszała mnie Agnieszka, puknęła by się w czoło, aż te małe klapki w jej mózgu zmieniłyby swoje położenie. Środa. Kolejny dzień spędzony w szkole. Na usta ciśnie się zwitek niecenzuralnych słów. Zachowam je dla siebie, tym bardziej, że zaraz przekroczę próg mojego pięknego, zacisznego domku. Hellooooo
- Wróciłam - mówię całkiem od niechcenia.
- Dobrze - ojciec widocznie strasznie się ucieszył, słyszę entuzjazm w jego głosie, nie można się mu oprzeć.
- Będziesz jadła obiad?-pyta jak zawsze.
W wyobraźni ukazuje mi się wczorajsza, szczerze powiedziawszy nieudana pomidorowa i mój głód znika jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Abrakadabra.
- Nie dzięki, nie jestem głodna - jak gdyby nie kłamię.
Szybko niczym Spidermen przemykam do pokoju, żeby nie mógł mnie dopaść, i czegoś niespodziewanie zażądać. Nie mam nastroju na żadne prace, a tym bardziej zmywanie naczyń. Po prostu zamykam drzwi i już mnie nie ma. Cisza. Włączam ostre rockowe brzmienie i izoluje się od reszty świata. Prawie by mi się to udaje, gdyby nie pukanie, które jakimś cudem przekroczyło barierę dźwięku. Nawet nie chce mi się wychylać głowy za drzwi, a nawet podnosić. To pewnie Andrzej kolega ojca z pracy. Jakiś nowy nabytek firmy, zdolny, przedsiębiorczy i takie inne słodkości. Młody. Chyba za młody na kumplowanie się z moim ojcem, chociaż tak na dobrą sprawę to nie wiem ile on ma lat, ale pewnie i tak zbyt mało. Poznałam go jakiś tydzień temu. Przy czym nie użyłabym słowa "poznałam", raczej odbyło się to na zasadzie przedstawienia, o to właściwe określenie. "Mariola- moja córka. Andrzej mój nowy kolega" i tyle, po czym ten Pan dodał z uśmiechem i jak mu się wydaje realizmem, że jestem urocza. Nie powiem połechtało to mile moje ego, niech to pomyślałam nawet, że chyba go polubię. Jako jednego z wielu, dodałam zaraz potem, bo tylko on przedstawiał się w miarę normalnie i interesująco. Teraz pewnie siedzą w kuchni i rozmawiają o jakiś duperelach. Szczerze to wcale mnie to nie interesuje, bo, o czym ciekawym może rozmawiać dwóch facetów? No właśnie. Sięgam ręką do torby. Przewracam zeszyty w nadziei, że znajdę jakieś jedno zadanie, w miarę łatwe i szybkie w przygotowaniu. Niestety, natrafiam tylko na rachunek prawdopodobieństwa i ze wstrętem odrzucam zeszyt, zupełnie gdyby mógł mnie czymś zarazić. Podumałabym jeszcze nad tym gdyby nie to nieszczęsne pragnienie, które każe mi zejść na dół. No tak, mogłam się domyślić, jeszcze nie poszedł.
Uśmiecham się i grzecznie mówię „Dzień dobry”
- Dzień dobry - odpowiada głos
Chciał chyba jeszcze coś powiedzieć, ale jego usta układają się tylko w słowo, które przy mojej słabej umiejętności czytania z ruchu warg wyglądało na Słonko? A może tylko tak mi się przewidziało. No nic, przecież przyszłam tu tylko po sok, biorę to, co należy i już mnie nie ma.
- Jak minął Ci dzień? –wyskakuje.
A nie, jednak coś mnie zatrzymuje. Wróć. Ktoś.
- Dziękuje, dobrze. A panu?
Musiałam go niechcący urazić tą oficjalną formą, bo dziwnie się skrzywił.
- Andrzej, tak lepiej - rzuca swobodnie.
Jakoś dziwnie czuje się z tym, by mówić mu po imieniu, ale nie dyskutuje
- No, więc...- chwila zawahania - jak Tobie minął dzień? – udaje mi się jakiś cudem wypowiedzieć ten kompromitujący zwrot.
- A dobrze, dobrze - uśmiecha się zawadiacko.
Skończone. Zaczynam szperać w lodówce i gdy tylko znajduję to, czego potrzebuję odwracam się na pięcie i kieruje do drzwi mojego pokoju. Moje epickie plany krzyżuje jednak dzwonek do drzwi.
-Otworzę – krzyczę bynajmniej nie przejawiając entuzjazmu.
W drzwiach stoi nie, kto inny jak Agnieszka.
-Cześć - wita mnie z szerokim uśmiechem.
- No hej, co Cię tu sprowadza? –rzucam luzacko opierając się o framugę drzwi.
- No wiesz myślałam, że się ucieszysz a ty, co - robi obrażona minę
Udaje. Dobrze ją znam.
- No, więc, słucham - moja niecierpliwa poza wyszła naprawdę przekonywująco
- Wpadłam, żeby się pouczyć –oznajmia jeszcze nie świadoma, że sprowadziła właśnie do mojej głowy chaos.
Musze się zastanowić, o co dokładnie jej chodzi. Przecież nic na jutro nie ma...Chyba czyta mi w myślach, bo zaraz odzywa się:
- Matma pamiętasz?
- O cholera - niemal mam ochotę puknąć się w czoło, jak mogłam zapomnieć, a jeszcze przed chwilą przeglądałam zeszyt. Tylko ja jestem do tego zdolna.
- Mariola! - ojciec spogląda na mnie morderczym wzrokiem.
- Tak tato? –odwracam się do niego z miną niewiniątka.
- Czy mogłabyś się czasem ugryźć w język? - kwiecista metafora, aby wyrazić niezadowolenie z jednego drobnego przekleństwa. - Mamy gościa pamiętasz?
Raczej Ty masz. Ale zaraz myślę o Adze. Przynajmniej takiego, przy którym nie wolno cholerować.
- Dobrze – mruczę zrezygnowana pod nosem.
Ojciec patrzy na mnie krzywo, ale nic nie mówi. No tak, przecież zdążył zapomnieć jak to jest mieć naście lat. I jak sam pewnie popijał piwo z kolegami po krzakach. Tak, pamięć ludzka bywa ulotna. Oczywiście wyłączając z tego moje przewinienia, które pamiętane będą do grobowej deski.
- Chodź - ręką kiwam na Agnieszkę i ruszamy do mojego pokoju.
-Kto to? – pyta ledwo przekraczając próg mojego śmietnika.
- Jakiś kolega ojca, a czemu pytasz? –rzucam gdzieś w jej kierunku, zastanawiając się gdzie do diabla położyłam ten zeszyt od matmy, w końcu przed chwilą jeszcze trzymałam go w ręku. No dobra, trochę dawniej.
-Ciekawość – odpowiada niby od niechcenia.
Odwracam się twarzą do niej, bo teraz wiem, że coś dziwnego zaczyna chodzić jej po głowie.
- Ty nigdy nie pytasz ot tak bez powodu, więc – wpatruje się z nią z oczekiwaniem.
- Wydał mi się całkiem przystojny –wydobywa z siebie jak pewnie sądzi swobodnie i lekko. Błąd.
- Chcesz go poderwać –żartuje.
- No... nie raczej nie - odpowiada skrępowana.
- Przecież on jakby trochę nie pasuje do nas wiekowo, nie zauważyłaś? –jeden zero dla mnie.
- No a ile on ma lat? 25? –próbuje się bronić.
Właściwie zastrzeliła mnie tym pytaniem. Bo po pierwsze skąd to mogę wiedzieć, po drugie co mnie to właściwie obchodzi? Chodź nie powiem, przemknęło mi to przez głowę raz czy dwa.
- Nie wiem, pewnie koło 30 –wysnuwam swoje przypuszczenia.
- Nieźle się trzyma –zastanawia się przez chwilę.
- Co Ty się go tak uczepiłaś? – Mam wrażenie, że rozmowa przybiera dziwny ton.
-Sama nie wiem – wzrusza lekko ramionami w końcu zajmuje wygodne miejsce na kanapie.
- Masz na niego oko, przyznaj się – teraz już nie mogę powstrzymać się od śmiechu.
- Oj tam oj tam - trafiłam w jej czuły punkt. Yeah! - I tak wolałby ciebie.
Mnie?
- Mnie? –mówię już na głos. - No proszę cię, nie żartuj sobie ze mnie – zaprzeczam pospiesznie.
- Widziałam jak na Ciebie patrzył –wymierza we mnie swój złowróżbny wskazujący palec.
Może i tak. Zresztą to przecież nic dziwnego w końcu przebywaliśmy w jednym pokoju. Daje jednak spokój tym nic nie wartym przemyśleniom i zręcznie zmieniam temat. Niestety na dużo bardziej mniej przyjemny.
- Pamiętasz miałyśmy się uczyć?
- Dobrze, dobrze, zagadałyśmy się, a więc do dzieła. - Podnosi ołówek w triumfalnym geście i obie śmiejemy się jak wariatki.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
meliska · dnia 18.05.2012 19:25 · Czytań: 523 · Średnia ocena: 3,5 · Komentarzy: 2
Inne artykuły tego autora: