Dzieci rewolucji nr 2 - tresura
Proza » Inne » Dzieci rewolucji nr 2
A A A
Należałoby zacząć od początku. Ponoć zaczynanie od początku jest
oznaką uporządkowania, a uporządkowanie podobno cechą dojrzałości.
Chaos jest destrukcyjny, więc cechuje bunt, a bunt to, jakby nie
patrzeć, domena gówniarzy. Przejście między tymi etapami wygląda
zazwyczaj tak: wpadasz i bierzesz ślub. Taka konieczność, trzeba
zarobić na kolejną paczkę pieluch do osrania. Ale to wszystko podobno,
ja nie wiem. Wiem za to, że w niektórych generacjach zdarzają się
tacy, co utrzymują rodzinę z tego, że zamiast pampersów podkładają
swoim dzieciom pod tyłki biografie ludzi, którzy kiedyś byli
przyjaciółmi. A jak w biografię, to i w ten mityczny bunt. Jedyne czym
się człowiek mógł chwalić, opowiadać, jakim to ja bohaterem nie
jestem, że tatuś , to nie siedział bezczynnie...
I nagle zjawiamy się my. Dzieci kapitalizmu. Dzieci zła, bo dobrobytu.
Dzieci nie wiedzy, dzieci nie świadomości totalitaryzmu i faszyzmu.
Błagam! Ale od początku...


Takie, o to przyjemne myśli zajmowały głowę Michała, który szedł, szedł nie strudzenie do szkoły, szedł do tej świątyni wiedzy, coby ten kaganek oświaty pomóc nieść.

Nie lubił szkoły, szkoła jako środek przymusu bezpośredniego. To mógłby być piękny esej maturalny, ale gwarantujący tejże matury oblanie. A oblana matura to niemożliwość studiowania, a niemożliwość studiowania, to... No właśnie, co? Konieczność szybszego podejmowania decyzji. Podejmowania decyzji ostatecznych nie lubi nikt, zwłaszcza takich, za które odpowie się samemu, własną skórą.

- Fuck you all – wypowiedział w myślach jednocześnie wyciągając broń (też w myślach)
Doszkalanie angielskiego przy oglądaniu CSI na coś się przydało.
***

Na końcu korytarza stał Królik. Królik był Królikiem od zawsze. Czemu?
Krążą różne legendy, ale prawda jest banalna. Jego matka fiksowała kiedyś na punkcie zdrowego żywienia i dawał swemu ukochanemu, jedynemu synkowi dzień w dzień dwie marchewki. Na śniadanie i na kolacje. A on je żarł, jak ten królik. Ale można mu wybaczyć brak męskiej stanowczości ( w Kosmo piszą, że to męska cecha), bo miał ledwo sześć lat, ledwo mógł się odlać na stojąco i w ogóle wszystko ledwo. A po za tym, to jest klasycznym przypadkiem kompleksu Edypa. – jego babka pochodziła z Wiednia.
Jak na zwykłego narratora strasznie dużo gadam, choć jak się jest wszechwiedzącym, to można chyba, co nie?!
Była godzina 7.57, czyli, o dziwo, obaj byli przed dzwonkiem, zwykle i to w najlepszym wypadku byli równo z dzwonkiem, a zazwyczaj to ich w ogóle, na przynajmniej dwóch pierwszych lekcjach, nie było. I tak ta edukacja postępowała. Z roku na rok było inaczej, coś się zmieniało po wakacjach, rozluźniało, odpływało gdzieś tam, było gorzej. I tak tylko na siebie patrzyli wyrozumiale. Choć pewnie nie powinni się przejmować, bo jak mawiał ziomek Heraklit, nigdy nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, więc spoko, jak to w przyrodzie wszystko płynie, jest normalnie. A tak prawdę mówiąc, to normalnym tu stanem jest nie normalność. Domy od góry nogami, drzewa rosnące bez korzeni i tysiące pomników quasi autorytetów. Na każde miasto wypada po jednym Piłsudskim, po jednym Dmowskim, i po jednym Papieżu. Ewentualnie jeszcze „Prymas Tysiąclecia”.
I oni to wiedzieli, bo przecież tu żyli. Żyli w przytłoczeniu i nie wiedzieli, co ich przytłacza, a przytłaczało bardzo. Robili to, czego się od nich oczekiwało. Ale robili, jak z tą najtańszą dziwką, niby chętnie, ale jednak bez sentymentów, zaangażowania i zbędnego romantyzmu, wielkich uniesień. Czyli chodzili do szkoły, udawali, że się uczą i nie przeszkadzali rodzicom. Czasem przeszkadzali nauczycielom i wtedy, w którymś dzienniku, którejś telewizji pojawiał się njus, a jego podsumowaniem było „Nauczyciele mówią jasno – to rodzice mają wychowywać, a nie my, w szkole”. I wszystko wracało do normy. Nauczyciele strajkowali, rodzicie pracowali, a media podawały wiadomości o kryzysie. O kryzysie Unii Europejskiej, o kryzysie gospodarczym, o kryzysie energetycznym, o kryzysie w polityce, o kryzysie w sztuce. Generalnie jeden wielki kryzys. A oni chodzili do szkoły, siadali w tych ławkach i starali się. Ale kiedy już człowiek usiądzie i słucha o tym, że jest nadzieją narodu, a zachowuje się nie-tak-jak-powinno-się-zachowywać-kiedy-jest-się-nadzieją-narodu. Że się jest bezproduktywnym i nie ma szacunku do niczego, że się jest śmieciem, i tym przeciw czemu ludzie protestowali. Że się jest ucieleśnieniem beznadziei po prostu.
Chyba najgorzej jest na religii. Mnie to nie dziwi, ale innych tak. W liceum to może nie, bo nikomu się już nie chce, za to w gimnazjum...
Lecz czy dziwnym jest, że piętnastoletni człowiek, którego otocznie zmusza do chodzenia na katechezę, na rzeczonych lekcjach prowokuje ? Może i głupio, ale jak się jest młodym, to przecież ma się prawo do głupoty. Smutnie jest dopiero to, że niektórzy nie dorastają do myślenia.
Krytykują zewsząd te zachowania na indoktrynacji religijnej, ale czy w PRL się dzieci nie buntowały, bo przysposobienie obronne, a „Syzyfowe Prace” to nie jest szkolny (lektura w gimnazjum) przykład, że jak system szkolony męczy, to ci co są pod pręgierzem, go próbują zniszczyć?

Popłynąłem, ja byt nie przenikniony, a tu Pani Profesor, taka, co ma ledwo magistra, do klasy wchodzi. Klasa jeszcze chwilę szeleści, krzesła jeżdżą po brudnym parkiecie i odzywa się, ta świątynia wiedzy:
- Dzień dobry.
-Dzieeeń doppry – ze znużeniem odpowiada trzydzieści osób.
Pani Profesor siada, popija kawkę, podaje numer strony do przeczytania i zaczyna się gapić w okno.
Super, może jeszcze kanapeczkę do tego. Jezusjapierdolę, jak ja tego wszystkiego, nienawidzę tej starej idiotki, która nawet nie potrafi sama streścić notatki z podręcznika, a co dopiero samodzielnie sformułować dłuższy wywód „na temat”. Tego zbiorowiska, kto w ogóle wymyślił, żeby na tak małej powierzchni trzymać trzydzieści osób plus nauczyciel.

To z kolei rozmyślania Królika, i wstał. I jak już wstał to powiedział : ładnie Pani wygląda, jak zwykle brak zmarszczek. Na mózgu. Klasa w śmiech, a Królik do pedagoga, no dzień jak co dzień.
- Artur ile razy jeszcze się tu spotkamy – protekcjonalnie wymruczał pedagog.
- Tyle ile będzie trzeba – powiedział co wiedział, a nie wiedział jeszcze wtedy, że się skazał na walkę z wiatrakami.

Wyszedł z gabinetu, wsadził ręce w kieszenie. Poczekał na dzwonek. Wszedł do klasy. Wziął plecak. Zawołał Piotrusia z Michałem. I poszli.

Michał był najwyższy, najchudszy i według wszystkich najinteligentniejszy. A po za tym był blondynem, co jak wiadomo jest nie męskie. Dużo mówił, ale często milczał. Co tłumacząc z gównopoetyckiego języka oznacza, że mówił dużo o tym, co dookoła, ale mało o sobie.

Królik był niewiele niższy od Michała, ale nie był blondynem i miał zarost, co świadczyło dobrze o jego testosteronie. Miał i matkę która była w nim bezwarunkowo zakochana. A nie miał ojca, którego rozjechali na pasach, kiedy jego syn akurat miał iść do przedszkola.

Piotruś, no Piotruś był ciemnym blondynem, i miał cień zarostu, co sprawiało, że był mało atrakcyjny dla rówieśniczek jako fantom mężczyzny, ale był atrakcyjny dla trzydzieści plus, które pod wpływem gazet i filmów koniecznie chciały zaliczyć młodszego od siebie o te minimum dziesięć lat. Piotruś z tego korzystał. Korzystał też z tego, że jego ojciec pracował całe dnie i noce, a matka tylko w dzień. Ale były pieniądze. A jak były pieniądze, to było ćpanie. A jak było ćpanie, to było okey. A jak było okey, to można żyć, a jak można żyć, to już nie jest tak źle.
Kręcili się trochę po ulicach, aż w końcu stanęli przed kinem Muranów i weszli. Obejrzeli, co mieli i wyszli. Film o przyjaźni, i takich tam. „Stowarzyszenie umarłych poetów” bardziej o takich tam, czy bardziej o przyjaźni? W tym kinie nikt nie żarł popcornu i nie siorbał pijąc kolę. Może i jest małe, może i niszowe, ale miłe i przyjemne. Ciche. Rzeczywiście jest miejscem, gdzie się nie konsumuje, a przeżywa sztukę.
Kupili piwo, usiedli w Parku Traugutta. Pili i rozmawiali o filmie, a jak to zwykle bywa z filmu przeszło na życie i trzeba było kupić więcej piwa. Bóle egzystencjalne, po prostu. Poszli, każdy w swoja stronę, a bardziej - każdy do siebie. I każdy trzeźwy, w miarę.

Królik wszedł do sklepu spożywczego i kupił Mentosy strong mint – mama nie lubiła, kiedy pił. W windzie napakował pół rolki do buzi i jechał, żując. Starał skupić się na żuciu, żeby już nie musieć o niczym myśleć. Winda skończyła jechać. Otworzyły się drzwi. Wysiadł. Stanął przed wejściem do mieszkania. Poszukał kluczy. Wszedł. To takie zwykłe, monotonne. Duży blok w dużym mieście. Rutynowe działania.

- Czeeeść Mamo! – krzyknął zdejmując buty i zastanawiając się jak najszybciej i bezpiecznie skryć się w pokoju.
- Chcesz obiad ?! –nie udało się, matka na niego czekała. Pewnie będzie chciała rozmawiać. I jak zwykle o niczym. O szkole, o maturze, o szkole i maturze. O studiach i pracy, o karygodnym zachowaniu, o „nie tak Cię wychowałam” albo „Ojciec nie byłby z Ciebie dumny” albo jeszcze „Ojciec przewraca się w grobie” albo „Co powiedział by tata na takie zachowanie?„
- A skąd ja mam to, kurwa, wiedzieć – powiedział głośno, przez chwilę był przekonany, że to tylko jego myśli, ale stało się i wiadomość poszła w świat.
- Czy wiesz, że tata nie byłby zadowolony z takiego słownictwa, gdzie się tego nauczyłeś, nie tak Cię wychowałam – królicza mama nie wyłamała się ze schematu i gadała, i gadała.

Piotruś otworzył drzwi do bramy, potem od klatki i biegł po schodach. Jego rodzice chcieli mieszkanie w odrestaurowanej kamienicy. Takiej praskiej, oryginalnej, to mają. Duże, bo robione z myślą o nuworyszach, a nie biedocie, która mieszka już w zupełnie innej części Pragi, wyparta prze ten nowy luksus w głąb. I tak z Ząbkowskiej biedni musieli uciekać w stronę Stalowej, a i tam niedługo pojawi się jakiś pan deweloper, który zwęszy biznes i zacznie przedstawienie. Ale na razie jedyna budowla postawiona przez obcego, to Pan Guma. Domów jeszcze nie budują i nie remontują. Podobno się boją. Jakby było czego.
I Piotruś się nie bał, bo a) kupował towar od miejscowych poganiaczy b) mieszkał tu i żył dobrze z chłopakami c) na przykład jak się go po prosiło, to zawsze wódeczkę kupił, albo się przynajmniej dorzucił, no swój. Choć zawsze jakiś smutny chodził i skulony, ale nigdy się na nic nie skarżył. Zresztą jak sobie wypił, zapalił to i się prostował i jakiś uśmiech na twarzy tam drgnął. Także chłopak jak miliony tu mieszkających. Tylko on był poszukującym, młodym intelektualistą z dobrego domu, a oni marginesem i patologią. Dobrze, zgadzam się – mieli inne motywacje, i co innego ich do używania skłaniało, ale wynik był ten sam. Ból głowy i zgrzytanie zębów, czyli cena za parę godzin szczęścia.
Piotruś wytarł buty wszedł do mieszkania, odwiesił kurtkę na modernistyczny wieszak. Czyli haki rzeźnickie. Sztuka nowoczesna. Zjadł, wypił, umył ręce i usiadł do komputera. Pooglądał głupoty na Youtube, obejrzał Dextera, wszedł na Redtube. I dalej się nudził. Wyłączył komputer, założył buty i kurtkę i wyszedł. W sklepie na dole kupił Durexy i szedł dalej.


Michał dotarł do domu, i nie dopuszczając do siebie żadnych impulsów, próbując wyłączyć mózg. Wybrał opcję : zaśnij. Takie standby w wersji człowieczej.

***

Obudził się. Wczesny wieczór. W mieszkaniu było zimno, ale to raczej wrażenia, niż stan rzeczywisty. Zapalił małą lampkę nad łóżkiem. Wstał, tkwił gapiąc się w przestrzeń, po dłuższej chwili podniósł się. Cisza i ciemność były wyczuwalne w powietrzu, jak gdyby dym. Założył spodnie i bluzę, które leżały na krześle, dosuniętym do biurka w drugim końcu pokoju. Buty i płaszcz w przedpokoju i wyszedł. Zbiegł po schodach, bo nie uważał za przyjemne podróżowanie windą. Ach, ta klaustrofobia. Zawsze się dusił. W dodatku w windach często waliło wódą, rzygami i szczyną. Dusisz się, bo jest mało miejsca. Ręce się pocą, a tu jeszcze trzeba uważać, żeby nie wpaść w kałużę. Czegoś. Nic przyjemnego. Pobiegł do parku, i chodził dookoła alejkami kopiąc a to kamyk, a to kapsel i szukając czegoś, czego mógłby się złapać. Rozpaczliwe szukał. Imanuel Kant prawdopodobni w trakcie takiego wieczoru spojrzał w to pieprzone niebo, Nietzsche wpadł na koncepcję nad człowieka, Gombrowicz odczuł chłód kosmosu, co go zobligowało do napisania o przeraźliwości świata, który z tego nieskończenia przestrzeni wypływa.
Czego ja mam się złapać, kurwa no! Co ja widzę w tym niebie, co ja mogę ? Nawet zabić się nie mogę, bo trzeba podać jakiś powód, trzeba móc napisać coś w liście pożegnalnym. Inaczej ludzie dookoła trupa wariują. Myślał. Obsesyjnie powtarzał, przewijał w głowie. Nie wiem. Zabij się. Nie wiem. Zabij się. Ręce miał schowanie w kieszeni, a paznokcie wbite w dłoń. Do krwi.


Artur chodził w kółko po dużym pokoju. Chciał coś z sobą zrobić. Produktywnego. Nie siedzieć w domu z matką, którą może i owszem kochał. I była to jedyna osoba, którą kochał. Tak, ale jego relacje z matka wyglądały i układały się lepiej na odległość. Zdecydowanie powinien coś zrobić. Nie wyjdzie z domu, bo nie ma dokąd. Michał pewnie czyta, a Piotruś dyma. Usiadł na kanapie i włączył Xboxa. I grał, i grał. Udawał, ze nie ma żadnych myśli w głowie, a świat jest prosty, ludzie szczęśliwi. Wszyscy.

Piotruś, nie Piotr. Myślał tak zawsze w okresach, kiedy postawiał być odpowiedzialnym za siebie i swój los facetem. To były krótkie okresy. Także Piotr stał pod drzwiami na drugim piętrze i zastanawiał się czy na pewno tego chce. Zapukał, wszedł. Przywitali się, a ona ręką sięgała już jego rozporka.
Bo jak wiadomo tam gdzie chodzi o biologię nie ma czasu, na te wszystkie ruchy dłoni i języka, które nazywają się gra wstępną.
- Możemy najpierw chociaż porozmawiać – wydukał.
Ona była w szoku.


- Możesz mi powiedzieć, o co ci właściwie chodzi – spytała, ale jakby nie chcąc znać odpowiedzi. Zadała pytanie, bo tak wypada.
- Jak to o co ?! O życie. O to miasto. O moją rodzinę. O moich przyjaciół. O ciebie. O moje życie, po prostu. O to gówno, które tu jest (dotknął lewej strony swojej klatki piersiowej), a które nijak nie chce spierdolić. Mam dość. Pierdolenia zwłaszcza. To była metafora tylko w połowie, masz brać to dosłownie. Odkąd pamiętam, próbuje się wykończyć, nie tylko ja zresztą. W podstawówce popijałem z barku, na początku gimnazjum odkryłem narkotyki, na jego końcu seks, więc w sumie można to zamknąć w kategorii „ogłupiacze”. Wyjebałem już niesamowity hajs, nie mój, moich rodziców w to wszystko, ale nic się nie rozwiązuje. Pijesz coraz częściej, ćpasz coraz więcej, coraz groźniejszy syf, a na końcu zastanawiasz się, czy masz już HIV albo dziecko. A może dziecko urodzone z HIV. Wstajesz rano, idziesz przez to miasto, przed siebie, a pod każdym murem, na każdym przystanku, na co drugiej ławce widzisz przegranych ludzi, którzy mieli szanse. Kiedyś. Ty masz ją ponoć teraz, znaczy ja mam ją ponoć teraz. Tylko co to zmienia. Ja jej nie widzę, nie umiem wykorzystać. To jest czcze gadanie. Wiesz, jak ja się czuję? Otóż nie wiesz, bo nie chcesz, to cię nie interesuje. Jestem tylko zabawką, takim eksperymentem, może ty w socjologii robisz ? Piszesz jakąś pracę, czy coś. Doktorat ?
- Piękny monolog, ale ja cały czas nie wiem,o co chodzi. Masz pieniądze, masz wszystko, co podsumować można hajlajf, czego chcesz jeszcze ?
- Sensu, poczucia, że moje życie jest ważne.
- Chcesz wziąć prysznic – uśmiechnęła się.
- Nie, chcę porozmawiać, ale tego nie chcesz ty, także cześć.

I wyszedł.

Nad miastem zaczynało świtać. O, jak to okropnie brzmi. Było rano już. Tak lepiej.

Pierwsza lekcja WOS. Michał przetarł oczy. Zaśmiał się. Ach, cóż za fantastyczny przedmiot. Siedzisz w ławce i zastanawiasz się : lepiej do Anglii czy do Niemiec, a może do Francji? – ironizował mówiąc szeptem do planu lekcji.

Idąc do szkoły myślał: wiadomo, że fajnie jest pomieszkać gdzieś tam, tylko nawet tam nie uda ci się uwolnić od tych wszystkich koszmarów. Tam też będziesz Polakiem, a to znaczy, że będziesz człowiekiem, który ma orgazm, jak go biją. Na obczyźnie trudniej o to bicie. Jak mówi niewypowiedziana, co prawda, na głos, ale jednak istniejąca mądrość ludowa: lepiej jak cię swoi ruchają niźli obcy. Lepiej od Ruska w ryj, niż od Angola po łydkach. Polskość, o to co trawi nasz naród. A Europa ? Cóż się dziwią, że nie ufni jesteśmy. Czemu kogokolwiek dziwi, że spłoszone zwierzę się czai i czasem udaje, że atakuje zamiast lecieć się łasić ?

I to niezrozumienie. Zwłaszcza tego, co określa się słowiańską duszą. Faktem jest, że tylko my i Rosjanie, inni Słowianie jednak mniej noszą w sobie śmierć, która patrzy ludzkimi oczyma, naszymi właśnie. I ten alkohol mityczny, który też przecież w obrządku ludowym do kontaktu z tym, co już niematerialne służył. Nasze narody mają niewyobrażalnie długą tradycję w piciu, żeby zapomnieć. To melancholia właśnie w najczystszym czterdziestko procentowym wydaniu. Ale to jakąś kulturę do tego całego picia wprowadza, bo jak się pije, żeby zapomnieć, to się pije swoim tempem, a jak się pije z kolegami, żeby była zabawa, to się rzyga pod nogi przechodniom, legitymując się brytyjskim paszportem. Nie, nie to tylko głupi sposób budowania poczucia wyższości. Swoich kompleksów nie wyleczysz na cudzych wadach. Zapamiętaj, Michałku, nie wyleczysz. Kompleks Polski, to powinna być nowe zaburzenie psychiczne w europejskim rejestrze. Ale nie wyleczysz, zapamiętaj, Michałku. Michałku, jesteś nikim, bo się nikim urodziłeś. Zapamiętaj, Michałku. Co to w ogóle jest Europa? Jeden kontynent, który jest jakimś pozszywanym skrawkiem ziemi. Jest zachód i jest wschód. A pośrodku my. Niechciani przez zachód, i nie chciani przez wschód. Zbyt dzicy dla cywilizowanych, zbyt cywilizowani dla dzikich. Nikt, po prostu nikt. Ja wiem, czemu tylu Polaków ciągnie gdzieśtam, że już nie chcą tymi nieszczęsnymi Polakami być, wolą Europejczykami. Nie rozumieją tylko nacjonaliści i te trochę mniej fanatyczne odłamy prawicy. Ale wciąż fanatyczne, być mniejszym fanatykiem niż faszyści, to nie sztuka. Wszyscy normalni wiedzą dlaczego i rozumieją.

Szkoła. Oto jest i mój cel życia. Skończę i będę dalej nikim. Może tu, może w jakimś bogatym państwie europejskim. Do Stanów nie. Ale i nie Skandynawia, broń Boże. Wysoki socjal, ale zimno i ciemno. To jest i w Polsce. Żeby być nikim w chłodzie i ciemności nie trzeba wyjeżdżać, o nie.

Michał ominął jednak budynek liceum. Całkiem renomowanego. Poszedł do Parku Skaryszewskiego, w pobliskim monopolu kupił wódkę i colę. Było na tyle zimno, bo w końcu luty, że nie spodziewał się policji w okolicy, także spokojnie mógł pić. Myślał dalej :

Mam tysiąc myśli i to rozsadza mi głowę, ale nie potrafię tego wyartykułować. Inaczej niż waleniem pięściami czy kolanem w drzwi albo o inna ścianę, wtedy wszyscy mówią, że jestem frustratem, a do tego agresywnym. Chyba nie ma nic gorszego niż agresywny frustrat. Jest jedno słowo, które to wszystko oddaje. Ale w tedy dochodzi jeszcze :wulgarny. Gówniarz. Kiedyś, tak nie było. Poprzewracało im się w tych głowach od tego dobrobytu. Blablablablablabla.
Dziadek powiedział, że jestem doskonałym bohaterem literackim. Że z jednej strony jak Neil Perry - że niby wrażliwy jestem, i nie zrozumiany, a inni już widzą za mnie moją przyszłość. A z drugiej strony jak Holden. Że się buntuje, że na pewno w dobrej sprawie, tylko nikt jeszcze nie wie w jakiej. Dziadku, dziadku czemu musiałeś.
I rozpłakał się. W parku na ławce. Było zimno, mgliście. W taki zimowy sposób. Policzki go piekły od łez, ale płakał.

Dziadek Michała umarł niemal równo z nowym rokiem. Miał prawo. Przeżył całkiem sporo. Najpierw okupacja Warszawy, potem Powstanie, a na końcu komuna. Dziadek go wychowywał.
Wszyscy dziwili się jak to możliwe, że tak szybko się otrząsnął, że przecież najbliższy, że się nim zajmował. Michał się nie otrząsnął. On po prostu milczał. Udawał. Nie chciał się z nikim dzielić swoim bólem. A już na pewno nie z tymi wszystkimi pedagogami, psychologiem szkolnym. W dodatku na pogrzebie spotkał się z ojcem. Pierwszy raz od ośmiu lat. Ostatnim razem były jego dziesiąte urodziny. Nie miał pretensji do ojca, że mieszka na drugim końcu Polski i jedyne kontakty jakie ze sobą mają to rachunki i konta bankowe. On go rozumiał. Nie zostawił Michała, bo nie chciał i nie kochał. Zostawił go w Warszawie samemu jadąc do Poznania, bo nie chciał go skrzywdzić. On to wiedział. Miał pretensje do systemu, który chciał ingerować w ich rodzinę. Mówić jak mają się zachowywać, jak żyć. Na kartach dokumentów wszystko wygląda dobrze. W życiu emocje nie dają się tak prosto wytłumaczyć.
Ojciec Michała, Michał senior był tak samo samotny jak junior. Wiedział, że zostawił na dziecku jakiś stygmat. Ale wiedział również, że gdyby został skrzywdziłby go bardziej, głębiej. Wszyscy czekali, co zrobi 28 latek, któremu żona umarła ledwo dwa lata po ślubie, przy porodzie pierworodnego. Nazwał syna Michał, bo chciała tego ona. Kochał ją najbardziej jak był w stanie kochać. Próbował tę miłość przelać na syna, ale nie mógł. Ciągle drżał, płakał, chudł, niemowlak się go bał. Potrzebował matki. A on pogrążał się w apatii. Wszyscy chcieli go pocieszać, pomagać, mówić jak ma postępować. Tylko jego ojciec nic nie mówił, nie radził, a po prostu był. W końcu wstał z łóżka i zaczął szukać pracy. Wyjechał, żeby być jak najdalej od tego miasta. Zarabiał dużo. Pół pensji przelewał na konto ojca, a po jego śmierci syna. Michał senior i Junior byli tacy sami. Samotni, zagubieni, źli na świat i siebie. Nie potrafiący poradzić sobie z życiem. Sfrustrowani, agresywni. Przewlekle chorzy na życie. Permanentnie w gotowości do samobójstwa. Ale trwali dla siebie. I tego nie mógł zrozumieć żaden psycholog. Jak syn może czuć się przywiązany, deklarować miłość do ojca, którego widywał raz roku z okazji swoich urodzin, a od ośmiu lat nawet i w urodny już nie. A oni mieli coś, co łączy bardziej niż miłość. Mieli wspólne cierpienie.

Michał nie miał już siły na myślenie, i po prostu wstał. Nie do końca wiedział co teraz powinien zrobić. Napił się i wstał, żeby iść, ale jakoś nie szedł. Wyjął telefon z prawej kieszeni, gdzie zawsze trzymał telefon. Stałość zachowań, rytuały. Kiedy nie ma się porządku w życiu, ma się przynajmniej w rzeczach. Jakieś minimum. I jeśli nawet tak nie jest, to trudno nie wierzyć w nic. Podobno, tak śpiewa taki jeden. A że w Boga trudno uwierzyć, to przynajmniej w porządek można próbować. Zadzwonił i już, po piętnastu minutach, witał się z przyjaciółmi.
- Cześć, chłopaki!
- Nooo, cześć - wróciło do niego dwugłosem.
- Tak, wiem. Ale zanim się zacznę tłumaczyć, to chodźmy, może nad Wisłę.
- Czemu nie. To miasto jest całkiem duże. Można w nim umrzeć tysiące razy nie zauważonym. Idealne do uciekania przed własnym życiem czy innym losem. A nad Wisłą jest wprost idealnie. Zwłaszcza, kiedy idzie się tam w takich celach.
Michał zauważył, że Piotrek od chwili przywitania nie odezwał się nawet półsłówkiem. Milczenie tego, który uchodził w tym towarzystwie za energicznego i przebojowego nie zwiastowało niczego dobrego. A wręcz przeciwnie - było obietnicą kłopotów. Jakichś. Nie wiedział jeszcze jakich, ale to tylko kwestia czasu.

Miał skończone osiemnaście lat, był zdolnym dzieckiem, które poszło o rok wcześniej do szkoły. I śmiertelnie bał się odpowiedzialności karnej, choć jakichś szczególnych powodów nie miał.

Królik szedł powoli jak przystało na „puszystego” takiego „misia” i rozglądał się na boki, jakby działo się coś szczególnego dookoła. A nie działo się nic. Piotrek i Michał szli szybciej napędzani swoim myśleniem. We mgle było widać charakterystyczne, żarzące się oczy papierosów. Cała trójka skupiała się na paleniu i patrzeniu. Królik na boki, a reszta w buty. Byle nie na siebie. Bo to może prowokować rozmowę, a na rozmowę żaden nie miał teraz nastroju. Cisza ich nie krępowała, raczej dawała poczucie bezpieczeństwa. Poczucie bezpieczeństwa w środku wielkiego miasta. Organizmu z bruku i betonu. Ale to już mówiło miliony osób przede mną (narratorem), więc ja daruję sobie porównywanie ulic do żył.
Szli milcząc i paląc, myśląc i ktoś patrząc na nich z boku mógłby pomyśleć, że nie wiedzą gdzie chcą dojść, po co idą i o czym myślą. Ale doskonale wiedzieli. Jedyne czego nie wiedzieli, to czy ktoś chce to wiedzieć. I nikt nie był gotowy powiedzieć :”Quo Vadis” trzem szukającym we mgle krzyża w tym mieście.

Krzyż to ostateczność, przynajmniej w wypadku Piotra, bo Jezus i z tej klęski się podniósł po trzech dniach. Chłopaki wcale nie szukali śmierci jak teraz pewnie pomyślałeś, szukali końca bolączek. Szukali sensu. Chrześcijanami nie byli, także śmierć Chrystusa nie wiele im dawała. I nawet gdyby wydarzyła się powtórne, to w czasach kapitalizmu zbawianie musi być konfekcjonowane, nawet Bóg potrafi liczyć, a może zwłaszcza Bóg. A oni nie chcieli już za nic płacić, zwłaszcza za sprawy życia i śmierci.

Michał dostał zadyszki myślowej: mamy po dziadkach i rodzicach pewien bagaż, z którym musimy żyć następne minimum czterdzieści lat, bo za wcześnie umrzeć nie wypada. A samobójstwo to już w gole faux pas.
Bo przecież jak urodziłeś się w wolnym kraju, miałeś od zawsze McDonalda i plastikowe pampersy zamiast tetry, to nie wolno być ci słabym i nieszczęśliwym. Bo tak piszą mądrzy redaktorzy w ogólnokrajowych gazetach. Opiniotwórczych. Którym nawet nie chce się sprawdzić, że całkiem powszechne było w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych zakładanie dzieciakom tej tetry. Bo to burzy obraz.
Dlatego chłopcy z ambicjami, dziewczynki z marzeniami, chłopcy z marzeniami i dziewczynki z ambicjami, o których nikomu nie mówią, a już na pewno nie redaktorom piszących długie artykuły o „młodzieży której się nic nie chce, bo mają wszystko, nie znają swej historii, nie szanują korzeni, i żyją jak na te gnoje na zachodzie. Na śniadanie jedzą MTV, na obiad VIVE, a kolacji nie jedzą, bo to nie dietetyczne”.
Dzieci post – komuny jako zło tego kraju. To świetny temat. Zawsze.
Dzieci, które muszą się mierzyć co dzień z tym, że są nie takie jak miały być. Miały być silne i zdrowe, piękne i mądre. A nie są. Są słabe i zagubione.
Bo kiedy trzeba było się nimi zająć, to ważniejsze było budowanie nowego wolnego kraju, ale nikt nie ma pretensji. Przecież ich ojców i matek rodzice też nie wychowywali, bo walka z komuną była łatwiejsza, a dziadków nikt nie wychowywał, bo trauma po wojnie.
Bo odbudowa miast i usuwanie gruzu. Ale to tylko gadanie, i szukanie usprawiedliwienia. Każdy ma na co zrzucić swoją winę. Tylko nie te okropne dzieci lat dziewięćdziesiątych, którym nawet nie wolno być przytłoczonymi tym, że wszystko dokoła atakuje ich oczekiwaniami i żądaniami, a nie ma nic w zamian.

Trzech młodych mężczyzn – jak zwykle mawiają stare dewotki – doszło nad rzekę. Te najważniejszą w Polsce. I dalej milczeli patrząc. Michał kopnął kamyk, albo kapsel od butelki piwa i wyszeptał – Depresja
- Co depresja? – zareagował z niezwyczajną jak na niego szybkością Królik.
- Pokoleniowa, stan permanentnej inercji. Zawieszenie w próżni.

W takich momentach zazwyczaj mówili mu „skończ pierdolić”, bo przemyślenia tego typu potrafiły zając mu i cztery godziny ciągłego gadania, ale tym razem słuchali. Instynktownie kuląc się, zapadając w swoje kurtki i płaszcze wiosenne. Tym razem mówił o czymś, co dotyczy i ich.
- Nie chęć do wszystkiego, udawanie, że wszystko jest fajnie. Ten konsumpcjonizm kompulsywna taki wręcz, to unikanie odpowiedzialności, ta chęć ucieczki gdziekolwiek, byle dalej od domu.
- Wyścig szczurów od przedszkola – dorzucił Piotrek
- Samotność? – spytał Królik
- Przecież wiesz, że w tłumie też jesteśmy sami – odpowiedzieli mu chórem.
- Nieumiejętność pracowania w grupie, ciągłe szukanie perfekcji, frustracja- mówił Michał.
- Ukrywanie emocji i myśli, udawanie.
- Oszukiwanie siebie i świata. Jestem taki jak miałem być, a nie jaki, jestem! Patrzcie o teraz!
- Ostateczne pogubienie się, zatopienie w otchłani i niczym

I zamilkli. Uspokoili się. Każdy dowiedział się, że ma przyjaciół i nie jest sam. Że poczucie klęski nie jest jego prywatnym. Oddychali miarowo uśmiechać się i patrząc na słonce, które widać było nad Pałacem Kultury i Nauki wyłaniającym się z opadającej mgły.









Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
tresura · dnia 21.05.2012 09:14 · Czytań: 574 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Inne artykuły tego autora:
  • Brak
Komentarze
Monia81 dnia 21.05.2012 12:31
Zauważyłam literówki, błędy gramatyczne, interpunkcja też do wglądu, ale nie o tym chciałam napisać:)

Podoba mi się. Jak dla mnie ten tekst jest ciekawy.
Dorastanie to naprawdę trudny okres w życiu. Mimo, że to było wieeeeki temu, to wciąż pamiętam.
Identyfikuje się z twoimi bohaterami, można powiedzieć, że czułam dokładnie to samo.
Swoją drogą, jak skończyłam dwadzieścia lat to zwiałam z domu, chociaż rodzice zapewniali mi wszystko, co potrzebne.

Pozdrawiam ciepło:)
tresura dnia 21.05.2012 16:45
Literówki znalazłam:rip:. Zaraz poprawię. Gramatyka, domyślam się, że szyk "nietaki", a jeśli chodzi o interpunkcję, to trzeba na mnie krzyczeć, bo mam z tym duże problemy...

Myślę, że większość chce uciec z domu, tylko każdy z innych powodów, i to uciekanie jest chyba zdrowe. ;)

Dzięki, nawzajem.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Jacek Londyn
12/10/2024 08:21
Dzień dobry. Czytany jest ten artykuł (liczba wskazuje na… »
pociengiel
12/10/2024 01:04
dzięki andro »
andro
11/10/2024 23:24
Dobrze się czyta. 30 tysięcy poetów z Krakowa potwierdzi… »
OWSIANKO
11/10/2024 21:57
dzięki za brak zainteresowania »
liathia
11/10/2024 12:15
„Poeta”, to stan umysłu, więcej sennej wyrozumiałości życzę.… »
Dar
11/10/2024 08:31
Carl Jung powiedział :,, Wszystko, co nas drażni w innych,… »
Zbigniew Szczypek
10/10/2024 22:53
Pociengiel Faktycznie straszny ten sen, taki… »
Zbigniew Szczypek
10/10/2024 21:50
Kazjuno, Dar Kaziu - dziękuję Ci za wnikliwy komentarz i ze… »
Dar
10/10/2024 08:02
Tekst przypomina monolog wewnętrzny człowieka zaburzonego… »
Kazjuno
09/10/2024 09:40
Dzięki, Januszu, za komentarz i dwie cenne dla mnie uwagi… »
Janusz Rosek
09/10/2024 08:42
Kazjuno Bardzo ciekawy fragment Twojej powieści. Ze względu… »
Kazjuno
09/10/2024 08:26
Klarownie Zbysiu unaoczniłeś samolubną postawę… »
Wiktor Orzel
08/10/2024 10:52
@Kajzunio - dziękuję za komentarz i gratulacje, Hłaskę… »
Janusz Rosek
08/10/2024 08:27
Zbyszku. Dziękuję bardzo za Twój komentarz. Wiersz… »
Zbigniew Szczypek
08/10/2024 00:22
Januszu R. Najpierw wrzuciłem tekst, a później przeczytałem… »
ShoutBox
  • mike17
  • 10/10/2024 18:52
  • Widzę, że portalowe życie wre. To piękne uczucie. Każdy komentarz jest bezcenny. Piszmy je, bo ktoś na nie czeka :)
  • Kazjuno
  • 08/10/2024 09:28
  • Dzięki Zbysiu, też Ciebie pozdrawiamy. Animujmy ruch oddolny, żeby przywrócić PP do życia.
  • ajw
  • 07/10/2024 23:26
  • I ja pozdrawiam :) Zdrówka i samych serdeczności :)
  • Zbigniew Szczypek
  • 07/10/2024 21:36
  • Dar, AJW, Kazjumo - serdecznie Was pozdrawiam i dziękuję Dar za troskę - będzie dobrze! Wszystkich na PP pozdrawiam - nie poddawajcie się i wzajemnie odwiedzajcie, tak zbudujecie "swoją potęgę" ;-}
  • Dar
  • 22/09/2024 22:52
  • Zbyś Oława . Mam nadzieję, że będzie dobrze.
  • Wiktor Orzel
  • 18/09/2024 08:33
  • Dumanie, pisanie i komentowanie tekstów. ;)
  • TakaJedna
  • 16/09/2024 22:54
  • Jesień to najlepszy czas na podumanie.
  • mike17
  • 15/09/2024 19:48
  • Jak jesień nadchodzi, to najlepsza pora na zakochanie się :)
  • TakaJedna
  • 12/09/2024 22:05
  • Jak jesień idzie, to spać trzeba!
  • Wiktor Orzel
  • 11/09/2024 13:55
  • A co tutaj taka cisza, idzie jesień, budzimy się!
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty