Jago, przepraszam i chylę czoła. Gdybym ja dostał taki komentarz, jaki dałem tobie… pewnie nie potrafiłbym tak pięknie na niego odpowiedzieć jak ty.
Postaram się trochę rozjaśnić to co powiedziałem.
Jaga napisała:
to cudownie, to znaczy, że wiarygodna jest ta kobieta
Jasny gwint! to mnie przeraziłaś!
Na początku trochę specyficznie zinterpretowałem to zdanie i zatrwożyłem się, mając nadzieję, że to nieprawda.
Lecz chyba chodziło ci o to, że tylko realnie zarysowaną postać można znienawidzić. To zupełna racja. Rzeczywiście nikt nie będzie się emocjonował, jeśli nie uwierzy w przedstawioną kreację. Twoja bohaterka rzeczywiście wydawała mi się bardzo wiarygodna, jak żywa.
Jaga napisała:
Wręcz przeciwnie, jestem zachwycona! Serio, serio!
Sarkazm to? czy najszczersza prawda, czuję się zachwycony takim odbiorem i chętnie napiszę więcej.
Jaga napisała:
A ja pewnie byłem katem
Ej! A co z:
Jaga napisała:
Nie wydaje mi się jednak, że łatwo jest opisać swoją historię lub gdzieś zasłyszaną. Próbowałam. Nie byłam zachwycona;-) Najtrudniej jest pisać o ludziach, których znamy i wydarzeniach z życia. Gubimy wtedy potrzebny dystans.
Z tego komentarza, zrozumiałem, że to opowiadanie nie było o Tobie. Skąd zatem taki odbiór i wzięcie do siebie, tego co było skierowane na bohaterkę? (Swoją drogą, pewnie masz rację z tym dystansem.)
Twoja heroina mówiła zresztą o „rąbaniu głowy siekierą”, wkładaniu „noża w plecy” i wrzucaniu do rozpalonego kominka, pomyślałem więc, że i ja, mogę posłużyć się podobną hiperbolą…
Spróbuję wyjaśnić ci mój punkt widzenia i wytłumaczyć skąd wziął się taki odbiór.
Start: Jestem przekonany, że ludzie nie powinni żyć ze sobą bez ślubu. Naturalnie więc stanąłem po stronie matki bohaterki – która reprezentowała ten pogląd.
Spójrz Jago na swoje opowiadanie; znaczna jego część stanowi narzekanie i wkurzanie się bohaterki na swą matkę, obrażanie jej, krytykowanie itd. A jednocześnie nie widać w tym tekście niemal niczego, co usprawiedliwiałoby ten fakt.
Gdybyś w swym opowiadaniu zamieściła jakiś fragment, w którym w całej okazałości ujawniłabyś, hipokryzję, głupotę, podłość i despotyzm, matki bohaterki, wtedy zapewne potrafiłbym się z nią (tzn. z bohaterką) zsolidaryzować w tej złości; tak zaś, solidaryzowałem się z jej matką. Przez to natomiast, każde zdanie które rzucała na swą matkę, czułem jakby było skierowane do mnie.
Wszystko wskazywało na to, że gdyby twoja bohaterka mnie poznała, odebrałaby mnie tak jak swą matkę – i vice versa. Ja też patrzyłbym na nią tak jak jej matka.
Jednak nie udało mi się znienawidzić matki bohaterki, a przez to de fakto znienawidziłem samą bohaterkę – za to, że ona nie znosiła swej matki, którą darzyłem sentymentem…
Być może matka twojej bohaterki miała rzeczywiście nieznośny, apodyktyczny charakter; być może rzeczywiście zasługiwała na te słowa krytyki, za swój despotyzm i tyranię. Całkiem możliwe, lecz nic w tekście mnie do tego nie przekonało.
Nawet jeśli były jakieś zarzuty, były przedstawiane przez bohaterkę, a to odbierało im wiarygodność. Przez tysiące lat ludzkiej historii, córki narzekały na despotyczne matki, a matki na krnąbrne córki. Jeśli nastolatka zwierzy mi się, że jej matka jest potworem, bo chce by wszystko było po jej myśli i ciągle jej rozkazuje, spojrzę na to z pobłażaniem. Co innego gdybym poznał jakąś konkretną sytuację, lub usłyszał to od kogoś z boku – wtedy mógłbym się przekonać.
Jaga napisała:
Ja pamiętam! Czuwam, pamiętam, czuwam!
Nie zmienia to faktu, iż jestem człowiekiem, a jak odchodzą bliskie osoby to ...cierpię...Nie boję się śmierci, nie. Boję się pustki po stracie bliskich i tego, że jak ja odejdę moje dzieci będą tęsknić...
Racja, zgoda, wyrazy uszanowania i poparcia.
Jaga napisała:
Z Bogiem jestem rozliczona
Być może, nie zaprzeczam, ale nie widać było w opowiadaniu, by twoja bohaterka rzeczywiście była.
Dobrze by było, gdy stanie się przed Bogiem, móc powiedzieć, że nie uprawiało się cudzołóstwa (czytaj: nie „żyło się z
niejednym bez ślubu”), że nadstawiało się drugi policzek, nawet nieznośnej matce, spełniając przykazanie o posłuszeństwie względem rodziców. Że nie myślało się o własnej przyjemności, lecz miłowało bliźniego i starało się o Królestwo Boże.
Niełatwe. Nieproste. Nie twierdzę, że osiągnąłem w tym względzie, coś więcej od Ciebie i twej bohaterki.
Zapewne niejeden (choćby ze strachu), gdyby zobaczył Śmierć i miał jechać np. na narty, zrezygnowałby i przeznaczone na to pieniądze, oddał ubogim. Mógłby też zacząć chodzić do kościoła, a nawet ze strachu począć „klepać koronki do Najświętszej Mari Panny”. Takie zachowanie uznałbym za bardziej racjonalne. To nie ma być: „jedzmy pijmy, bo jutro pomrzemy”…
Ewangelia Łukasza 12, 33. Sprzedajcie, co macie, a dajcie jałmużnę; sprawcie sobie trzosy, które nie niszczeją, skarb niewyczerpany w niebie, gdzie złodziej się nie przybliża, ani mól nie psuje.
34. Albowiem gdzie jest skarb wasz, tam i serce wasze będzie.
Jaga napisała:
A dlaczego ta wnuczka miałaby w piekle się znaleźć? A dlaczego babcia była dewotką???
Skoro już ujawniło się, że mam ten zły charakter lubiącego pouczać despoty – co naprawdę jest straszną wadą. To spróbuje na te pytania odpowiedzieć. Zacznę od drugiego:
Jaga napisała:
A dlaczego babcia była dewotką???
Wyobraź sobie, że należę do towarzystwa anty tytoniowego, że w każdy tydzień spotykam się na zebraniu członków SN („Stop Nikotynie!”), że wiele czasu poświęcam na tworzenie plakatów antynikotynowych itd. A jednocześnie mam wnuka który kopci jak szalony i nic mu nie mówię, ani nie psuję mu humoru, gderaniem o szkodliwości palenia. Czy nie nazwałabyś mnie wtedy hipokrytą?
Cytat:
Różniło nas prawie wszystko. Nie lubiłam wsi, nie klepałam koronek do Przenajświętszej Maryi Panny, żyłam z niejednym bez ślubu, a ona zawsze mnie rozumiała. W święta wyjeżdżałam na wczasy, unikając imprez rodzinnych, a w niedziele robiłam zakupy, zamiast iść do kościoła. Mimo tego nie usłyszałam od niej słowa krytyki, jedynie babciną troskę.
A wyobraź sobie, że przeciwnie, skoro należę do towarzystwa anty nikotynowego, to staram się przekonać mojego wnuka. Że jestem natarczywy, nieustępliwy i zdeterminowany. W każdej rozmowie staram się przedstawić mu coraz to nowe argumenty przeciw paleniu. Gdy dzwoni do mnie, odbieram słowami: „przestań palić!”. Słowem: jestem tak upierdliwy, że wnuk mnie nienawidzi i unika. Lecz ja się nie poddaję!
Nachodzę go w domu i w pracy. Krzyczę, nalegam, grożę i proszę, aż mój wnuk boi się lodówki otworzyć, ze strachu, że czyham tam ze zdjęciem wyniszczonych przez nikotynę płuc.
W końcu wnuk nie wytrzymuje; pęka. Ma już dość i dla zwykłego spokoju ducha i tego bym się od niego odczepił, postanawia rzucić palenie. Pilnuję go przy tym jak cerber. Wnuk wie, że nie pozbędzie mnie się jeśli naprawdę nie żuci, więc w końcu robi to.
Ostatecznie mój wnuk ma niezbyt pochlebne o mnie zdanie, ale ja się tym nie przejmuję, skoro należę do SN, to sądzę, że zrobiłem słusznie i uratowałem mu życie – bo nie umrze na raka płuc – a nawet nie tylko jemu, lecz może i jego przyszłym dzieciom, albo osobom, które inaczej musiałyby przez niego biernie palić. Może też jego przykład skłoni inną osobę do rzucenia, albo sam wnuk, kiedyś przekona się o słuszności tej decyzji i przekona innych do odejścia od nałogu. Nie wiadomo więc, jak wiele dobra stanie się przez taki mój despotyzm. Oczywiście gdyby tak było, miałbym jakąś nadzieję, że kiedyś wnuk mi za to wszystko podziękuje, a nawet jeśli nie, to trudno – nie zrobiłem tego przecież dlatego, że chciałem by mnie lubił, lecz dlatego, że sam go lubiłem.
Czy gdybyś znała taką historię, nazwałabyś mnie draniem i sadystą?
Nie zrozum mnie źle, nie należę do żadnego towarzystwa antynikotynowego (to był jedynie przykład), chodziło mi tylko o to, że człowiek prawdziwie w coś wierzący, będzie raczej konsekwentny w tym co robi.
Jeśli staruszka rzeczywiście wierzyła, że chodzenie do kościoła co tydzień, jest zbawienne, właściwe i potrzebne, to tym bardziej chciałaby przekonać do tego wnuczkę którą kocha. Kościół to nie teatr, do którego nie musimy chodzić, jeśli nie podoba nam się przedstawienie. To nie jest kwestia gustu, w stylu: ja lubię kabarety, a drugi kino amerykańskie. Do kościoła idzie się, by umocnić swą wiarę i usłyszeć kazanie, pouczenie, które ma pomóc nam (inna sprawa czy rzeczywiście to robi…) pozostać na właściwej ścieżce. Naturalnie pouczenia takiego potrzebuje bardziej człowiek młody i niedoświadczony, któremu łatwiej zbłądzić i jest bardziej narażony na przeróżne pokusy, od osoby starszej.
Jeśli babcia rzeczywiście sądziłaby, że „seks przedmałżeński to zło” – jak pewnie nieraz słyszała w kościele z ambony – to zapewne starałaby się z całych sił przekonać ulubioną wnuczkę, żeby ożeniła się ze swym chłopakiem. Zwyczajnie bojąc się o nią.
Mogłaby nawet dojść do wniosku, że to, że tak długo nie mają dziecka, jest właśnie karą Bożą; bo i właściwie dlaczego nie? W Biblii jest jeden przykład kobiety, która w ramach kary stała się bezpłodna. Tym bardziej zatem, chciałaby skłonić ją do jakiejś zmiany w tym względzie.
W ogóle zagadnienie „dobrej” babci i dziadka, a „złych” rodziców, jest znanym problemem społecznym. Rodzice starają się dzieci wychowywać – a to nieprzyjemne. Dziadkowie zaś często rozpieszczają – a to jak najbardziej przyjemne. Wiele rodzin narzeka, że starsi z powodzeniem podkopują zasady które ustalili w swojej rodzinie i uniemożliwiają im wychowywanie. Rodzice starają się nie dawać dziecku słodyczy, a babcia po cichu, w tajemnicy, karmi wnuczki łakociami itd.
Zdaję sobie sprawę, że twoje opowiadanie dotyczyło osoby dorosłej, lecz i tak wydaje mi się, że osoba starsza (nawet pominąwszy religię) powinna dzielić się swoim doświadczeniem, a nie jedynie bezwiednie akceptować swoich wnuczków.
Cytat:
Mimo tego nie usłyszałam od niej słowa krytyki,
A słowa krytyki czasem są potrzebne. Dlatego napisałaś na samym początku:
Jaga napisała:
będę wdzięczna za konstruktywną krytykę
I twojej bohaterce na pewno nie zaszkodziłaby jakaś konstruktywna krytyka, ze strony babci. Wszakże oczywiście nie sztuka krytykować, lecz sztuka przyjmować krytykę.
Dlaczego uznałem babcię za dewotkę? Cóż, może źle pojmuję ten termin. Użyłem go w znaczeniu: osoba pozornie religijna; wyróżniająca się zewnętrznymi objawami religijności, a nie żyjąca zgodnie z jej duchem.
Widzisz Jago, poświęciłaś trochę na pokazanie tej zewnętrznej religijności babci. Chodzi co tydzień do kościoła, zagania do różańca, plecie koronki dla PMP itd. Nie widać było zaś jakiś wewnętrznych oznak wiary… no chyba że chodziło o łagodność i wyrozumiałość. To wielkie zalety, więc może przesadziłem.
Chodziło mi o to, że w Biblii nie znajdziesz słowa „różaniec” i żadna z ksiąg, żaden z listów apostolskich i powszechnych, nie nakazuje klepania „koronek do Przenajświętszej Maryi Panny”, ani nawet chodzenia w niedzielę do kościoła…
Zdecydowanie zaś nakazuje już żyć w pewien sposób i starać się by inni (a szczególnie nam bliscy) też tak żyli. To dosyć oczywiste, że jeśli uznajemy coś za grzech przeciwko Bogu, za który będziemy musieli przed Nim odpowiedzieć, będziemy się starać unikania takiej rzeczy i skłaniania innych do takiej samej postawy.
Babcia odznaczała się wieloma pozorami bycia członkiem wiary katolickiej, a jednocześnie nie widać było by wierzyła w to o czym wiara katolicka mówi – dlatego uznałem ją za dewotkę.
Jeśli staruszka uznawała za złe bycie ze sobą bez ślubu, dosyć naturalne byłoby, by jeśli kocha wnuczkę, skrytykowała ją w tym względzie. Tak jednak się nie stało. Z czego wnioski mogły być dwa: albo nie kocha ona w rzeczywistości swej wnuczki i ma gdzieś co z nią będzie; albo w rzeczywistości nie wierzy w naukę kościoła, do którego przecież tak często uczęszcza – a więc jest jedynie pozornie religijną dewotką.
Wybrałem tą drugą interpretację, gdyż wydawała mi się słuszna.
Jaga napisała:
A dlaczego ta wnuczka miałaby w piekle się znaleźć?
Znaczna część odpowiedzi na to pytanie znalazła się już we wcześniejszej części komentarza. Ale oczywiście można napisać więcej.
Cytat:
żyłam z niejednym bez ślubu
Czyli jest cudzołożnicą, a jednak nie żałuje.
Ewangelia św. Mateusza 19, 3. I przystąpili do niego faryzeusze kusząc go i mówiąc: czy godzi się człowiekowi opuścić żonę swoją z jakiejkolwiek przyczyny? 4. A on odpowiadając rzekł im: Czyż nie czytaliście, że ten, który stworzył człowieka na początku, „mężczyznę i niewiastę stworzył ich” (Rodz. 1, 27.) i rzekł: 5. Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się z żoną swoją, i będą dwoje w jednym ciele. 6. A tak już nie są dwoje, ale jedno ciało (Rodz. 2, 24.) Co tedy Bóg złączył, człowiek niech nie rozłącza. (…) 9. A powiadam wam, że ktokolwiek by opuścił żonę swoją, z wyjątkiem przyczyny rozpusty, i pojął inną, cudzołoży, i kto by opuszczoną pojął – cudzołoży. 10. Rzekli mu uczniowie jego: Jeśli tak się ma rzecz mężczyzny z niewiastą, lepiej się nie żenić. 11. A on odpowiedział: Nie wszyscy pojmują tę naukę, jeno ci, którym jest dane. 12. Albowiem są trzebieńcy, którzy takimi się z żywota matki narodzili, i są trzebieńcy, których takimi ludzie uczynili, i są trzebieńcy, którzy się sami na to skazali dla Królestwa Niebieskiego. Kto może pojąc, niechaj pojmuje.
Chrystus twierdzi zatem, że każdy kto rozwiązuje związek i wchodzi w drugi (z wyjątkiem tego, gdy jest zdradzany) cudzołoży. I dodaje, że lepiej już poddać się kastracji (!), niż grzeszyć w ten sposób!
Cytat:
W święta wyjeżdżałam na wczasy, unikając imprez rodzinnych, a w niedziele robiłam zakupy, zamiast iść do kościoła.
Ja to rozkodowałem tak: „Gdzieś mam rodzinę i religię, chcę się jedynie bawić”. Oczywiste jest, że łatwiej jest pojechać na wczasy, czy pójść zakupy, niż podołać jakimś mniej przyjemnym obowiązkom. Kto jednak szuka własnej przyjemności, gotuje sobie zgubę.
Cytat:
Czy każda rozmowa z moją matką musi zakończyć się kłótnią?!
W przypadku takich kłótni wina leży przecież po obu stronach. Bezczelnością jest, że bohaterka oczekuje, że jej matka musi ustąpić, a sama ustępować nie zamierza. Oczywiście żadnej kłótni by nie było, gdyby była posłuszna swej rodzicielce.
Nie kłóciła się z nią o nic ważnego. To nie były żadne sprawy egzystencjalne, czy ważne, w imię których miałaby prawo występować przeciwko rodzicom – jeśli byłaby przekonana, że są w błędzie. To była kwestia spędzania wolnego czasu. I raczej matka miała rację. Bohaterka zaś reprezentowała typowo hedonistyczne podejście do życia.
Cytat:
Dlaczego ta kobieta nie może zrozumieć innego punktu widzenia niż jej własny?
A czy bohaterka potrafi zrozumieć punkt widzenia swojej matki – która się o nią zwyczajnie troszczy? Nie. Jest to więc hipokryzja.
„Zobaczysz, nic nie oszczędzasz, a jak stracisz pracę, zostaniesz na bruku!”, „Zobaczysz, Krzysztof cię rzuci i zostaniesz na lodzie”, „Zobaczysz, połamiesz się, zresztą po co ci to potrzebne, na wieś byś pojechała odpocząć, książki poczytać” – wszystko to przecież nie są złośliwe zarzuty, lecz wynikająca z matczynej miłości, troska o dobro córki. Matka zwyczajnie się o nią martwi. To, że córka wścieka się na za to, jest zwyczajnie niedobre.
Naturalnie rozumiem, że te wszystkie uwagi musiały ją boleć, lecz powinna spróbować postawić się na miejscu swej matki i czasem też okazać jej zrozumienie.
Cytat:
Jaka ona jest uparta, czego jeszcze ode mnie chce?! Przecież wie, że nie ustąpię.
I kto tu jest uparty? kto nie chce ustępować?
A ustępować trzeba, często nawet złu.
Ewangelia Mateusza 5,
39. Ja zaś wam powiadam, byście się nie sprzeciwiali złemu: ale jeśli cię kto uderzy w prawy policzek twój, nadstaw mu i drugi.
40. A temu, który chce się z tobą w sądzie spierać i wziąć suknię twoją, odstąp mu i płaszcz.
41. A ktokolwiek by przymuszał cię na tysiąc kroków, idź z nim i drugie dwa.
42. Temu, co cię prosi, daj: i nie odwracaj się od tego, który chce u ciebie pożyczyć.
////
Najgorsze jest jednak to, że nijak nie widać by bohaterka starała się o coś dobrego; coś dobrego robiła. Ma czas jeździć na narty, ma czas na różne głupoty i przyjemności; a gdzie służba Bogu? gdzie jakieś dobre owoce?
Ewangelia Łukasza 16, l3. Żaden sługa nie może dwom panom służyć; bo albo jednego będzie miał w nienawiści, a drugiego będzie miłował; albo z jednym trzymać będzie, a drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i mamonie.
Ewangelia Mateusza 7, 19. Wszelkie drzewo, które nie rodzi owocu dobrego, będzie wycięte i w ogień wrzucone.
Człowiek jest na ziemi z jakimś celem, jakąś misją i obowiązkami, a nie tylko dla tego by mu było dobrze i przyjemnie. Obrazuje to chociażby przypowieść o talentach – Bóg oczekuje od nas jakiś działań. A czasem nawet i poświęcenia, wszystkiego innego:
Ewangelia Łukasza 14, 28. Albowiem kto z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie pierwej, i nie obliczy, czy ma środki potrzebne na dokonanie, 29. aby, gdyby założył fundament, a nie mógł dokończyć, wszyscy patrzący nie zaczęli śmiać się z niego, 30. mówiąc: Że ten człowiek zaczął budować, a nie mógł dokończyć.
3l. Albo który król, mając prowadzić wojnę z innym królem, pierwej siadłszy, nie pomyśli, czy może z dziesięciu tysiącami zmierzyć się z tym, który z dwudziestu tysiącami ciągnie przeciw niemu 32. W przeciwnym razie gdy tamten jest jeszcze daleko, wyprawiwszy poselstwo, prosi o warunki pokoju.
33. Tak więc żaden z was, który nie odstępuje wszystkiego, co ma, nie może być uczniem moim.
Ewangelia Mateusza 13,44 Podobne jest królestwo niebieskie do skarbu ukrytego w roli, który znalazłszy człowiek, skrył, i radując się z niego, odchodzi i sprzedaje wszystko, co ma, i kupuje ową rolę.
/////////////
Jaga napisała:
Cieszę się, że końcówka Ci się podobała
Naprawdę mi się podobała – bo może nie widać tego entuzjazmu. Końcówka była świetna, dzięki niej tekst staje się spójny i sensowny. Zwyczajnie miałaś pomysł na opowiadanie, czego nie było widać już na początku, dlatego jako całość tekst jest o wiele lepszy.
To właściwie nie tak, że nie podobało mi się opowiadanie. Nie podobała mi się bohaterka
Teraz patrząc na tekst z perspektywy czasu i po opadnięciu emocji, zmuszony jestem przyznać, że jest naprawdę profesjonalny i bardzo sprawnie ułożony.
Moja krytyka jest jak zwykle, w znacznej mierze przesadzona, ale z drugiej strony podzieliłem się z tobą wszystkimi moimi wrażeniami i przemyśleniami. Mam nadzieję, że to nic złego…
Jaga napisała:
Czytam Biblię
Bardzo miło mi to słyszeć.
Przepraszam Jago za mój wcześniejszy butny komentarz, za ten też chyba powinienem trochę przeprosić… Jestem trochę rozdrażniony i reaguję nerwowo. Przepraszam.
Niech Bóg będzie z Tobą. Bądź zdrowa.
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie,
Ten Śmiertelny