Cztery pory zrozumienia - yuka
Proza » Obyczajowe » Cztery pory zrozumienia
A A A
Pamiętam jak wiosna budziła się do życia. Pamiętam tylko parę nieistotnych na pierwszy rzut oka rzeczy. Wokoło robiło się zielono. Wszędzie rozkwitały kwiaty, a na drzewach pojawiły się pierwsze młode listki. Słońce nieśmiało rzucało na Ziemię swoje ciepłe promienie, niekiedy rażąc moje małe oczka. Niebo było takie niebieskie.
Pamiętam jak wiosna budziła się do życia.
Wtedy i ja się narodziłam.Dokładnie to do tej pory widzę. Powstałam ze smutku i rozpaczy, z bólu i cierpienia, wstydu i poczucia winy. Jednak nie czułam się wcale źle, a wręcz przeciwnie, czułam się jakby tysiące drobnych piórek otaczało mnie i krążyło dookoła mojej postaci. Pierwszy raz świat się dla mnie otworzył i witał mnie z miłym uśmiechem.
Miałam tutaj pewne zadanie. Nazywali się, hmmm, w sumie już nie pamiętam. Pierwszy raz ich zobaczyłam 25 marca. Stali milczący na szpitalnym korytarzu. Oboje cisi i jakby nieprzytomni, nieobecni. Stali tak w milczeniu już kilka chwil, czekając na wyniki i diagnozę lekarza. Bali się. Nie chcieli się nawzajem do tego przyznać, ale ja to widziałam, ja to czułam. Nie wiedzieli jeszcze, że jestem z nimi, że siedzę na szpitalnym krześle tuż obok nich, niewidzialna, niezauważona, nieistotna. Wcześniej byli szczęśliwi, nie myśleli o problemach. Tak to już jest, TO zawsze przychodzi, kiedy się nie niczego nie spodziewamy, z zaskoczenia robi nam niemiłą niespodziankę. Ale wracając do tej nieszczęsnej dwójki. Po jakimś czasie podszedł do nich lekarz, poprosił na bok mężczyznę i coś mu szepnął. Wtedy jeszcze nie wiedziałam co, ponieważ nie słyszałam głosów. Słyszałam tylko ich myśli, czułam ich obawy i wiedziałam o ich marzeniach. Po chwili dołączyła do nich kobieta. Jej strach nawet mnie przeraził. Zaraz, zaraz, pamiętam, Piotr i Aga, tak do niej mówił...Aga. Kiedy usłyszała te same słowa, zaczęła bardzo płakać. Byłam z nią. Przez cały czas przy niej stałam i trzymałam za rękę. Jej znieruchomiałe ciało przypominało teraz majestatyczny posąg, stojący gdzieś na wystawie. Wyczuwałam jej słabości, jej rozczarowanie, zaskoczenie, cierpienie. Stała tak jeszcze chwilę, w tym swoistym bezruchu. Można było pomyśleć, że na moment umarła, ale ona żyła, ja nią żyłam. To ja ją wtedy podtrzymywałam, żeby nie upadła na zimne, sterylnie białe kafelki, które pokrywały szpitalny korytarz.
W końcu wróciliśmy razem, we trójkę do domu. Bardzo mi się tam spodobało. Było tak ciepło i przyjemnie. Aga zamknęła się od razu w łazience i zaczęła głośno szlochać, Piotr usiadł w fotelu, schował swoją młodą, lecz poważnie wyglądającą twarz w dłoniach i przez chwilę się nie ruszał. Musiałam wybierać. Poszłam do Agi. W jej głowie kłębiło się tyle myśli. Jedna za drugą pędziły niczym samochody jadące po autostradzie, która nie ogranicza prędkości. Ciągle powtarzało się pytanie: Dlaczego? Dlaczego ja? Na przemian modliła się do Boga i wyklinała jego imię. Nie wiedziała, że On po to przysłał już mnie, abym osuszyła te łzy. Kiedy Aga trochę się uspokoiła wyszłyśmy obie z łazienki, trzymając się za ręce. Piotr także był w nienajlepszym stanie. Podszedł do niej i mocno przytulił. Nie zdawał sobie sprawy, że przytulał tez mnie. Stali w milczeniu, tak jak kilka godzin temu w szpitalu, w którym zaczęło się moje życie i moje zadanie. Lecz teraz byli mocniejsi. Stali się jedną osobą, połączoną tak silnym uczuciem, że najgorsze burze losu nie zdały go powalić i zniszczyć. Tych parę słów, wypowiedzianych szeptem na szpitalnym korytarzu zmieniło całe ich dotychczasowe życie. Nic nie mówili. Słowa w tym momencie były całkowicie zbędne. Patrzyłam na nich. Było mi ich żal, chociaż, z racji tego, kim jestem, nie powinnam jeszcze odczuwać takich uczuć. Nagle Aga uśmiechnęła się do mnie, chociaż nie miała pojęcia, że to uczyniła. Ja zauważyłam to w jej ślicznych, choć teraz szklistych od łez, piwnych oczach. Zapadł zmrok. Para poszła do swojego pokoju. Nie odważyłam się pójść za nimi. Musieli teraz pobyć sami. Słyszałam ich ściszone głosy, niemal niesłyszalne. Czułam na policzkach ich łzy, które starali się przed sobą ukryć. Widziałam ich oczami, pocieszające się nawzajem uśmiechy. Lecz oboje w głębi duszy krzyczeli, tak aby los usłyszał ich błagania i lamenty. Minęło kilka dni. Piotr i Aga czuli się lepiej. Starali się wrócić do normalnego życia, ale odbijające się od czterech ścian słowa lekarza, nie pozwalały im nawet na spokojny sen. Ociepliło się. Wiosna w pełni się rozwinęła i dała znać o swoim istnieniu. Ja niestety jeszcze tego nie mogłam. Przed domami bawiły się rozwrzeszczane, wesołe i zdrowe dzieci. Ja musiałam żyć w ukryciu niczym duch. Byłam potrzebna tylko tej dwójce. Czasami, kiedy Aga się budziła w nocy, kładłam się obok niej i śpiewałam cichutko spokojne kołysanki. Ona wtedy zasypiała, ale najpierw podarowała mi miły i słodki jak czekolada uśmiech.
Na ziemię tryumfalnym krokiem wkroczyło lato, częstując wszystkich wokół siebie gorącymi promieniami słońca, które niekiedy czerwieniły się na skórze. Ludzie zaczęli częściej wychodzić i dłużej pozostawać na świeżym, letnim powietrzu. Rośliny wyskoczyły szybko do góry, ryzykując poparzenie górnych części przez nie obijające się słońce. Piotr zaproponował wyjazd nad morze. Bardzo się ucieszyłam z tego powodu, ponieważ nigdy nie widziałam prawdziwego morza. Adze i mi spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy nie zabrało dużo czasu. Tak więc, wyjechaliśmy z naszego małego miasteczka 25 czerwca. Dokładnie trzy miesiące po naszym pierwszym spotkaniu. Wiele się od tamtego czasu zmieniło. Nauczyłam się wielu rzeczy i poznałam bliżej Agę i Piotra. Wiedziałam już, że Aga lubi budzić się wcześniej i patrzeć przez momencik na śpiącego Piotra. Potem uśmiecha się do jego zaspanej postaci i idzie zaparzyć kawę. Wtedy zawsze na nią patrzę. Rankiem wygląda tak ładnie. Jest wypoczęta i czasami nawet śpiewa piosenki, które kiedyś i gdzieś słyszała. Lubię te nasze wspólne poranki. Jesteśmy tylko we dwie, same, nigdzie się nie spieszące. Aha, wracając do wyjazdu. We trójkę pojechaliśmy na nasze pierwsze wspólne wakacje. Zatrzymaliśmy się w niewielkim pensjonacie położonym blisko plaży. Pogoda była wspaniała, ciepłe promienie słońca łaskotały moje maleńkie policzki. Lubiłam leżeć na złocistym piasku, w którym można było znaleźć niewielkie bryłki bursztynu, i patrzeć na rozmaite kształty, tworzone przez białe, kłębiaste chmurki. Razem z Agą kąpałyśmy się w morskiej wodzie. Piotr stał na brzegu i się nam przyglądał z niezwykłą troskliwością i zapobiegliwością, niczym latarnia morska czuwał na straży naszego bezpieczeństwa. Przez ten czas bardzo się do siebie zbliżyli. Nie myśleli o tym, co ich czeka, lecz delektowali się tą chwilą, w której mogli być naprawdę szczęśliwi. Wieczorami chodzili na romantyczne spacery, a ja im się przyglądałam z hotelowego okna. Nie mogłam chodzić z nimi. Potrzebowali czasu tylko dla siebie. Tylko raz mnie wzięli ze sobą na tą jedna z wieczornych eskapad. Poszliśmy do pewnej, bardzo eleganckiej restauracji. Myślę, że Piotr chciał abym uczestniczyła w tej cudownej i podniosłej chwili, która miała za moment nastąpić. W pewnej chwili wstał od stołu, wstrzymał muzykę i klęknął przed Agą. Ona była taka zaskoczona, że nie mogła wypowiedzieć żadnego słowa, które w ich sytuacji i tak było zbędne. Ale ja czułam, słyszałam jak w głębi swojej duszy wykrzykuje nieprzerwanie: tak, tak, tak! Piotr okazał szczęście w trochę inny sposób. Jego radość wylewała się małymi kropelkami przez lazurowe, jak morska woda oczy. Wróciliśmy do pensjonatu. Poszłam do swojego pokoju a ich zostawiłam samych. Słyszałam cichą i nastrojowa muzykę, która przenikała przez ściany. Zamknęłam oczy i zobaczyłam ich tańczących. Byli w siebie wtuleni i gdyby nie ich spokojne i powolne kroki, można by było pomyśleć, że tylko stali w otaczającym ich bladym świetle świec. Chcieli tańczyć w nieskończoność, przetańczyć te straszne chwile. Cały czas zastanawiali się co z nimi będzie, pragnęli posiąść wszystkie swoje myśli, zrozumieć się bez reszty, połączyć się w jedno. Czuli się jakby oboje śnili. Niby bezpiecznie i pewnie, ale jednak wcale nie tak dobrze. Znowu ich obawy i lęki otaczały mnie i szeptały do ucha różne, dziwne słowa. Chciałam je odgonić, przepędzić, lecz one wciąż wracały i były coraz silniejsze i głośniejsze, nie pozwalały mi usnąć. Dopiero gdy Aga i Piotr zasnęli w swoich objęciach, mnie zmógł spokojny już, lekki jak chmurka sen. Nasza podróż niestety dobiegała końca. Musieliśmy wrócić do naszej szarej rzeczywistości i losu, który wszyscy pragnęliśmy od siebie odgonić. Aga wróciła do pracy, Piotr także. Gdy wychodzili, ja zostawałam sama. Miałam wtedy mnóstwo czasu na przemyślenie pewnych spraw. Wiedziałam, że niedługo będę musiała opuścić to bezpieczne ciepłe miejsce, które stało się moim prawdziwym domem. Bałam się tego jak niczego innego. Nie kiedy Aga zabierała mnie do swojej pracy, ale tylko wtedy, gdy miała luźniejszy dzień. Było jeszcze ciepło. Pogoda dalej przypominała nam wspaniałe chwile, spędzone nad morzem. W przerwie na lunch chodziłyśmy do pobliskiej kawiarni na przepyszne lody z bita śmietaną. Czasami zabierałyśmy ze sobą jakąś koleżankę Agi. na szczęście to zdarzało się wyjątkowo rzadko. Wolałyśmy być same. Z czasem robiło się coraz chłodniej.
Liście tak nagle pożółkły. Zaczęły spadać, tworząc na ziemi miękką, żółto-czerwoną pierzynkę. Bawiłam się z nimi, próbując je dogonić i złapać. Krążyły wokół mnie jakby chciały mnie otulić. Już wiedziałam, że to znaczyło tylko jedno. Przyszła jesień, zasypując nas liśćmi i czerwoną jarzębiną. Razem z Piotrem i Agą chodziliśmy na długie spacery. Aga przestała chodzić do pracy, chyba czuła się gorzej. Piotr w każdej wolnej chwili przyjeżdżał z pracy, by sprawdzić czy wszystko jest w porządku. Chyba nie dowierzał, że taka mała istotka jak ja może zaopiekować się dorosłą kobietą. Ale my świetnie dawałyśmy sobie radę. Wszystko robiłyśmy razem. Bardzo się przez to do siebie zbliżyłyśmy. Niekiedy Aga czuła się lepiej i otulona ciepłym kocem siadała na balkonie i przyglądała się przechodzącym ludziom. W takich chwilach zastanawiała się ilu z nich ma chociaż trochę podobne problemy. Chciała porozmawiać o tym z kimś, kto mógłby ją całkowicie zrozumieć. Miała oczywiście Piotra, jemu mogła wszystko powiedzieć, ale ona pragnęła czegoś więcej, pragnęła, aby ktoś bez słów mógł odgadnąć jej obawy i odpowiedzieć na kłębiące się w głowie pytania. Nie wiedział, że ja znakomicie rozumiem. Bałam się razem z nią. Patrzyłam na nią, jak tak siedzi wtulona w wygodny fotel. Wyglądała jak zwykły człowiek, jak każdy. Delikatne, jesienne słońce gładziło jej twarz, rozświetlając podkrążone oczy. W obu dłoniach trzymała kubek z gorącą herbatą. Jej oczy szukały czegoś za horyzontem. Tylko ja i ona wiedziałyśmy co tam jest ukryte. To długie i szczęśliwe życie, którego Aga mieć nie mogła. Z każdym dniem stawała się coraz bardziej rozdrażniona. Ciężko było z nią wytrzymać. Piotr powoli tracił siły. Gdy już nie dawał rady, trzaskał drzwiami i wychodził sam na długi spacer. Wracał późno, kiedy Aga już leżała w łóżku. Siadał na moment w salonie i po chwili, bez słowa kładł się obok. Wtedy czułam się najgorzej. Rozumiałam i Agę i Piotra, ale nic nie mogłam zrobić. Nie mogłam stanąć po żadnej ze stron. Nie umiałam, bo wiedziałam, że to nie byłoby sprawiedliwe. Musiałam ich jakoś do siebie zbliżyć. Nieraz, kiedy siedzieliśmy razem w salonie, łapałam Agę i Piotra za dłonie i łączyłam je w uściskach. Czułam ciepło ich rąk. Czułam gorąco ich serc, które napełniało całe pomieszczenie. W takich chwilach jak ta, przez moje ciało przepływały litry słodyczy, które rozlewały się po najdalszych zakamarkach mojej duszy. Z wieży roznosiła się nastrojowa, spokojna muzyka, a w kominku cichutku iskrzyły ostatnie kawałki drewna. Iskry tańczyły przedziwny taniec, raz kołysząc się powoli, raz wirując w nieustannym pośpiechu i gwarze. Ich ruch przypominał życie Agi i Piotra. Niekiedy byli spokojni i wyciszeni niczym stoiccy filozofowie, a niekiedy pogrążeni w gwałtownym i pozbawionym harmonii biegu myśli i działań. Podczas królowania na ziemi złotej jesieni, bardzo zbliżyłam się do Agi. Chyba już czuła moją obecność. Czasami mówiła mi, że tylko ja jej zostałam. To było bardzo przyjemne. Wiedziałam, że jestem potrzebna, to było dla mnie największe z możliwych wyróżnień. Było nam ze sobą, ale tak rzeczywiście dobrze. Nie chcę nawet myśleć co by było, gdybyśmy się w odpowiednim czasie nie spotkały. Nikt nie mógł mi jej zastąpić, ani ona nie potrafiła mnie zastąpić nikim innym. Po prostu nikim. Jesień powoli kończyła swój żywot. Z drzew opadały już ostatnie żółte i czerwone liście. Niebo coraz szybciej zalewało się ponurym odcieniem szarości. Ptaki ruszały w swą doroczną wędrówkę w poszukiwaniu lepszego losu. Kiedyś śniło mi się, że jestem ptakiem. Latałam po niebieskich przestworzach i oglądałam z góry nieproporcjonalnych ludzi. Jedni byli naturalnie mali jak na taką wysokość. Inni zaś wydawali się n nieprzeciętnie wielcy, jakbym koło nich stała. Dopiero po jakimś czasie zrozumiałam sens tej sennej mary. Ja widziałam nie ciała tych ludzi lecz ich dusze. Pewnego popołudnia Aga poczuła się gorzej. Zakręciło jej się w głowie. Mało nie zemdlała. Do szpitala zawiozła ją karetka pogotowia. Jej donośny sygnał wybił z najgłębszego zamyślenia każdego, kto stanął na drodze ciągle zmieniającemu się dźwiękowi. Piotr przyjechał zaraz po tym jak dziewczyna została podłączona do kroplówki. Był przerażony. Nigdy się tak nie bałam. Ten strach wcale nie przypominał tego, który towarzyszył mi przy wspólnym oglądaniu jakiegoś strasznego filmu. On się bał naprawdę. Bał się o życie swojej ukochanej. Z niecierpliwością w oczach czekał na szpitalnym korytarzu na lekarza. Był to ten sam szpital, w którym około ośmiu miesięcy temu dowiedzieli się czegoś, czego się nigdy nie spodziewali. I znów ta sama, już znajoma, twarz lekarza ukazała się przed oczami Piotra. Lecz niestety i tym razem lekarz niósł złe wieści. Stan kobiety jego życia znacznie się pogorszył. Nie dawali jej wielu szans. Najgorsze miało być nieuchronne. Chociaż nikt z nas nie chciał się z tym pogodzić, nie mieliśmy innego wyjścia. To może trochę banalne, ale zawsze kiedy dzieję się coś złego lub coś takiego już miało miejsce, mówi się, że tak miało być. Dopiero wtedy zrozumiałam jak bardzo te słowa są okrutne. Piotr siedział dalej nieruchomo na szpitalnym krzesełku. Miał ogromny mętlik w głowie. Nie wiedział co ma myśleć. Nie chciał, żeby to był koniec. Nie dopuszczał do siebie takiego scenariusza. Nie mógł uwierzyć, że sprawa jest aż tak poważna. Powoli podniósł się z krzesła. Wyglądał jakby dopiero co obudził się z koszmarnego snu. Żółwim krokiem ruszył w stronę pokoju Agnieszki. Cichutko wszedł, żeby nie obudzić śpiącej dziewczyny. Wyglądała jak anioł. Miała jasną twarz i bił od niej niezwykły blask. Nie można było po niej poznać, że coś jej dolega. Usiadł na brzegu łóżka. Pogładził ją po włosach i zaczął płakać. Łzy spływały niczym strumień po jego policzkach, ale nie wydawał przy tym żadnych dźwięków. W głębi duszy krzyczał, lecz na zewnątrz tylko tłumił krzyk. Po chwili obudziła się Aga. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiła to uśmiechnęła się do niego. Powiedziała, że wszystko bedzie dobrze, ale ja wiedziałam co tak naprawdę myśli. Po tygodniu zabraliśmy naszą Agnieszkę do domu. Robiło sie coraz chłodniej. Słońce coraz częściej chowało się za ciemnymi chmurami.
Spadł pierwszy śnieg i otulił okolicę białą kołderką. Nie znałam jeszcze zimowych zabaw. Przyglądałam się dzieciom bawiącym się na dworze. Czasami do nich wychodziłam i nawet parę razu udało mi się zjechać na sankach. Miałam potem czerwone policzki poszczypane przez mróz. Jednak, pomimo tego bardzo mi się to podobało. Niestety Aga nie mogła wychodzić ze mną. Zresztą ona cały czas siedziała w domu i nie wyściubiała nosa za drzwi naszego ciepłego mieszkania. Nie mogła. Wieczorami rozpalaliśmy tylko ogień w kominku i patrzyliśmy na błyskające iskry. Aga z Piotrem rozmawiali do późnej nocy, czasami pozwalali mi zostać trochę dłużej. On rano ruszał do pracy, a ona długo leżała w łóżku. Niekiedy cały dzień tak leżała. To ja się wtedy nią opiekowałam. Podawałam jej lekarstwa, robiłam herbatę i opowiadałam bajki. Czasem zasypiałam obok, wtulona w jej ramiona. Było mi dobrze. Czułam jednak, że niedługo będę zmuszona opuścić ten dom. Ten czas okazał się niestety krótszy niż się spodziewałam.To było pod koniec panowania zimy. Pewnego dnia Aga poczuła się gorzej niż zwykle. Piotr, nie zwracając uwagi na nikogo w pracy, wsiadł natychmiast w samochód i przyjechał do nas. Zawieźliśmy Agę znowu do tego samego lekarza, pracującego w tym samym szpitalu. Znowu zobaczyliśmy te same, białe ściany. Nagle znaleźliśmy sie w tym samym miejscu, w którym się poznaliśmy. Od razu pomyślałam o tym, ile od tamtego czasu się zmieniło między mną a nimi. Wiele razem przeżyliśmy, pełno dobrych chwil, ale i w tych złych się nie rozstawaliśmy. Czułam sie do nich tak bardzo przywiązana. Wiem, że oni do mnie czuli to samo. Nagle poczuła, że to już koniec. Ogromnymi krokami zbliżał się moment rozstania. Czułam ogarniający mnie strach, chociaż niczego nie powinnam sie bać. Mówi się o mnie, że jestem matką głupców, ale to ja teraz poczułam się głupio. Było mi głupio, że muszę ich opuścić. Kocham ich, a w szczególności Agę. Miałam na imię Nadzieja i kochałam człowieka. Niestety ona odeszła, a ja razem z nią. Odeszłam, aby wrócić i ponownie osuszać komuś łzy...

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
yuka · dnia 16.07.2008 10:15 · Czytań: 636 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 3
Komentarze
ginger dnia 18.07.2008 12:12
Mam nieodparte wrażenie, że już to czytałam i komentowałam. I to tutaj, na pp... Jeśli to tylko wrażenie, sprowadź mnie Yuka na właściwą drogę, a zostawię komentarz odwołujący się do tekstu...
yuka dnia 15.08.2008 15:37
napewno tego jeszcze nie czytales, chyba ze odwiedzasz tez inne literackie portale. pozdrawiam
ginger dnia 15.08.2008 16:03
Czytuję. Hmpf... I będę musiała przeczytać raz jeszcze, żeby komentarz zostawić...
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty