Nie tak dawno temu, na porośniętym wysokimi, dumnie patrzącymi w niebo drzewami świecie, wyrosło małe Coś. Nie pojawiło się tak od razu - najpierw było niezauważalnym, ciemnym kiełkiem, zagrzebanym w ziemi między potężnymi korzeniami Wysokich Drzew. Kiełek siedział w ukryciu bardzo długo, drżąc z zimna i ze strachu. Jednak pewnego dnia jedno z wysokich drzew, z tych najstarszych, straciło gałąź, która upadła z trzaskiem na ziemię. Wtedy kiełek poczuł coś obcego na swoim małym, zgarbionym grzbiecie - coś, co wypełniło jego kryjówkę pięknym, pomarańczowym blaskiem i ciepłem, którego nigdy wcześniej nie czuł. Kiełek tak bardzo chciał zobaczyć, skąd bierze się to jakże przyjemne światło, że postanowił trochę - tylko trochę- urosnąć. Wyprostował się więc najbardziej, jak potrafił, i wyciągnął swoją małą głowę tak wysoko, jak tylko mógł. A światło grzało mu twarz i dodawało otuchy, więc rósł i rósł, dopóki Światło nie zgasło. Mała Roślinka, którą stał się Kiełek przez ten jeden dzień, przeraziła się. Co się stało ze ślicznym światłem? Roślinka nie wiedziała; była tam teraz sama, poza swoją kryjówką, otoczona zupełnie obcymi grudami ziemi i obojętnymi Wysokimi Drzewami. Ze strachu znów zgarbiła grzbiet, i to tak bardzo, że główkę wtuliła w zimną ziemię. Nad nią zapalały się na aksamicie nieba małe światełka, ale nie chciała na nie patrzeć. Ktoś ją zawołał, ale bała się tak bardzo, że skuliła się jeszcze mocniej, tak, że zatrzeszczał jej zgięty grzbiet. Przesiedziała tak wiele długich godzin.
Obudziło ją coś, co sprawiło, że poczuła się niesamowicie szczęśliwa - jej Światło. Roślinka nie potrafiła wyrazić swojej radości w inny sposób, jak wyprostowanie łodygi i skierowanie twarzy ku Światłu. Chciała być jak najbliżej niego, więc urosła jeszcze trochę, wypuszczając dwa brunatne listki, które mogła wyciągać do Światła ja dłonie. Czuła wtedy coś niesamowitego - coś, o czym szeptał jej wiatr, odwiedzający ją czasami w kryjówce, kiedy jeszcze była kiełkiem - spełnienie. Wiatr tłumaczył wszystkim istotom, że spełnionym jest się wtedy, kiedy za coś radosnego dawało się rzecz jeszcze milszą i czuło się wtedy większe od samego prezentu szczęście. A roślinka tak się właśnie się czuła. Wtedy sama zaczęła wydzielać ciepło - i Wysokie Drzewa to poczuły. Zaczęły pochylać swe dumne głowy, żeby dostrzec mały, odległy punkcik, oświetlony jasnym blaskiem i dający wesołe ciepło. Bardzo to zezłościło Wysokie Drzewa - Roślinka była inna niż one, a to budziło w nich nienawiść. Patrzyły więc na nią z góry lodowatym wzrokiem, a ona też poczuła ich obecność. Jednak Światło dodało jej odwagi, i nie zgarbiła grzbietu.
Tak jak poprzedniego dnia, Światło wreszcie zgasło. Roślinka ponownie się przestraszyła, ale zaczynała rozumieć, że tak już musi być, i że światło wróci. Wtuliła więc głowę w listki i czekała. Znów usłyszała, że ktoś ją woła. Tym razem podniosła wzrok.
Ujrzała ciemne niebo, a na nim duże, srebrzyste światło, otoczone setkami, tysiącami innych.
- Kim jesteś? - szepnęła Roślinka.
- Jestem Księżycem - powiedziało światło. - A to są Gwiazdy.
Małe światełka zamrugały do roślinki przyjaźnie.
- Dlaczego mnie wołasz? - zapytała Roślinka.
- Bo jesteś inna. Jeszcze nie widziałem tutaj kogoś takiego.
- Jesteś inna - zaszeleścił wiatr.
- Nie jestem taka duża jak inne drzewa - powiedziała smutno Roślinka.
- To nie ważne - odparł Księżyc.
- Nie ważne - powtórzyły Gwiazdy.
- Słońce cię kocha - dodał Księżyc.
- Kocha - szepnął wiatr.
- Słonce? - Roślinka poczuła, że mimo chłodu nocy znów ogarnia ją wewnętrzne ciepło.
- Słońce. Twoje Światło.
Wtedy coś w środku Roślinki odezwało się cichym pukaniem. I im mocniej pukało, tym roślinka czuła coraz większą falę ciepła rozlewającego się po jej ciele. Zasnęła tak szczęśliwa, jak tylko szczęśliwa może być Mała Roślinka, kołysana wiatrem, który szeptał "kocha".
Ale Wysokie Drzewa też słyszały rozmowę Roślinki z Księżycem. I były bardzo o nią zazdrosne.
- Kocha! - prychnęło jedno z Drzew.
- To niemożliwe! - dodało drugie.
- Nie wierzymy - powiedziały wyniośle inne Drzewa.
- Mimo wszystko powinniśmy być ostrożni - powiedziało jedno ze starszych Drzew.
- Racja - poparły inne Drzewa.
- Schowajmy ją. Schowajmy! - zaszeptały liście
- Schowajmy - podchwyciły Drzewa.
I kiedy Roślinka usnęła, przykryły ją najgęściejszymi liśćmi, tak, że w ogóle nie było jej widać.
Rano, kiedy Roślinka się obudziła, nic już nie ogrzewało jej zmarzniętego grzbietu. Patrzyła w górę, ale widziała tylko ciemność, tym razem jednak bez Księżyca i Gwiazd. Zawołała Słońce najgłośniej, jak potrafiła, ale odpowiadał jej tylko szeleszczący śmiech liści.
Opuściła głowę i rozpłakała się.
- Co się stało? - pytała, ale nikt nie odpowiadał. Płakała tak długo, że zaczęła schnąć. Powoli schylała się ku ziemi, aż wreszcie padła półżywa na twardą glebę.
Wtedy usłyszała nad sobą przestraszone krzyki tysięcy liści i drzew. Ostatkiem sił podniosła głowę i ujrzała znajomy blask, i poczuła cudowną falę ciepła. W jej zmarniałej łodydze znów zaczęło coś pukać.
A Słońce pochyliło się nad nią, obsypując ją falą złocistych loków.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
niebieska biedronka · dnia 16.07.2008 10:18 · Czytań: 2360 · Średnia ocena: 3,5 · Komentarzy: 7
Inne artykuły tego autora: