Obsesja - shinobi
Proza » Inne » Obsesja
A A A
...czyli jednoaktowa sztuka jeszcze mniej śmieszna niż dramatyczna, a filozoficzna wielce.


Miejsce akcji: Warszawa Śródmieście, prywatny gabinet psychiatryczny.

Czas akcji: Dzień nad wyraz ciepły otulał ostatnimi podrygami babiego lata pogrążoną w popołudniowym ferworze środka tygodnia stolicę. Słońce wisiało nad miastem niby wielkie, nabrzmiałe clitoris ulegające w walce z siłami ciążenia. Przeglądając świeżą korespondencję Pani Doktór natknęła się na ów, jakże przemiły, choć tak prostacki w formie bilecik, notatkę krótką, a wymowną o treści:


Serdeczne pozdrowienia i całusy zasyłam
W wyśmienitej formie, już szczupła
a zafsze wdzięczna bardziej niż bardzo...

Twoja A. (pacyjentka)
P.S. Mam chłopaka.


„Co za ordynarna ortografia. Nawet beznadziejne przypadki miewają słodki epilog...”, pomyślała zgniatając kartkę i wraz z bukietem słodko pachnących goździków wrzuciła całość do kosza.

W rolach głównych:
Pacjent: Podstarzały intelektualista, stary kawaler z kwitnącą na twarzy, jakąś nieznoszącą sprzeciwu stanowczością i brakiem empatii dla poczynań, też trosk bliźniego, owym trafiającym się nie tak znów rzadko szczególnym połączeniem katolickiego neofityzmu z jakimś latami wytrawianym dziewictwem. Wszelka cielesność budziła w nim lęk. Głęboko uzależniony od autoerotyzmu konstruuje w domowym zaciszu misterne twory z pierzyny. Wiecznie spragniony ruchu, a niezdolny, bo sparaliżowany lękiem, do opuszczenia pokoju, zwykł zapamiętale molestować cążkami krwawiące, obgryzione paznokcie, a nieświadomie przy tym, to otwierał, to znów zamykał usta, niby karp wigilijny oczekujący w wannie na śmierć. Taki tik. Zwykł był mawiać kompulsywno-obsesyjnym, nie pozbawionym jednak subtelnego uroku, strumieniem świadomości.

Pani Doktór: czasem skuteczna, a czasem nie.


Akt pierwszy i jedyny!


Pacjent
(zaczął z grubej rury zakładając nogę na nogę, a pulchne paluszki rąk splatając na wyżej umieszczonym kolanie...)
Szanowna pani, oddzielenie ażurowej struktury myśli od cielesnego zewłoka zajęło mi całe życie, a i tak spóźniłem się o lat multum, dni tysiące, sekund już niezliczone eony, a gdy skończyłem pozostało mi jeno spędzanie bezsennych nocy na liczeniu odnóży sinych robaków wijących się w brunatnej ziemi pod powiekami drżącymi czasem afektem, czasem zaś kompulsją, najczęściej zaś jednym i drugim, i czymś gorszym jeszcze, bo później płaczę w poduchę.

Pani Doktór
(misternie mości osypaną pudrem Max Factor brodę pomiędzy palcem wskazującym a kciukiem...)

Pacjent
Pamiętam, już prababka, stara jędza, pół-Niemra, co nie wylewała za kołnierz, mawiała zawsze na rauszu: „Mein Gott, das Geld und rozpusta, und Menschen w automobilach... To życie ist zupełnie unverständlich...!”, i pociągała obfity łyk z flaszki, a jabłko praojca Adama drgało przy tym potężnie na wychudłej, ptasiej szyi starowinki wiotkiej i kruchej niby susz z polnych kwiatów. Wtedy, brzdącem będąc ledwie wyrastającym ponad skoszone rżysko, a zapatrzonym w ojca, cukrzyka bez nogi i sąsiada, przesiadujących godzinami w bezmyślnym, rozprażonym słońcem, milczeniu przerywanym akcydentalnymi erupcjami filozoficznych prawd rozchylających szpary w męskich brodach, dwoma, czy tam trzema słowy, co brzmiały może tak: „Te baby... te kozy...”, nie rozumiałem, o co bezzębnej jędzy chodziło.

Pani Doktór
Tak, mhm... (wzdycha...) proszę kontynuować...

Pacjent
Potem, przez lata tłumaczyłem sobie babcine majaki na sposobów wiele. Wreszcie, szarpany obsesją na temat jednego zdania, rzucanego na tyle często, by je zapamiętać, a będąc nie na tyle dorosłym, by je zrozumieć, wypisywałem gdzie popadło - bo i na studenckiej ławie, też na blacie domowego biurka, ale i skrupulatnie wytrawiałem cyrklem na ściankach konfesjonału oczekując księdza – słów wiele raczej bezładnych, które w czterdziestym czwartym roku życia urosły do epistoły otwierającej filozoficzną, a demaskatorską, powiastkę, nad którą pracuję.
(wyciąga z kieszeni lepki świstek...)
Brzmią one: „Dawnymi czasy, zanim Elohim przyszedł stamtąd i słowy - Okryjcie swój wstyd! - przykazał ludziom egzystować w niezbrukanej cnocie, istnienie wiosny rozbuchanej sokami wrzącymi febris vitae może i miało jakiś sens, ale...”

Pani Doktór
(opanowując ziewanie wyłuskuje siebie z sennego milczenia...)
Czy to wszystko naprawdę istotne?

Pacjent
W sumie nie, ale myślałem, że potrzebny pani mój portret psychologiczny osadzony jakoś w młodości, dzieciństwie, a według mnie wspomniane wyżej zdarzenia jakoś mnie...
(uśmiecha się raczej nieśmiało...)

Pani Doktór
(lekko poirytowana...)
Dobrze, dobrze, do rzeczy.

Pacjent
(...prawie naturalny grymas przechodzi płynnie w zastanowienie, które z kolei eksploduje po chwili...)
Widzi pani wciąż mam przed oczami rolnika, któren w trudzie i znoju, a jednak z uśmiechem na ustach zwleka każdego ranka o brzasku ciało z drewnianej pryczy, by walczyć z Matką Ziemią przez lata i lata, i pory roku, i miesiące, i dni, sekundy nawet, bo zmaganie z życiodajną materią nie ustaje nigdy. I to jest mój sen, a w nim on, ten rolnik - połączony z ziemią jakąś więzią mieniąca się odcieniami wszelkich emocji, ograniczonych jedynie zdolnością odczuwania na jednym skraju doznań furii zaciekłej nieurodzaju czasu posuchy, na drugim zaś miłości bezgranicznej żniw obfitych - gestami siewu umieszcza pomiędzy skibami i żyto, i pszenicę, i coś tam jeszcze na pewno, a wszystko ozime, by wykiełkować to mogło na wiosnę zielonymi źdźbłami, wprost ku obłoczkom nanizanym na słoneczne promyki, a układającym się na lazurze prawie letniego już nieba w gloryfikującą strofę „Jestem Miłością!”. A to nie jest prawda, bo on... bo oni... niekoniecznie to przewidzieli, bo może nie zaplanowali niczego... (próbuje opanować drżenie rąk...)

Pani Doktór
Jaki „on”, jacy „oni”? Pana ojciec był rolnikiem?

Pacjent
Cukrzykiem... ale... ale nie, nie do tego dążę. Współczesny człowiek, homo, nie bardziej ofiarą jest Jamesa Watta, któren w twórczym szale potwora buchającego parą dał światu, co praczłowieka obrośniętego jeszcze futrem, z insektami na nim, owego trogloditi umorusanego kałem, a stukającego w leśnych ostępach środkowego czwartorzędu kamieniem o kamień, iżby wykrzesać zeń iskrę wzniecającą płomień, a i jedno i drugie, i potwór z gorącą pary plwociną u stalowej paszczy, i kamienie stukające o się, są ledwie klamrą – dosyć wyrazistą i oczywistą, nie przeczę – spinającą w ramy inne doniosłe wydarzenia ze świata nauki, będące niczym innym, jak przyczynkami oddalającymi nas, tak, zgadzam się, hominidae, ale jeszcze bardziej animalia, od szczęśliwego trwania w kulturze jeśli nie zbieracko łowieckiej już nawet, to w kulcie siejby z pewnością, która winna być stadium nieprzekraczalnym rozwoju człowieka rozumnego, a na tyle bezpiecznym, że nie powodującym definitywnego rozdźwięku między ciałem a umysłem. Dzisiaj zastanawiamy się, to nie ulega już wątpliwości, jak od nowa połączyć ciało, powłokę chrzęszczącą kośćmi, miękką delikatnością skóry, z pięknem galaktyk plecionych neuronami, synapsami łączonych, a kiedyś, dajmy na to lat temu dwadzieścia tysięcy, nikomu nie przyszło do głowy, że to można rozdzielić.
(myśli bardziej, niż bardzo...)
Reasumując... może po prostu przeznaczeniem człowieka jest siejba, rola, a nie pomnażanie kapitału i zapychanie kabzy postimperialistycznym świniom okupującym w arcyfiluternych pozach stołki na n-tych piętrach korporacyjnych molochów budowanych na krwawicy wylanej z żył prostego człowieka, toteż może już wtedy on, przedpotopowy trogloditi creatura, stukając kamieniem o kamień, co było zarzewiem postępu, poszedł o krok za daleko po owej drodze prowadzącej od jednokomórkowego pantofelka zanurzonego w odżywczej praplazmie, poprzez mamuty i homo sapiens sapiens, aż do, to pewne, tak myślę, finalnego punktu ewolucji, czyli homo scientist scientist ze spuchniętą głową, co zakończy się definitywnym oddzieleniem ciała od umysłu i śmiercią wszelkiej nadziei.
(zrozpaczony...)
Nie potrafię oderwać myśli od nieustannie podrygującej w głowie obsesji, czy świat doczesny to jedynie konsekwencja, może symbol lat miliardów liczonych ziarnkami piasku sypanymi nieustannie z góry na dół w tej wielkiej klepsydrze, którą oni tuż po tym, a wciąż, i po dziś dzień tam siedząc, ustawili sobie na stole, od którego jeszcze nie wstali nawet żeby odcedzić kartofelki, gdy w tym czasie na ziemskim łez padole dinozaury wyewoluowały z ameby, potem pomarły, homo neandertalis został wykończony przez homo sapiens, a i ten ulegnie rozpuszczeniu, bo jak wspomniałem nadchodzi może era homo scien... (urywa i płacze...)

Pani Doktór
(teraz już wyraźnie skonfudowana...)
Spokojnie, tylko spokojnie. Nie jestem pewna o czym pan mówi?

Pacjent
O nich, o tym zakładzie, o tej partii nie tyle pokera, tylko czegoś tam. I o...

Pani Doktór
(...a nawet wytrącona z równowagi...)
Ale...

Pacjent
To, o czym mówię było dawno, przed Adamem i Ewą, przed czasem, przed wszystkim. Bo to przez nich, te całe kłopoty, przez to ich znudzenie. Bo to było tak, słucha pani. Siedzą przy czymś, załóżmy, że stole, bo jakoś to nic nazwać musimy, i grają, oni – nikt z nikim – w coś, najpewniej też w nic. Możliwe, że jeden z nich coś powiedział, coś szepnął do ucha drugiemu, kilka cichych słów pewnie, z których prawie wszystkie, bo jedno ze względu na wrodzone poczucie taktu przemilczę, brzmiały może tak: „Nie dasz ... rady”, a uśmiechnął się przy tym krzywo, może cynicznie. Drugi zapienił się, dziś to wiemy, zupełnie niepotrzebnie, i wziął to bardzo na serio, może nawet zdziwił się, może zastanowił, a unosząc w zadumie brwi, których nie miał, przemilczał coś, co i tak, mimo, że niewypowiedziane, zabrzmiało jak sugestywne, nerwowe: „Nie wiem, co do mnie ... ?”, i tu znów ostatnie słowo wypada kurtuazyjnie okryć zasłoną milczenia. Nawet nie musieli ustalać, że to jest zakład, bo to było wiadome od początku, i że tak powiem a priori, tyle i jeden i drugi miał, i honoru i zacietrzewienia.

Pani Doktór
(robi wielkie oczy, jak sowa, albo wystraszony kot...)
O czym pan mówi?

Pacjent
(w amoku...)
O wszystkim, o bezmyślnym oszustwie zwanym wolnością wyboru, o zdolności kreacji, o dumie, ale nie uprzedzeniu, również o tym, że on nie przewidział, że pstryknięcie środkowym palcem o kciuk będzie miało tak daleko idące konsekwencje, ale też o tym, że pierwszy humanista, kontestator, odwieczny opozycjonista podłożył mu świnię już wtedy. To komu mam ufać?

Pani Doktór
Jest pan w ciężkim stanie, powinien pan brać leki, które zniwelują obs...

Pacjent
(bardzo zdenerwowany, naprawdę bardzo... wchodzi w słowo...)
Leki? Tu nie pomogą żadne, niech się pani lepiej za mnie do nich pomodli.

Pani Doktór
(równie zdenerwowana...)
Dobrze, proszę mi tylko powiedzieć, kim są „oni”, na Boga?

Pacjent
Tak, zgadła pani, Bóg. Też Szatan. Naprawdę proszę się pomodlić, może posłuchają, i tak nie mają nic do roboty... Podobno wciąż siedzą przy tym stole.
(pierdnął, z emocji...)


KURTYNA (zapada, jak zawsze... i w końcu...)


shinobi
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
shinobi · dnia 18.06.2012 08:02 · Czytań: 1341 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 24
Komentarze
zajacanka dnia 18.06.2012 13:02
Obsesję ma, biedny pacjent, jak się patrzy! Dzięki Bogu nie jestem psychiatrą i nie muszę na codzień wysłuchiwać podobnych spowiedzi. Ale podobają mi się skojarzenia, ciągi myślowe, czasami niezwykle zaskakujące...

Pozdrawiam, lekko uśmiechnięta ;)
mike17 dnia 18.06.2012 14:31
Ciekawe klimaty, wszak wszelkie odchylenia psychiczne to niezwykle wdzięczny temat dla autora - można popuścić wodze fantazji oraz języka.
Tym razem użyłeś mniej zdań wielokrotnie złożonych, nawet krótszych, jak mi się wydaje.
I dobrze.
Wszak najlepszy zabieg literacki jest wówczas, kiedy używa się na przemian zdań długich (nawet bardzo długich) z krótkimi, telegraficznymi, typu prozy Hemingwaya czy Hłaski.
To dodaje niezwykłej dynamiki akcji i expresji słownej.

Podobały mi się wynurzenia pacjenta, dość odjazdowe i zakręcone, ale bez popadania w absurd.
Każdy wariat jest przecież święcie przekonany o swej normalności.
Pacjent snuł swe wywody w tonie iście psychotycznym i to dodaje całości wiarygodności - tok kojarzenia był zaiste schizofreniczny, sałata słowna i gonitwa myśli, z tylko pozornym zachowaniem kanonów tzw. normy psychicznej.
Opis jego osoby z samego początku również budzi naturalną wesołość :)

Podobało mi się bardziej, niż ostatnio.
shinobi dnia 18.06.2012 17:05
zajacanka, mike17 - dziękuję za miłe komentarze. Z twórczością zajacanki trochę się już zapoznałem, muszę też zaznajomić się z Twoją mike. :)
dr_brunet dnia 19.06.2012 18:15 Ocena: Świetne!
Te "psychiatryczne" klimaty są mi szczególnie bliskie:) Oryginalne ale równocześnie prawdziwe, dokładnie tak, jak i ja widziałbym to:)
shinobi dnia 19.06.2012 19:41
Dzięki Doktorze. :)
ekonomista dnia 20.06.2012 23:47
W większości przypadków didaskalia są zbędne. Wypowiedzi Twoich bohaterów są jednoznaczne i większość dodatkowych opisów "obraża" inteligencję czytelnika. Czy muszę podawać przykłady?
Ogólnie podoba mi się. Nie miałem problemu z wyobrażeniem sobie bohaterów. Poza kilkoma zgrzytnięciami ich wypowiedzi brzmią całkiem znośnie. Chociaż czasami odnosiłem wrażenie, że niektórych słów "Pacjent" by nie użył. Na przykład "Niemra", "multum" czy "babcine". Niektóre słowa najzwyczajniej nie pasują do stylu wypowiedzi "Pacjenta".
shinobi dnia 21.06.2012 09:44
Jak Ci się ogólnie podobało, to dobrze, ważne że ja jestem zadowolony, cała reszta jest mniej istotna, ale miłe komentarze sprawiają przyjemność, nie przeczę. :)
ekonomista dnia 21.06.2012 09:54
Spoko, każdemu na początku wydaje się, że jest pępkiem świata :)
shinobi dnia 21.06.2012 09:58
Nie miałem takich doświadczeń, ale skoro tak mówisz. ;)
ekonomista dnia 21.06.2012 10:06
Nic się nie przejmuj, dorastamy w różnym wieku ;) Wszystko przed Tobą ;)
Dobra Cobra dnia 21.06.2012 17:24
Pozytywne hehehe. (co wystarczy w zupełności za koment)


Pozdrawiam


Cobra Dobra
shinobi dnia 21.06.2012 18:13
Szanowna Cobro, zarys miałem opracowany od jakiegoś czasu, ale ubrałem to w taką formę pod wpływem lektury Twojego, jakże arcyciekawego, miłosnego dramatu, którym uraczyłeś nas niedawno. :)
Kaero dnia 24.06.2012 19:06 Ocena: Świetne!
Interesujący tok myślowy Pacjenta. Choć wolę zdania pojedyncze (często, telegraficzne), to ten zawiły monolog, przerywany jedynie krótkimi wstawkami Pani Doktor, zbudowany zdaniami wielokrotnie złożonymi, bardzo dobrze mi się czytało. A to sztuka konstruować takie zdania. żeby się czytelnik nie pogubił. Tobie wyszło to bardzo dobrze.

Ocena: świetne!
shinobi dnia 24.06.2012 19:38
Dzięki Kaero. :) Fajnie, że tym razem jesteś bardziej na tak. :)
Wasinka dnia 26.06.2012 10:37
A to się Pacjent pogubił we własnej głowie i wizjach. A do tego potrafił ulokować w takim samym zagubieniu biedną Panią Doktór. Ciekawe, czy jest podatna na wpływy, bo obsesje lubią się rozprzestrzeniać, tworząc nawet zgrupowania...
Wiarygodne wywody, brzmią autentycznie; sposób zapisania pogłębia wrażenie i nadaje szczerości owej obsesyjności (ależ rymuję...).
Że Bóg i Szatan można się było domyślić w pewnym momencie, ale że wciąż siedzą przy stole... ;).

Czasem interpunkcja się wymyka, np.
Nie jestem pewna o czym pan mówi? - przecinek winien wskoczyć po "pewna" i zamiast znaku zapytania lepiej przedstawiałaby się kropka.
itp.

Pozdrawiam z deszczowymi chmurami omiatającymi kominy.
shinobi dnia 26.06.2012 11:21
Dzięki za opinię Wasinko, jak zwykle wnikliwą i rzeczową, a przy tym szczyptę poetycką. :)
Krystyna Habrat dnia 26.06.2012 18:46
Sałatka słowna schizofrenika oddana poprawnie. Nawet w tej skłonności do oderwanych wzniosłych pojęć i terminów. Tylko to przeciętnego czytelnika może znużyć i zareaguje jak pani doktor, a ta tu trochę nieprofesjonalna. Wbrew pozorom, tematy psychiatryczne nie dają zbyt wielkiej sposobności do popisów fantazji, bo i w tych chorobach, "które mącą rozum i budzą lęk" (tytuł małego podręcznika psychiatrii) nie wszystko jest jakkolwiek i śmiesznie, jak się niektórym wydaje (nawet pomijając nasze grono), ale są pewne ścisłe symptomy: charakterystyczne słowa, zwidy, mimika, zachowania itd. W sumie tekst interesujący i dość fachowy - widać obycie z tematem.
shinobi dnia 26.06.2012 18:54
Dziękuję za opinię i docenienie moich wysiłków. :)
Kaero dnia 29.06.2012 17:02 Ocena: Świetne!
Cytat:
Dzięki Kaero. smiley Fajnie, że tym razem jesteś bardziej na tak.


A kiedy byłam na nie? :)
shinobi dnia 29.06.2012 17:43
Przy "Kanapce z serem..." zdaje się zasnęłaś. ;)
Kaero dnia 29.06.2012 18:00 Ocena: Świetne!
A nie, nie, tośmy się nie zrozumieli :). Pisałam, że Twoją historię o kanapce trzeba potraktować z tak dużym przymrużeniem oka, że bardziej się nie da. Znaczy się, że historia napisana z dużym dystansem i humorem. To zaleta. W mojej opinii tamten tekst był bardzo dobry, ale ten jest lepszy :)
shinobi dnia 29.06.2012 18:02
Tak, ten jest lepszy, zgadzam się. Tamten... nie wiem, może go kiedyś dopracuję. :) Zapraszam do przeczytania "Ryby". :)
Usunięty dnia 28.11.2013 21:33 Ocena: Świetne!
Jak to zwykle u Ciebie - treści z treści sączy się tyle, że trudno to pochłonąć przy pierwszej sesji.
Tu każde zdanie jest tak esencjonalne i napakowane emocjami, że niemal widzi się autora, zagotowanego i zapalonego w umiejętnym wciskaniu tych wszystkich myśli w ramy tekstu.

Jedno tylko 'ale' Ja rozumiem przesłanki, jak najbardziej. Ale żeby od razu piętnować stolicę?

Cytat:
niby wiel­kie, na­brzmia­łe cli­to­ris(,) ule­ga­ją­ce w walce z si­ła­mi cią­że­nia

Cytat:
Prze­glą­da­jąc świe­żą ko­re­spon­den­cję(,) Pani Dok­tór na­tknę­ła się na ów

Cytat:
po­my­śla­ła(,) zgnia­ta­jąc kart­kę

Cytat:
owym(,) tra­fia­ją­cym się nie tak znów rzad­ko(,) szcze­gól­nym po­łą­cze­niem

Cytat:
niby karp wi­gi­lij­ny(,) ocze­ku­ją­cy w wan­nie na śmierć.

Cytat:
za­czął z gru­bej rury(,) za­kła­da­jąc nogę na nogę,

Cytat:
a gdy skoń­czy­łem(,) po­zo­sta­ło mi jeno spę­dza­nie bez­sen­nych nocy

Cytat:
na li­cze­niu od­nó­ży si­nych ro­ba­ków(,) wi­ją­cych się w bru­nat­nej ziemi

Cytat:
ojca, cu­krzy­ka bez nogi
- a tu bez przecinka chyba lepiej
Cytat:
roz­pra­żo­nym słoń­cem, mil­cze­niu(,) prze­ry­wa­nym ak­cy­den­tal­ny­mi erup­cja­mi
- wywaliłabym przecinek po słońcu
Cytat:
fi­lo­zo­ficz­nych prawd(,) roz­chy­la­ją­cych szpa­ry w mę­skich bro­dach

Cytat:
na ścian­kach kon­fe­sjo­na­łu(,) ocze­ku­jąc księ­dza

Cytat:
opa­no­wu­jąc zie­wa­nie(,) wy­łu­sku­je sie­bie z sen­ne­go mil­cze­nia.

Cytat:
Widzi pani(,) wciąż mam przed ocza­mi rol­ni­ka,

Cytat:
któ­ren w tru­dzie i znoju, a jed­nak z uśmie­chem na ustach(,) zwle­ka każ­de­go ranka

Cytat:
po­łą­czo­ny z zie­mią jakąś wię­zią(,) mie­nią­ca się od­cie­nia­mi wszel­kich emo­cji
- mieniącą
Cytat:
któ­ren(,) w twór­czym szale po­two­ra bu­cha­ją­ce­go parą(,) dał świa­tu

Cytat:
za­py­cha­nie kabzy post­im­pe­ria­li­stycz­nym świ­niom(,) oku­pu­ją­cym w ar­cy­fi­lu­ter­nych po­zach stoł­ki na n-tych pię­trach kor­po­ra­cyj­nych mo­lo­chów(,) bu­do­wa­nych na krwa­wi­cy wy­la­nej z żył pro­ste­go czło­wie­ka

Cytat:
li­czo­nych ziarn­ka­mi pia­sku(,) sy­pa­ny­mi nie­ustan­nie z góry na dół

Cytat:
bo(,) jak wspo­mnia­łem(,) nad­cho­dzi może era homo scien..

Cytat:
mimo, że nie­wy­po­wie­dzia­ne
- bez przecinka
shinobi dnia 29.11.2013 08:08
Dzięki za wnikliwe wypunktowanie błędów. Poprawię, słowo.

Cieszę się, że się podobało, choć sam nie wiem, czy ten tekst jest dobry, zły, czy nijaki.

Wiesz jak to z tą stolicą. Mały zawsze pluje na dużego. Feudalny chłop jak się urżnął, to wieszał psy na panu, a my tu na prowincji musimy czasem na coś splunąć. ;)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty