KOLEJNY FELIETON Z CYKLU CZAS NA LITERATURĘ.
CIĘŻARNA NA SPRZEDAŻ
W zeszłym numerze był Platon i jego poglądy na idealną miłość. Dziś
chcę nawiązać do dawno już zapomnianej „Polki” Manueli
Gretkowskiej. Dlaczego „Polka”? Może dlatego, że z miłości (może
być i platonicznej) pojawiają się dzieci. Skoro dzieci, to jakie prawa
przysługują kobietom w ciąży i czy wszystko jest na sprzedaż?
Skomplikowane!? Zaraz się okaże, że nie bardzo!
Ostatni urlop spędziłam u rodziców w Polsce. Dochowałam tradycji i
pierwsze co zrobiłam pobiegłam do osiedlowego warzywniaka i zakupiłam
dwa ogórki kiszone (z beczki!). Śmiejcie się, śmiejcie, ale zawsze tak
robię przyjeżdżając w rodzinne strony.
Świeciło słoneczko, a ja spacerowałam ulicami ukochanego miasta,
wspominałam czasy, gdy z całą zgrają dzieciaków z sąsiedztwa
biegaliśmy za piłką aż do zmierzchu. Szłam i jadłam ukochane, smaczne
ogórki. Nie minęło dziesięć minut, a ja już naliczyłam aż trzy
zaczepki - „Ojjj ogórek, ogórek – będzie syn!” (nie przypominam
sobie bym wtedy była w ciąży i bym oczekiwała syna), „te baby w
ciąży jedzą nawet na ulicy” (bez komentarza), „ojj przytyje się,
przytyje” (zawsze wiedziałam, że kiedyś to nastąpi).
Wróciłam do domu i zaczęłam się zastanawiać czy to chodzi o zacofanie
nas Polaków i o naszą tradycyjną, polską zaściankowość czy o coś
innego? Postanowiłam napisać felieton rozprawiający się z polską
rzeczywistością, z dziwnymi uwstecznieniami i problemami, które nadal
są aktualne, a które już od dawna zniknęły na zachodzie. Nie rozumiem
dlaczego taką sensację wzbudza idąca ulicą kobieta, jedząca ogórka
– kiszonego! Pijak, który siedział z puszką piwa na ławce nie
wzbudził takiej sensacji jak ja. Dlaczego też od razu skojarzono mnie z
ciężarną – czy ogórki kiszone jedzą tylko ciężarne?
Największym jednak pretekstem do napisania owego felietonu była
wycieczka pociągiem. Postanowiłam wybrać się z córeczka na weekend do
Zakopanego.
Naprzeciwko nas usiadła młoda para – chyba nie małżeństwo bo nie
mieli obrączek – oboje około trzydziestki, ona w zaawansowanej, już
bardzo dobrze widocznej ciąży.
Ledwo usiedli, a kobieta wyjęła dużą, czerwoną torbę pełną rożnych
pachnących rozmaitości i przysmaków. Szybko zabrała się do jedzenia.
Faktycznie jadła w pośpiechu, co jakiś czas gubiąc kawałki czekolady
lub robiąc na bluzce plamki z wyciekającego z kanapki majonezu. Co
jakieś piętnaście minut oddawała partnerowi na przetrzymanie
nadgryzione kawałki jedzenia i wychodziła do toalety. Po czym wracała i
znów zabierała się za szybką konsumpcję, w między czasie z pełnymi
ustami rozmawiając z partnerem. Mnie to nie przeszkadzało, bo sama byłam
kiedyś w ciąży i potrafiłam ją zrozumieć, ale chłopak, przyszły
ojciec był nie lada zniesmaczony. Ku mojemu zdziwieniu na każdym kroku
wypominał jej - „nie jedz tak szybko”, „jesz jakbyś nigdy jedzenia
na oczy nie widziała”, „zaraz się porzygasz”, „musisz się tak
przetwierać, nie możesz się wysikać raz a dobrze?”.
Zawiodłam się na przyszłym tatusiu! Zwiędły mi uszy! Opadły mi ręce!
Zaczęłam się zastanawiać gdzie leży problem.
Po powrocie do Krakowa pobiegłam do biblioteki. Przypomniała mi się
książka, którą czytałam bardzo dawno temu, a pasowała ona do tej
sytuacji idealnie ustosunkowując się do moich wątpliwości
ogórkowo-pociągowych.
Wypożyczyłam „Polkę” Manueli Gretkowskiej.
Z twórczością Gretkowskiej zetknęłam się przez przypadek będąc
jeszcze w liceum. Najbardziej utkwiła mi jednak w pamięci przeczytana na
studiach „Polka”. Pamiętam do dziś jedne z ćwiczeń na Polonistyce,
gdzie rozgorzała polemika na temat tej jakże bardzo wtedy krytykowanej i
kontrowersyjnej książki. Ja jako nieliczna stanęłam w jej obronie. Nie
planowałam wtedy jeszcze dziecka i nie wiele rozumiałam z tych
„brzuchatych” emocji, ale potrafiłam odnaleźć w tej książce, już
wtedy, pierwiastek prawdy, ukręcony pięknym, kunsztownym, literackim
biczem. Przyznam, że właśnie dzięki tej książce, po wielu latach, gdy
zaszłam w ciążę moja córeczka jeszcze w życiu płodowych słuchała
Mozarta – i tak jej zostało do dziś.
Książka opowiada o stanie, o którym marzy prawie każda kobieta. Jest
to opis pięknych dziewięciu miesięcy z życia kobiety, będącej
pierwszy raz w ciąży.
„Polka” jest bardzo subtelnym, poetyckim obrazem wsłuchiwania się w
bicie maleńkiego serduszka, studiowaniem dzień po dniu, tydzień po
tygodniu zmian w rozwoju małego ciałka. Dziennik ten, ukazuje również
niewytłumaczalny lęk, obawy, strach, że stanie się coś złego z
noszonym pod sercem dzieckiem. Gretkowska w sposób bardzo malowniczy
opisuje radosne pierwsze kopnięcie, nasłuchiwanie czy czasem ktoś nie
woła do niej „mamo”.
Dla mnie osobiście, jest to bardzo ekspresyjny sposób ukazania czegoś
tak zwyczajnego, normalnego, wręcz codziennego – jak ciąża! Wystarczy
bowiem, że przyświeci słońce, a tłum ciężarnych kobiet „wylega”
na ulice. Czy jest w tym coś dziwnego? Nie! Chyba, że się spróbuje
odtworzyć te dziewięć miesięcy (prawie dzień po dniu) z opisem zmian
zachodzących w ciele, wadze, apetycie, z czymś tak przemilczanym (jakby
wstydliwym w dzisiejszych czasach), jak seks w czasie ciąży, jak
beknięcia, ciągłe siusiania, wymioty czy napady lęku i strachu. Niby
codzienne, ale nie do końca. Robimy bowiem z kobiet w ciąży temat tabu,
coś zakazanego. Czy nam – nie w ciąży – nigdy nie odbiło się po
jedzeniu, czy nigdy ze zmęczenia nie bolały nas nogi, czy nigdy nie
mieliśmy uciążliwej czkawki i nie mówiliśmy z pełnymi ustami? Ilu
jest takich, jak ten mężczyzna z pociągu, którego opisałam powyżej?
Tacy jak on, zrobili z siebie świętoszków nie bekających, nie
siusiających, a z kobiet w ciąży zawsze uśmiechnięte i wypoczęte
matki mające czas, ochotę i siłę na wszystko.
Gretkowską zaraz po wydaniu książki, a był to rok bodajże 2001,
nazwali skandalistką kobiet ciężarnych. Już wtedy pytałam –
dlaczego? Dlatego, że jadła więcej niż zazwyczaj, bo była w ciąży,
że miała czkawkę, wymioty, że bekała wydając z siebie dziwne
odgłosy. Nie rozumiem. Dlatego, że to opisała, że stanęła w obronie
takich kobiet jak ta, z którą jechałam pociągiem? Czy odwaga i
otwartość są czymś zakazanym? Przecież skoro to wszystko o czym
Gretkowska napisała jest normalne i na porządku dziennym, więc czemu
robić koło tego taki wielki szum? Czemu robić taki wielki problem
wokół kobiety jedzącej na ulicy ogórka kiszonego? Czy tej ciężarnej,
jadącej pociągiem w poplamionej majonezem bluzce, z czkawką głośną na
pół pociągu? Pytam! Czy to aż takie dziwne?
Najgorsze jest to, że ten temat pozostał i jest w ciąż żywy po tylu
latach od napisania tej książki.
W jednym ze swoich słynnych wywiadów Stanisław Bereś zasugerował, że
te niesmaczne wymioty, odruchy (jak on to obrazowo nazwał)
trawienno-wentylacyjne – powodują, że czytelnik czuje się jakby go
ktoś wciągał na siłę w cudzą intymność. Otrzymał (dla mnie
rewelacyjną) odpowiedź: „A dziecko przynosi się mężczyźnie na tacy,
umyte i urodzone kichnięciem przez ucho? (...) To nie jest dziennik z
opisami lekarskimi. Wszystko zostało w nim przetworzone literacko. Nie
piszę przecież wprost:”beknełam, pierdnęłam”. Jeżeli te
fragmenty cię zaszokowały, to dobrze, bo to był zamierzony efekt
literacki. Nikt w Polsce tego dotąd nie robił. To miało być
ekspresyjne, miało sprawić, że się poczułeś tak jak ja. (...) to jest
problem połowy ludzkości, tylko, że nieobecny w literaturze. Miałam
obowiązek to opisać”.
Dla mnie „Polka” jest w pewien sposób rozprawieniem się z polską
rzeczywistością, z jej dziwnymi uwstecznieniami i problemami. Zapytana,
co się zmieniło w Polsce po jej powrocie z zagranicy, Gretkowska
odpowiedziała: „Z jednej strony jest u nas mnóstwo pięknie i zachodnio
wyglądających bajerów, ale ludzie mają mentalność z lat
pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. (...) Co z tego, że będziemy
mieli do dyspozycji znakomity sprzęt medyczny, skoro pediatrzy myślą w
czasie zaprzeszłym, do ludzi nie mają szacunku, a dzieci traktują jak
przedmioty”.
Był to rok 2001, czy wiele się u nas zmieniło? Czy gdyby dziś,
„Polka”pierwszy raz wyszła na rynek , to czy też skrytykowano by ją
tak ostro jak wtedy?
Myślę, że odpowiedzią na moje pytania będą głosy krytyki (lub
aprobaty – w co wątpię) pod adresem tego tekstu.
Dwie rzeczy wiem na pewno. Pierwsza, że nadal będę jadła ogórki
kiszone. Druga, że pan z pociągu koniecznie powinien przeczytać
„Polkę” Gretkowskiej i mój felieton.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
whitney · dnia 20.06.2012 14:16 · Czytań: 3278 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 1
Inne artykuły tego autora: