Zadzwoniła wieczorem. Pani Wyuzdany Seks.
Szybko ogarnęłam sytuację: mąż w ogrodzie, podlewa rośliny; latorośl na górze, jakieś gierki albo co…
– Jest twój mąż? – No, co za małpa! Nawet “dzień dobry” albo “pocałuj mnie w…”
– Zaraz poproszę – mróz spłynął po telefonicznym kablu. – Kotku, do ciebie! - Słuchawka paliła w rękę.
– Wiesz, kupiłam dom. – Głośnomówiący aparat w końcu spełnił swoje zadanie. –
– Chcę, żebyś go zrobił po swojemu – mówi.
Nie wierzę własnym uszom! Ciarki przechodzą mi po skórze, a błogi uśmiech po mężowskich ustach. Będą się teraz legalnie spotykać, niby na omówienie szczegółów projektu, detali, zapotrzebowania… Do cholery, dlaczego jej facet się tym nie zajmuje?! Widzę ją, pochyloną przy stole kreślarskim, długim szponem rysującą cienką linię na kolejnej kalce:
“A tu będzie nasza sypialnia, a tu prysznic…” Wyobraźnia z minuty na minutę podsuwa coraz gorsze scenariusze.
– Dziękuję za zaufanie, miłego urlopu – odłożył słuchawkę. Co?! Już skończyli rozmawiać? Nic nie wiem! O co chodzi?! Niczego nie słyszałam! Przechodzę obok, ukrywając emocje za maską obojętności.
- Wyjeżdżają na pół roku, mam zlecenie “pod klucz” – mówi zadowolony.
*
Listonosz nie puka dwa razy, po prostu wrzuca listy przez szparę w drzwiach. Oszałamiająca suma na czeku, rozjaśnia moje naburmuszone spojrzenie...