Hotel "Liman" (IV) - wykrot
Proza » Długie Opowiadania » Hotel "Liman" (IV)
A A A
- No nie wiem, chociaż Anna też mówiła coś takiego – rzuciłem nieostrożnie. – Że to bardzo miła i sympatyczna osoba.
- Tomek – spojrzała na mnie z przyganą. – To nie te słowa! Co taka Ania może na ten temat wiedzieć? Przecież dopiero się uczy!

Jeszcze wtedy miałem klapki na oczach, chociaż powinienem już coś wyczuć. Gdyby to powiedział mi ktoś nieznany, nieznajomy, to pewnie odczułbym jakiś sygnał ostrzegawczy. Ale to była Lidka. Tak bardzo chciałem się z nią spotkać i byłem tak zadowolony, że ją zobaczyłem, że moje pragnienie realizuje się samo, aż instynkt samozachowawczy przestał działać. I niczego nie podejrzewałem. Nadmiar wrażeń chyba stępił moją wrażliwość.
Z drugiej strony, czy ja kiedykolwiek potrafiłem przewidzieć rozwój wydarzeń? Chyba nigdy! Zawsze moje plany albo dalekosiężne zamiary, choćby najprostsze, nie dawały się zrealizować. No chyba, że brałem problem z rozpędu. Tak od razu, bez większego zastanawiania się. Wtedy wszystko się udawało i wszystko wychodziło. Inaczej, to zawsze trafiałem kulą w płot. Więc nic w tym dziwnego, że teraz też wydarzenia zaskoczyły mnie, jak zawsze.
- Lidka, ale mam z tobą do pogadania! – szeptałem nadal, niezbyt grzecznie w takich okolicznościach. Byłem tak zadowolony z jej obecności, że nie zważałem na to. Nie musiałem już kombinować jakby tu pojechać do Czyżyn. Była na miejscu, tuż obok. I na pewno czegoś się dowiem.
- Ja myślę! – Lidka odparła już całkiem głośno, patrząc na mnie jakoś tak dziwnie nietypowo i biorąc od Johna szklankę – Czas by ci było! – dodała, patrząc mi w oczy i uniosła drinka do góry, rozglądając się dookoła.
- Wprawdzie jam tu nie gospodyni, ale pić mi się chce! Wasze zdrowie, panowie! – wzniosła szklaneczkę do góry. – Tomek, za nasze spotkanie! Do dna i nie mniej! – zawołała radośnie.

Zanim to wypiłem, kątem oka ułowiłem obraz, jak John, na brzmienie tych słów, podniósł najpierw do góry swoje przedramiona w geście bezradności, czy też pokory, po czym z uśmiechem wziął swojego drinka i wypił z nami pod Lidki dyktando.
Poczułem jak przeszywa mnie jakiś prąd. I to nie było od alkoholu. Najwyraźniej Lidka jest tutaj personą! Czuje się jak u siebie w domu! I prezes nie ma nic przeciwko temu! Więc kim jest Lidka dla niego? Co tu jest grane???
Chciałem porozmawiać z Lidką, ale akuratnie mówiła coś do Johna. Po angielsku. Musiałem poczekać. I wtedy poczułem jak Stefan odnalazł moją stopę pod ławą i niemiłosiernie wciska się w nią swoim obcasem. Spojrzałem w tym kierunku i zobaczyłem jego zdumiony i pytający wzrok. Ale jak miałem mu odpowiedzieć? Przecież on i tak rozumiał dialog dziewczyn z Johnem, więc wiedział teraz więcej niż ja.
Anna milczała, ale jej oczy nie próżnowały. Obserwowała wszystko. Wiedziałem, że jeśli odezwę się do Stefana, to wszystko usłyszy i zarejestruje. A tego przecież nie chciałem…
Stefan nie zrezygnował. Wzmocnił swój ucisk. Najwyraźniej czuł się niepewnie. Ponownie skierowałem ku niemu swój wzrok, krzywiąc się, żeby dać mu do zrozumienia, że ja sam też niczego nie rozumiem.
I właśnie tych kilku sekund mi zabrakło. Znowu nie zauważyłem jak do salonu ktoś wchodzi. Dopiero wzrok Anny nakierował moje spojrzenie w kierunku drzwi.

A wtedy krew odpłynęła mi do pięt. Pewnie zbladłem jak papier, ale raczej nie na długo, bo po chwili poczułem jak policzki mi płoną a serce chce przez żebra wyskoczyć z mojej piersi na zewnątrz …
Jakaś nieziemska siła wyssała tlen z całego pomieszczenia. Nie mogłem złapać tchu! O, Panie nasz! Ja chyba oszaleję! Nie zmieniła się wcale!!! Jakby czas zupełnie nie miał do niej dostępu!!!

Kątem oka zobaczyłem, że Stefan wstaje z fotela, odstawiwszy pustą szklaneczkę. Patrzył, jak ONA podchodzi do ławy i zatrzymuje się obok Johna, naprzeciw jedynego wolnego miejsca na sofie. Prezes chciał się podnieść, ale przez ułamek sekundy popatrzyła mu w oczy, kładąc rękę na jego ramieniu, więc usiadł z powrotem. A wtedy ONA wyciągnęła rękę w stronę Stefana i po latach, znowu usłyszałem jej miły i spokojny głos.
- Witam pana w pańskim domu! – uśmiechnęła się cieplutko. – Nazywam się Dorota Warwick.
Kiedy Stefan przedstawił się jej, mówiła dalej, z tym swoim promiennym uśmiechem na twarzy, a Anna tłumaczyła coś cicho Johnowi.
- Bardzo się cieszę, że pana poznałam, panie Stefanie. I bardzo przepraszam, że tak późno do tego doszło. Przecież od kilku już lat mieszkamy latem w pana domu i czas najwyższy, żeby pan o tym wiedział – uśmiechnęła się do niego niemal zalotnie.
- Gdybym wcześniej wiedział, jakich pięknych i miłych mam lokatorów – Stefan nie stracił rezonu, strzelając komplementem. – to już dawno bym się tutaj zjawił!
- Dziękuję panu! Mimo to i tak jestem panu winna przeprosiny – Dorota jeszcze raz posłała mu swój ujmujący uśmiech. A potem wreszcie przeniosła swój wzrok na mnie.

Kiedy rozmawiała ze Stefanem, burza myśli przeleciała przez moją głowę, jednak pojawiła się i zgasła. Teraz miałem tam pustkę. Byłem absolutnie wyzerowany. Ledwo trzymałem się na nogach.
Stała teraz i patrzyła na mnie przyjaźnie. Nie wyglądała na speszoną ani zaskoczoną. Oczu też nie miała smutnych, wręcz przeciwnie. Były takie, jakie kochałem przez te lata. Skrzące się radością i oczekiwaniem.
Po paru sekundach milczenia wyciągnęła do mnie rękę i odezwała się do mnie.
- Witaj, Tomku! Bardzo, naprawdę bardzo się cieszę, że tutaj jesteś.
- Dzień dobry… pani Doroto! – wykrztusiłem z trudem, bo gardło miałem zupełnie suche. Ująłem jej dłoń i chciałem coś dodać, jednak brakło mi zarówno śliny w ustach, jak i powietrza w płucach. Nie wiem nawet jak zdołałem ustać prosto i nie musiałem łapać równowagi.
Dorota mocno ścisnęła moją dłoń i zupełnie przytomnie zaprotestowała.
- Nie jestem dla ciebie żadną „panią” – wypaliła bez namysłu. – Nigdy tak się do mnie nie zwracaj. Mam nadzieję, że nie zapomniałeś jak kiedyś, dokładnie w tym właśnie miejscu, piliśmy spóźniony bruderszaft! I wtedy prosiłam cię, żebyś zawsze zwracał się do mnie po imieniu. Pamiętasz to?
Pokiwałem głową w milczeniu. Pamiętałem doskonale, chociaż nie potrafiłem tego powiedzieć.
- Dobrze… Dorotko… – zdołałem jakimś cudem wyrzucić trochę powietrza z płuc. Było widać, że zapomniałem języka w gębie, a ten kawałek suchego drewna, który miałem w ustach, ledwo się poruszał.
Lidka parsknęła śmiechem, ale Dorota wciąż uśmiechała się do mnie bez zmiany wyrazu twarzy, swobodnie. Stefan natomiast stał jak skamieniały i nawet nie drgnął. Niespodziewanie odezwała się Lidka, swoim pokpiwającym tonem.
- Ech, Tomek, chyba straciłeś ochotę na dzisiejszą pogawędkę ze mną. Podnieś szklankę i chociaż napijmy się razem, skoro rozmawiać nie chcesz.
Jej kpinka nie poprawiła mojego samopoczucia. Ale sprowokowany, schwyciłem drinka i udało mi się zwilżyć język
- „Oszczędź mnie!” – rzuciłem w jej stronę błagalne spojrzenie. Chciałem to powiedzieć, ale mi nie wyszło. Oddychałem z trudem, a pusta głowa nie dostarczała mi żadnej riposty, żadnej myśli, którą mógłbym zrewanżować się za jej kpinki. W końcu wybrałem chyba najprostszy sposób reakcji.
- Napić się z tobą zawsze mogę – wyrzuciłem z siebie, próbując się opanować i odzyskać zdolność reagowania.
- Pani Aniu, mogę poprosić to co zawsze? Grejpfrutowy, jeśli można – Dorota patrzyła teraz na Annę, która chyba z wrażenia lekko się zapomniała, ale momentalnie drgnęła i przystąpiła do realizacji jej życzenia. Zresztą, Stefan zachowywał się podobnie. Stał i patrzył na mnie, mrugając tylko oczami, jakby mu coś wpadło pod powiekę.
Fakt, dla nich to była niespodzianka. Ale co w tej sytuacji miałem powiedzieć ja? Świat mi się walił… Jedynie spojrzenie Johna było spokojne i jakieś takie łagodne. Jakby już wcześniej zdawał sobie sprawę z tego, co tu się dzieje i co miało nastąpić. Jakby dla niego to wszystko nie było zaskoczeniem. Albo tak wspaniale panował nad swoimi emocjami. Szkoda, że do takich opanowanych ja nie mogłem się zaliczyć.
Anna podała Dorocie szklaneczkę i natychmiast podjęła się tłumaczenia słów Johna, który znowu zabrał głos.
- Pan prezes pragnie jeszcze raz podkreślić, że oboje z panią Dorotą są niezmiernie zaszczyceni wizytą panów i z przyjemnością wypiją za miłe spotkanie i za panów zdrowie.
Nie wahałem się ani chwili. Wlałem w siebie wszystko co tylko w szklance było, do samego dna. A potem przestałem widzieć cokolwiek i cokolwiek wiedzieć. W uszach narastał mi szum…

To Dorotka jest żoną prezesa Warwick’a! Jak te nasze życiowe drogi się rozbiegły! Moje skryte, najskrytsze nocne marzenia, bezpowrotnie legły w gruzach! Dorotka jest tutaj i wcale nie jest sama! W dodatku od dawna tu bywała i przez cały czas, przez te wszystkie lata, nie dała mi żadnego znaku życia! A dzisiaj, kiedy spotkaliśmy się po latach, ostentacyjnie podkreśliła, że jestem dla niej już tylko wspomnieniem. Przy swoim boku ma teraz Johna i demonstruje ich zażyłą więź. Nic tu po mnie. Wzgardziła mną. Znowu czułem się odrzucony, niemal jak śmieć… jak wtedy, kiedy zostawiła mnie pod płotem…
Ledwo oddychałem i coraz bardziej ulatywałem gdzieś w inny wymiar…

Bolesny ucisk uda nad kolanem przywrócił mnie do życia. Szarpnąłem się odruchowo i spojrzałem w dół. To Lidka zabierała teraz swoją dłoń z mojej nogi. Nie patrzyła na mnie, tylko mówiła coś do Stefana.
Teoretycznie nikt tego nie widział. Nikt nie zareagował na moje drgawki. Oznaczało to, że wszyscy to widzieli i teraz grzecznościowo udawali że nic się nie stało. Świadomość tego wcale nie poprawiła mojego nastroju.
Zdałem sobie sprawę, że zachowuję się jak zamroczony idiota. Nie wiedziałem co w ogóle przez ten czas się działo. To uciekło z mojej świadomości. Czy ktoś coś mówił i czy mówił w ogóle.

Dorota zapraszała nas na obiad. Wszyscy wstali, żeby przejść do stołu i usłyszałem wtedy jak jeszcze przy ławie, cicho i łagodnie mówi do Anny:
- Pani Aniu, pięknie, ale proszę tłumaczyć tak… powiedzmy, mniej oficjalnie.
Ta odpowiedziała zdziwionym wzrokiem, a Dorota wyjaśniła – Przecież jesteśmy tu w gronie przyjaciół, a nie kontrahentów!
- Przepraszam, ja nie wiedziałam – Anna była lekko speszona i obrzuciła nas spłoszonym spojrzeniem.
- Och, Aniu, to oczywiste. To nie była uwaga tylko moja prośba.
- Rozumiem, pani dyrektor.

W porównaniu z kolejnością foteli przy ławie, za stołem tylko ja zamieniłem się miejscami z Lidką. Wepchnęła mnie po prostu w sąsiedztwo Doroty. Siedziałem teraz pomiędzy nimi obydwiema. Wcale nie było mi lżej z tym sąsiedztwem.
Bliska obecność Doroty niemal namacalnie elektryzowała moją świadomość. Na niczym nie potrafiłem się skupić, chociaż ogóle w nie patrzyłem w jej stronę. Nawet ukradkiem.
Potrawy były smaczne i wykwintne, bo podano nam zupę rakową i kołduny litewskie, ale jedzenie absolutnie mi nie szło. Nie potrafiłem się opanować, a nie chciałem tak jawnie prezentować swoich drżących rąk. Dlatego tylko udawałem że jem. Siedziałem wpatrzony w stół i milczałem, nie wiedząc jak mam się zachować w obecności Johna i co mogę mówić do Doroty. I czy w ogóle mogę coś do niej mówić.
Zresztą, wcale nie ułatwiała mi sytuacji. Zachowywała się tak, jakby mnie tu zupełnie nie było. Nie odzywała się do mnie, nie spoglądała w moją stronę, ani też w żaden inny sposób nie próbowała podkreślić mojej obecności. Czułem natomiast w nozdrzach ten jej dawny, niepowtarzalny zapach perfum, jednak momentalnie zdałem sobie sprawę z tego, że to nie mnie obdarza nim od wielu lat.

Wściekłość, która mnie ogarnęła, wlała trochę adrenaliny do moich żył. Zacisnąłem zęby i postanowiłem wziąć się w garść. Byłem zdołowany do granic fizycznej wytrzymałości, ale teraz, paradoksalnie, obojętność Doroty pobudziła mnie do życia. Skoro mnie tak traktuje, to niech sobie żyje w tym swoim świecie. Mój jest zupełnie inny i oddalony od niej o lata świetlne.
Przysiągłem sobie w duchu, że nie będę jej o nic prosił. Przez tyle lat nie znalazła dla mnie ani chwili czasu i nie byłem jej do niczego potrzebny, to i teraz niczego od niej nie potrzebuję. Ani rozmowy, ani wspomnień, ani nawet najprostszych kilku słów. Będę ją po prostu ignorował. Totalnie. Nie będę jej dokuczał, jednak przestaje dla mnie istnieć. Będę ją omijał jak kogoś, kogo nie ma. I to wszystko.
Ciekawe tylko czy długo wytrzymam w moim postanowieniu…

Kiedy ja milczałem, Stefan perorował przy stole za dwóch. Miał Lidkę obok siebie i zaczynali szybko nadawać na tych samych falach. Dogadywali się pomimo tego, że Anna z jego drugiej strony pilnie nadstawiała ucha. Też rada była dowiedzieć się czegoś konkretnie. W końcu chyba niecodziennie się zdarza, że nieznany gość nagle okazuje się dobrym znajomym gospodyni. Ba, żeby jeszcze wiedziała jak bliskim! Ale tego, to pewnie nie dopuszczała do siebie nawet w najbardziej odważnych myślach.

Obiad miał się już ku końcowi, kiedy grzeczna i coraz mniej oficjalna rozmowa Lidki ze Stefanem, zaczęła przybierać jeszcze inną formę.
- Pani Lidko, to zdradzi mi pani wreszcie, skąd ta znajomość z Tomkiem? – Stefan poczuł się chyba na tyle pewnie, że teraz spróbował dowiedzieć się czegoś konkretnego.
- Zaraz, zaraz… Tomek, Tomek… – mruczała Lidka, jakby nie wiedziała o kogo chodzi i usiłowała sobie przypomnieć. – Jaki Tomek? O kogo panu chodzi, panie Stefanie?
Stefan bezradnie opuścił ręce i spojrzał na nią z politowaniem. Biedny, skąd miał wiedzieć, że to nie z Lidką takie numery?
- Aha, no właśnie! – Lidka jakby sobie coś przypomniała i niby całkiem poważnym głosem zwróciła się do mnie, pewnie sondując na ile może być szczera w tym momencie. – Tomek, skąd my się właściwie znamy?
Dorota cały czas słuchała ich dialogu, uśmiechając się lekko i cichym głosem mówiąc coś po angielsku do Johna, który zakończył już jedzenie i teraz tylko patrzył na nas z wyraźnym zaciekawieniem. Anna zaś udawała, że ta rozmowa jej nie interesuje, jednak ukradkiem stale łypała okiem to na mnie, to na Stefana.

Byłem już na tyle przytomny, że słyszałem wszystko co się dzieje, ale nie odważyłem się zareagować od razu. Najpierw w popłochu, ale dyskretnie, rozejrzałem się wokoło. A tu zonk! Wszyscy wpatrywali się we mnie. Fakt ten znowu mnie nieco zdenerwował, ale tylko o tyle, że nieoczekiwanie dodał mi sił. Nie zobaczą mojej klęski! – postanowiłem w duchu
- Z dworca! – rzuciłem zdawkowo i beznamiętnie, chociaż bezczelnie. Powoli zaczynałem odzyskiwać panowanie nad sobą.
- Z Centralnego! – szybko uzupełniłem, żeby moje słowa nie zakrawały na impertynencję.
- No oczywiście, że z dworca! – Lidka szybciutko złapała konwencję i teraz udawała, że sobie wszystko przypomina.
- Dlaczego pani ze mnie żartuje? – Stefan był zdegustowany.
- Absolutnie nie! – Lidka zaprzeczyła słodziutkim głosem. – Panie Stefanie, mówię poważnie! – dodała przekonująco. – Teraz już sobie wszystko przypomniałam. Poznaliśmy się na dworcu Centralnym w Warszawie. Zwróciłam wtedy uwagę na Tomka, bo wtedy było cholernie zimno, a on miał na sobie takie… no, takie króciutkie spodenki… właściwie to były majtki!
Dorota chichotała, a Lidka zatykała usta dłonią, żeby nie parsknąć śmiechem, ale po chwili zagryzła wargi, udała powagę i niezrażona kontynuowała.
- Same gatki, mówię prawdę! Poza tym nic pod spodem nie miał, zapewniam pana! Jak przedszkolak jakiś! Chociaż tak naprawdę, to wtedy był już całkiem duży!
- Kto był duży? – Stefan nie zrozumiał jej tekstu.
Dał się wpuścić w maliny właśnie jak dziecko. Nie znał jeszcze Lidki.
- Oj, panie Stefanie! – Lidka niby spoważniała i spoglądała na niego z dezaprobatą. – Wszystko było duże! Naprawdę niczego pan nie rozumie?
- Nie rozumiem i dlatego pytam! – Stefan nadal traktował wymianę zdań ze śmiertelną powagą.
- A co w tym tajemniczego? – Lidka chichocząc, postanowiła sfinalizować dowcip. – Tu nie ma żadnej tajemnicy! Wystarczy tylko w pana pytaniu zabrać „kto” i wstawić tam „co”. Wtedy wszystko będzie się zgadzało. Prawda, Tomek?

Przez chwilę panowało milczenie, a potem rozległy się chichoty. Teraz nawet Anna nie mogła się opanować i opuściła głowę, zakrywając usta dłonią. Już nikt nie jadł. Najzwyczajniej się nie dało. Ale Stefan chyba nadal nie dopuszczał do siebie znaczenia słów Lidki i zachowywał zupełną powagę.
- Dobrze, dobrze, już o nic nie będę pani pytał! – nie krył swojego niezadowolenia. Pomimo niezrozumienia przedstawianej sytuacji, pewnie wreszcie zdał sobie sprawę z tego, że Lidka doskonale bawi się tą całą opowieścią o przeszłości.
- I niesłusznie! – odparowała Lidka. – Pytać należy! Ja bym chętnie panu odpowiadała na wszelkie pytania, ale gdy mówię, to Dorota jeść nie może…
- Bo jak pomyślę – Dorota odpowiedziała, śmiejąc się teraz otwarcie – że to ja sama ułatwiłam Tomkowi założenie tych niewymownych…
- Tak, ułatwiłaś! – przerwała jej Lidka. – Ładne mi ułatwianie! Ty lepiej opowiedz jak musiałaś uciekać, gdy w publicznym środku transportu na twój widok zdjął spodnie! I nie tylko spodnie zdjął! – dodała, grożąc palcem w moim kierunku i patrząc na mnie kpiąco.
- Ale zdążyłam mu je zabrać! No i to „nie tylko” też mu przecież zabrałam! – Dorota krztusiła się ze śmiechu.
Ledwo to powiedziała, a już Lidka znowu zgięła się w pół, natomiast Stefana na odwrót, unieruchomiło całkowicie. Anna z kolei, szeroko otwartymi oczami, z przerażeniem patrzyła na Dorotę. A John? Zupełnie spokojnie i milcząco wymienił uśmiechy z Dorotą.
- Czemu się ze mnie tak śmiejecie? – zapytałem zrezygnowany, w niejakim proteście.

Fakt, że to Lidka wywołała ten temat a nie Dorota, trochę złagodził moją niechęć, jednak temat wcale mi nie leżał. Stefan za dużo może się z niego dowiedzieć. Tym niemniej, ich wesołość zdecydowanie mnie rozluźniła. I próbując dostosować się do sytuacji, narzekałem dalej, aby włączyć się do ogólnej rozmowy.
- Najpierw prześladowały mnie w pociągu, potem molestowały na dworcu, pozbawiając mnie odzieży, a teraz, po latach, znowu eksploatują niemal żywcem…
- Tomek… proszę… – Dorota wreszcie powiedziała coś do mnie, zaśmiewając się przy tym do łez. – Nie przy stole!
- Nie na stole, mówisz? – słodko zapytała Lidka, zniekształcając jej słowa. – Oj, nasz Tomeczek chyba odzyskuje dawną formę! – kpiła bezlitośnie, dowodząc, że i ona nic a nic, nie straciła swoich ówczesnych umiejętności. – Pewnie sobie coś przypomina… tak! Na pewno sobie przypomina! Dorota, a wiesz co mu pomogło? Nie wiesz! – odpowiedziała sobie sama. – To od twojego… – zawiesiła na chwilę głos, spoglądając na mnie z wyraźnym rozbawieniem – …obiadu na stole, bo chyba tak to teraz trzeba nazywać, żeby była jasność… Tak, na pewno przypomniał sobie obiad! Ja coś pamiętam, że to mu zawsze tak smakowało, że hej!... Obiad, znaczy się! Miał potem zawsze taką minę jak kot który zeżarł gospodyni śmietanę…
- Tak, na pewno – mruknął Stefan, nadal niezadowolony, chyba nie nadążając za tokiem myśli Lidki. – Pewnie jeszcze usłyszę, że po zjedzeniu to nawet talerz wylizywał!
- Przedtem też! – Lidka wpadła mu w słowo bez mrugnięcia powieką, a potem nią skręciło i omal nie spadła z krzesła.

Tego śmiechu, Lidka nie dała rady opanować. Wyrywał się z niej na zewnątrz mieszaniną pisku, skowytu i sam nie wiem czego jeszcze. Ja natomiast zakryłem twarz i starałem się wszystko zdusić w sobie, bo zabrakło mi tchu. Ależ Stefan teraz pojechał!
Dorota śmiała się tak serdecznie, że łzy ciekły jej z oczu. Siedziała z opuszczoną głową i przyciskała do oczu serwetkę. A Lidka normalnie walczyła o oddech, bo ją zatkało.
W dodatku było to tak zaraźliwe, że dołączyli do nas wszyscy. I Anna, i Stefan i John. Dorota urywanymi słowami próbowała wyjaśnić coś Johnowi, a ten tylko kręcił głową w niemym podziwie, albo… zaskoczeniu.
Nie sądzę jednak, że powiedziała mu całą prawdę o tym, z czego śmialiśmy się naprawdę. Bo przecież Lidka bez ogródek nawiązała do tego, co kiedyś wyprawialiśmy z Dorotą na kuchennym stole. I o tym mówił cały jej tekst. Zabawny, nie da się ukryć.
Ale powoli śmiech zamierał mi w gardle. Ciekawe, czy Stefan domyśli się, że trafił dokładnie w dziesiątkę. Taka perspektywa niezbyt mi się podobała. Znowu zaczynałem odczuwać dyskomfort przebywania w obecności innych osób. Chciałem wyjść i odetchnąć świeżym powietrzem.

Pomogło mi małe zamieszanie, które zrobiło się gdy John zabrał głos. Powiedział, że cieszy go wspaniała atmosfera i ma nadzieję, że po rozmowach będziemy się dobrze bawić. I że, niestety, musi nas już pożegnać.
Dorota, która wtedy, w miejsce Anny, tłumaczyła jego słowa, zaproponowała nam wszystkim kawę i desery. A kiedy wstaliśmy od stołu, żeby przejść do foteli, przeprosiła nas również, po czym wyszła z Johnem, a za nimi Anna. Zostaliśmy w salonie we trójkę.

Niezrażony Stefan, rozsiadłszy się ponownie w fotelu, próbował kontynuować poważną rozmowę.
- Pani Lidko, proszę powiedzieć teraz prawdę, jak to z wami było – najwyraźniej nie mógł przestać myśleć o naszym poznaniu się i drążył temat.
- Stefan – chociaż zdenerwowany, to jednak wtrąciłem się do rozmowy. – Naprawdę było tak jak słyszałeś. Tylko jak się to ubierze w dwuznaczne słówka, to wychodzą z niczego takie głupawe numery. Poznaliśmy się z Lidką zwyczajnie, chociaż rzeczywiście na dworcu i w takiej odrobinę niecodziennej sytuacji.
Do salonu zaglądnęła Anna:
- Panie Tomaszu, przepraszam pana, gdyby pan zechciał pozwolić… pan prezes chciałby z panem zamienić kilka słów. Bardzo pana prosi na minutkę…
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
wykrot · dnia 23.06.2012 08:20 · Czytań: 751 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 3
Komentarze
zajacanka dnia 23.06.2012 13:53
Wiedziałam! Wiedziałam, że Dorota jest żoną Johna! Ale gdzieś mi uciekła opisana scena poznania na dworcu. Chyba muszę wrócić do poprzednich części. Tylko do której, tyle tego...
A tutaj... pyszna zupa rakowa i kolejna zagadka: dlaczego John chce rozmawiać z Tomkiem, a nie z właścicielem, i ile wie o wcześniejszym romansie Doroty?
Ech, wykrot, zawsze zostawiasz mnie nienasyconą informacjami.
Wasinka dnia 25.06.2012 08:24
Mogłabym krzyknąć tak samo, jak zajacanka ;).
idę do kolejnej części, bo widzę, ze jest. więc zaraz się dowiem, o co chodzi Johnowi...

Pozdrawiam promieniście.
wykrot dnia 01.07.2012 22:57
Sceny poznania na dworcu chyba nie publikowałem. Ale cóż, ten opis też jest prawdziwy. :D
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Jacek Londyn
07/05/2024 22:15
Dziękuję za komentarz. Cieszę się, że udało mi się oddać… »
OWSIANKO
07/05/2024 21:41
JL tekst średniofajny; Izunia jako Brazylijska krasawica i… »
Zbigniew Szczypek
07/05/2024 21:15
Florianie Trudno mi się z Tobą nie zgodzić - tak, są takie… »
Zbigniew Szczypek
07/05/2024 20:21
Januszu Wielu powie - "lepiej najgorsza prawda ale… »
Kazjuno
07/05/2024 12:19
Dzięki Zbysiu za próbę wsparcia. Z krytyką, Jacku,… »
Kazjuno
07/05/2024 11:11
Witaj Marianie, miło Cię widzieć. Wprowadzając… »
Marian
07/05/2024 07:42
"Wysiadł z samochodów" -> "Wysiadł z… »
Jacek Londyn
07/05/2024 06:40
Zbyszku, niech Ci takie myśli nie przychodzą do głowy. Nie… »
Zbigniew Szczypek
06/05/2024 20:39
Pulsar Świetne i dowcipne, a zarazem straszne w swoim… »
Zbigniew Szczypek
06/05/2024 13:43
A przy okazji - Zbyszek, a nie Zbigniew. Zbigniew to… »
Jacek Londyn
06/05/2024 13:19
Kamień z serca, Zbigniewie. Dziękuję, uwierzyłem, że… »
Zbigniew Szczypek
06/05/2024 12:43
Tak Jacku, moja opinia jest jak najbardziej pozytywna. Zdaję… »
Jacek Londyn
06/05/2024 12:23
Drogi Kazjuno. Przyznam, że bardzo zaskoczyła mnie… »
Kazjuno
05/05/2024 23:32
Szanuję Cię Jacku, ale powyższy kawałek mnie nie zachwycił.… »
Zbigniew Szczypek
05/05/2024 21:54
Ks-hp Zajrzałem za Tetu i trochę się z nią zgadzam. Ale… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 07/05/2024 20:47
  • Hallo! Czy są tu jeszcze jacyś żywi piszący? Czy tylko spadkobiercy umieszczają tu teksty, znalezione w szufladach (bo szkoda wyrzucić)? Niczym nadbagaż, zalega teraz w "przechowalni"!
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/05/2024 18:38
  • Dla przykładu, że tylko krowa nie zmienia poglądów, chciałbym polecić do przeczytania "Stołówkę", autorstwa Owsianki. A kiedyś go krytykowałem
  • Zbigniew Szczypek
  • 02/05/2024 06:22
  • "Mierni, bierni ale wierni", zamieńmy na "wierni nie są wcale mierni, gdy przestali bywać bierni!" I co wy na to? ;-}
  • Dzon
  • 30/04/2024 22:29
  • Nieczęsto tu bywam, ale przyłączam się do inicjatywy.
  • Kazjuno
  • 30/04/2024 09:33
  • Tak Mike, przykre, ale masz rację.
  • mike17
  • 28/04/2024 20:32
  • Mało nas zostało, komentujących. Masz rację, Kaziu. Ale co począć skoro ludzie nie mają woli uczestniczenia?
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty