Budzę się po raz kolejny w tym samym miejscu. Otwieram oczy i dopatruję się zmian w brunatnym wzorze na ścianie. Już nie pamiętam, czy jest on dziełem miejscowego malarza, czy wynikiem upływu czasu. Chcę unieść głowę, ale odurza mnie woń powietrza, stłoczonego w małym pokoju. Postanawiam poddać się i spędzić kolejną godzinę w pościeli, przesiąkniętej tylko moim zapachem. Ze snu wyrywa mnie pukanie do drzwi. Leniwie zwlekam z łóżka lewą nogę. Potem prawą. Opuszkami palców próbuję znaleźć klucz. Do moich uszu dociera głos sąsiadki, witającej hałaśliwych gości. Znowu dałam się nabrać. Akustyka tego budynku jest zwodnicza. Podobnie jak myśli, ukryte w zakamarkach świadomości. Muszę być czujna. Chwila nieuwagi i demony zaczynają wypływać każdą szczeliną ciała. Uszy, nos, klatka piersiowa, wypełniają się czarną mazią. Przestaję czuć. Obojętnieję. Krztuszę się. Opadam z sił i powstaję. Tak jest za każdym razem, kiedy nieopatrznie zostawię otwartą klatkę i pozwolę ogarom uciec. Rozmawiam z ludźmi. Dochodzę do siebie, ale to tylko pozory. Jakaś cząstka mnie ulega rozkładowi i nie zdołam jej ocalić. Zmierzam ku upadkowi, a mimo to, wciąż próbuję walczyć o przetrwanie. Kolejna bitwa powoli ściąga mnie na dno, przez co staję się kimś zupełnie innym. Może tylko udaję… Jaką rolę zagram? Inna maska na każdy dzień tygodnia. Już wiem. Dzisiaj, dla odmiany będę sobą.
Dygocąc z zimna, pokonuję dystans, dzielący łóżko i drewnianą komodę, kupioną kilka lat temu na wyprzedaży. Opatulam się puszystym szlafrokiem. W łazience odprawiam rytuał oczyszczenia. Żaden krok nie może zostać pominięty. Otwieram butelkę, wypełnioną bladoróżowym płynem, a następnie zbliżam nos, wciągając słodki zapach malin. Stoję naga, z przyjemnością obserwując kaskadę wody, spływającą po skórze. Ta chwila rozkoszy trwa zbyt długo. Chwytam ręcznik i ścieram powoli każdą kroplę. Podnoszę wzrok. Spoglądam w lustro, zastanawiając się nad tożsamością kobiety, znajdującej się po drugiej stronie. Próbując rozciągnąć usta w uśmiechu, przypominam sobie o zębach. Naciskam tubkę i delektuję się, orzeźwiającym smakiem mięty. Pospiesznie związuję włosy w kitkę i wracam do pokoju. Podchodzę do szafy, by po chwili zanurzyć w niej głowę. Poczucie estetyki nie należy do moich mocnych stron, dlatego dobór garderoby to nie lada wyzwanie. W końcu decyduję się na starą, powyciąganą bluzkę w kolorze ziemi i pasujące do wszystkiego dżinsy. Otwieram okno i siadam na parapecie, wystawiając stopy w kierunku słońca. Zamykam oczy i odpływam. Słyszę ciche pomruki. Błądzę wzrokiem w poszukiwaniu kota. Ach! To tylko mój żołądek. Zastanawiam się, co przygotować na obiad. Pora śniadania już dawno minęła, ale ja, jak zwykle, nie przejmuję się złymi nawykami żywieniowymi. Podążam w stronę kuchni. Właściwie wlokę się, zawadzając bosymi stopami o wysłużone linoleum. Nieśmiało zerkam w kierunku sera, leżącego od dawna w lodówce. Postanawiam zjeść tosty. Odnajduję ostatnie kromki pszennego chleba i wdrażam procedurę przygotowawczą. Zamykam pokrywę, naciskam guzik i czekam na błysk zielonej lampki, zwiastującej zakończenie zadania. Zasiadam do stołu, przykrytego kwiecistą ceratą. Jak zwykle przeceniłam swoje możliwości. Z talerza zniknęła zaledwie połowa, resztę niestety trzeba będzie wyrzucić. Klnę pod nosem na bałagan, panujący w kuchni i niezbyt ochoczo zabieram się za zmywanie brudnych naczyń. Teraz jestem już gotowa na spotkanie ze światem.
Idę wąskim korytarzem, z nadzieją, że nie spotkam żadnej ze wścibskich sąsiadek. Sztuczne uśmiechy pozornie zatroskanych pań, przyprawiają mnie o mdłości. Udało się. Wychodzę z budynku niezauważona. Mijam szare cienie, przemieszczające się z różną prędkością. Od pewnego czasu, ludzie stanowią dla mnie bezkształtną masę, którą należy omijać. Szukam ustronnego miejsca, gdzie można by w samotności oddać się rozważaniom na tematy, mówiąc krótko, różne. Decyduję się pójść w kierunku rzadko uczęszczanego szlaku. Siadam, opierając się o pień martwego drzewa. Obserwuję pąki kwiatów i ślimaka, wdrapującego się na źdźbło trawy. Natura odgrywa rolę bezstronnego świadka. Nie zabiera głosu, nie ocenia, po prostu jest. W oddali dostrzegam kolorowy punkt. Nie widzę tego, ale wiem, że nadchodząca istota uśmiecha się. Wstaję i wyciągam dłoń w geście powitalnym. Zestaw standardowych pytań o pogodę i samopoczucie. Potem żywa dyskusja, dotycząca młodych matek, sytuacji gospodarczej kraju oraz wzlotów i upadków wspólnych znajomych. Ku memu zaskoczeniu, potok słów zmienia się nagle w cichutkie kapanie, by po chwili ogłuszyć rozmówców, miażdżącą ciszą. Znużona odchodzę. Mijam witryny sklepowe, zerkając co jakiś czas na swoje odbicie w szybie. Przy jednej z nich zatrzymuję się na dłużej. Spoglądam w obce oczy, przeszywające wrogim spojrzeniem. Kolejna maska. Kim jesteś?
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
kalina09 · dnia 30.06.2012 18:59 · Czytań: 3214 · Średnia ocena: 3,5 · Komentarzy: 6
Inne artykuły tego autora: