Johimbina cz.3 - dr_brunet
Proza » Inne » Johimbina cz.3
A A A
W rzeczy samej - nie psuły się, kolejnymi wieczorami, odbitym od świec blaskiem wypełniały sypialnię, pospołu z zapachem gorącej stearyny, tężały, burząc samotność dziecięcej liturgii, zamieniały wstydliwe udawanie - w grę - z rolami cudownie rozpisanymi. Wszystko to było, wszystko słyszałem: i polifoniczne wodospady kościelnych organów i kakofoniczny tłum wiernych, pobrzękiwanie pater i ksylofonię dzwonków wieszczących Pater Noster. Z, wciąż przychodzących z Dalekiego Świata żurnali, wycinałem głowy modeli,układałem je, jedna obok drugiej, na poręczach babcinego łóżka, komodzie i nocnej szafce, kilkadziesiąt - roześmianych twarzy - Populo Dei codziennego misterium. Niektóre z nich niknęły w przeciągach, znajdowałem je później pod meblami, na podłodze, sczerniałe od kurzu, zepsute, niczym owe jabłkowe hostie, dziadek palił je w piecu, wraz z pokancerowanymi stronicami Quelle, a one - odchodziły w ciszy, z godnością, wybuchały niebieskawym płomieniem, w tym swoim ostatecznym krematorium. Z czasem, na półce za kuchnią, urosła sporej wielkości sterta kolorowych magazynów - w nich - setki bezgłowych sylwetek ochraniały szare mamine bibuły - wsunięte tam jeszcze zanim rozpocząłem papierową eksterminację.
Byłem wielki. Codziennie patrzyło na mnie kilkadziesiąt oczu, obcych, roześmianych, niektóre ginęły, odchodziły, ustępowały miejsca nowym, świeżym i pachnącym jeszcze proszkiem Persil, którego wonią przesycony był każdy paket, pamiętam i dziś - delikatny, kwiatowy - obcą, niedoścignioną nutą atakujący ludzkie zmysły desant obcej cywilizacji. Byłem wielki. Zacząłem rozumieć, że całe to misterium we mnie się odbywało, stłoczone w jednym miejscu, powtarzane mechanicznie co wieczór, stylistycznie nienaganne, formalnie doskonałe. Moje. Pojąłem, że sobie samemu śpiewam psalmy, mamrotam łacińskie zaklęcia - skierowane - nie - gdzieś tam - ale do nieba, które, zduszone gardłem, zaciśnięte przeponą, zamknięte zostało w dwunastoletniej klatce piersiowej. To ja stanowiłem centrum wszystkiego, najjaśniejszy punkt, zenit, a, ustawieni w rzędach papierowi katolicy, podziwiali, chłonęli każdy element mej narcystycznej liturgii - ofiary - z dokładności, coraz to bardziej obsesyjnej, zamieniającej nuty gregoriańskiego chorału w napady kompulsji: Ecce Agnus Dei, ecce qui tollit peccata mundi. Beati qui ad caenam Agni vocati sunt.
Deus. Rodził się w moich ustach, to ja Go stwarzałem, na obraz i podobieństwo swoje, a On - stawał się i - nie potrafiwszy poruszyć swoich, strącanych z komody każdym najmniejszym nawet podmuchem wiatru, wyznawców - umierał.

(Przypomniałem sobie to wszystko wiele lat później, gdy do drzwi mego mieszkania zastukała młoda kobieta i, uśmiechem obdzielając każdy kąt sieni - zaproponowała rozmowę o Bożym Synu, a ja, przybrawszy najserdeczniejszy grymas na jaki mnie wówczas było stać, odparłem:
- Nie mogę z panią rozmawiać o Synu Bożym.
- Dlaczego? - spytała.
- Bo to ja jestem Synem Bożym.)

Owo modlitewne perpetuum mobile, z dnia na dzień - ruchem paradoksalnym - jednostajnie przyspieszonym, przybliżające mnie do ostatecznej mentalnej porażki, zatrzymał wreszcie - listonosz. Nadszedł czas i mojego paketowego dyżuru (miałem więc prawo pierwszeństwa w wyborze fanta) - na kuchennym stole, delikatnie rozsunąłem kolejne warstwy szarego papieru i, rozchyliwszy brzegi kartonowego wieka, począłem powoli wyjmować zawartość: czekoladę, kawę, małe, ostro zakończone bawarskie kiełbaski, proszek do prania w miękkiej błyszczącej torebce, mydło, szynkę w puszce. I kolorowy, pachnący, kwiatowy, Quelle. Pod nim, na samym dnie - zamykając listę łupów - leżała drewniana lalka, której kończyny, płaskie i toporne, poruszać się miały za sprawą ledwo dostrzegalnej linki, przymocowanej do głowy, ciągnącej się wzdłuż kręgosłupa. Pajac - to był mój fant - niezwykły, nieprzewidziany - oczywisty. Płaska twarz, pozbawiona nosa, grubą kredką naszkicowane usta i ogromne, niezgrabnie nakropione oczy, tułów stanowiła prostokątna deseczka, nie przymglona choćby odrobiną barwy, surowa, drażniąca chropowatą, nieoszlifowaną powierzchnią - to wszystko razem definiowało archetyp prostoty, brzydoty - magicznej, zdolnej do ruchu, godnej ożywienia. Wyciąłęm więc z najnowszego żurnala najpiękniejszą kobiecą twarz - dokładnie wymierzając milimetrowe niuanse konturów i - z pomocą ojcowego butaprenu - delikatnie, z pietyzmem godnym Creatora Mundi, przeniosłem cudowną fizjonomię z nieznanej modelki - na lalkę.
- To twoja dziewczyna? - zaśmiał się dziadek widząc, jak wstydliwie chowam za plecami efekt moich plastycznych machinacji.
- Dziewczyna? - poczerwieniałem - nie.
- A jak ma na imię?
- Nie wiem.
- Jak to nie wiesz?
Dalibóg, nie wiedziałem. Nie miałem zielonego pojęcia, jak ją nazwać.
- Powinieneś wiedzieć. Każda kobieta musi mieć imię.

(Yohimbina - związek chemiczny, otrzymywany z kory afrykańskich drzew, alkaloid, uważany za skuteczny afrodyzjak, stymulujący seksualne podniecenie poprzez odruchowe rozszerzenie naczyń zaopatrujących zewnętrzne narządy płciowe.)

Pomimo tego, pozostawała Bezimienną, jedyną słuchaczką moich wieczornych mszy. Wiedząc, że żadna z rezydujących w sypialni papierowych twarzy nie będzie godna współzawodniczyć z nią o kapłańskie względy, spaliłem je wszystkie - wrzucałem do pieca, jedną po drugiej. Pan daje, Pan zabiera,niech imię Pańskie będzie błogosławione. Ona zaś - chropowatością swoją przyciągała, wydzielając woń - inną niż wszystkie, które do tej pory znałem, opiumową, opadającą niewielkimi kroplami, ściągałem je delikatnie, smakowałem, były słodkie, ich ostry, ziołowy posmak zmuszał do skosztowania raz jeszcze. I jeszcze. Upojony, wbiwszy wzrok w jej duże niebieskie żurnalowe oczy, oczekiwałem rewanżu. A, kiedy tak, wydawało się, patrzyła - zupełnie inny rodzaj podniecenia, niż ten - krtaniowy, rozpierający klatkę piersiową, wybuchał drobnymi bańkami, kilka centymetrów pod pępkiem, gdzieś w głębi, wędrował słodkim zapachem, wzdłuż ud i opasawszy kolana febrą - między pośladkami - wracał do miejsca swoich narodzin.
Wieczorami, kładłem ją obok, nasycając światłem wyblakłe postaci półnagich żurnalowych dziewczyn, próbowałem opuszkami palców odnaleźć wszystkie zapamiętane krągłości, a gdy nie znajdowałem ich u niej, szukałem u siebie - metodycznie, centymetr po centymetrze, perfekcyjnie, a każde nowe znalezisko stawało się drżeniem, ognistym pociskiem przecinającym podbrzusze, łukiem elektrycznym, swoją mocą zaciskającym powieki, coraz to mocniej, do chwili, gdy ostry zapach: opium i ziół, wplątany w takty ogłuszającej polifonii, sprowadzał na dwunastoletnie umęczone ciało błogosławieństwo nagłego, lepkiego snu.

Niedługo potem, w dzień pogrzebu dziadka, zapakowałem drewnianą Bezimienną w inkrustowany złotem ornat i wepchnąwszy prosto w ogień paleniska patrzyłem, milcząco, jak, wzbity nagłą podnietą słup niebieskiego ognia, odprawia ostatnią w moim kapłańskim życiu, żałobną koncelebrę.

Do dziś nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego to zrobiłem.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
dr_brunet · dnia 05.07.2012 08:26 · Czytań: 737 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 4
Komentarze
zajacanka dnia 05.07.2012 12:43 Ocena: Bardzo dobre
Bezimienna ślicznie zatańczyła na podbrzuszu młodego bohatera...
Dalej bardzo interesująco, głęboko emocjonalnie. Zaczyna mnie wciągać ta historia.

do chwili, gdy ostry: opium i ziół, - coś w tym zdaniu chyba nie gra. Nie zaznaczałam całego, bo długie, ale przyjrzyj się temu fragmentowi.

Pozdrawiam.
dr_brunet dnia 05.07.2012 15:15
Zespół znikającego słowa:) Poprawiłem:) Dzięki:)
mike17 dnia 11.07.2012 10:41 Ocena: Bardzo dobre
Trzymasz poziom, doktorku, aż miło się czyta.
Fajny masz styl i bezbłędnie operujesz polszczyzną.
To się chwali, to się lubi.

Malina!
dr_brunet dnia 11.07.2012 15:43
Miodzik:)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty