Odłożyła telefon. Jej twarz przedtem pełna jasności, prześwitującej nadziei, nagle poszarzała.
- Ostatnia deska ratunku zawiodła - westchnęła, splatając dłonie. - Co teraz? - szepnęła w pustkę. Rozejrzała się po pokoju, taksując wzrokiem wartość sprzętów i bibelotów. Meble, pamiętające jeszcze schyłek PRL, kryształowy wazon, kilka rzeźbionych figurek, dwa obrazy olejne malarza amatora, mosiężny świecznik i parę durnostojek, nie nadawały się do zbycia. Otworzyła szafę. Z uwagą oglądała skromną zawartość.
- Tutaj też nic wartościowego - skrzywiła się i nerwowo zatrzasnęła drzwi. Usiadła przy stole i od początku zaczęła obliczać. Na kawałku kartki kreśliła cyferki.
- Zaległy czynsz: osiemset złotych, dług w sklepie: dwieście złotych, energia: sto dwadzieścia, telefon i kablówka: sto osiem złotych, gaz: sześćdziesiąt złotych, za leki u znajomej aptekarki: dziewięćdziesiąt złotych... Co jeszcze, co jeszcze? - zastanawiała się, marszcząc czoło. - Coś do jedzenia, do picia, środki czystości - wyliczała szeptem. - Następna emerytura za dwa tygodnie, a w szafkach i lodówce pustka... Podliczyła zaległości.
- O, matko boska! - jęknęła - tysiąc dwieście siedemdziesiąt do oddania na już.
Sięgnęła po portfel. Wysypała zawartość na stół. Zaniebieścił się pięćdziesięciozłotowy papierek. Tylko jeden. Obok smutno pobłyskiwały drobniaki. - To musi mi wystarczyć na dwa tygodnie - mruczała, chowając pieniądze do portfelika. - Wyjdzie po cztery złote na dzień, nie jest tak źle - uśmiechnęła się blado. - Ja już do jedzenia dużo nie potrzebuję, wystarczy mleko i chleb, czasem ziemniaki, ale co zrobić z długiem? W sklepie już nie dadzą na zeszyt, spółdzielnia straszy eksmisją, leki się kończą, energetyka i telekomunikacja monitują...
Jak dalej żyć? - pytała się sama siebie. - Z emerytury po oddaniu zaległości zostanie mi sto dwadzieścia złotych, a już nowe rachunki za parę dni. Siedziała chwilę ze zwieszoną głową. Spod przymkniętych powiek sączyły się łzy, a w piersiach panoszył się ból. Gorzkie myśli rozsadzały czaszkę:"Czterdzieści lat ciężkiej, solidnej pracy i taki koniec? Nie ma nadziei na jakąkolwiek zmianę. Już nie mam sił, nikomu nie jestem potrzebna, po co żyć?". Podniosła się z krzesła i z zaciętym wyrazem twarzy podeszła do szafki. Wyjęła małe, białe pudełeczko.
- Przecież, to takie proste - wymówiła, wysypując zawartość na dłoń. - Dobrze, że was nie wyrzuciłam - uśmiechnęła się do żółciutkich drobinek.
Nagle znieruchomiała. Usłyszała szelest pod drzwiami i znajome: miau...miauuu...
- O Boże! - podbiegła do przedpokoju, rozsypując po drodze żółciutkie drobinki. - Wróciłeś, wróciłeś - mówiła wzruszona, tuląc białą kulkę do piersi. - Pewnie jesteś głodny, bidulku - czuliła się do swojego pupilka, nalewając do miseczki resztkę mleka. - Dla ciebie wystarczy, a ja?
Ja ugotuję dla siebie wodziankę.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Miranda · dnia 06.07.2012 12:13 · Czytań: 3176 · Średnia ocena: 2,5 · Komentarzy: 37
Inne artykuły tego autora: