Hotel "Liman" (VII) - wykrot
Proza » Długie Opowiadania » Hotel "Liman" (VII)
A A A
- O, Boże! – gardło nagle wyschło mi zupełnie i nic innego nie zdołałem wykrztusić. Byłem jak balon, z którego zupełnie wyszło powietrze. Dorota zaś spokojnie ciągnęła dalej.
- Teraz już wiesz, że jest coś, co nas łączy i łączyć będzie zawsze. To biologia. Bo ty jesteś ojcem chłopców – powtórzyła. – A ja mamą. Mamy ze sobą dwójkę dzieci…
- Jak to? – próbowałem coś powiedzieć, ale więcej nie dałem rady. Pod czaszką mi huczało jak we młynie i czułem się jakby ktoś mnie uderzył takim młyńskim kamieniem w sam środek czoła. Leżałem bezwładnie na oparciu huśtawce, niczym rzucona mokra szmata.
- Tomek… teraz już wiesz wszystko…
- O Boże…
Nie mogłem się nawet ruszyć. Łapałem powietrze szeroko otwartymi ustami jak ryba na plaży. Tylko moje ręce wykonały kilka całkiem przypadkowych ruchów. Szum w głowie narastał.
- Dorotko… zdołałem wyszeptać po chwili, leżąc bezwładnie jak kukła. – Dość na dzisiaj... Chcę zostać sam!
- Nie, Tomku! – usłyszałem w odpowiedzi. – Nie zostaniesz sam! Ja będę z tobą! I wszystko ci wyjaśnię, wtedy zrozumiesz…
- Nie chcę już nic rozumieć, proszę! …Idź już… odejdź! – odwróciłem się do niej plecami i… z oczu pociekły mi łzy. Rozpłakałem się cichutko, zupełnie nie jak mężczyzna. Dorota objęła mnie od tyłu rękami i przytuliła głowę do moich pleców.

Wtedy, jak przez mgłę, usłyszałem z oddali głos Lidki.
- O, widzę, że dajecie już sobie radę. A my idziemy ze Stefanem pomieszać wam szyki.
- Lidka, przestań! – Dorota krzyknęła podniesionym głosem, odrywając ode mnie swoje ręce. A po chwili zawołała, już łagodniej. – Idźcie stąd! Przynieś tu tylko wódkę i coś do picia. Wiesz którą, tę którą Tomek lubił. Tylko przyjdź sama.
- Boże, co się stało? – Lidka już nie żartowała. Była zaniepokojona.
- Lidka, proszę! – głos Doroty był stanowczy i gniewny. Ale mnie już nic nie obchodziło. Nie zależało mi na niczym. Świat znowu mi się zawalił!
- Idę już, idę…
Nastała cisza.

Dorota znów na chwilę przytuliła się do moich pleców, a potem wyjęła skądś chusteczki i delikatnie zaczęła wycierać drgającą mi jeszcze w spazmach twarz. Chusteczki pachniały intensywnie. Powoli szum w głowie cichł…
- Daj… – poprosiłem cichutko, kiedy dreszcze w zasadzie się uspokoiły i zacząłem oddychać swobodniej. Wcisnęła mi do ręki resztę opakowania. Odsunąłem się od niej i wyjąwszy następną, powoli osuszałem swoją twarz w milczeniu. Byłem już znacznie spokojniejszy. Płacz przyniósł mi dużą ulgę.
- Tomek… – wyszeptała wtedy i znowu przytuliła się do moich pleców. – Nie zabijaj mnie, proszę cię! Na pewno popełniłam masę błędów, ale ja… ja wtedy inaczej nie mogłam!… Ja wtedy inaczej myślałam i nie chciałam sprawiać ci kłopotów! Wydawało mi się, że tak będzie najlepiej! Nie mogłam obarczać ciebie odpowiedzialnością za moje postanowienia i za moje decyzje. Ja musiałam to wszystko wziąć na siebie!

Milczałem. Siedziałem z rękami na kolanach i tępo patrzyłem przed siebie nic niewidzącym wzrokiem. Dorota jeszcze przez chwilę tuliła się do mnie, ale zaraz zabrała ręce z mojej szyi i usiadła prosto.
- Dorota! – usłyszałem głos Lidki, która nadeszła gdzieś z boku. – Macie tu wszystko – postawiła coś na brzegu huśtawki. – Gdybym była potrzebna, to jestem pod lipą. Pomachaj tylko ręką.
- Gdzie Diana z chłopcami?
- Chyba poszli nad jezioro. Mam ich znaleźć?
- Nie. Zostaw nas samych.

Znów nastała cisza. Kątem oka zobaczyłem, jak Dorota sięga do brzegu huśtawki, a po chwili okazały koszyk wylądował na jej kolanach.
- Tomku, napijesz się ze mną?
Pokiwałem potakująco głową. Odsunęła się i postawiła pomiędzy nami koszyk. Wyjęła z niego jakąś tackę, którą położyła na kolanach, a potem butelkę z wódką, kieliszki i karton z jakimś sokiem. W koszyku zostało jeszcze sporo zawartości. Dorota napełniła kieliszki.
- Szklanek nie ma? – zapytałem zrezygnowanym głosem.
- Są! – odpowiedziała i wyjęła z koszyka szklanki do wody. Wziąłem napełniony kieliszek i wylałem jego zawartość do szklanki, a potem ująłem butelkę i dopełniłem szklankę do połowy.
- Tobie też? – zapytałem krótko, patrząc na nią. Skinęła potakująco głową. Nalałem jej trochę mniej, ale bez szczególnych sentymentów. Dawka była murarska, taka jaką piją na budowach.
- To wypijmy za twoje zdrowie! – westchnąłem, po czym podniosłem szklankę i wlałem do gardła całą jej zawartość. Zapiekło w przełyku, struga palącej cieczy popłynęła do żołądka. A po chwili, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zacząłem lepiej widzieć a i myśli coraz lepiej układały się mi się w głowie. Kątem oka zobaczyłem, że Dorota łapie oddech, ale jej szklanka była niemal pusta. Szybko nalałem w nią soku. Wypiła gwałtownie, a kiedy uspokoiła się, wyszeptała:
- Boże, już dawno nie piłam tak alkoholu. Ja zresztą wódki w ogóle nie pijam!

Nie skomentowałem tych słów. Przez chwilę patrzyłem na nią w milczeniu. A potem zapytałem prosto z mostu, patrząc jej w oczy:
- Dorotko, kochasz go?
Nie odwróciła wzroku. Wytrzymała moje spojrzenie, kilkakrotnie tylko potakując ruchami głowy i kiedy wydawało mi się, że potwierdzi moje słowa, powoli i pewnym głosem oznajmiła:
- To akuratnie nie jest przedmiotem naszej rozmowy. To tylko tobie opowiedziałam kiedyś kilka szczegółów mojego pożycia z Kamilem. Więcej tego błędu już nie popełniłam. Ani John nie dowiedział się nigdy żadnych szczegółów z tego jak kochałam się z tobą, ani ty nie dowiesz się jak ja sypiam z nim. I proszę, nie zadawaj mi więcej takich pytań.
- Nie o to pytałem – zauważyłem.
- Wiem o co pytałeś. Odpowiem ci tak. To jest bardzo dobry człowiek. I wiem, że mnie kocha. Ma też do mnie pełne zaufanie. Wie, że ja nie umiem zdradzić. Musiałabym natychmiast odejść, albo popełnić samobójstwo. I to John sam mi powiedział, że dzisiaj mogę nawet całować się z tobą tutaj w obecności wszystkich. Bylebym tylko miała już potem spokojne sumienie, że wiesz teraz wszystko. Bo przez te wszystkie lata widział, jak cała sytuacja mnie męczyła. Ciągle nie miałam pomysłu, nie umiałam znaleźć rozwiązania, nie wiedziałam co mam zrobić…
Tomek, ja zrozumiałam zbyt późno, że powinieneś wiedzieć o wszystkim, bez względu na okoliczności. Problem jednak polegał na tym, że ja na początku postanowiłam, że nigdy o dziecku się nie dowiesz! I to jeszcze zanim ciebie poznałam. Potrafisz to zrozumieć?

Patrzyłem na nią zupełnie zdezorientowany. Co ona wygaduje? To wszystko zaplanowała i zorganizowała? Świadomie i z premedytacją? Musiałem się upewnić, czy dobrze słyszałem, więc przerwałem jej wywody.
- Dorotko… to wszystko było przez ciebie przewidziane?
Zacisnęła usta i pokiwała potakująco głową w milczeniu. A potem zaczęła mówić, patrząc gdzieś w dal.
- Tak, zaplanowałam to. Ja wtedy byłam chora na dziecko! Bo na co miałam czekać? Na Kamila liczyć nie mogłam. Zresztą… byłam chora nie tylko na dziecko. Zbuntowałam się przeciw wszystkiemu, co mnie dotąd otaczało. Przeciwko zasadom, o których ciągle musiałam pamiętać i je przestrzegać, przeciw wpajanym mi przez całe życie metodom wychowawczym, przeciw trudnościom, które miałam w małżeństwie i wreszcie przeciwko samemu małżeństwu. I z żalu, że niby tak mało oczekiwałam od życia, a ono nie chce mi dać nawet tej odrobiny, która innym dostaje się bez wysiłku…
Tomek, wtedy kiedy spotkaliśmy się w pociągu, ja jechałam już z postanowieniem, że muszę sprawić sobie niecodzienne, nieziemskie wakacje. Będące zakończeniem dotychczasowego życia, tego sposobu istnienia, który mi narzucono. A przecież to wszystko mogło mieć dla mnie nieobliczalne konsekwencje, bo tak naprawdę, nie miałam wtedy żadnego pomysłu na przyszłość. Na to, co mam robić dalej. Byłam w tym czasie u kresu psychicznej wytrzymałości. I gdybym nie spotkała ciebie, to nawet nie chcę sobie wyobrażać czym to wszystko by się zakończyło. Miałam wtedy takie chwile, że było mi już wszystko jedno…
Jednak pojawiłeś się ty i to tak zwyczajnie. Wszedłeś do mojego przedziału, siedziałeś sobie spokojnie, drzemaliśmy niedaleko siebie… a potem zauważyłam, że wcale nie jesteś taki śpiący i nawet próbujesz podglądać, co też ja mam pod spódnicą… Jednak robiłeś to dość sympatycznie, dyskretnie i bez żadnych wulgarności. Wtedy akuratnie to mi się podobało. A poza tym przecież jesteś interesującym mężczyzną! Niejedna ogląda się za tobą!
Nie wiesz natomiast, że oprócz tego wszystkiego co wiesz, niemal idealnie wpisałeś się wtedy w moje oczekiwania. Podczas tej sytuacji z Kasią, przekonałeś mnie mimochodem, że jesteś nie tylko miły i przystojny, ale też nie brakuje ci rozsądku, który nawet mnie potrafił sprowadzić do pionu. Wtedy też zdecydowałam, że spróbuję zacząć od ciebie…
- Jak to ode mnie? Co zaczniesz ode mnie? – przerwałem jej wywody? – Miałaś zaplanowany jakiś cykl?
Pokręciła głową przecząco.
- Nie przesadzaj, to nie tak. Chodzi o to, że wtedy jeszcze nie byłam zupełnie pewna i dopuszczałam do siebie myśl, że mogłam jednak się omylić co do wyboru ciebie. Spróbuj zrozumieć mój ówczesny tok myślenia. Jechałam na wakacje, zdecydowana na skok w bok, a tu nagle pierwsza możliwa okazja, pierwszy mężczyzna którego spotkałam, miałby być właśnie tym? Sama sobie nie do końca wierzyłam. Próbowałam mnożyć wątpliwości, ale jednak twoje towarzystwo mnie kusiło. A kiedy po chwili okazało się, że ty jedziesz w tamte strony… Tomek! Uznałam to za wyrok Opatrzności i zrządzenie losu! Już wtedy zdecydowałam, że będę cię prowokować, abyś w żadnym wypadku ze mnie nie zrezygnował …
Poza tym, podczas samej podróży, moje wątpliwości gasły. Byłeś dokładnie takim mężczyzną, jakiego wtedy oczekiwałam. Zresztą, sam wiesz co było dalej, po co mam to powtarzać. Prowokowałam ciebie, a ty nie pozostawałeś mi dłużny. I byłam już pewna, że chemia pomiędzy nami zadziałała. Dlatego moje wątpliwości rozwiały się i kiedy przyjechaliśmy do Pokrzywna, jasno i dobitnie oznajmiłam ci, że za kilka godzin wrócę. Chciałam też, abyś domyślał się po co. Zresztą wiesz o tym, bo później rozmawialiśmy o wszystkim.
- Tyle, że ja nie wiedziałem po co ci to było…
Potaknęła ruchami głowy.
- Owszem, nie wiedziałeś i nie miałeś wiedzieć. Ale pamiętasz chyba naszą rozmowę już w sypialni, kiedy pytałam ciebie o możliwość pozostania na całe wakacje? Tomek, przecież ja wtedy nie wytrzymałam! To było dla mnie więcej niż nawet marzyłam! To wtedy zaczęło do mnie dochodzić, że rzuciłam się na głęboką wodę bez żadnych zabezpieczeń przed utonięciem – spojrzała na mnie uważnie – a tu zupełnie przypadkowo wylądowałam w spokojnej, całkowicie bezpiecznej zatoce. I to właśnie ty mi taką zatokę zapewniłeś! I wtedy, tego dnia, postanowiłam, że ty i tylko ty, będziesz tatusiem mojego dziecka. Że już żadnych innych prób nie będzie! Że będę z tobą tak długo, aż to stanie się faktem. Postanowiłam też, że będę starać się dać ci wszystko co mogę i co tylko zechcesz. To dlatego powiedziałam ci wtedy, że jestem zabezpieczona – roześmiała się, ale jakoś tak mało swobodnie. – Przez kilka pierwszych dni musiałam o tym pamiętać i kontrolować, abyś nie wyśliznął się ze mnie, ale potem po prostu to polubiłam! Tomek, przecież to ty nauczyłeś mnie wszystkiego! – nagle skłoniła swoją głowę i oparła się o mnie. – Ja wcześniej o niczym nie miałam najmniejszego pojęcia!
Objąłem ją i pocałowałem włosy na czubku jej głowy. A zapach tych specyficznych perfum uderzył mi w nos…
Mimo wypitego alkoholu, poczułem narastające pożądanie. Ten zapach… To nie zaginęło. Jak u psa Pawłowa. Proste skojarzenie gdzieś w podświadomości. Chyba już na zawsze pozostanie wpisane w moją osobowość…

Moja dłoń powędrowała na jej plecy i zaczęła meandrować po ich powierzchni, jednocześnie przyciskając jej ciało do mojego. Zapomniałem o wszystkim! O tym, że siedzimy tu wystawieni na widok publiczny, że jest żoną Johna i o tym, że nie mam do niej żadnych praw…
Przez chwilę jakby poddawała się moim zabiegom. Przylgnęła do mnie i nawet mnie pocałowała. A wtedy moje oczy zaczęły już zachodzić mgłą… Schwyciłem jej dłoń i położyłem ją w okolicach rozporka, aby sama się przekonała, jakie reakcje tam zachodzą…
To ją otrzeźwiło. Wyrwała rękę i jednocześnie mnie odepchnęła. Przez chwilę siedzieliśmy obydwoje, ciężko dysząc i nie patrząc na siebie, tylko na plac zabaw.
- Nie próbuj tego więcej – odezwała się dość spokojnie. – Tego już nie będzie! Tomek, ja cię proszę! Bardzo cię lubię, mogę dużo dla ciebie zrobić, ale twoją kochanką nie będę! Bardzo cię proszę, nie prowokuj mnie i zachowuj się przyzwoicie.
Opuściłem wzrok i tępo spoglądałem na ziemię pod ławką. Cóż teraz miałem mówić? Oddech powoli wracał mi do normy. Przez głowę przebiegła mi myśl, żeby wstać i zostawić ją tu samą, ale przebiegła i szybko zgasła. Nie mogłem tego wszystkiego pozostawić tak na pastwę losu. I zupełnie przypadkowo mój wzrok znowu spoczął na butelce…

Kolejny haust wódki przełknąłem w błyskawicznym tempie, nie zapominając jednak aby drżącymi rękami napełnić też kieliszek Doroty, chociaż nie wierzyłem, że go opróżni. Ale wypiła wszystko. I kiedy jej oddech uspokoił się nieco, spróbowałem wrócić do przerwanego wątku.
- W licu jednak nie byłaś w ciąży? – zapytałem, a właściwie to stwierdziłem raczej, chociaż trochę niepewnie. Pokręciła głową przecząco.
- Najwyraźniej moje płodne dni wypadły akuratnie wtedy, kiedy wyjechałam do Warszawy. Tak to przynajmniej wynikło z kalendarza. I tak się też okazało. Sama byłam tym zawiedziona, kiedy się zorientowałam, ale milczałam. A potem wyszła nam ta dyskoteka… Tomek, ja już wtedy byłam w ciąży, ale i tak mam wobec ciebie ogromny dług wdzięczności, że nie musiałam się później zastanawiać kto jest ojcem chłopców. Bo ja od chwili przyjazdu do Pokrzywna do oświadczyn Johna spałam wyłącznie z tobą. I chyba sam przyznasz, że chłopcy są do ciebie podobni? A tak w ogóle to masz co do tego jakieś wątpliwości?
- Ja ci wierzę – odparłem. – Nie mam podstaw do kwestionowania twoich słów. A poza tym, owszem, widzę fizyczne podobieństwo. Przecież powiedziałem już, że chłopcy przypominają mi Damiana z dzieciństwa.
Pokiwała głową. – I nie sądź, że są niechcianymi dziećmi. Są upragnieni!
Milczała przez chwilę, spoglądając przed siebie, a potem znowu nawiązała do naszych początków.
- Wtedy, kiedy już zdecydowałam się na to wszystko, nie wahałam się ani chwili, żeby zaciągnąć ciebie do łóżka! Byłam z tobą naprawdę szczęśliwa jak nigdy! Ale twojego małżeństwa nie miałam prawa niszczyć, ani w nie ingerować. I absolutnie tego nie chciałam. To było twoje życie i wasze z żoną sprawy. Dla mnie pomiędzy wami nie mogło być miejsca.

Wlała sobie trochę wody i szybko wypiła, jakby jej w gardle zaschło, a potem kontynuowała cichym i spokojnym głosem:
- To miało być tylko moje dziecko. Nie zamierzałam ci o tym powiedzieć. Nigdy! Wtedy, w sierpniu wyjechałam tak nagle nie dlatego, że ta cholerna dyskoteka tak na mnie podziałała, tylko zorientowałam się, że jestem w ciąży. Bałam się, że i ty to dostrzeżesz. Przecież masz dzieci, wiesz jak wtedy zmienia się ciało kobiety i jej reakcje. A ja zauważyłam, że nabrzmiewają mi piersi, no i ta zmiana moich upodobań kulinarnych… przecież dla ciebie to też byłoby jasne. Wtedy byłam pewna słuszności swojej decyzji, chociaż strasznie za tobą tęskniłam. Bardzo mi ciebie brakowało. Naprawdę! Ale skoro wcześniej tak postanowiłam… nie umiałam już tego zmienić. Byłam uparta i zdecydowana. Bezapelacyjnie. Aż do czasu, kiedy urodziłam…

Potem zaczęły się moje pierwsze wątpliwości. Początkowo przelotne myśli, takie trochę wstydliwe, że I z czasem one narastały. A kiedy zrozumiałam, że dzieci mają dwoje „twórców” i mają oni te same prawa, było już za późno. Byłam daleko od Polski, zabiegana, ciągle zajęta, tysiące mil od ciebie, przestawałam o tym myśleć, odkładając wszystko na potem, poza tym ciągle nie wiedziałam jak to zrobić. Przecież nie mogłam ot tak próbować cię odnaleźć, przyjechać do ciebie i powiedzieć „Tomek, machnąłeś ze mną dwóch ślicznych chłopczyków, ale ja od ciebie niczego nie chcę, żadnych alimentów, bo poradzę sobie sama” i wyjechać, zostawiając ciebie osłupiałego, nie wspominając już o reakcji twojej żony. No a później, w miarę upływu czasu… sam już wiesz.
John chciał mi pomóc, ale też nie wiedział jak to zrobić. Zostawiał mi wolną rękę. No i to wszystko. Aha, nie, nie wszystko. Nie ma żadnego spotkania w Warszawie. John po prostu usunął się, żebyśmy we dwoje mieli czas na spokojną rozmowę. Kiedy upewniłam się, że jesteś tutaj i powiedziałam mu o tym, szybko wpadł na pomysł swojego wyjazdu. Zaakceptowałam to. Bo to upraszczało sprawę, czyli możliwość naszej spokojnej rozmowy. No i teraz chyba to wszystko. Tylko proszę, nie mów o Johnie Stefanowi, bo to z nim, ani z umową, nie ma nic wspólnego i proszę też, nalej mi jeszcze, ale nie tak dużo jak poprzednio.
Napełniłem jej kieliszek i wlałem też do swojej szklanki.
- To jest „czardasz”, ta wódka, którą piliśmy kiedyś – odezwała się znowu. – Nie widuję jej w sklepach, ale kiedyś znalazłam. Trzymałam ją specjalnie na nasze spotkanie.
- Za wasze zdrowie! – wzniosłem toast. Znów żywa lawa wlała mi się w trzewia. Ciepło rozchodziło się błyskawicznie po całym ciele. Zaczynało mi być gorąco. Ale jednocześnie targały mną sprzeczne uczucia. Momentami było mi jej żal. Zrobiła ze mnie nie wiadomo kogo, ale swoje to jednak przecierpiała… Jednak z drugiej strony, ciągle coś mnie gryzło. Ja ją po prostu kochałem, wiedziała o tym, więc dlaczego potraktowała mnie tak instrumentalnie? Niby to wszystko rozumiałem, ale jakoś nie do końca. Z kolei musiałem przyznać, że umiała przyznać się do błędu. Trudno, może i lepszą drogę wybrała, tylko… dlaczego byłem dla niej tylko niezbędnym samcem, dawcą nasienia i nikim więcej? Bo dla mnie ciągle żyła w pamięci jako księżniczka, jako marzenie, jako ideał…
Kieliszek Doroty też był pusty.
- A ja tak tęskniłem za tobą przez te wszystkie lata – odezwałem się, patrząc na nią. Nie odwróciła twarzy, wytrzymała moje spojrzenie.
- A ty sądzisz, że ja nie? – odpowiedziała pytaniem. – Tomku, to wszystko nie jest takie proste, nawet teraz, kiedy ci o tym mówię. Ja wspomniałam o moich planach zanim zetknęłam się z tobą. „Zanim”, rozumiesz to? To wszystko obmyśliłam jeszcze przed wyjazdem i przed spotkaniem ciebie. A potem moje poglądy i myśli falowały oraz się zmieniały. Chyba nie uważasz, że to co robiłam z tobą, mogłabym robić z kimś, kto byłby mi obojętny. No, chyba, że uważasz mnie za sprzedajną dziwkę. Wtedy nie ma o czym mówić, jest koniec dyskusji. Tyle, że ja ciągle pamiętałam o tym, że masz żonę i rodzinę. I ja nie mam prawa cię tego pozbawiać, ani ich pozbawiać ciebie.
Najgorzej jednak było wtedy, kiedy po dyskotece zrozumiałam, że po pierwsze, przez moją głupotę mogliśmy wszyscy skończyć dość marnie, a ja i tak mogłam przyczynić się do skrzywdzenia twojej rodziny, a po drugie, musiałam przyznać sama przed sobą, że zależy mi na tobie o wiele bardziej niż początkowo sądziłam. I że teraz skrzywdzę ciebie i nie oszczędzę nawet siebie.
- To dlatego zachowywałaś się wtedy tak inaczej? – zapytałem. Pokiwała głową w milczeniu. – A jednak wyjechałaś i zostawiłaś mnie wtedy na pastwę losu jak zbitego psa – mój głos zabrzmiał twardo i bezwzględnie.
- Tomek! – jej głos aż zadrgał. – Czy Lidka ci nie mówiła jak płakałam przez całą drogę do Warszawy? Ja musiałam tak zrobić! Musiałam odjechać, chociaż moje serce wyrywało się do ciebie! Boże, ile ja potem wieczorów i nocy przepłakałam za tobą…
Jej oczy się zaszkliły, a głos załamał i opuściła głowę, skrywając twarz w chusteczkach. Odczekałem chwilę a potem przełknąłem kilka razy ślinę i nagle się zdecydowałem.
- Dorotko…
Otarła oczy i podniosła głowę. Nasze spojrzenia się spotkały.
- Możesz uznać, że temat rozliczeń jest zamknięty. Cieszę się, że jesteś szczęśliwa. Dbajcie o dzieci a ja nie będę miał do ciebie pretensji. Niech te nasze koszmary wreszcie się zakończą.
Chciała mnie objąć, ale koszyk jej przeszkadzał. Szybko go zabrała stawiając obok, ale wtedy taca z pustymi szklankami spadła jej z kolan na ziemię. Chciałem się po nią schylić, a wtedy schwyciła mnie niecierpliwie za rękę, mówiąc:
- Zostaw! – po czym zarzuciła mi ręce na szyję. – Tomku, Tomeczku… – wyszeptała całując mnie w usta. – Dziękuję ci. Jesteś kochany… tak się cieszę!
Usta miała gorące, a zapach jej perfum szerokim strumieniem wlał mi się do nosa. Ile to razy marzyłem o takich pocałunkach! Ale nie w takiej sytuacji. Jednak objąłem ją i mocno przytuliłem do siebie.
Boże, ostatni raz tak mnie całowała wtedy, podczas ostatniej nocy, przed jej wyjazdem z Pokrzywna. Tyle, że teraz ja nie oddawałem pocałunków tak gorąco. Byłem zbyt zaskoczony tym wybuchem jej czułości, a poza tym…

Słowa, które wypowiedziałem, wypłynęły ze mnie bardziej z rozsądku niż z uczuć. Po prostu nadal w głębi duszy czułem do niej żal, chociaż sam przed sobą próbowałem się z tego wyrwać. W końcu ja palcem nie kiwnąłem, a ona musiała dbać o dwójkę dzieci. I chyba dobrze to robiła, bo chłopcy mieli się nieźle.
Kiedy zaczynało brakować mi tchu, oderwałem się od jej ust.
- Dorotko…
- Proszę?
I tu chyba ją zaskoczyłem. Nie takiego pytania pewnie się spodziewała.
- Jakie jeszcze niespodzianki na mnie dzisiaj czekają?
- Raczej już nic. To znaczy… – przerwała, widocznie wiedząc, że znowu coś mnie trafi. Nie poprawiło to mojego samopoczucia. Alkohol działał. Byłem już zbyt wrażliwy, a Dorota o tym chyba zapomniała.
- Więc jednak są?
- Tomek, są! Ale drobne. Takie normalne, jakie się w życiu codziennym trafiają. Powiedzmy tak: nie są niemiłe.
- Masz jeszcze czas na rozmowę?
- Jesteś jednak troszkę złośliwy.
- Nie chcę być złośliwy, po prostu zapytałem.
- Mówiłam ci, że dzisiaj moje popołudnie i pół nocy należą do ciebie. I tylko od ciebie zależy, czy zechcesz być wtedy ze mną, czy razem z innymi. Jestem do twojej dyspozycji.
- Słoneczko…
- Słucham cię.
- A jest taka opcja, żebyśmy wrócili do salonu tylko we dwoje? Tu zrobiło się gorąco.
- Nawet jeśli takiej opcji nie ma, to sobie ją zrobimy! – odparła zdecydowanie. Podniosła się z huśtawki i wyciągnęła do mnie rękę. – Chodź, mnie też jest za gorąco.
- A koszyk?
- Zostaw, ktoś to posprząta.
- Och, masz maniery księżniczki, albo co najmniej milionerki.
Roześmiała się dziwnie lekko, biorąc mnie za rękę. Powoli ruszyliśmy w stronę domu. W głowie nadal mi szumiało, ale dałem się prowadzić.
- Sam mnie kiedyś nazywałeś księżniczką!
Powiedziała to takim tonem, który kiedyś u niej uwielbiałem. Oznaczał jej najwyższe zadowolenie i gotowość do przekomarzania się.
- Bo nią byłaś… i jesteś! – odpowiedziałem z przekonaniem.
Przystanęła, chwytając mnie za drugą rękę i odwracając przodem do siebie.
- A gdybyś teraz powiedział komuś, że na zwykłej, ogrodowej huśtawce, piłeś wódkę z amerykańską milionerką i to ze szklanek, a w dodatku jeszcze ciebie całowała, to ktoś by ci uwierzył?
Domyślałem się, że to pułapka. Ale chyba za dużo było niespodzianek dzisiaj.
- Wczoraj sam bym się śmiał z tego dowcipu – odpowiedziałem jej, rozluźniony. – Ale dzisiaj to już cholera wie. Aż boję się w ogóle odzywać.
- Chodźmy do salonu. Coś ci powiem. – pociągnęła mnie znowu za rękę.
- A tu nie możesz?
- Wolałabym, żebyś wtedy siedział – śmiała się nadal.
Rozbawiła mnie. Najwyraźniej największy szok chyba mi przechodził. Jeszcze gdzieś tam wewnątrz, jakieś reakcje mojego organizmu się odzywały, ale w zasadzie mogłem już normalnie funkcjonować.
- O, wreszcie się śmiejesz, lubię ciebie taką! – odzyskiwałem powoli dobre samopoczucie. Alkohol działał w organizmie.
- Tomek – szepnęła cicho, bo dochodziliśmy do domu. – Jestem dzisiaj naprawdę szczęśliwa. Dziękuję ci!
- To mnie pocałuj! – zażądałem, zatrzymując się w miejscu.

Nie wahała się ani chwili. Zarzuciła mi ręce na szyję i poczułem na wargach jej gorące usta, a w nos wdarł się jeszcze bardziej intensywny, znany i podniecający mnie zapach. Objąłem ją mocno i przycisnąłem do siebie. Przez cieniutką tkaninę sukienki czułem jej sprężyste, doskonale znane mi ciało. Świat zawirował i przestawał istnieć. W moich objęciach miałem moje wieloletnie marzenie! Moją ukochaną, uwielbianą Dorotkę! W dodatku mamę moich dzieci! Jeszcze wzmogłem swój ucisk…
- Tomek! – jęknęła.
Opuściłem ręce. Zdyszana, spoglądała na mnie, kręcąc głową jakby z niedowierzaniem.
- Ty chcesz udusić matkę swoich dzieci? – zapytała żartobliwie. Pokręciłem głową przecząco.
- Nigdy, Słoneczko! Ale nic nie poradzę na to, że ja wciąż kocham tylko ciebie … no cóż ja mogę na to poradzić?
- I powiesz mi jeszcze, że się nie pocieszasz gdzieś na boku? – wypaliła, patrząc mi prosto w oczy.

Znieruchomiałem, widząc jej spojrzenie, ale zaraz opuściłem głowę. Obraziła mnie. I od razu postanowiłem, że nie będę się jej z niczego tłumaczył. Cały mój wzniosły nastrój diabli wzięli. Po co ja zacząłem się łudzić? Że niby mógłbym być dla niej partnerem?
- Chodźmy już! – rzuciła krótko, widząc moją reakcję. Nie zrozumiała jej. A ja nie miałem zamiaru tego prostować i ruszyłem za nią posłusznie.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
wykrot · dnia 06.07.2012 18:50 · Czytań: 516 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 6
Komentarze
zajacanka dnia 07.07.2012 14:18
A to ci Dorotka! Wszystko sobie zaplanowała! Coraz bardziej mnie intryguje.
Mam małą uwagę. Zauważyłam, że często używasz słowa „akuratnie”. To potoczne słówko, sama go nie używam, pewnie dlatego mnie trochę drażni.

Pozdrawiam i czekam ciągu dalszego. :)
wykrot dnia 07.07.2012 14:25
Poukładana dziewczyna, konsekwentna... :D

Za wszystkie uwagi dziękuję, jeśli coś widzisz, to nie wahaj się napisać. To, że teraz nie poprawiam tekstu, nie znaczy, że wskazówki lekceważę. Gromadzę je skrzętnie i wykorzystam, kiedy usiądę do korekty.

Pozdrawiam!
Wasinka dnia 07.07.2012 22:35
No i proszę, jak to Dorota potrafi sobie radzić. Zapobiegliwa i zdecydowana na wszystko bestyjka.
I wreszcie wyjaśniło się jej dziwne zachowanie podyskotekowe.
Coraz więcej odsłaniasz z przeszłości i coraz więcej dzieje się nowego w tu i teraz.
Pozdrawiam księżycowo z upalnym lipcem u boku.
wykrot dnia 07.07.2012 23:34
Zorientowałem się, że dotychczas w ogóle nie zamieściłem fragmentu, mówiącego o okolicznościach w jakich Tomek poznał Dorotę (nie mylić z "zobaczył";). Dlatego wracam do zamieszczania dalszego ciągu "Tamtego lata".
W poczekalni jest jeszcze jeden odcinek bieżący, który nieco (ale tylko nieco) wyjaśni bieżącą sytuację życiową Doroty, ale niestety, ograniczenia portalowe nie pozwalają mi na kontynuowanie.
Tym niemniej zapraszam do czytania i komentowania pierwszej części tej całej historii, bo jakoś jej początki nie cieszyły się zainteresowaniem. Liczę, że dwie wierne czytelniczki, podniosą mnie na duchu i zachęcą do doprowadzenia tej (o)powieści do końca.
A w epilogu, Tomek spotka... :D

@Wasinko, masz rację, te wspomnienia to tylko klamra spinająca pierwszą i drugą część. W końcu sporo lat minęło. Ani Tomek, ani Dorota, nie są już tym Tomkiem i tą Dorotą, co przed laty. Następny odcinek wyjaśni kim jest teraz Dorota. Bo kim będzie... się zobaczy.
zajacanka dnia 08.07.2012 00:13
Wierna już czeka :) I podnosi. Na duchu, oczywiście :D:D:D
wykrot dnia 08.07.2012 03:03
Masz u mnie buziaka i coś... więcej :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty