Hotel "Liman" (VIII) - wykrot
Proza » Długie Opowiadania » Hotel "Liman" (VIII)
A A A
Przed salonem zatrzymałem się i z niskim ukłonem otwarłem przed nią drzwi. Lidka siedziała na sofie naprzeciw Stefana. Przerwała jakiś temat i przywitała nas tradycyjnie, czyli kpinkami. W tym nie zawodziła nigdy.
- Pilnowaliśmy was z daleka, ale jak Dorota zaczęła ten pokaz obgryzania tobie uszu, a potem razem ćwiczyliście masaż warg, dla uciechy tutejszej gawiedzi i okolicznego dzikiego ptactwa, to zabrałam Stefana mówiąc, że to tylko dla dorosłych, no i przyszliśmy tutaj.
- Tomek, ty musisz uważać! – dołożył Stefan. – Żebym cię w skrzynce po gwoździach nie musiał zawozić do domu.
- A to niby dlaczego? – byłem zbyt zamyślony, żeby zrozumieć o co chodzi i dałem się głupio podpuścić. Nic nie kojarzyłem.
- Jak pozbawisz personel takiej szefowej, to tyle z ciebie zostanie. Musisz więcej westernów oglądać, to będziesz wiedział o czym mówię. Mafia nie zasypia i wszędzie ma oczy.
Zrozumiałem. Ale miałem to gdzieś. Niech sobie wymyślają co chcą, nie ma się czym przejmować.
- A nie macie tak ochoty na spacer? – Dorota jakby nie słyszała ich docinków.
- Dorotko – zacząłem. Spojrzała na mnie. – Zostaw ich. Raczej my wyjdźmy do kuchni. Jeść mi się chce. Ja obiadu tylko skosztowałem, bo więcej mi nie dawaliście…
- O, Tomeczek wyczerpał już siły, albo… Stefan, jak to z tym talerzem było? – Lidka nie dawała za wygraną.
Chóralny śmiech zabrzmiał w salonie.
- Ty mi tu nie marudź, tylko daj się coś napić, łże-kucharko! – zwróciłem się do Lidki. – Martwisz się o cudzy talerz, zapominając o swoim! Zdaje się, że i do twojej kuchni zaglądałem – wystrzeliłem ostatnie argumenty, nie dbając o konsekwencje.
- A gdzież tam! Normalnie bujasz! Do jakiej kuchni? – kpiła. – Ty oglądałeś jedynie moją kuchenkę – Lidka i na to znalazła odpowiedź, ale wstała, aby przygotować drinki. – I to zaledwie taką mikrofalową! – dorzuciła ironicznie od barowego stolika.
- Wystarczy! – głos Doroty zabrzmiał poważnie. – Lidka, zaraz zjawi się tu Anna, więc chociaż przy niej mnie nie kompromituj, dobrze? Stefan, powiedz jak negocjacje?
- Nooo… jeszcze nie zaczęliśmy – Stefan z kolei nie bardzo wiedział co powiedzieć.
- Nooo… chyba zaczynasz trzeźwieć! – mruknęła Lidka, przedrzeźniając Stefana i także przed nim stawiając drinka. – Przed chwilą jeszcze mówiłeś, że już wszystko rozumiesz. Dorka, skoro idziesz do kuchni, to załatw trochę lodu, bo tutaj reszta się rozpuszcza. No i przynieś coś Tomkowi, bo już drugi raz chcesz go głodem zamorzyć.
- Dużo rzeczy pamiętasz Lidziu, tylko tak jakoś wybiórczo ci się te pliki otwierają na dysku – teraz Dorota przeszła do ataku. – Pewnie ci Romek taki śmieszny tryb pracy ustawił.
- Ten tryb co ustawił, to działa tylko w domu, bez obaw. Masz, taki jaki lubisz – podała drinka Dorocie. – Tomek, a ty co sobie życzysz?
- Wodę z lodem. Stefan, wytrzymujesz z nią? – zapytałem, wskazując oczami Lidkę. – Czy już masz jej dość?
- Z tego co się dowiedziałem, to ty wytrzymywałeś dłużej, więc może i ja przeżyję! – Stefan nie miał zamiaru mnie wspomagać. Zrozumiałem, że bawili się dobrze, ale jeszcze najważniejszych rzeczy nie wie. Lidka zachowywała dyskrecję. Bo w to, że ona o wszystkim wiedziała od zawsze, to nie wątpiłem ani przez chwilę.
Dorota skosztowała drinka i wyszła z salonu.
- No to czego się dowiedziałeś? – zapytałem Stefana. – Mów co wiesz, a czego nie. Ja ci to wszystko uzupełnię.
- Na razie wiedzy mi wystarczy, a resztę opowiesz po drodze. Teraz szkoda czasu.
- Ot i mądrze powiedział! – Lidka pochwaliła Stefana głosem Pawlaka ze znanego serialu. – Słuchajcie chłopaki, Tomek szczególnie. Zaraz idziemy nad jezioro na grilla. Więc jak tu Helena podrzuci ci coś do jedzenia to się nie obżeraj. Bo będziemy pływać. Macie skoczyć po jakieś kąpielówki i zaraz meldować się z powrotem.
- Jaka Helena? – dopytywał się Stefan. – Ja nie mam kąpielówek! – dokończył.
- Helena jest tutaj szefową kuchni! – rzuciła krótko Lidka. – A jak nie masz kąpielówek, to w saunie i tak jakieś się znajdą.
- A nie można bez kąpielówek? Ja tutaj prawie nigdy ich nie zakładałem – próbowałem zażartować.
- Tomek! – Lidki głos zalatywał kpiną, ale mówiła poważnie. – Wy z Dorotą daliście już niezły pokaz. Szczególnie dla załogi. Oni tu takich brewerii jeszcze nie widzieli. W jej wykonaniu, oczywiście. Nie ryzykuj więcej!
Przerwała na chwilę, a ja dopiero wtedy zacząłem myśleć o tym, że przecież to wszystko działo się niemal publicznie, na oczach wszystkich. Lidka zaś kontynuowała:
- Nie mam pojęcia jak oni się dogadali, ale wiele osób podglądało was na tej huśtawce i potem też. Oni biedni zawsze mieli swoją szefową za Statuę Wolności, zapatrzoną w Johna, który to posąg komuś czasem pozwolił pocałować swoją dłoń, a i to tylko w obecności prezesa. A tu nagle zjawia się jakiś facet, który pod nieobecność prezesa i męża, pozwala sobie ściskać i obcałowywać jego żonę. Mało tego, to nie spotyka się z jej protestem i gość ani nie dostaje po pysku, ani nie ma zmasakrowanej facjaty! Przeciwnie, pani prezesowa wygląda na całkiem zadowoloną z życia!
W tym czasie do salonu weszła Dorota i w milczeniu, przy drzwiach, słuchała przemowy Lidki. Ale teraz wpadła jej w słowo:
- A jutro zgłupieją doszczętnie, bo Tomka wycałuję i wyściskam w obecności Johna. A on nie tylko nie da nikomu po buzi, ale też będzie ściskał dłoń Tomka. I będziemy się ściskać we trójkę.
- A mnie? – Stefan znów zajęczał zawiedziony.
- Niestety, Stefan, ciebie nie wycałuję. Ale na uścisk dłoni Johna zawsze możesz liczyć.
- Dorka… – pojednawczo i łagodnie zapytała Lidka. – A wy z Tomkiem zakończyliście już swoje debaty?
- No właśnie, problem w tym, że nie – odparła. – Tak naprawdę, to mieliśmy zamiar wygryźć was stąd i kontynuować, ale Tomek – uszczypnęła mnie pieszczotliwie w policzek – zlitował się nad wami i mnie wstrzymał.
Do salonu weszła dojrzała kobieta z tacą pełną różnych frykasów. Mruknęła „dzień dobry”, postawiła tacę na ławie i zabierała się do rozstawiania talerzyków.
- Dziękuję, pani Heleno! – odezwała się Dorota. – Aha, pani Heleno! – zmieniła ton głosu na taki bardziej zabawny. – Jakby któryś z tych panów wszedł nieoczekiwanie do kuchni, to niech pani nie bije go ścierką zbyt mocno. Niech jeszcze trochę pożyją!
Kobieta obrzuciła nas wzrokiem, zmarszczyła czoło i po chwili powiedziała:
- Tego pana to już gdzieś widziałam! – pokazała na mnie oczami – aaa… już wiem! Pan przyjechał do nas kiedyś na imieniny panienki Lidki. Tak, wtedy z zegarem! To były imieniny! – powtórzyła po chwili.
Lidka z Dorotą głośno się roześmiały.
- Jak zawsze, pamięć ma pani wspaniałą! – pochwaliła ja Lidka. – Wszystko się zgadza.
- Panienko, jestem potrzebna? – Kobieta nadal wahała się, czy nie zająć się obsługą stołu.
- Poradzimy sobie, poradzimy, dziękuję! – odpowiedziała Lidka.
Kobieta wyszła, a Lidka westchnęła:
- Dorka, szkoda, że już tylko dla pani Heleny jesteśmy panienkami. I pewnie nimi już na zawsze pozostaniemy. Napijmy się!

Dorota napełniła mój talerzyk i podała mi go, zachęcając do jedzenia. A sama opowiadała Stefanowi.
- Helena, ma pamięć wzrokową nadzwyczajną. Wystarczy, że jeden raz coś albo kogoś zobaczy i zapamięta już na zawsze. A w dodatku nieźle maluje. Gdyby kiedyś miała szansę, to byłaby teraz niezłym plastykiem. Jednak nauczyli ją gotować i tak już zostało. W tym fachu też jest nietuzinkowa. A jak ozdabia i komponuje dania! Poezja!
- Ale dobrze wam się tu żyje… – Stefan zaczynał się rozmarzać.
- To podpisuj tę umowę i za dwanaście lat to my będziemy przyjeżdżać do ciebie, pozazdrościć ci życia! – Lidka aż krzyknęła.
- Może i podpiszę – Stefan skwapliwie się tłumaczył. – Czy ja mam inne wyjście, jeśli taka pyskata panienka na mnie krzyczy?
- Stefaaan! – Lidka przeciągnęła „a” okazując swoje niezadowolenie. – To już było poniżej pasa!
Dorota śmiała się w głos.
- Pseprasam, pse pani, juz wiencej nie bendem – wyseplenił Stefan.
- Nie dam ci więcej drinka, bo się upijasz! – Lidka udawała nadąsaną. Dorota nadal chichotała, ale nie przestawała kontrolować, czy mi czegoś nie potrzeba. Ja bawiłem się doskonale, jednak nie mogłem się śmiać z pełnymi ustami.
- No to nie podpiszę, przemyślałem sprawę. – Stefan powiedział to już normalnym głosem. – Skoro żałujesz mi kieliszka wódki, to co mam myśleć o reszcie działki?
- I to w dodatku nie swojej wódki! – wsparłem go po przełknięciu, bo chciałem trochę zrewanżować się Lidce.
- Dorka, broń mnie, bo mnie biją we dwóch! – Lidka jęczała niemal. Dorota śmiała się pełnym głosem.
- Ja ci nie kazałam drażnić kontrahenta. Złamałaś zasady negocjacji, to masz za swoje.
- I ty Brutusie przeciwko mnie! – Lidka niemal załkała. Ale wstała energicznie, zrobiła mi drinka, bo ja przecież z nimi nie piłem i ciężko usiadła w fotelu.
- Macie, macie, pijcie, teraz tak za nic, tak za darmo – popatrzyła się na Stefana.
- Może się jednak zastanowię – Stefan cedził słowa powoli, biorąc swoją szklankę do ręki. – Jak w końcu wódkę dają… tak, jeszcze się zastanowię.

Do salonu weszła Anna. Nie podchodziła do nas, tylko odezwała się od drzwi.
- Pani Doroto, nad jeziorem wszystko jest już gotowe.
Dorota popatrzyła na mnie, kiedy właśnie odstawiałem talerzyk i ocierałem usta serwetką.
- Tomek, pójdziemy tam na chwilę, co?
Skinąłem potakująco głową i powiedziałem:
- Oczywiście! Jeśli tylko chcesz – i cichutko dodałem – Słoneczko...
Położyła palec na ustach patrząc na mnie, ale spojrzenie miała iskrzące i radosne, to spojrzenie, które tak kochałem…
- Tomek, to idźcie ze Stefanem po kąpielówki. My z Lidką poczekamy na was przed domem. Przebieralnia jest tam na miejscu, w saunie.
- Już mamy iść? – zapytałem.
- A wy co myślicie? – zapytała, spoglądając na Stefana, a potem na Lidkę.
Stefan wstał i już na stojąco wychylił resztę drinka.
- Najlepiej już. Dawno nie moczyłem się w tym jeziorku.
Lidka też wstała.
- Ja myślę podobnie – powiedziała, a potem popatrzyła na Stefana i dodała prowokacyjnie, niby tak od niechcenia, jednak wyraźnie zalotnie. – Ale to jest zwykły zbieg okoliczności!
Roześmieliśmy się wszyscy. Wobec takich deklaracji ja się też podniosłem.
- Dorotko, pięć minut.
- Czekam! – odparła krótko i uśmiechnęła się.
- Pięć minet, mówisz – cicho skomentowała Lidka. – Trochę to potrwa.
Rozstaliśmy się ze śmiechem. One zostały w salonie.

Wyszliśmy ze Stefanem przed dom i skierowaliśmy się w stronę hotelu. Ale nie zrobiliśmy nawet dziesięciu metrów, kiedy Stefan zarzucił mnie pytaniami.
- Tomek, czy ja to naprawdę słyszałem? Co się tu kurwa dzieje? Ty naprawdę z nimi spędziłeś wtedy lato? Czy wy mnie robicie w bambuko, czy mi się to wszystko śni?
Nie wiedziałem, co mam odpowiedzieć, a może nie chciałem… jednak zaprzeczać nie było sensu. Zacząłem więc powoli wyjaśniać sytuację:
- Stefan, nie podniecaj się. To mniej więcej tak właśnie było. Mam nadzieję, że zachowasz to dla siebie i nie będę miał w domu kłopotów.
- I to o czym tu wspominacie półsłówkami, to wszystko prawda? – Stefan atakował mnie bez wytchnienia.
- No a co, Lidka niczego ci nie mówiła? – usiłowałem pozbyć się niewygodnych dla mnie pytań.
- Lidka to zawsze mówi tak, że nigdy nie wiem kiedy mówi prawdę, a kiedy robi sobie jaja.
- Ona przeważnie mówi prawdę poprzez jaja. Chyba zauważyłeś.
- A skąd się wzięła ta Dorota? Matko Boska, przecież to jest laska nad laskami! Tomek, ty miałeś wtedy cztery dychy na karku, a ona ile wtedy miała, osiemnaście, czy więcej? I ty mi powiesz, że ty ją wtedy poderwałeś? – Stefan kręcił głową z niedowierzaniem. – O, w mordę! Nie mogę w to uwierzyć!
- Nie musisz mi wierzyć – jego słowa zlekceważyłem. Ale poruszyły we mnie jakiś nerw i nie wytrzymałem, żeby się nie pochwalić. – Trzeba było widzieć Dorotkę osiem lat temu...
- I jak ją poderwałeś? – zaśmiał się. – Jak to zrobiłeś?
- To nie ja, to ona poderwała mnie. Stefan, daj już spokój, jutro ci opowiem. Dzisiaj jestem pijany, za dużo wrażeń i nie mogę pozbierać myśli.
- To nie wiedziałeś, że ją tu spotkasz?
- A niby skąd miałem wiedzieć? Nie widziałem żadnej z nich od tamtego czasu.
- Nie wierzę, nie widzieliście się przez tyle lat? A zachowujecie się tak, jakbyście rozstali się wczoraj. Pieprzycie mi wszyscy głupoty!
- Stefan, ty poznałeś Lidkę dopiero co. I zastanów się jak wy we dwoje wyglądacie tak z boku? Jak para starych znajomych, prawda? Bo tak się z Lidką rozmawia, ona ze znajomymi tak się zachowuje. Ale tylko ze znajomymi. Oficjalnie jest twarda jak skała. Uwierz mi.
Zamilkł, jakby coś analizował, po chwili jednak zmienił temat.
- No, ale daliście czadu z Dorotą na huśtawce. Ja nie mogę! Jak ten John się dowie – tylko kręcił głową. – Ty, a co się tam działo z tobą, czemu Dorota nas tak goniła?
- Stefan, nie pytaj tyle, proszę! Przecież Dorotka powiedziała, że z Johnem nic nie będzie. Mówię ci, za dużo spraw się dzisiaj dzieje, dowiedziałem się wiele, ale i domyślam się, że jeszcze sporo mnie czeka. My jeszcze nie zakończyliśmy rozmowy z Dorotką. I słuchaj! – przystanąłem, zatrzymując i jego. – John doskonale wiedział i wie, co się tutaj będzie działo i co ma się wydarzyć. To wszystko zostało przewidziane. Uwierz mi i nie pytaj o nic więcej. Ale zrozum, że tu nie chodzi o ciebie. Ciebie nie oszukają, możesz być tego pewien i nie zamartwiać się. Tutaj chodzi w zasadzie tylko o mnie.
- O ciebie??? – Stefan zatrzymał się, absolutnie zaskoczony. – Dlaczego o ciebie? W jakim sensie? Skąd wiedzieli, że tutaj będziesz? Przecież to wszystko nie trzyma się kupy!
- Stefan, uwierz mi! Przypadek! Chociaż może i nie. Dorota przewidziała, że przyjadę z tobą. Nie zapominaj, że zna mnie dobrze i wiedziała o tobie. Ale dość już, nie mówmy o tym, jutro się dowiesz więcej. Bo nawet mnie jeszcze brakuje wielu klocków do tej układanki. Dopiero mam je dostać później. Na razie po prostu brakuje czasu. Chodź, zabieramy gacie i idziemy do wody. Mam trochę procentów w głowie i to pomieszane gatunki. Chcę się odmoczyć. A potem będę pił tylko czystą.
- A mają tutaj? Jak zobaczyłem te butelki na stoliku… Skąd ci ludzie mają tyle kasy?
- Stefan, no co ty, prezes banku amerykańskiego ma nie mieć kasy? Nie żartuj!
- Ale oni mają tu sporo ludzi do obsługi, patrz, nawet opiekunkę do dzieci przywieźli z Ameryki. Amerykanka pracująca dla Polki, świat się zmienia.
Poczułem gorąco. A w gardle sucho. Temat zdecydowanie był dla mnie nadal wrażliwy. I wróciły niedobre emocje.
- Widziałeś je?
- Kogo?
- Dzieci Doroty.
- Widziałem. Fajne urwisy. Biegali tu po okolicy, a ona bawiła się z nimi. Lidka mi mówiła, że to Amerykanka, Diana. Zresztą, z daleka widać, że nie ma słowiańskiej urody – dodał.
Wchodziliśmy do hotelu, więc rozmowa się urwała. Poszliśmy każdy do swojego pokoju. Zabrałem kąpielówki ze swojej podróżnej torby i wyszedłem na zewnątrz. Po chwili dołączył do mnie Stefan. Ruszyliśmy w drogę powrotną.

- Tomek, a kiedy będziemy wracać do domu? – Stefan wyraźnie nie czuł mojego nastroju. Nie dziwiłem się. Jeszcze niczego konkretnego nie wiedział.
- Spieszy ci się? Umowę już podpisałeś? – usiłowałem odwrócić jego uwagę od moich problemów.
- Przecież tu nie miałem niczego podpisywać!
- Kiedy Anna poprosiła mnie na zewnątrz po obiedzie, John wręcz domagał się, żebyśmy nie wyjeżdżali przed jego powrotem. Jeśli to tylko jest możliwe. A on tak wcześnie nie wróci. Więc możesz dzisiaj nawet się upić. Ja zrobię to raczej na pewno.
- Nie ma sprawy, jeszcze jak Lidka będzie mnie zabawiać… Fajna dziewczyna. Też jest na kim oko zaczepić.
- Przecież masz i inne: Annę, Dianę i diabli wiedzą kogo jeszcze.
- Za stary jestem na takie podrywy. One są młodsze niż moja córka.
Podchodziliśmy pod dom. Dorota z Lidką czekały na nas. Obydwie ubrane plażowo, z fikuśnymi kapeluszami na głowach.
- Podobają mi się te nasze chłopaki – pochwaliła nas Lidka. – Jak powiedzieli „pięć minet” to są po „pięciu minetach”.
- Och, Lidka, chyba wiem dlaczego nas tak chwalisz – westchnął Stefan. – Pewnie zaraz będziesz od nas czegoś chciała.
- Zaskoczę cię, bo niczego nie zechcę! – odparowała Lidka. – Najwyżej waszego towarzystwa.
- A jednak! – zaśmiał się Stefan.
I tak, w dość luźnym nastroju, skierowaliśmy się w stronę jeziora. Z daleka zauważyłem, że tam od czasu mojej bytności tutaj, też zaszły spore zmiany. Na dużej części brzegu, gdzie kiedyś królowały chwasty, teraz leżał czysty, biały piasek. Plaża była przepiękna, aż nienaturalna. Z kolei budynek sauny był zupełnie inny, o wiele większy. Znajdował się też bliżej brzegu jeziora, do którego prowadził od niej drewniany pomost i takież schody, ale inna część budynku wystawała nad taflę jeziora. Ściany były tam mocno oszklone, pewnie i kawałek podłogi zrobiono przezroczysty. To wyglądało nieźle. Poza tym, z boku, stała spora wiata z grubym, trzcinowym dachem i marmurową posadzką, na obrzeżach której stały dębowe stoły zbite z grubych bali i takież ławy. Obok niej był jakiś niewielki obiekt o nieznanym mi na razie przeznaczeniu. Wyglądał jak jakiś piec. A przy nim, niedaleko, było miejsce na ognisko, wyznaczone i otoczone polnymi kamieniami.
Pod wiatą, na brzegu posadzki, stały białe szafy chłodnicze, ale nie widziałem szczegółów. Na pewno jedna z nich zawierała jakieś napoje, bo przez szklane drzwi widziałem puszki i butelki. Przy szafach zaś, na stole, który w zasadzie pełnił rolę stołu szwedzkiego, pod siatkowymi „parasolami” przeciw owadom, stały patery z owocami i jakieś ciasteczka, czy też krakersy. A pomiędzy miejscem na ognisko a wiatą, dymił wielki grill, obsługiwany przez dość młodego mężczyznę w białej kurtce i takiej też czapeczce na głowie. Ale na razie na grillu niczego nie było. Pewnie dopiero się rozpalał.

Kiedy dochodziliśmy na miejsce, zauważyłem, że w jeziorze pluska się już kilkanaście dorosłych osób. I nagle znów przez całe moje ciało przeleciała fala gorąca. Była tu między innymi Diana z chłopcami. Jej ciemniejsze ciało doskonale kontrastowało z pomarańczowym kostiumem, który miała na sobie. Przystanąłem patrząc na chłopców. Boże, przecież to moi synowie!
Pływali, a raczej bawili się wewnątrz małego fragmentu jeziora, wydzielonego z reszty powierzchni kolorowymi, grubymi, pływającymi linami, a w tym, domkniętym kawałkiem brzegu akwenie, unosiło się jeszcze na wodzie kilkanaście sztuk dmuchanych kół, piłek, kaczek i innych stworów. Wyglądało to tak jakby w jeziorze wyrosły nagle kolorowe zwierzaki-kwiaty, pomiędzy którymi uwijają się ciemno blond główki. Myślałem, że wszyscy poszli dalej, gdy nagle poczułem dłoń na ramieniu i usłyszałem cichy głos Doroty szepczący mi do ucha:
- Są wspaniali, prawda?
Miałem wielką ochotę przytulić głowę do jej ręki, już skłaniałem głowę w jej stronę, ale nagle Dorota rękę zabrała. Zdziwiony popatrzyłem na nią, a wtedy odpowiedziała mi spojrzeniem. Jej oczy promieniowały dumą i radością. Nie zauważyła tego, co działo się ze mną. A mnie coś ścisnęło wewnątrz. Ja nie mogłem przeżywać takiej radości. I nawet pozbawiła mnie możliwości okazania tego prostego gestu naszej bliskości. A przecież właśnie teraz poczułem się z nią bardzo związany, chociaż była już z kimś innym…
I znowu cały mój dobry nastrój diabli wzięli. Próbowałem jeszcze nie okazać niechęci, więc pokiwałem potakująco głową. Na więcej nie potrafiłem się zdobyć.
Nagle chłopcy spostrzegli ją i z okrzykiem „mama” rzucili się do brzegu. „Tata” nie wołali – pomyślałem. I tym zdołowałem się jeszcze bardziej. Dorota poszła w ich kierunku. Pomogła im wyjść z wody, chociaż to nie było trudne, bo z wody prowadziły do góry stopnie, a potem mocno do siebie przytulała drobne figurki, zupełnie nie zwracając uwagi na to, że ociekają wodą. Diana też powoli wyszła na brzeg i czekała spokojnie obok. Dorota porozmawiała z nią przez chwilę, po czym wycałowała synów i wysłała ich z powrotem do wody, a ja stałem na brzegu, patrząc jak znów baraszkują wesoło. Wreszcie odwróciła się w moją stronę i wyszła do góry, po czym skinęła głową przyzywająco, kierując się wolniutko w stronę sauny. Dogoniłem ją jeszcze przed wejściem. Stefana i Lidki nie było, pewnie już przebierali się w środku.

Weszliśmy więc i my. A wewnątrz sauny wszystko było nowe i inne. W niczym nie przypominało mi tych miejsc i sprzętów, na których kiedyś się kochaliśmy. Dlatego też nic nie wzbudziło mojego zainteresowania. Straciłem ochotę na oglądanie. Ten niby niewinny gest Doroty, fakt, że nie zdążyłem przytulić się do jej dłoni, a przede wszystkim widok chłopców, dla których ja nie istniałem, wprowadziły mnie w tak paskudny nastrój, że nie potrafiłem się przełamać. Zachowywałem się jak automat. Chciałem tylko wódki.

- Tomek! – odezwała się Dorota wesoło. – Tutaj możesz się przebrać – pokazała mi drzwi do jakiejś kabiny. – Swoje rzeczy zostawisz w tej szafie, obok moich.
Zza węgła usłyszałem głos Lidki, ale nie zrozumiałem co mówiła.
Wszedłem do kabiny i szybko się przebrałem, a następnie pozbierałem swoje rzeczy i zostawiłem wszystko według wskazówek Doroty. Zaglądnąłem dalej. W drugim, wypoczynkowym pomieszczeniu, za niskim stolikiem siedzieli Stefan i Lidka. Obydwoje już gotowi, Lidka w kolorowym bikini, bawiła się trzymanym w ręku czepkiem. Stefan siedział rozluźniony.
- No jesteś wreszcie – rzuciła Lidka. – Nawet nie zauważyłam gdzie się podzieliście.
- Przecież nigdzie, trochę patrzyłem na jezioro – odpowiedziałem smętnie.
- Oho, Tomcio nie w sosie! – zauważyła Lidka.
- Nie „oho”, tylko klucz od zakrystii! – Stefan usiłować nas rozruszać starym dowcipem.
Przyszła Dorota. Kasztanowe bikini ładnie kontrastowało z niewielką opalenizną jej ciała. Też trzymała w ręku czepek.
- Chodźcie, cóż będziemy tak siedzieć – odezwała się od razu.
Stefan jednak nie wytrzymał.
- Poczekajcie, Dorota, daj na siebie popatrzeć! Przecież na zewnątrz nie będę tak na ciebie gał wytrzeszczał. A czegoś takiego to jeszcze nie widziałem!
- Tu nie ma na co patrzeć – zaczęła Lidka lekceważącym tonem. – Gdybyś był tutaj osiem lat temu, to wtedy…
- Co wtedy? – dopytywał się Stefan.
- Och, to był widok! – Lidka ruchem rąk wzmocniła ekspresję słów. – Dorka miała na sobie kostium o łącznej powierzchni najwyżej dziesięciu centymetrów kwadratowych. Wtedy było co oglądać!
- To są takie kostiumy? – zdziwił się Stefan. – Chcę to zobaczyć!
- Były. Ale już nie ma. Zostały unicestwione! – Lidka rozwiała jego nadzieję.
- E tam, łżesz! Nikt tego nie widział.
- Widział, widział! – Lidka zlekceważyła jego zastrzeżenia. – Razem z Tomkiem oglądaliśmy ten pokaz najnowszej ówczesnej mody – wskazała na mnie ruchem głowy. Pokiwałem potakująco, ale milczałem.
- Są jednak fotografie! – nieoczekiwanie pochwaliła się Dorota.
- Chrzanisz! – zawołała Lidka. – Dlaczego ja o tym nie wiem?
- O wielu takich i podobnych sprawach nie wiesz – Dorota zaśmiała się tajemniczo.
- Masz te zdjęcia? – Lidka nie przestawała się gorączkować. – Musisz mi pokazać!
- Mowy nie ma! – padła odpowiedź. – Jeszcze nikt ich nie widział, oprócz mnie. I chyba nie zobaczy – spojrzała w moją stronę. Teraz wreszcie zauważyła mój nastrój.
- A tobie co?
- Nic – odpowiedziałem szybko. – Chodźmy już.
Przypomniałem sobie, że swoich zdjęć też mi nie dała. Ani jednego.
Wstałem od stołu. Powstawali również i wyszliśmy na zewnątrz, kierując się pod wiatę.
- Może coś chcecie zjeść, albo się napić – usłyszałem głos Doroty. – Ale zastrzegam, że grillowe dania będą dopiero później.
- Ja chcę! – odezwałem się. Popatrzyła na mnie pytająco. – Wódki. Może być żubrówka. Albo tequila. I sok – dodałem.
- O, to ja też – dodała Lidka.
- Jak wszyscy, to wszyscy, nawet babcia! – Stefan zgodził się z nami.

Doszliśmy do wiaty wszyscy razem. Dorota otwarła jedną z szaf i wyjęła butelkę żubrówki, a potem odnalazła jabłkowy sok. Postawiła to obok na stole i dalej przeglądała zawartość. My ze Stefanem w tym czasie wydobyliśmy szklanki do drinków i zabraliśmy wszystko na jeden z bocznych stołów. Stefan zajął się tam mieszaniem drinków, ale ja zastrzegłem, że dla siebie zrobię sam. I kiedy oddał mi butelkę, napełniłem szklankę podwójną dozą wódki i dolałem mniejszą ilość soku. Po czym nie czekając na innych, prawie natychmiast wszystko wypiłem. Następnie pobiegłem w stronę jeziora i wskoczyłem do wody.

Słońce jakoś straciło dla mnie blask. W głowie miałem znowu burzę sprzecznych myśli i pragnień. Byłem jednocześnie dumny z tego, że Dorota jest mamą moich dzieci i wściekły, że przez tyle lat nic mi o tym nie było wiadomo. A przecież znała mój adres, wiedziała gdzie mieszkam. Sam jej pokazywałem portfel z dokumentami. Ba! Znała nawet numer domowego telefonu! Ja nie miałem o niej takich dokładnych informacji. Dorota miała wtedy stary dowód osobisty i poprzedni adres zamieszkania. Nowego nie poznałem. A poza tym, to przez lata nie było jej w kraju!
W dodatku zabroniła mi dowiadywać się o nią i jej szukać. Musiałem jej to przyrzec. A ja honorowo nie łamałem zakazu. Jednak w takiej sytuacji… dlaczego tyle czekała? Oczywiście, Marta nie byłaby zachwycona taką wiadomością, ale przecież nie musiała się dowiedzieć. Tak jak i teraz. Przecież jej tego nie powiem! To byłby koniec naszego małżeństwa. A jeśli dowie się od Stefana? Ale Stefan jeszcze nie wie. Tylko czy się nie zorientuje??? Jak mam mu to wszystko co robimy z Dorotą uzasadnić?
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
wykrot · dnia 08.07.2012 09:03 · Czytań: 634 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 6
Komentarze
zajacanka dnia 08.07.2012 13:11
Tak czytam i czytam, i sobie myślę, że bohaterowie to już na ogromnym rauszu musieli być, bo alkohol tam się leje od rana:lol:
wykrot dnia 08.07.2012 14:40
Od południa. I nie tak szybko się skończy. Po północy dopiero...
Tomek nigdy za kołnierz nie wylewał. Tańce też będą. Na stołach... :D
zajacanka dnia 08.07.2012 19:03
Tomek nigdy za kołnierz nie wylewał.
Oprócz okresu, kiedy o siebie dbał, jak to wyczytałam dziś w pierwszym zamieszczonym fragmencie. Ślad też tam został ;)
Wasinka dnia 08.07.2012 23:31
A to się Tomek miota ze skrajności w skrajność...
Atrakcje na "stare lata" ma ;).
Pozdrawiam nocnie.
wykrot dnia 08.07.2012 23:54
Dziwisz mu się? Po takim okresie? Po tylu latach?
Wasinka dnia 09.07.2012 00:35
Wcale się nie dziwię.
Stwierdzam, że widać, czyli tak, jak być powinno.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty