A A A
Am



Osoby dramatu:

Catarzis - 25 letnia kobieta, posiadająca dwie lewe strony ciała
Gawin - młody kochanek Catarzis
Wanfred - stary kochanek Catarzis posiadający trzy pary rąk
Chór dziewczynek
Trybunał starców





Akt I
Scena I

Pokój - prawie pusty - gdyby nie wliczać stojącego na środku dużego łóżka. Późna noc. Na suficie powieszone lustro, ustawione tak, aby widz widział odbijające się w nim łóżko.
Część sceny (od lewej) jest zasłonięta kurtyną.

Na łóżku leżą trzy postaci: Catarzis, Gawin, Wanfred. Catarzis w środku, na szyi zapięty ma łańcuch.

Catarzis: Noc pusta, ciemne girlandy pożądania spełzają w jej kierunku z okrytych bielmem ścian. Gdyby dało się uciec stąd.
Wanfred: Nie masz asa w rękawie. Leży u mnie w kapeluszu.
Catarzis: Żeby tylko nie zamienił się w zająca bo wtedy będzie zgubiona.
Gawin (uderza kołatką, przez sen): Jesteśmy zgubieni.

Na te słowa Catarzis siada i odwraca się w stronę Gawina

Catarzis: Mówił coś.
Wanfred: Kto?
Catarzis: Ten po lewej.
Wanfred: Znasz tylko lewą stronę.
Catarzis: Odepnij ten łańcuch, szturchnie go i podstawi miskę, może oprzytomnieje.
Wanfred: Zmęczyłaś go tej nocy
Catarzis: wyjątkowo długiej.
Wanfred: Wydaje mi się, że trwała kilka lat za późno
Catarzis: za długo.
Gawin (znów uderza kołatką, mówi przez sen): Świat trwa za długo, dawno już powinien sczernieć od zużytej materii.
Catarzis: Znów coś mówił.

Odczekuje chwilę, jednak nic się nie dzieje. Wzrusza ramionami i ponownie kładzie się pośrodku łóżka.

Catarzis: Gdyby nie te dwie siły rozrywające ją, odnalazłaby środek i wyraziła co niewyrażalne.
Wanfred: Moje berło upadło dziś i lekko się zarysowało, ale nadal jestem królem na mojej małej planecie.

Zasypiają. Catarzis ściąga łańcuch i siada na łóżku.

Catarzis (przez sen): Każdy jest tutaj królem, każdy króluje nad każdym, każdy jest pod butem każdego.

Patrzy na Wanfreda i Gawina. Wanfred śpi z jedną parą rąk na oczach, drugą na uszach a trzecią na ustach. Gawin wierci się.

Catarzis: Błyszczące korony ustanowione wysoko, reszta jest ciemnością. Tym niemniej mnie mniej.

Zakłada z powrotem łańcuch i kładzie się z powrotem pomiędzy mężczyznami. Wszyscy śpią.

Scena II

Przebudza się mężczyzna leżący po jej prawej stronie i kładzie jej prawą dłoń na swoim sercu.
Przebudza się mężczyzna leżący po jej lewej stronie i kładzie jej lewą dłoń na swoim sercu.

Za oknem pojawia się chór złożony z małych dziewczynek, bez dłoni i stóp, wiszą na długich sznurach, kołyszą się.

Chór (śpiewa):
Ofiaro kaleka
naszej niewinnej krwi
przez ciebie płynie rzeka
to w tobie wina tkwi
Nasze ciała skaleczone
pocięte
sukieneczki wymięte
Bez działania bez woli
dość mamy twojej niewoli
pozwól nam odejść,
puść
Pozwól nam bawić się z nimi
pozwól nam stać się
innymi
rozgrzesz siebie i nas
Ofiaro kaleka
to w tobie wina tkwi
tyś winna naszej krwi

Pieśń chóru sprawia, że Catarzis podnosi się z łóżka, lunatykując ściąga łańcuch i powoli podchodzi do okna. Dziewczynki znikają.

Catarzis (śpiewa):
Słyszałam jakieś śpiewy,
dochodzą mnie jeszcze
dźwięki zwrotek niektórych,
czuję silne dreszcze.
Śpiew ten obudził we mnie
Najgłębsze obawy
Ciemnych myśli przypływy
Mrocznych lęków stawy.


Podchodzi do łóżka, chwyta obiema dłońmi za jego mosiężną ramę, przestaje śpiewać.

Catarzis (podniesionym głosem, z zamkniętymi oczami): Zawsze jestem pod. Nawet jeśli nad, to i tak pod. Podrzędna, podporządkowana, podniecająca, podpuszczająca. Niejasna. Zasznurowana. Zamknięto mi usta a nakazano otworzyć uda. To się nie uda. To nie może się udać. Czarne lata wypaczeń, ciemne wieki głupoty, dajcie mi mówić, dajcie głos nie jęk, dajcie wzrok nie lęk. Za mnie mówiono, za mnie czyniono, klatka. Która uciekła - wariatka. Wychodzę. Ściągnij ze mnie nie sznur, zerwij stek tych bzdur, obcisłe staniki, kolczyki by cię oszołomić. Nie dam się już poskromić. Gwałty - zdobycz wojenna, kobieta - naczynie, przelecę co się nawinie, wysram się na ciebie, zgładzę, wytrę tobą podłogę sprzątaczko, matko, kurwo, szwaczko. Lafiryndo co za ładne masz oczy, grubasko, praczko, święta dziewico i pomywaczko, zaspokajaczko ich pragnień, marzeń, obleśnych rządz, wyobrażeń, studnio bez dna wypełniona pogardą, kto nie krzyczy nie istnieje, nie wiesz? Cały świat świadczy o tym niezbicie! Tylko krzyk budzi życie. Dajcie mi glinę, zmienię plan stworzenia, stworzę góry bez dolin, dnie bez nocy, nie będę w niczyjej mocy. Polaryzacja długo zabijała, zobacz jak ja wyglądam, zgwałcona, pobita cała. Nigdy ci nie wybaczę!
Ja… płaczę…
Gardzę tobą! Zabijam ciebie, siebie, poczekam na nowy początek. Drugi raz to się nie wydarzy. Zabiję cię, przyłożę nóż do twarzy, poderżnę gardło. Nie będziesz więcej oczerniać mojego imienia, wszystko się zmienia! Musi nadejść zmiana, odchodzisz � pokonana. Zabita z własnej ręki, świadoma śmierci. Za tobą stoi on. To on wymierzył w ciebie twoją własną dłoń. Nie śmierć jest ci ciężarem. Lecz życie. Odrzucam je, zabijam cię, dziwko [im], matko [im], opiekunko, za dużo zła się przelało, za dużo niegodziwości, dość ci!

Catarzis zaczyna miotać się po całym pomieszczeniu w szaleńczym poszukiwaniu narzędzia zbrodni. Czynność zmienia się w taniec.

Chór (z oddali) : Wariatka
Owładnięta szałem
Morderczyni
On nie pomyśli: przegrałem
On wciąż cię wini.
Tu nie pomoże śmierć
Staniesz się bezimienna
Jest jedno wyjście, nadzieja -
Stań się (sobą) brzemienna.

Nadchodzi
Zmiana.

Catarzis (biega jak opętana): Gdzie nóż którym wykonam to zamierzenie? Jeśli dziś go nie znajdę, nic nie zmienię.

Poszukiwania i śpiew Catarzis budzą Gawina.

Gawin (pozostając jeszcze pod wpływem snu, kołacze kołatką): Oto przebudzona. Dotychczas krwawiła brocząc swoje miano. Nic nie dzieje się samo.

Gawin przeciąga się i siada na łóżku, głos Gawina budzi Catarzis z transu, przestaje tańczyć. Catarzis podchodzi do łóżka, Gawin zakłada jej łańcuch.


Scena III

Catarzis siada w kucki na podłodze, co jakiś czas podnosi się i spaceruje na czworaka po pokoju. Oddala się od łóżka tylko na taką odległość na jaką pozwala jej zapięty na szyi łańcuch.
Gawin siedzi na łóżku i bawi się kapeluszem.
Cisza.

Gawin (obraca w rękach kapelusz, przymierza): fajny kapelusz

Catarzis na te słowa wstrząsa silny dreszcz, zatrzymuje się, podnosi głowę.

Gawin: ile masz lat?

Catarzis wstaje, otrzepuje się.

Catarzis: 25
Gawin: kim jesteś?
Catarzis: dzieckiem i starcem.

Gawin patrzy na nią z miłością

Akt II
Scena I

Catarzis chodzi po pokoju i rozrzuca wokół maliny, Gawin chodzi po pokoju, zbiera je i zjada. Catarzis przygląda się mu i śpiewa:

Catarzis (śpiewa):
Zjadłam owoc z drzewa
Więcej mi nie trzeba
Owoc dojrzały, słodki
Owoc słodki, dojrzały
Lecz za duży był cały

Kapał z ust nektar jasny
Ujrzał to chłopak krasny
Do końca połknąć nie dał
Nie dał połknąć do końca
Owoc z dłoni wytrąca

Oboje zatrzymują się, siadają, Catarzis wyciąga spod łóżka butelkę z czymś czerwonym i dwie szklanki. Nalewa do szklanek, jedną podaje Gawinowi.

Catarzis: Napij się.

Gawin chwyta szklankę.

Gawin: Dzięki.

Po chwili.

Gawin: Jesteśmy przyjaciółmi, prawda? Za przyjaźń.

Wznosi szklankę i stuka się z Catarzis. Ta nic nie mówi, bierze łyk napoju. Uśmiecha się.

Gawin: I na zawsze już pozostaniemy.

Gawin chwyta jej rękę i głaszcze.

Gawin: Jestem Ci wdzięczny, wiesz, za to że zawsze jesteś blisko, że chcesz dla mnie jak najlepiej.

Także bierze łyk napoju.

Gawin: Czasem sobie myślę, że masz prawdziwie złote serce.

Catarzis znów się uśmiecha.

Gawin: Chciałbym żeby już zawsze tak pozostało. Jesteś mi potrzebna� (chwila ciszy) chociaż masz dwie lewe ręce.

Oboje parskają śmiechem. Gawin kładzie głowę na jej kolanach a ona głaszcze go po włosach. Nachyla się i wącha je. Nareszcie się rozluźnia, uśmiecha.

Gawin: Jesteś prawdziwa. A ja – nie ma co zaprzeczać. Mężczyzna bez seksu to jak ryba bez wody. Wysycha, kurczy się, skrzela łapczywie pragną życia a tego życia nie ma, wali ogonem w co popadnie aż w końcu zdycha. Jak zwykły pies. Ryba.

Catarzis przestaje go głaskać. Odsuwa się, głowa Gawina spada z jej kolan, łańcuch napręża się.

Gawin: Co robisz. Niewygodnie ci?

Przysuwa się do niej.

Gawin: Nie zrobię ci krzywdy.

Catarzis pozwala na ponowną bliskość. Gawin wręcza jej szklankę z napojem. Następuje chwila ciszy. Gawin znów kładzie głowę na jej kolanach. Łańcuch jest naprężony do granic możliwości.

Gawin: Pragniesz mnie?

Chwyta ją za rękę, ta jednak wyciąga dłoń z jego dłoni. Gawin odwraca się twarzą do niej, ustawia się w pozycji na czworaka, zbliża twarz do jej twarzy.

Gawin: Jesteśmy jak puzzle.

Wkłada jej rękę pod spódnicę.

Gawin: Widzisz jak pasuje?

Catarzis wyciąga jego rękę spod spódnicy. Chce przesunąć się dalej, ale łańcuch na to nie pozwala. Wstaje. Gawin robi to co ona.
Gawin ściąga z niej bluzkę. Jest ubrana w wyzywający, siatkowany, różowy stanik.
Gawin kładzie się na ziemi i zaczyna naśladować zdychającą rybę.

Gawin (pomiędzy drgawkami): Duszę się.

Catarzis patrzy na niego i po dłuższym wahaniu ściąga spódnicę, jest ubrana w majtki zrobione z dwóch wpijających się w ciało pasków. Na brzuchu ma wytatuowany czerwony, wielki, brzydki napis ”love”
Catarzis podaje mu rękę i podnosi go.
Sama kładzie się na ziemi i robi dokładnie to samo co on wcześniej.

Catarzis (pomiędzy drgawkami): Bierz i jedz to jest ciało moje.

Scena II

Catarzis leży na podłodze, śpi w objęciach Gawina. Na szyi cały czas ma łańcuch.
Wanfred powoli budzi się i siada na łóżku. Przeciąga się.

Wanfred: Dobrze spałem, całkiem dobrze.

Jeszcze raz się przeciąga, bardzo powoli, ziewa. Catarzis budzi się, wstaje, ubiera, otrzepuje, podchodzi do niego, siada obok. Wanfred patrzy na nią.

Catarzis: Miała w nocy sen.

Po tych słowach zaczyna się trząść.

Wanfred: To nic złego.

Przytula ją. Milczą.

Wanfred: Ja też miałem sen. I teraz już wiem, że to ty.

Catarzis ogląda swoją rękę z jednej i drugiej strony, patrzy na nogi. Wzrusza ramionami.

Catarzis: Bo tak jest.
Wanfred: Szukałem matki
Catarzis (po długim milczeniu): A co się z nią stało?
Wanfred: i znalazłem ją.
Catarzis: To na pewno dobry znak.
Wanfred: W Tobie.

Catarzis milczy.

Wanfred: W Twoich biodrach.

Catarzis drapie się po głowie.

Wanfred: W twoich piersiach.

Catarzis spogląda pod swój dekolt.

Wanfred: Ona na pewno gdzieś tam jest. Musi być. Wstań.

Catarzis wstaje.

Wanfred: A teraz się odwróć.

Catarzis się odwraca.

Wanfred: Zakręć się.

Catarzis się kręci.

Wanfred: Rozbierz się.

Catarzis się rozbiera.

Wanfred: Podejdź do mnie.

Catarzis podchodzi.

Wanfred: Poszukajmy.

Wanfred bierze lupę i ogląda ciało Catarzis. Po chwili ją odkłada.

Wanfred: Nie ma jej tutaj.

Catarzis siada obok niego i głaszcze go po policzku.

Catarzis: Bo to nie jest ciało twojej matki

Zdrapuje jakiś brud z jego policzka.

Wanfred: Chcę w tobie usnąć.

Kładzie się na jej kolanach, wierci się chwilę, po czym zmęczony sepleni jak małe dziecko:

Wanfred: Chće mi się pić!

Catarzis wyjmuje spod bluzki pierś, karmi go.


Scena III

Gawin wstaje z podłogi. Podchodzi do nich i staje naprzeciwko karmiącej.

Gawin: ile masz lat?

Catarzis nie patrzy na niego, zajęta.

Catarzis: 25

Gawin: kim jesteś?

Catarzis podnosi wzrok.

Catarzis: świętą i ladacznicą.

Gawin patrzy na nią z miłością.


Scena IV

Gawin siada po lewej (od strony widza) stronie łóżka. Wanfred, pojedzony, wyleguje się z głową na kolanie Catarzis. Odbija mu się.

Wanfred: Przepraszam.

Masuje się po brzuchu, po czym wstaje i chwyta Catarzis za rękę, ta z trudem podnosi się za nim. Odchodzą od łóżka, stają naprzeciw siebie na odległość kroku.

Wanfred: Obserwuję cię już jakiś czas.

Puszcza jej dłoń, zaplata ręce na plecach i zaczyna chodzić niespokojnie w kółko.

Gawin (stuka kołatką, siedząc na łóżku): Krokodyle w bajorze głodno kłapią paszczami.

Wanfred: Chodzisz wokół mnie w ciszy. Z daleka, nie podchodząc za blisko, kołyszesz biodrami układając mój chaos w najśmielszy porządek. Porządkujesz papiery w kapeluszu. Czyhające na mnie komary odławiasz klaśnięciem rąk. Obserwuję cię już jakiś czas. Chciałem cię o coś zapytać. Myślę że to ten moment.

Catarzis: Skąd wiesz że to właśnie on?

Catarzis zerka na Gawina.
Wanfred zatrzymuje się.

Wanfred: Słyszałem głos gorejącego krzewu.

Catarzis (klęka na te słowa i unosi w górę ręce, kiwa się na lewo i prawo): Ktoś płonie.

Wanfred: Obwieścił mnie drugim Abrahamem.

Catarzis (kołysząc się, krzyczy w kierunku Gawina) : Ktoś krzyczy w ogniu!

Nie spuszcza z niego wzroku, wciąż unosi ręce i kiwa się.

Wanfred (nie zważa na to): Mam zostać ojcem a dziecię moje stanąć na straży ludu mego.

Gawin (patrząc w podłogę, stukając kołatką): Jeden z nich z bielmem na oczach kłapie paszczą w naiwnym poszukiwaniu miękkiego ciała które mógłby przeżuć.

Wanfred: I chciałbym żebyś dała mi syna.

Catarzis (na boku, rozgląda się): Płonący krzak przemawia tylko do mężczyzny. Ona też potrzebuje znaku.

Wanfred: O, stara Saro! W dawnych czasach już od dekady nie uchodziłoby chodzić w tak krótkich sukienkach.

Catarzis (coraz bardziej walecznie): Dawne czasy jak mówi nazwa, są dawne.

Wanfred śmieje się.

Wanfred: Zapomniałaś.

Catarzis: O czym?

Wanfred: O prawie zapisanym w księdze.

Catarzis podnosi dłoń do ucha, nasłuchuje.

Catarzis: Słyszysz?

Wanfred: Co?

Catarzis: Słychać jęk palonych stronic.

Wanfred znów się uśmiecha.

Wanfred: Nie bądź dzieckiem

Wanfred ujmuje jej obie dłonie w swoje, jednak szybko odskakuje poparzony. Dmucha na ręce i macha nimi chcąc je ochłodzić. Catarzis zatrzymana przez Wanfreda, nieruchomieje, patrzy na Gawina. Czeka.

Wanfred (mniej pewnie, wciąż dmuchając w dłonie): Naprawdę chciałbym tego..

Catarzis (przesuwa się bliżej Gawina) : Nie wie czy ma macicę, czasem wydaje jej się, że jest wykastrowana.

Wanfred: Nie bądź śmieszna.

Catarzis: Nie miewa orgazmu.

Wanfred: To niepotrzebne.

Wanfred głaszcze ją po głowie, Catarzis odtrąca jego rękę.

Wanfred: To jak będzie?

Catarzis zwraca się głową do Gawina, wygląda jakby mówiła do niego, lecz ten siedzi na łóżku i niemo patrzy w podłogę.

Catarzis (przeciągle): Cisza - na - morzu - wicher - dmie.
Wafred: Saro!
Catarzis (opuszcza głowę): Cisza - na - morzu - wicher - dmie.
Wanfred: Krzak woła na ciebie.

Chwila natężonej ciszy.

Catarzis: Cisza.

Cisza

Catarzis: Dobrze.

Wanfred chwyta Catarzis za rękę, a ta nie wyrywa się. Klęczy z pochyloną głową.

Wanfred: Czyli zgadzasz się?

Gawin (stuka kołatką, ona wypada mu z ręki): Pożarł.

Catarzis milczy. Wanfred klęka przed nią. Catarzis płacze. Wanfred kuca obok niej i zaczyna ją rozbierać. On zajmuje się wszystkim, Catarzis nie rusza się, Gawin patrzy. Po wszystkim Catarzis opada na podłogę i wymiotuje. Z wymiocin wygrzebuje niemowlę. Wręcza je Wanfredowi.

Catarzis: Masz.
Wanfred: Dziękuję.

Wanfred wkłada dziecko do kapelusza i wychodzi.

Gawin wstaje i podchodzi do leżącej Catarzis.

Gawin: Ile masz lat?
Catarzis (z trudem wymawia słowa): Dwa tysiące.
Gawin: Kim jesteś?
Catarzis: Tą która płonie na stosie z gałęzi mówiącego krzewu.
Gawin patrzy na nią z miłością.


Akt III

Scena I

Na scenie stoi stół, na nim kapelusz, po lewej i prawej dwa krzesła, łóżko w tle. Po lewej przy stole Catarzis, po prawej Wanfred.

Wanfred: mieszkanie

Wyciąga z kapelusza mały, papierowy domek i podkłada pod usta Catarzis

Wanfred: Am

Catarzis otwiera usta, połyka domek. Wanfred wyciąga kilka banknotów.

Wanfred: Pieniądze am

Catarzis robi to samo z banknotami co z domkiem.
Wanfred wyciąga figurkę dziecka, dziecko kwili.

Wanfred: Bezbronny maluszek am

Catarzis połyka dziecko, odbija jej się. Chce wstać i odejść, ale łańcuch okazuje się krótszy niż myślała, chwyta za niego.

Catarzis: Ciężko mi, nie mogę się ruszyć.

Siada, wzdycha. Wyciąga z kapelusza szmatkę. Wanfred kładzie trzy pary rąk kolejno na oczach, ustach

Catarzis (wyciera szmatką dłonie, wkłada w to wiele siły ponieważ są poważnie brudne): aranżowała, bieliła, cerowała, dusiła, eksperymentowała, farbowała, gotowała, haftowała, jeździła, kupowała, liczyła, łuskała, mieliła, nosiła, opiekała, prasowała, rodziła, soliła, tarła, umywała, wycierała. A ty?
Wanfred: Zarabiałem.

Kładzie ostatnią parę na uszach.

Catarzis: Chce odejść stąd.

Catarzis wyciąga z torebki paczkę tabletek, wysypuje je na rękę i połyka. Popija wodą.
Gaśnie światło.

Scena II

Trybunał starców, Catarzis.

Kurtyna całkowicie się odsłania, zza niej wyłania się drewniana ława, na niej starcy w długich szatach, kolory szat to (od lewej do prawej): czerwień, pomarańcz, żółć, zieleń, błękit, fiolet, złoto. Na głowie kaptury, nie można rozpoznać płci.
Catarzis podchodzi, staje przed nimi, czeka aż się odezwą.

Wszyscy razem: Z czym przychodzisz?
Catarzis (obraca się wokół własne osi): Z tym co niosę ze sobą pomiędzy wdechem a wydechem.
Wszyscy razem: Czy ciąży to?
Catarzis (zatrzymuje się, kręci jej się w głowie, musi oprzeć się o bok ławy): Przy każdym ruchu wpija się w ciało spojrzenie matek i ojców wrogi wzrok.
Wszyscy: Jak iść skupienie nie na cel swój lecz na ból kierując?
Catarzis: Oto sen:
Stoję na środku wielkiego ogrodu. Wokół rosną olbrzymie, silne drzewa zasłaniające cały horyzont. Patrzę w granatowe niebo bo tylko tam mój wzrok może swobodnie dryfować. Płyną po nim stada kormoranów, zgrabnie pędzą bocianie klucze. Niestety, jeden po drugim, przelatując nad moim ogrodem kolejno nadziewają się na wystające gałęzie drzew i spadają mi pod nogi. Zaczynam chodzić między nimi, widzę wnętrzności wypływające z przebitych boków. Szczęściem mam przy sobie grubą igłę i nić, biorę ich ciała na kolana i zaszywam je równym ściegiem. Po zakończonej pracy kormorany chodzą wokół kłapiąc dziobami, moje ręce całe są z krwi. Wykrwawiałam się, pokłuta grubą igłą.

Następuje długa cisza.
Po chwili:

Wszyscy: za

Każdy wypowiadając swoja kwestię uderza laską o podłogę. Kolejno.

Czerwień (cichym głosem): słabość
Pomarańcz: bierność
Żółć: smutek
Zieleń: miłość
Błękit: stłumienie
Fiolet: pozostawanie ślepą
Złoto: pozostawanie głuchą
Wszyscy (stukają laskami i orzekają razem): nie ukarzemy cię. Odejdź w pokoju.

Scena III

Znów pokój ze stołem, ciemność, po chwili zapala się światło, Catarzis oszołomiona lekami podnosi powoli głowę, Wanfred nadal siedzi w tej samej pozycji.

Catarzis (szarpie go): Obudź się!

Powoli i niezgrabnie stara się ściągnąć łańcuch z szyi. Nie udaje jej się to. Wstaje, podchodzi do niego. Ściąga mu dłonie z uszu, oczu, ust, ten nie daje się.

Catarzis: Jesteśmy piramidami. Bez znaczenia trwamy. Jemy, śpimy, sramy. W ramy ujęci, na wpół objęci, kto? Ja i wy.

Catarzis rezygnuje z mocowania się z nim, niezgrabnie gramoli się na stół, staje w rozkroku przodem do publiczności. Ręce opadają jej wzdłuż ciała. Na szyi ma łańcuch.

Catarzis: Kto wyznaczył te role, kto lustro mi rozdarciem znaczył, tobie zaś zrobił tarczą do obrony. Tchórzu. Mężczyzno. Błaźnie. Boże. Adam, mit poznania Drzewa, Lilith, Ewa, mity, przykazania, krzyże, bulle, księgi, stosy, miecz, krew, seks, morderstwa, kraina pełna szyderstwa.

Wchodzi Gawin. Staje po lewej stronie stołu, szarpie ją za rękę.

Gawin: Daj mi, chcę jeszcze.

Wanfred opuszcza dłonie i zaczyna kwilić. Na scenie następuje chaos, Gawin szarpie rękę Catarzis, Wanfred wali pięściami z stół, innymi trze oczy, jeszcze innymi ciągnie Catarzis na swoją stronę.

Wanfred (marudzi, płacze): Wanfled głodny, wanfled chće pić.

Catarzis targana na prawo i lewo zaczyna wrzeszczeć. Ta scena chaosu trochę trwa.

Za oknem pojawia się chór kalekich dziewczynek.

Chór (śpiewa) : Gdzie nici mają swój początek
Tam koniec swój też muszą mieścić.
Co się złączyło musi odpaść
Co zaś odpadło musi wznieść się.
Wszystko ma miejsce swoje w świecie
I chaos miewa swój porządek.
Lecz rozpaść musi się na dziecię
To co starością swoją razi
A to co siły ma za wiele
Musi samego siebie zdradzić.

Gdzie nici mają swój początek
Tam koniec swój też muszą mieścić.
Co się złączyło musi odpaść
Co zaś odpadło musi wznieść się.


Catarzis (wrzeszczy): Jaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa Pękam!

Z ust Catarzis wypada dziecko. Rozlega się odgłos darcia szat, mężczyźni widząc to puszczają jej ręce. Catarzis spada martwa ze stołu. Mężczyźni rzucają się na siebie, jeden drugiemu odrywa rękę i zjada ją, z uszami, nosem robią to samo, w końcu upadają martwi na scenę. Dziewczynki znikają.

Następuje długo wyczekiwana cisza. Scenę pokrywa ciemność.

Po jakimś czasie z góry sceny padają dwa światła. Jedno słabe, krążące po scenie dotąd aż zatrzyma się na leżących ciałach, drugie bardzo silne natrafiające na leżące dziecko.
W tym momencie rozlega się jego krzyk. Dziecko powoli wstaje i na czworaka zwiedza scenę. W końcu podchodzi do porozrywanych części męskich ciał, ogląda je, śmieje się, bawi się nimi, bierze do ust, gryzie, żuje, połyka.

Na scenie rozlega się spokojna, łagodna muzyka.



Kurtyna opada.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Nightmare · dnia 16.07.2012 08:30 · Czytań: 705 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Inne artykuły tego autora:
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty