Zbrodnia Doskonała - Bax
Proza » Historie z dreszczykiem » Zbrodnia Doskonała
A A A
I

Uczniowie Haranni-Gymnasium w Herne codziennie, gdy przychodzili do szkoły, udawali się przed wielką tablicę informacyjną, na której rozpościerał się spis lekcji, zdjęcia i nazwiska nauczycieli, lista wszystkich uczniów, oraz plan ewakuacyjny. Największe zainteresowanie budziła jednak kartka z zastępstwami w razie nieobecności któregoś z belfrów. Dziś ten niepozorny papier był zapisany od deski do deski. Ledwo co mieściły się na nim wszystkie informacje.
Zainteresowanie i zadowolenie uczniów było wyjątkowe, ponieważ zastępstwa zostały napisane za nauczyciela fizyki, nie bez powodu nazywanym ,,panem śmierci’’.
- Już myślałem, że wcale nie zachoruje – mówili niektórzy.
- To nie może być zwykła choroba. On od piętnastu lat jeszcze nigdy nie był chory – oznajmiali inni.
- A może dziad już się wykończył? Kto wie, czy grawitacja nie zadziałała na niego bardziej i nie zaniosła go po ziemię?


Minęła 8:00, jednak stali słuchacze Radia Herne nie usłyszeli słynnego ,,mamy już ósmą, a więc zapraszam na naszą poranną audycję’’.
Pod wpływem wypowiedzi tego prezentera wzdychały nastolatki i panie
w podeszłym wieku. Nie dość, że był zabójczo przystojny, to dysponował głosem, jakiego jeszcze świat nie słyszał.
Przed radioodbiornikami nastąpiło wielkie poruszenie. Większość kobiet już zaczęło dodzwaniać się do studia i pukać w drzwi redakcji, jednak bez skutku.
- No jak to tak?! Co on sobie myśli, tak nie przychodzić do pracy?! – krzyczały kobiety.
- Ten dzień dziś będzie wyjątkowo pechowy – wołały nastolatki.
W pewnym momencie piosenka zaczęła się ściszać, a następnie usłyszano głos spikera: ,, Markus Groh, z pewnych powodów, nie stawił się w pracy, ale postaram się go godnie dziś zastąpić. John Vogel, zapraszam.’’ Po tych słowach większość odbiorników zostało wyłączonych, lub przełączonych na inną stację.


- No ile mogę na nią czekać?! Spóźnia się dobre czterdzieści minut. – darła się otyła pani w białym, lekarskim fartuchu.
Obiektem tego zdenerwowania była Vanessa Kröger – młoda dziewczyna, która pracowała w lokalnym szpitalu na oddziale intensywnej terapii.
- Nawet telefonu nie raczy odebrać. Tak być nie może! Idę z tym do ordynatora – wrzeszczała na cały oddział pielęgniarka, którą Vanessa miała właśnie zastąpić.

Na drzwiach jednego z najbardziej znanych zakładów krawieckich w Herne dziś wisiała tabliczka ,,Nieczynne”. Gromadka osób mająca coś do odebrania, coś do zaniesienia lub po prostu coś do poprawienia stała przed sklepem wyczekując, aż właściciel – Joseph Schulz - przyjdzie i zmieni napis na ,,Otwarte’’. To jednak się nie stało. Ludzie zaczęli się rozchodzić soczyście klnąc.
- Za co mu płacą?! Dziś mam bal, a moja sukienka leży gdzieś w sklepie. – krzyczała strasznie gruba kobieta.
- Ja za to mam ważne spotkanie w firmie i musze jakoś wyglądać. Nie będę kupował nowego garnituru. Jaki ten człowiek jest nieodpowiedzialny… - żalił się wysoki mężczyzna.


Kierowcy samochodów osobowych, przejeżdżając ulicą Jobststraße
z ciekawością przyglądali się grupce osób stojących, i wykazujących widoczne zdenerwowanie, na przystanku numer 52.
- Jestem już spóźniony dobre pół godziny, szef mnie zabije – mówił jeden
- A pan myśli, że mi się nie spieszy? Te całe niemieckie linie autobusowe są do kitu – odpowiadał mu drugi.
- Ja tam myślę, że naszemu kierowcy coś się stało. Zawsze był bardzo punktualny – do rozmowy wtrąciła się starsza kobieta.
- A co mnie to interesuje? Skoro nie mógł przyjść do pracy, to przynajmniej powinni dać kogoś innego. Czym ja teraz niby dojadę do roboty?!
Osoby, będące atrakcyjne z wyglądu szybko znalazły sobie środek transportu zatrzymując przejeżdżające auta. Inni zamawiali taksówki, jeszcze inni dzwonili do swoich bliskich. Masa osób, których nie stać było na taksówkę, nie mieli z pobliżu znajomych, ani też nie wyglądały na tyle pociągające, by zabrały się na metodę autostopowicza, czekały na pomoc w dotarciu do pracy.
W pewnej chwili pod przystanek podjechał obcy autokar i zabrał wyczekujących. Nie był to jednak ten sam kierowca, który dzień w dzień, bez minuty spóźnienia dowoził ludzi do miejsc pracy…





Nikt jednak nie pomyślałby, że Florian Witt (Pan Śmierci), Markus Groh, Vanessa Kröger, Joseph Schulz i Manfred Luft siedzą teraz związani z ciemnej piwnicy oczekując na śmierć…




II

Woźna robiąc ogólny wzgląd szkoły, klas, toalet i korytarzy wchodząc do pracowni fizycznej przeraziła się wydając okrzyk grozy. Odskoczyła na bok, zamknęła z hukiem drzwi i pobiegła do sekretariatu zadzwonić na policję.
- Halo, Policja? Ja dzwonię z Haranni-Gymnasium. Tu się stało coś strasznego. Tam, leży… tak, tak… z Haranni-Gymnasium. Przyjedźcie natychmiast. On nie żyje. Leży na podłodze… Woźna. Szybko, przyjedźcie, natychmiast – powiedziała na jednych tchu, po czym ponownie udała się do sali, gdzie uczono fizyki.
Po dziesięciu minutach pod szkołę podjechała policja. Funkcjonariusze pobiegli do klasy. Sprzątaczka otworzyła im drzwi, a sama zdruzgotana czekała za nimi.
W samym środku pomieszczenia leżał niski mężczyzna w podeszłym wieku podpięty pod dwa kable, które odchodziły od gniazdka elektrycznego. Jego rzadkie włosy były najeżone, niczym posmarowane żelem. Prawa ręka została pozbawiona wszystkich czterech palców, z wyjątkiem kciuka. Z miejsc po pozostałych kończynach tryskała świeża krew, co świadczyło, że zmarł niedawno. Na brzuchu nieboszczyka leżał pomarańczowy zegar ustawiony na godzinę 19. Baterie z niego zostały wyjęte.
- Matulu przenajświętsza, to jest Florian Witt, nauczyciel – zawołała woźna wchodząc niepewnie do pokoju.
Po kilku minutach do szkoły przyjechały także inne wozy policyjne.
Z jednego z nich wysiadł rosły mężczyzna w białym prochowcu. Wyglądał bardzo niesympatycznie – twarz mówiła ,,nie waż się podchodzić, jeśli nie chcesz konfliktu’’. Policjanci zwracali się do niego z wielkim szacunkiem
i strachem. Wolnym krokiem podążał w stronę tej tragicznej klasy. Gdy tylko przekroczył jej próg zatrzymał się gwałtownie i szybko zdjął ciemne okulary.
W jego oczach malowało się przerażenie.
- Co tu się stało?! – Powiedział cicho, cedząc wyrazy.
- Florian Witt, lat 60, nauczyciel fizyki. Nie pojawił się dziś w pracy. Zginął porażony prądem, najprawdopodobniej w okolicach 19…
- A którą teraz mamy?
- 19:30
- A co z palcami?
- Odcięto mu je. Zostawiono tylko kciuk.
- Jakieś ślady?
- Żadnych szczególnych. Wszędzie najróżniejsze odciski palców, jak to
w klasie.
- Kto go zauważył?
- Woźna. Powiedziała, że nikogo nie zastała. Jest tu od 18:30.
- Sama?
- Tak.
-W takim razie nie ma się, co dziwić. Mogłoby być z dziesięciu morderców i nikogo, w tak wielkiej szkole, by nie zobaczyła.
- Ktoś zgłosił jego zaginięcie?
- Jakie zaginięcie?
- Nie było go dziś w szkole, a ten człowiek należy do grona tych nauczycieli, którzy do pracy przychodzą codziennie. Po za tym widać zastępstwa za niego. Gdyby miał nie przyjść zadzwoniłby do sekretariatu
i o tym powiadomił, wiec zastępstwa byłyby napisane i powieszone wcześniej.
- A może gwałtownie zachorował.
- Nie on… - powiedział pan w prochowcu, a po chwili milczenia dodał - posprawdzać zakątki klasy, zebrać i zidentyfikować wszystkie odciski. Przesłuchać jeszcze raz woźną, posprawdzać kamery i zerknąć na listę zaginionych w tym dniu.
- Tak jest, komisarzu.
Komisarz Hubert Braum był człowiekiem bardzo surowym - od swoich podwładnych oczekiwał dyscypliny. Jego twarz współgrała z mocno wysuniętą brodą i małymi lśniącymi oczyma. Zawsze chodził i mówił wolno, ale nigdy ślamazarnie. Niekiedy można by pomyśleć, że ten człowiek nie ma uczuć, bo ilekroć widzi makabryczne zbrodnie nigdy jego postawa nie ulega zmianie. W policji pracuje już 30 lat i uważa, że prawo zmienia się tylko na gorsze.
- Mamy do czynienia z bardzo sprytnym przestępcą. Dlaczego obciął mu palce i zostawił zegarek? Hmm… Ciekawa historia. Bardzo intrygującą czyni ją brak jakiegokolwiek motywu. Prawdą jest, że Witt nie cieszy się wielką popularnością, ale wyłącznie wśród uczniów. Czyżby mordercą był któryś z gimnazjalistów…?


III

- Minęła dwudziesta – zaczął spiker Radia Herne – czas na wiadomości, które przygotował i przedstawi… O Mój Boże. Markus! On nie żyje!
Jego wzrok utkwił na rozpościerającym się na fotelu człowieku
z poderżniętym gardłem. Szybko wyłączył mikrofon i ustawił następną piosenkę. Następnie zadzwonił na policję i pogotowie.
Po chwili dumnym krokiem, do studia wszedł Komisarz Braum, za nim podążał orszak policjantów.
- Niech pan spojrzy na to – powiedział spiker wskazując na bezwładne ciało Groha.
Widok był naprawdę straszny. Potraktowano go wielkim okrucieństwem. Na kolanach ułożono studyjny zegar, który zatrzymał się na 20. W prawej ręce brakowało trzech, a nie czterech palców.
Do redakcji wszedł jakiś obcy, niski człowiek.
- Wynocha! To jest miejsce zbrodni – krzyczał jeden z policjantów.
- Ja tu pracuję. Jestem prowadzącym wieczorne programy. Jakiej zbrodni, przecież… - urwał spoglądając na zwłoki Markusa Groha. – Wielkie nieba!
- Kiedy zauważył pan ciało? – spytał komisarz spikera.
- Dokładnie w momencie, w którym mówiłem, że minęła dwudziesta.
- A wcześniej nie?
- Nikogo, oprócz mnie, w studio nie było. Zauważyłbym przecież, gdyby ktoś tu wchodził.
- Czyżby? A jakby ten tu pan – zaczął Braum spoglądając na drugiego prezentera podejrzliwie – niepostrzeżenie wszedł, położył ciało i wyszedł?
- Czy pan ma mnie za idiotę? Pewnie, że bym widział. Przecież studio
i reżyserkę oddziela tylko szybka.
Braum spoglądał to na jednego, to na drugiego z zastanowieniem. Myślał bardzo intensywnie, ale żadne logiczne rozwiązanie nie przychodziło mu do głowy. Groh nie mógł zawitać do reżyserki, przejechać sobie nożem po gardle, a przy okazji wyciąć trzy palce.
- Ty, ty, ty i jeszcze ty – mówił wskazując na poszczególnych policjantów – zostaniecie tutaj, przeprowadzicie zeznania i zrobicie raport. Pamiętajcie
o śladach. Reszta ze mną. Max, sprawdziłeś to, o co prosiłem?
- Oczywiście. Nikt w ostatnich dniach ani tygodniach nie zgłosił zaginięcia.
- Przeprasza, że się wtrącę, ale – zaczął pierwszy spiker – Markus nie ma rodziny. Mieszka sam, więc myślę, iż nawet gdyby zaginął nikt by tego nie zgłosił.
Komisarz się zamyślił.
- Zabójca jest niesamowicie przebiegły. Uprowadził jakąś tam liczbę osób, których jednodniowe zniknięcie nie wróżyłoby niczego wielkiego. Mamy piętnaście po dwudziestej. Kolejna zbrodnia, więc odbędzie się za czterdzieści pięć minut. Nie wiem, gdzie to się stanie, ani kto będzie ofiarą… Jesteśmy w kropce. Nic nie możemy zrobić. Tylko czekać, aż zaatakuje po raz następny. On tak będzie mógł robić w nieskończoność… Wysłać patrole, wszędzie. Naszemu zbrodniarzowi zależy tylko na tym, żeby zwłoki znaleziono o pełnej godzinie. Przeszukać wszystkie sklepy, które zaczynają swoją działalność o 21. Migiem!
Braum znów popadł z zadumę. Myślał o zabójcy; czym się kieruje, jakie jest jego działanie, jaki jest motyw, ale przede wszystkim jednak, czy działa sam. Komisarz wiedział, że nic nie zdoła zrobić, ale nie mógł pozwolić na bezczynność.
O śmierci niewinnego człowieka, w tym momencie, decydowały zaledwie minuty. 20:30, 20:45, 20:59…




IV

Wybiła 21. Komisarz Braum siedział sam w wozie policyjnym i myślał.
W tej chwili życie straciła pewna osoba, osoba, która nikomu nic nie zawiniła. Nie miała rodziny i tylko to ją łączyło z pozostałymi. Ile będzie jeszcze tych morderstw? Dziesięć? Dwadzieścia? Któż to wie…
Drzwi do radiowozu otworzyły się. Wszedł przez nie pomocnik Brauma – Max – młody, niezbyt bystry policjant, który na komisariat trafił zupełnym przypadkiem. W przeszłości był kieszonkowcem.
- Zaatakował. W szpitalu – mówił zdenerwowany, a zarazem mocno podniecony.
- Nie ma czasu do stracenia. Jedziemy!
Po dziesięciu minutach byli na miejscu. Szybkim krokiem w ich stronę zaczęła podążać tęga kobieta. Chwyciła za rękę komisarza i poprowadziła go
w stronę oddziału
- My na oddziale – mówiła – w każdą nieparzysta godzinę mamy tak zwane ,,obchody’’. Wówczas sprawdzamy, czy naszym pacjentom niczego nie brakuje. Zawsze zaczynamy od sali numer jeden. Tak i było tym razem. Idę sobie, idę
i widzę okrytego pościelą człowieka. Pochodzę. Patrzę… przeraziłam się. Wie pan, kogo zastałam? Naszą pielęgniarkę. Nieżywą. To makabryczny widok. Pracowałam z nią na tym oddziale pięć lat, a tu pewnej nocy widzę ją martwą.
Weszli do pokoju numer jeden. Przy każdej ścianie znajdowało się łóżko,
a nich nieprzytomni pacjenci. Podeszli do ciała. Widok nie był aż taki straszny. Na pierwszy rzut oka, można by pomyśleć, że osoba ta zmarła śmiercią naturalną.
- Czy ona w ostatnich dniach nie pojawiła się w pracy?
- Zgadza się. Skąd pan wie?
Komisarz nie odpowiedział, tylko ciągnął dalej:
- Czy ktoś się tu kręcił?
- Na oddziale jestem ja i dwóch lekarzy.
- Max przesłuchaj ich, natychmiast – zwrócił się do pomocnika Braum, po czy dodał – Czy gdyby jakaś osoba weszła tu i zostawiła ciało, to czy byłaby je pani w stanie zauważyć?
- Raczej nie. My większość czasu spędzamy w tym pokoju – powiedziała wskazując dłonią na malutkie pomieszczenie.
Komisarz pociągnął za prześcieradło i odkrył nieboszczyka. Tak jak się spodziewał - na brzuchu pielęgniarki widniał zegar wskazujący godzinę 21. Prawa dłoń była pozbawiona dwóch palców.
- Reasumując – mówił sam do siebie Braum – nasz przeciwnik zabija ofiary, które nie maja krewnych. Co godzinę uśmierca jedna osobę, ucinając jej określoną liczbę palców. Ofiarę numer jeden pozbawił czterech, ofiarę numer dwa trzech, naszą pielęgniarkę dwóch. Nietrudno jest zgadnąć, że następna zginie o 22 i zostanie pozbawiona jednego palca. Pozostają pytania:, kto zabija, kogo uśmierci następnego i gdzie to zrobi…
- Zapomniałbym – krzyknął Barum i wrócił do sali – jak zginęła? Nie ruszać się, musze ją obejrzeć!
Podszedł do ciała i delikatnie zaczął uciskać je w różnych miejscach. Jego wzrok zatrzymał się na ustach. Pokrywała je lepka, czarna maź. Barum dotknął ją palcami, powąchał, a następnie nienaturalnie posmakował.
- Kto zabija w tych czasach miodem trzmieli?
-, Czym? – Spytał jeden z policjantów.
- Miodem trzmieli. Połączoną glukozą i fruktozą. Trzmiele zbierają nektar z roślin szkodliwych dla człowieka, dlatego też ich miód jest poniekąd trucizną. W małych ilościach zatruwa jedynie układ pokarmowy, jednak gdyby zjedzono cały słoik… - urwał.
- Gdzie można kupić taki miód? – spytał Max.
- Tu jest zagadka. Praktycznie nigdzie. Na czarnym rynku takie coś jest jedynie sprzedawane. Zastanawia mnie jedna rzecz, dlaczego nie uśmiercił na przykład kwasem pruskim, arszenikiem czy innymi tanimi truciznami, tylko wybrał miód trzmieli?
Przez wejściowe drzwi wszedł jakiś niski lekarz.
- Co się dzieje?! Skąd tu tyle policjantów?
- Na tym oddziale miało miejsce morderstwo.
- Morderstwo? Tutaj?!
- Max, opowiedz wszystko panu i przeprowadź reformę – nakazał Braum,
a sam poszedł na zewnątrz.


Coś mu w tej sprawie śmierdziało, coś nie było na porządku dziennym. Włączył Radio Herne. Była 21: 30, zwyczajowy czas na wiadomości, lecz nic takiego na antenie nie miało miejsca. Posłuchał jeszcze z piętnaście minut, ale żaden prezenter się do tego czasu nie odezwał. Cos nie tak! Przecież ekipa policyjna już dawno wyjechała z redakcji, wiec można było kontynuować program. Usiadł za kierownicą i udał się do studia. Szarpnął klamkę, ale drzwi był zamknięte. Nie miał wyboru – musiał je wywarzyć.
Studio było psute. Nikogo w środku – ani przed mikrofonami, ani
w realizatorce, ani też w reżyserce.
Braum już wiedział, co mu nie grało.
Pierwsze morderstwo. Woźna. Co sprzątaczka robiła o 18: 30 w szkole? Wszystkie placówki w Herne są zamykane o 17 i otwierane o 6, a po wtóre sprzątaczek jest więcej.
Następne morderstwo. Drugi prowadzący. To nie był radiowy głos, ale mniejsza o to – jego głos był strasznie nienaturalny. Najprawdopodobniej to on przyszedł do radia z ciałem i jakimś cudem nie został zauważony. Zostawił nieboszczyka na miejscu, wyszedł i pojawił się po przejeździe policji.
Trzecie morderstwo. Ten lekarz. W jego zachowaniu nie było za grosz zaskoczenia. Przyjął to, jakby wiedział, że pielęgniarka nie żyje.
Czyżby te trzy osoby były w zmowie?
Szybko wszedł do samochodu i pojechał do szpitala z nadzieja, ze uda mu się jeszcze coś zdziałać
- Max! Max! Lekarza, chcę lekarza!
- Co się stało? Jakiego lekarza?
- Tego, któremu tłumaczyłeś sprawę.
- Jest w gabinecie, a po co on panu?
Szybkim krokiem pobiegł pod gabinet i gwałtownie otworzył drzwi. Nikogo.
- Uciekł przez okno. Znów okazał się sprytniejszy.
- Jak to? Ten lekarz? On zabija?
- On zabił tę pielęgniarkę, ale chyba tylko ją.
- W takim razie, co z resztą?
Braum pokrótce streścił swoje wcześniejsze rozmyślania. Śledztwo posunęło się o malutki krok, krok, który może i tak nic nie wnieść. Jeżeli ten lekarz zabił trzecią ofiarę, na pewni nie uczyni tego z następną. Co gorsza nikt
z policjantów nie zapamiętał na tyle jego twarzy i postawy, żeby móc go później rozpoznać. Rzecz tyczyła się również poprzednich podejrzanych. Zabójca jest bardzo sprytny. Znajduje się na miejscu każdej zbrodni, ale pod taką postacią, której na pierwszy rzut oka nikt by nie podejrzewał. O ile taki jest jego tok działania - żeby pokazać się policjantom i mieć świadomość, że zrobiło się
z nich idiotów - o tyle łatwiej będzie go złapać przy następnym razie.
Zbliżała się 22. Czyżby czas na kolejną zbrodnię…


V

To była naprawdę śliczna noc. Gwieździste niebo nie zostało skażone
ani jedną chmurką. Centrum miasta, tak naprawdę, nie prędzej tylko teraz zaczęło ożywać. Złośliwi mówią, że Herne dopiero wieczorem budzi się ze snu. Ludzi w parku i na ulicach przybywało z minuty na minutę, a wszytko to za sprawą ogromnej pełni oświetlającej miasto.
Duże zainteresowane mieszkańców budziły zastępy policji rozmieszczone praktycznie po całym mieście. Jeździły, patrolowały, lecz nie interesowały się przekroczoną prędkością na drogach, ani też nieprzepisowym stylem przechodzenia przez pasy, – co w tych okolicach było bardzo zdumiewające.
Na chodnikach ludzie szeptali:
- Mówię ci, coś tu jest nie tak. Najpierw w radiu prezenter powiedział, że jego kolega nie żyje i leży w redakcji, a teraz to.
- Jak to?! Jaki prezenter?
- No ten, taki fajny. Gmoch, czy tam Groh. Ten, co prowadzi poranne audycje.
- Już sobie przypominam! Jak to nie żyje?
- Nie wiem. Podobno to był taki głupi żart prowadzącego i teraz mają go wylać, ale zauważ, że ten cały Groh nie stawił się w pracy – córka mi mówiła.
- Faktycznie, coś tu jest nie tak.
Tego typu rozmowy zaszły tak daleko, że po kilku minutach poruszano takie tematy:
- John mi mówił, że, na Herne napadli terroryści i maja zamiar codziennie zabijać po jednej osobie z miasta.
Lub takie:
- Słyszałaś, co się stało? Tu grasuje psychiczny zabójca i ukatrupia wszystkie medialne osoby z okolicy, a ty pracujesz w gazecie, prawda?
Po chwili gadano już tak:
- Ja idę do domu i tobie też radzę, bo podobno o północy w centrum ma wybuchnąć bomba.
Ludzie zaczęli chodzić coraz bardziej nerwowo, niektórzy posłuchali rady
i udali się do mieszkań, a niektórzy jeszcze swobodnie, nie zważając na nic, spacerowali dalej.
Bim… Bam… Zegar w ratuszu właśnie oznajmił, że jest 22. Gdy tylko dzwony skończyły być, z wieży zegarowej na ziemię, z wielkim hukiem, runął jakiś worek, z którego po pewnym czasie zaczęła - na kostkę brukową - sączyć się krew.
Zapanował chaos. Ludzie biegali to w jedną, to w drugą stronę. Ci, co zostali okrążyli worek i zaczęli go otwierać. Ich przerażenie nie miało granic, jak zobaczyli w środku martwą postać jednego z najlepszych i najbardziej znanych krawców w Herne.
- Osunąć się, proszę się odsunąć – krzyczeli z daleka funkcjonariusze – to miejsce zbrodni!
Po kilku minutach na miejscu był już komisarz Hubert Braum.
- Spadać! Tu nie ma, czego oglądać! No już, wynocha – wołał, lecz tłum nie ruszył się ani na centymetr – niech tylko, któreś z was przekroczy tą taśmę koniuszkiem palca zamknę na czterdzieści osiem za utrudnianie śledztwa!
Widok był makabryczny. Na ciele tego emerytowanego krawca, jak nie trudno się domyślić, widniał zegar ze zbitą szybką wskazujący 22, prawa dłoń miała cztery palce, albo, jak kto woli, nie miała jednego. Jednak nie to było straszne… W każdy płat skóry tego człowieka została wbita mała krawiecka igła. Wszędzie. W ustach, w oczach, u uszach, na brzuchu… Te, które początkowo mieściły się na plecach, pod wpływem upadku, wniknęły głębiej.
- Co za drań! Jaki sadysta! Niech no ja cię tylko dorwę – wykrzykiwał Braum.
Komisarz, tak naprawdę, krzyczał z bezsilności. Wiedział, że zabójca jest tutaj, tu wśród gapowiczów, bo taki człowiek musi się pokazać, musi pośmiać się z innych, ale nie mógł zgarnąć setki osób i ich po kolei przesłuchać. Popatrzył po kolei na każdego z ludzi obserwujących całe to zdarzenie, jednak żaden nie wydał mu się podejrzany. Ten człowiek, teraz i tylko teraz, nie ma żadnego przebrania, jest sobą, jest normalnym człowiekiem, który nie wychyla się z szeregu i niczym się nie wyróżnia.
Prawie każdy krok mordercy dało się łatwo przewidzieć – najprawdopodobniej będzie jeszcze tylko jedna zbrodnia, która obędzie się o 23, na pewno na tułowiu policjanci zastaną zegarek ustawiony na tą właśnie godzinę i na pewno ofiara nie będzie miała odciętego żadnego palca.
Pozostawały pytania: kto będzie kolejny i kto jest zabójcą. Na to ostatnie chyba nigdy nie znajdą odpowiedzi. Zabójca jest tak przebiegły, że nie zostawia odcisków palców, a jak już, to w takim miejscu, gdzie jest ich pełno. Żadnych śladów, żadnych poszlak, jednym słowem nic. Ten człowiek zdążył zabić już cztery osoby z przeciągu trzech godzin. Zamorduje następną i Braum, ani policja nic na to nie poradzą. Czyżby to właśnie była ta, pierwsza w historii, na tak dużą skalę, zbrodnia doskonała…
- Część z was pójdzie na wieże dzwonniczą, z której został zrzucony
i poszuka tam śladów, inni poszukają poszlak tu, a wy – powiedział wskazując na grupkę policjantów komisarz – zawieziecie ciało do kostnicy. Max, czy lekarz sądowy już dotarł?
- Tak, komisarzu. Właśnie przeprowadza sekcję zwłok.
- To bardzo dobrze, bardzo dobrze – w głosie Brauma nie było za grosz entuzjazmu – Max, przepędź tych cholernych gapowiczów!
- Już się robi.
W pewnym momencie na plac, gdzie dokonano zabójstwa zbiegli się dziennikarza ,,strzelając” pytaniami w komisarza.
- Panie Braum, kto zginął?
- Komisarzu, czy to prawda, że zabójstwo ma powiązanie ze śmiercią prezentera Groha?
- Hubercie Braum, kto jest zabójcą?
- Czy podobnych przypadków było więcej?
Detektyw nic nie odpowiedział, tylko spokojnym krokiem szedł przed siebie. Co chwilę zadawano mu durne pytanie, lecz nie miał zamiaru nic mówić Czuł się przygnębiony - jutro każda gazeta będzie o tym pisać, każde widomości telewizyjne i radiowe będą o tym mówić - to zniszczy jego karierę w policji.
Doszedł do radiowozu, wsiadł i ruszył przed siebie. Była 22:30. Za pół godziny dojdzie do kolejnej tragedii. Był bezsilny. Jechał i nie patrzył, dokąd jedzie. Coś do siebie mówił – to nie miało żadnego sensu, zwykły bełkot.
,,Hubert Braum – myślał – jeden z najznakomitszych detektywów w Herne. Człowiek, który rozwiązał każdą zagadkę, każdą sprawę… Jestem do niczego, nie potrafię rozgryźć tak prostej łamigłówki. Ona musi być prosta. Skomplikowana, to była sprawa filmowców, ta jest łatwa… Pewna osoba zabija, bo jej się tak podoba, zabija osoby samotne, których zaginięcia nikt by nie zgłosił. Morduje, co godzinę zostawiając zegar i odcinając określoną liczbę palców. Zazwyczaj w tle zbrodni jest zawód, który ta osoba wykonuje. Nic prostszego. Tu musi być jakiś trop. Musi, nie ma wyjścia.’’
- Gdzie jesteś – powiedział głośno do siebie – no gdzie jesteś? Zabijasz,
a potem się ukrywasz i myślisz, że jesteś fajny? - Braum krzyczał coraz głośniej -Też tak potrafię. Uważasz, że ja nie potrafię zabić?! Potrafię, ale jestem porządny!
W pewnym momencie zrozumiał, że nie wie, co mówi. Ta sprawa zaczęła go przerastać. Majaczył, po prostu majaczył.
Zegar samochodowy wskazywał 22:50. Za dziesięć minut się wszystko wyjaśni. Przeczuwał to. Za okrąglutkie dziesięć minut stanie twarzą w twarz
z najsprytniejszym przeciwnikiem, z którym przyszło mu się zmierzyć.

VI

- Były sobie krasnoludki, hop sa sa, hop sa sa… - przyśpiewywał sobie nocny parkingowy strażnik – ile ja bym dał, żeby mieć takie samochody, jakich pilnuję.
Po tych słowach usłyszał pisk opon, wyjrzał za okno i się przeraził. W jego stronę pędził wielki autobus, który nie miał zamiaru się zatrzymać. Rozwalił bramkę parkingową i zaczął po kolei niszczyć drogie auta. Kierował się
w stronę budki… był tuż przed nią, gdy nagle uderzył w betonowy slup stojący przez domkiem.
Strażnika zamurowało, stał jak słup patrząc na tą zbiorową tragedię samochodów. Sztywnym ruchem wyszedł z pomieszczenia i zaczął się kierować w stronę autobusu. Szedł niczym robot, niedowierzał. To stało się tak nagle. Przyjechał, popsuł, leży…
- Coś pan zrobił – wykrzykiwał – czy pan jesteś normalny?!
Podszedł do szyb autobusu wydając z siebie stłumiony okrzyk grozy. Szkło od strony kierowcy, zostało pokryte krwią – praktycznie nic przez nie niebyło widać.
Bez zastanowienia wyciągnął telefon i zadzwonił za policję. W tym samym czasie z autobusu dobiegł stłumiony odgłos strzału, a po chwili z auta wyszedł jakiś niewysoki młody człowiek odwrócony do parkingowego tyłem.
- Stój! Stój mówię – krzyczał strażnik, lecz reakcji ze strony nieznajomego nie było. – Policja już tu jedzie, złapią cię, zobaczysz.
Po tych słowach obcy przyspieszył kroku. Wartownik próbował go dogonić, lecz ten okazał się o wiele szybszy i uciekł…
Po chwili na miejscu była już policja z komisarzem Braumem na czele.
- Co tu się stało? Gdzie on jest? No mów człowieku, gdzie on jest - wykrzykiwał szarpiąc bezbronnego starego człowieka.
- Kto?
- Zabójca! Tu popełniono morderstwo, to nie był wypadek.
- Skąd pan wie, że tu był morderca – spytał i popatrzył na twarz komisarza, który widać, że nie miał zamiaru odpowiadać – To prawda, z autobusu wyszedł jakiś człowiek, zacząłem go gonić, ale sam pan widzi… moje stare kości.
- Opisz, jak to się stało!
Strażnik opowiedział po kolei cały tok wydarzeń.
- Był niski, wyglądał na młodzieńca, lecz, mówię, twarzy nie widziałem.
- Ja widziałem – odparł Braum, po czym wszyscy z zaciekawieniem na niego spojrzeli.
- Jak to – spytał Max.
- Czy ten młodzieniec, jak go nazwałeś, miał na sobie jeansową kurtkę
i czarne garniturowe spodnie?
- Dokładnie tak, jak pan mówi.
Komisarz zaśmiał się, ale to był śmiech bardzo nienaturalny - z domieszką bezsilności.
- Musiał to zrobić, musiał się pokazać, jakby wiedział, że na niego spojrzę. On to robi dla mnie. W przeszłości musiałem mu czymś zawinić, a teraz się ze mnie nabija.
Braum zawsze uważał się za ,,pępek świata’’, ale tym razem chyba przesadził. Po co ktoś maiłbym zabujać dla niego?
Weszli do pojazdu. Na miejscu kierowcy siedział przywiązany do fotela wysoki człowiek w średnim wieku. Na oknie od jego strony rozpościerała się czerwona maź, lecz nie była to krew. Braum dotknął ją koniuszkiem palca
i posmakował.
- Ketchup!
- Ketchup?
- Tak jest. Dla niepoznaki. On jeszcze żył, gdy jechał. Drań pewnie przyłożył mu do głowy pistolet albo czymś uśpił.
- Tak jak się spodziewałem – ciągnął dalej – mamy zegar i mamy piękną, całą dłoń. Nietrudno się, zatem domyślić, że ten człowiek pracował, jako kierowca.
Komisarz podszedł do niego, odplątał mu więzy i zauważył, że prawa noga cały czas przyciska pedał gazu.
- Nie ma wątpliwości, że strzelił go prosto w głowę i to było przyczyną zgonu. Zastanawia mnie jednak, dlaczego przez cały czas był w tym autobusie, przecież sam też mógł zginąć.
- Może o to mu właśnie chodziło – oznajmił Max.
- Może. Jednak ja myślę, że obawiał się przypadkowego niepowodzenia.
Stało się cos niezwykłego. Człowiek siedzący na fotelu przed kierownicą kichnął… Policjanci, Barum, Max i strażnik w zdumieniu obrócili się w jego stronę. Komisarz podbiegł i zmierzył mu tętno przykładając palce do szyi.
- On żyje, on żyje! Spokojnie, nie zbliżajcie się i dzwońcie na pogotowie, migiem.
To było coś niesamowitego. Jeśli ten człowiek naprawdę żył, to wszystkie problemy z zabójca staną się rozwiązane
Komisarz wielokrotnie lekko go spoliczkował, lecz ten ani drgnął. Widać podano mu dużą dawkę narkotyku, oby nie śmiertelną…
Po chwili pod parking podjechała karetka i zabrała kierowcę wraz
z Braumem do szpitala.
W trakcie jazdy poszkodowany odzyskał przytomność. Komisarz szybkim krokiem podleciał do niego i zaczął wypytywać:
- Jestem policjantem, właśnie wiozą cię do szpitala. Powiedz, kto to zrobił.
- Co? A tak! Kręci mi się we łbie, strasznie i szumi… O, gwiazdki!
- Człowieku, kto to zrobił?!
- Proszę go nie męczyć – wtrącił się lekarz.
- Odczep się! Za dokładnie kwadrans najprawdopodobniej zginie kolejna osoba i tylko ten człowiek wie, kto jest mordercą – zwrócił się do kierowcy – mów, bo to, że uszedłeś z życiem nie oznacza, że nie mogę cię zabić.
Przewoźnik jakby oprzytomniał.
- Nie wiem. Nie znam mordercy. Pierwszy raz go widziałem. Było nas pięcioro, co godzinę jednego zabierał i już nie przywoził… Mówił, że koniec będzie epicki.
- A kiedy ten koniec ma nastąpić?
- O północy. Ma zamiar popełnić samobójstwo. Cały czas mówił coś
o zbrodni doskonałej na wielką skalę.
- Gdzie, gdzie to zrobi?!
- Nie wiem. Bełkotał coś, cały czas coś bełkotał.
- Co dokładnie? Mów, co!
- Długo Braum zapamięta to miejsce. Tak mówił. Kto to właściwie jest ten Braum? Ciągle o nim gadał.
- Zatrzymać się! Zatrzymać karetkę, mówię!


VII

Zrobiono tak jak kazał. Wyskoczył z niej i pobiegł pędem w stronę placu
z fontanną. Wiedział już, kto jest mordercą i dlaczego wybrał właśnie to miejsce. Miał mało czasu. Zegary wskazywały 23:55. Za pięć minut ta zbrodnie faktycznie okaże się doskonała. Komisarz nie mógł do tego dopuścić. Jego biały prochowiec cały był w piasku i błocie, ale on nie zważając na to, mijał ulice za ulicami.
Dobiegł! Plac był pusty, jedynie przy fontannie stała jakaś osoba. Był to niskiego wzrostu dorosły mężczyzna z długimi gęstymi włosami. Nerwowo spoglądał na zegar umieszczony na jednym z pobliskich kościołów. Za minutę miała wybić północ. Nieznajomy z małego worka, który trzymał wyciągnął ścienny zegar, zbił szybkę i wyjął baterie. Położył go na kolanach, po czym
z tego samego woreczka wydobył sporych rozmiarów rewolwer.
- Stój! Chyba nie chcesz tego zrobić!
Obrócił się na pięcie i jakby za sprawą magicznej różdżki, po ujrzeniu komisarza Braum, upuścił bezwładnie pistolet wraz z zegarkiem.
- Jak to?! To nie może być prawda – odrzekł, podniósł z ziemi giwerę
i wymierzył ją w detektywa – ta zbrodnia będzie doskonałą i na pewno ty mi
w niej nie przeszkodzisz.
- Już przeszkodziłem. Zdemaskowałem cię. Wiem, kim jesteś Alfredzie Quix. Tego kierowcę trzeba było uśmiercić przez ruszeniem.
-, Ale przecież… Zastrzeliłem go – znów bezwładnie opuścił przedmiot
i usiadł na poręczy fontanny z głową schowaną w dłoniach.
- Strzeliłeś, ale kula przeszła na wylot w szczelinie pomiędzy półkulami mózgu i nie spowodowała zgonu. W sprawie filmowców tez popełniłeś błąd. Naucz się, nie ma zbrodni doskonałej. Nawet jak mnie teraz zabijesz, to będziesz żył ze świadomością przegranej…
- Nie! Zabiję ciebie i siebie, wówczas uznają to za perfekcjonizm.
- Nic tym nie wskórasz. Rozejrzyj się. Wokół parku są kamery. Zarejestrowały naszą rozmowę. Historia nie zaliczy tego do morderstwa idealnego.
Braum był spokojny. Wiedział, że takiemu człowiekowi nie zależy na jego śmierci. Chodzi mu tylko o zabójstwo doskonałe. Przegrał i już nic nie zdziała. Komisarz podszedł bliżej. Zabrał pistolet i zegarek. Quix ani drgnął.
- Znam prawdę. Znam, Alfredzie. Już po trzeciej zbrodni cię rozgryzłem. Przebierałeś się, zmieniałeś głos, zakładałeś maski. Zmam tylko jedną osobę, która tak się bawi ludzkim życiem. Rozpracowałem twoją technikę podczas sprawy z filmowcami, więc z identyfikacją sprawcy nie maiłem żadnego problemu. Przeszkodę sprawił mi twój spryt. Nie wiedziałem gdzie i kogo zaatakujesz następnym razem. Intrygowało mnie to, że zawsze byłeś się pokazać na miejscu zbrodni. Długo się przygotowywałeś do tego wydarzenia i gdybyś celniej trafił w kierowcę już byś nie żył, ale umarłbyś ze świadomością zapisana się w kartach kryminalnej historii.
- Ale jak? Jak to zrobiłeś? Tyle planów, tyle przygotowań… Wszystko na marne.
- Pierwsza zbrodnia była idealna, żadnych śladów, żadnych odcisków
i tylko stara sprzątaczka, która nic nie widziała, a to ona poraziła biednego Witta prądem. Zegar ustawiony na 19, oraz brak czterech palców nikomu nic nie mówiły. Błąd? Tak! Byłem nauczycielem chemii w tej szkole i wiem, że budynek zamykają o 17, a po wtóre woźne nie chodzą w pojedynkę, mój drogi.
Quix spojrzał spode łba na Braum, lecz ten nie zamierzał kończyć.
- Druga zbrodnia też uszłaby płazem, gdyby nie prezenter, który powiedział nam o tym, że Groh nie miał rodziny. To dało mi dużo do myślenia, bardzo dużo. Dlaczego pierwszy spiker nie widział jak wchodziłeś do studia
z ciałem? Zasłaniały go komputery. Pewnie zerknął na ciebie, ale to normalny widok – przecież, co dziennie ten facet przychodził do redakcji. Gdyby nie maska zwrócono by na ciebie większą uwagę. Spytam z ciekawości, co zrobiłeś z tym prawdziwym prowadzącym?
- Siedzi w domu, potraktowałem go eterem.
- Hmmm…To wszystko wyjaśnia. Kolejne przestępstwo. Twoja pycha nie pozwoliła ci wynająć kogoś do pomocy, wówczas lekarz i spiker cały czas byliby na miejscu. Swoją drogą to gdzie teraz jest lekarz?
- Siedzi w szafie, coś mu wstrzyknąłem, chyba morfinę.
- A mód trzmieli? Nie obawiałeś się niepowodzenia?
- Po zjedzeniu czterech słoików? – odparł z ironią w głosie.
Braum popatrzył przez chwilę na niego z niedowierzaniem.
- Jak udało ci się ją nafaszerować czterema słoikami miodu?
- Była nieprzytomna.
- A miałeś go z…?
- …czarnego rynku. Znajomy tym handluje.
Komisarz niedowierzał.
- Czwarta zbrodnia – ciągną - widowiskowa, musze przyznać. Tu nie popełniłeś żadnego błędu. Zastanawia mnie jednak, czy on żył przez upadkiem?
- Jasne, że tak.
- A igły?
- Znieczuliłem go, jakimś dentystycznym środkiem. Lidokainą chyba.
- Ale lidokaina znieczula, na góra pięć minut.
- Eterem go wcześniej uśpiłem – Quix odpowiadał już z wielką niechęcią.
- No i ostatnia zbrodnia. Rozbawił mnie ten ketchup na szybie – Braum uśmiechną się, lecz Quix’owi nie było do śmiechu, wiec mówił dalej - dlaczego byłeś przez cały czas w autokarze, mogłeś zginąć.
- Mogłem, ale zostałem w razie niepowodzenia z uśmierceniem Lufta.
- To on Luft się nazywał? Nawet nie wiedziałem.
- Ta, Manfred Luft – Quix wyciągnął głowę z dłoni i spojrzał na Brauma – Komisarzu, z co zrobiłem źle w zabójstwie filmowców?
- Teoretycznie nic.
- A jednak mnie zdemaskowałeś.
- To nie było takie trudne. Zabijałeś po kolei każdego z planu filmowego, każdego, kto w danym momencie był potrzebny. Po miesiącu
z grona nie został nikt, a że zdjęcia odbywały się w miejscu praktycznie niedostępnym dla ludzi z ,,zewnątrz’’ musiał to robić, ktoś z ekipy. Uśmierciłeś siebie, jako podajże trzeciego, lecz twojego ciała nigdy nie odnaleziono. Gdybyś stanął przez sądem i tak by cię wybroniono, ponieważ nie znaleziono ani jednego dowodu przeciwko tobie. Uciekłeś jednak, a sprawa dla mediów musiała zostać wyjaśniona, dlatego też podałem nazwisko Alfreda Quix’a, jako winnego.
Hubert Braum był wstrząśnięty. Drgały mu wszystkie części ciała. Serce zaczęło bić coraz szybciej. Nie mógł tego pohamować, nie znał przyczyny tej dziwnej reakcji. Przy tym człowieku czuł się jakoś dziwnie, nie dowierzał, że ten trzydziestolatek popełnił tyle złego. Z jednej strony był szczęśliwy, bo nie dopuścił do zbrodni doskonałej, ale z drugiej było mu jakoś dziwnie.
Quix, za to, nie okazywał żadnych uczuć. Siedział skurczony na poręczy, głowę miał nadal schowaną w dłoniach. Z jego gęstych brązowych włosów kapały krople potu. Nie ruszył się nawet na centymetr, jakby zastygł. Dobrze wiedział, co go czeka, ale mimo to zapytał:
- Komisarzu, co się teraz stanie?
- Zadzwonię po Max’a, przyjedzie tu z zastępami policji, a następnie trafisz tam, gdzie trafiają wszyscy zbrodniarze.
-, Ale ja nie chcę, nie chcę do więzienia – jego wielkie niebieskie oczy lśniły, gdy to mówił – ja nie chciałem, nie chciałem ich zabić, naprawdę. Pragnąłem tylko… zbrodni doskonałej.
Czyżby skruszał? Nie! Nie ten człowiek. Skruszeć może kieszonkowiec albo drobny złodziejaszek, a nie osoba, która w przeciągu czterech godzin zabiła cztery osoby. O sprawie filmowców, w której to z jego rąk umarło ponad 30 osób lepiej nie wspominać.
Wstał. Szybkim ruchem wyrwał pistolet i zegarek z rąk Brauma, po czym skierował lufę w jego stronę.
- Ręce do góry – krzyknął. Jego oczy świeciły niczym oczy dziecka, któremu kupiono maskotkę. Cały się trząsł. – Zbrodnia odbędzie się…
Strzelił! Komisarz Hubert Braum padł jak długi. Z małej dziurki nad prawym okiem zaczęła się wolnym ruchem lać krew.
- Żegnaj komisarzu! Tylko ty znałeś prawdę, tylko ty byłeś sprytniejszy ode mnie, a teraz tu leżysz – mówił, gdy jego ciało zostało wprawione w ostre drgania, puls drastycznie się zwiększył. Nie panował już nad sobą – prawda o tych morderstwach, morderstwach jakże doskonałych pójdzie do grobu… z tobą i ze mną.
Przyłożył rewolwer do skroni. Nacisnął spust. Zobaczył światło… Przestał drgać, rewolwer upadł na ziemię razem z właścicielem. Po chodniku sączyły się, w stronę fontanny, dwie strugi krwi. Spotkały się i połączyły w jedność… Krew mordercy i stróża prawa…


Epilog

Nie znalazłem komisarza. Szukałem prawie wszędzie. Nad ranem na posterunek policji zadzwoniła jakaś kobieta, twierdząc, że przy fontannie leżą martwi mężczyźni. Moja pierwsza myśl brzmiała: ,, Braum’’!
Pojechałem na miejsce. Po przepchnięciu się przez tłum doznałem szoku. Plecy przeszył mi zimny dreszcz. Tuż obok fontanny leżały dwie osoby. Jedną
z nich był Hubert Braum. Drugiej nie udało mi się na pierwszy rzut oka zidentyfikować.
Jako pomocnik i zastępca komisarza mogłem wydawać rozkazy, dlatego też poleciłem policjantom odgrodzenie miejsca zbrodni i zebranie monitoringu
z miejscowych kamer.
Nie było wątpliwości, że zabójcą jest ten drugi, ale wszystko trzeba
w policji poprzeć dowodami.
- Komisarzu Max – zawołał jeden z gliniarzy do mnie – te kamery to atrapy. Strażnik powiedział mi, że na tym oszczędza miasto.
- Co?! Jak to atrapy?!
Byłem załamany. Teraz nie dowiem się, co tu zaszło. Dookoła placu nie było żadnego domu mieszkalnego, tylko same sklepy i galerie, więc
o świadkach nie miałem, co marzyć.
Byliśmy w kropce.


Śledztwo stało w miejscu. Po Maxie sprawą zajęło się kilku innych komisarzy, ale bez skutku. Nie dowiedziano się niczego innego po za tym, co Braum zdążył już wcześniej przekazać swojemu pomocnikowi.
Mijał miesiąc, za miesiącem; rok za rokiem. W końcu sprawę umorzono
i ogłoszono te pięć zabójstw (Manfred Luft zmarł w karetce) mianem, pierwszej w historii, zbrodni doskonałej popełnionej przez Alfreda Quix’a.

Świat już postanowił, ale na szczęście prawda jest zupełnie inna…
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Bax · dnia 17.07.2012 19:07 · Czytań: 899 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 9
Komentarze
zajacanka dnia 18.07.2012 02:25
Historia wciąga, dobrze się czyta, choć przejrzałabym pod względem literówek, bo masa tego szczególnie w drugiej połowie tekstu. Tylko dlaczego przy fontannie? Zresztą od razu miałam skojarzenie z jedną z książek D.Browna. Godzina po godzinie ktoś ginie, a finał pod fontanną...

Witaj na PP!
Pozdrawiam nocną porą :)
Bax dnia 18.07.2012 07:26
Przyznam, że nie wzorowałem się na Brownie pisząc to opowiadanie, ale faktycznie mają cechy wspólne. Muszę jeszcze nad nim popracować.
Literówki cechuje to, że im częściej się coś czyta, tym mniej się ich zauważa.

Pięknie dziękuję za komentarz!
Kaero dnia 19.07.2012 12:25
Witaj,
zacznę od jednej rzeczy, z kwestii technicznej:
Cytat:
Połączoną glukozom i fruktozom.

- dwa orty, powinno być: glukozą i fruktozą

Sam pomysł mi się podoba, historia jest ciekawa i dość gładko się czyta. Brakuje mi jednak nieco klimatu, który powinien cechować dobry kryminał. Sama osoba detektywa nie wzbudziła też jakoś mojej sympatii - to jednak jest moje subiektywne odczucie, którym w ogóle nie zawracaj sobie głowy :)

Trzy pytania:
1. Dlaczego detektyw jest przeciwnikiem badań DNA, skoro ułatwiają łapanie przestępców i zapobiegają wtrącaniu do więzienia niewinnych?
2. Na jakiej podstawie detektyw wywnioskował, że kolejne morderstwo będzie za godzinę, a nie na przykład następnego dnia o tej samej porze?
3. Skąd detektyw wiedział, czym został nafaszerowany kierowca autobusu? Równie dobrze mogły to być inne substancje, ale detektyw był pewny, że to heroina. Po czym to poznał?

To by było na tyle.

Ogólnie jest nieźle. Pozdrawiam :)
Bax dnia 19.07.2012 13:20
Jak tak sobie teraz patrzę, to nie potrafię odpowiedzieć na te pytania.
Moja wizja detektywa była taka, że będzie on tradycjonalistą - ,dedukcja, fakty,mózg i jeszcze raz mózg. Tak ja go widziałem.
Co do wywnioskowania o czasie następnego morderstwa, to rzeczywiście nie ma on sensu.
Dlaczego heroina? ,, Podano mu zapewne jakiś silny narkotyk. Podejrzewam, że diacetylomorfinę'' - To były tylko podejrzenia. ,,Zapewne'' !
Nie zmienia to jednak faktu, że muszę sporo pozmieniać.
Bardzo dziękuję za te niesamowicie pomoce uwagi.
Kaero dnia 19.07.2012 17:28
Może źle się wyraziłam. Po czym Braum poznał, że kierowca autokaru w ogóle został odurzony? Co na to wskazywało? I po co morderca miałby to robić, skoro siedział z kierowcą w autokarze i miał broń? Wystarczyłoby przecież, żeby przyłożył broń do głowy kierowcy. Miał przecież mało czasu, a unieruchomienie odurzonego człowieka, przywiązanie jego nogi do pedału gazu, a następnie kontrola, zajmuje więcej czasu i (paradoksalnie) sprawia większy problem. Tak mi się przynajmniej wydaje.

Poza tym ten strzał w głowę kierowcy... I to tak, że kula przeszła przez szczelinę między półkulami. Autobus, już wtedy był na prawym boku, co oznacza, że ani strzał w czoło kierowcy, ani późniejsze oględziny dokonane przez komisarza w jego wnętrzu, są... niemożliwe.

Ja przepraszam, że się czepiam, ale w Twoim opowiadaniu widzę dobry pomysł na kryminał, dlatego też z pozycji czytelnika staram się pewnych rzeczy dociekać.

Pozdrawiam :)
Bax dnia 27.07.2012 20:03
Jaki ja jestem głupi! Autobus był przecież przewrócony...
Jeszcze raz dziękuję!
Kaero dnia 27.07.2012 20:28
Nie, głupi nie :) Po prostu potrzeba być bardziej uważnym, aby wszystko miało ręce i nogi.

Życzę powodzenia, kolejnych tekstów. Pozdrawiam :)
Bax dnia 03.08.2012 09:26
Poprawiłem! Teraz chyba wszystko trzyma się kupy.
Dziękuję i pozdrawiam!
Bax
Kaero dnia 17.09.2012 23:37
No! Teraz lepiej.:D

Pozdrawiam :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty