Dziwnie, Dzika, Dziwka.
Tłucze mi o mózg wyrwany z kontekstu „alfons swojej śmierci”. Ładne, nietrzeźwe, ja nie to, ja, na przykład, nie defenestruję, ja do trzech razy sztuka, ja mam jeszcze swój ostatni raz w kieszeni, ja – magiczny as w rękawie, ja przecież dziś zaśmiałam się nawet kilka razy, ja nic nie jest, bo nie, nie, bo nie, argument unieważniający wszelkie inne, „nie-bo-nie”, „nie-bonie”, „niebo-nie”.
Dziwnie, Dzika, Dziwka.
Jak wygląda Twoje niebo?
Ciągle w gestii potencjalnego nastania, czy masz je już, teraz?
Ja, niebo, nie-bo mi nie leży, zresztą w to pośmiertne nie wierzę. Co prawda, bardzo egotycznie i bardzo nieładnie tworzę je adhocowo tu, na ziemi, kiedy zechcę, a nie chcę chyba zbyt często, jestem samej sobie sekutnicą (ale nie, żeby tak naprawdę, teraz tylko tak żartuję, werbalne nadużycie), dobrze jest, gdy źle, w „źle” potrafię usiąść wygodnie, i pałać wściekłą satysfakcją, jest naturalnie, status znany, bezpieczny w swojej atrofii bezpieczeństwa, i błogości, byleby intensywnie, stan drażnienia bolącego zęba, przecięcia, ot, przypadkowo, palca nożem.
Dziwnie, Dzika, Dziwka.
Wnioskowałam już do nieba, tego, co to w które nie wierzę, ale nie chcą mnie tam, nigdzie mnie nie chcą, a i ja obrażam się mówiąc: „staję się autarkią” podważając idee tego tam nieba, tego tu życia, adaptując jedynie fragment o istnieniu duszy „tam, wysoko”, w postaci tengryzmu, dla zmarłego chomika.
Dziwnie, Dzika, Dziwka.
A wcale, że nie taka dzika, dziś nie już, dziś bardziej ugłaskana, nie mniej rozdrażniona, ale łagodniejsza zewnętrznie, nie tak wybuchowa, a to, bo zbyt zmęczona, nazbyt otępiała, wreszcie – zblazowana, acz zupełnie bezpretensjonalnie.
Dziwnie, Dzika, Dziwka.
Czuję się jak popieprzony neurotyk, z wyrazem obrzydzenia i pustoty patrzę spode łba, a łeb nisko mi dynda, nieco zgarbiona, stopy plączą mi się przypominając, jak to będąc smarkaczem stawiałam je „do środka”, oczy mam błędne, niewidzące, ręce zwisają smętnie bardzo, i tylko dłonie jakoś tak wywijają się na boki, i do tyłu, wbijając się rozczapierzenie w powietrze.
Dziwnie, Dzika, Dziwka.
Duszę się, bo duszno jest, powietrze przerażająco ciepłe i niedotlenione, albo płuca mi przeciekają.
Dziwnie, Dzika, Dziwka.
Jakże dziś siebie nie lubię…
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Persona Non Grata · dnia 23.07.2012 07:50 · Czytań: 546 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 1
Inne artykuły tego autora: