Jeszcze się broniłam, ale nie dało rady. Najpierw trzeba było wyrwać ósemkę, a później pomyśleć. Pojawił się plan przekręcenia licznika. Proste, z pół wieku na mniej niż ćwierć i sprawa załatwiona. Dylemat pojawił się przy: zmazać, czy zachować. Jeśli zachować, to wypadałoby oczyścić. A już widoczne wykwity pleśni nie oznaczają nic innego, tylko początek grzybienia. Plecha przerasta, zarasta, zmienia widzenie, bo jasne, że i na oczy się rzuca. Więc czystka ma być, bo inaczej przekręcony licznik nic nie da. Wda się rdza, w dodatku zrymuje i posądzą o częstochowiznę, co trąci tak samo myszką jak ta pleśń, której chcę się pozbyć.
Powrót, a raczej zawrót czasu wydawał się w pierwszej chwili kuszący. Już widziałam rozłożone przed sobą plany na przyszłość, bez granic, paszportów i barier. Już nie będzie mi taki jeden, co poprosił o azyl w Anglii, blokować planów na wakacyjne saksy. Rzucam grzywą przed lustrem, może będzie bujniejsza, przecież i wigor wróci. A tu mi ktoś puka do drzwi. Sąsiad, doktor, nie wiem z której katedry, ale pewnie nie tej, o którą się potknęłam lecąc do tablicy i złamałam żebro. Ten ma tabliczkę na drzwiach, stara już i prawie nieczytelna, ale zdaje się, jeśli dobrze pamiętam, z nazwiskiem Faust.
Tak więc, kiedy usłyszałam dobijanie się do drzwi, miałam na głowie ręcznik i maseczkę na czubku nosa. Mówi się, że nosy z wiekiem rosną, w tym temacie jestem wyczulona. Maseczka zastygała optycznie skracając nosek do rozmiaru od słodkiego Kopciuszka.
- Siadaj stary – powiedziałam z gracją, a Faust prychnął i wyraźnie widziałam, że poruszył mu się czubek ogona. Te cholerne kocury, nigdy nie umieją hamować emocji!
- Kawa? – dodałam z wyraźnym pytajnikiem na końcu.
- Tak, ale dolej mleka bez laktozy, za bardzo prycham po normalnym – zamruczał wpatrując się w zabandażowany pazur.- Słyszałem, że chcesz zrobić ten stary numerek?
- Jaki znowu stary, to mój pomysł. Zresztą półwiecze to dobry punkt zwrotny, więc chcę zwrotu, albo zawrotu.
- Jesteś pewna, czy nie wkurza cię naiwność wstępniaków?
- Wstępniacy są słodcy i naiwni jak dzieci w zbyt małych bucikach na ślizgawce, to fakt – zamyśliłam się. Czy na pewno chcę włazić w tę samą wodę? Ile tam zostało potu. Marzenia zdychały na rękach, a wycie niosło się do księżyca. I miałabym to wszystko jeszcze raz?
- Faust – wrzasnęłam, a jak to w końcu się skończyło u ciebie, wybacz, nigdy nie miałam czasu zbadać sprawy, generalnie, niewiele chyba zapamiętałam… - zrobiłam niewinną minkę, w końcu pół wieku i zero pamięci do literatury, nawet do innych rzeczy też. Nikt nie musi wiedzieć, dopóki nie zauważy, że zapominam imiona, nazwy sklepów, daty i podobne detale.
- Ja? – zdziwiony zaczął się jąkać – a skąd mam pamiętać, kobieto! – Mieszkam tu od nie pamiętam kiedy i już miałem nawet iść na emeryturę, tylko przesunęli wiek emerytalny.
- Tobie też? Ściemniasz! – wrzasnęłam, bo nic mi nie pasowało. – Mnie owszem, przesunęli i przyznam się, że najpierw o mało nie trafił mnie szlag, a później ryczałam dwa dni.
- To po jaką cholerę chcesz zresetować się o trzy dekady? – Teraz Faust był zdziwiony.
- Na to pytanie ci nie odpowiem, bo nie wiem, może to przez tę ósemkę. Czuję się staro.
- Wyglądasz nieźle, szczególnie w tej mini i crocsach na koturnach, niczego sobie.
- Nie podrywaj mnie, na romanse już nie mam ochoty! – Faust dostał ścierą po uszach, aż pisnął. – Co możesz wiedzieć o półwiecznych babeczkach, do wieczności mają jeszcze spore braki, a są już dość trwałe, aby zmienić cokolwiek. – Darłam się mu prosto w nos.
- Spokojnie! – Machał ogonem, ścierając kurz z komódki. – Mogę to załatwić, przecież nie pierwszy raz. Ale to będzie nudne. Te same historie są jak powtórnie nakręcony gwint, niby się będzie trzymać, ale puści nawet nie wiesz, w którym momencie.
- Ale ja całkiem serio! Mam dosyć, nie dam rady, jestem babcią, rozumiesz? Babcią, jak wszystkie inne staruszki! Plotę dyrdymały, a jak się odezwę, to jakbym słyszała własną ciotkę. Nie chcę tego! Wolę być znów wstępniakiem, pisać wariackie teksty, pić, palić i szaleć…
- Aby kiedyś znów mieć pół wieku i co dalej? Kobieto, ogarnij się, kup kieckę do kostek i daj spokój. Nic nie zmienisz, a że niedowidzisz i niedosłyszysz, to może mieć swoje dobre strony. – Teraz zasunął uśmiech rodem z Cheshire!
Kolejne pukanie do drzwi. Sąsiadka pojawiła się, zanim zdążyłam powiedzieć „proszę”.
- Jest tu mój Faust? Mysz znowu szaleje w kuchni, a ten się leni! Nie dostanie jeść, łazęga jedna i tak mam od… zawsze!
- Od zawsze? – Powtórzyłam szeptem.
Kiedy wyszła z kocurem na rękach, umyłam spodek po kawie i wytarłam maseczkę z nosa. Prezentował się nieźle, chociaż on! I nagle w lustrze zobaczyłam odbicie czegoś szarego w okolicy fotela, parsknęłam i w jednej chwili rzuciłam się w tamtym kierunku. Pazur wbił się miękko, pisk odbity o szybę kredensu rozbrzmiewał dobre kilka sekund. Poczułam drganie ogona.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
julanda · dnia 31.07.2012 19:12 · Czytań: 985 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 14
Inne artykuły tego autora: