antyprzykład dobrego smaku - zeppiga
Proza » Obyczajowe » antyprzykład dobrego smaku
A A A
Słowem wstępu. Opowiadanie, nazwijmy to, napisałem parę lat temu będąc ( o ile dobrze pamiętam) w klasie maturalnej, a znalazłem je całkiem niedawno zupełnym przypadkiem. Szkoda, żeby się tak kurzyło, lepszą alternatywą jest przecież zmarnowanie komuś paru bezcennych chwil z jego życia :). Generalnie nigdy nie miałem jakichś pisarskich ambicji, nie mówiąc już o krzcie talentu, napisałem ten koszmarek dla zabicia czasu, ale szkoda, żeby nikt nie posmakował tej wątpliwej jakości prozy. Oczekuję krytyki.

Poranek, lat temu kilka.

Otwieram oczy. Powoli, pełen zniechęcenia, znużony. Otwieram je tak, jakby czyn otwierania wymagał niezwykłej siły i zaangażowania, jakbym musiał się do niego przygotować zarówno mentalnie, jak i fizycznie, jakby czyn ten wymagał nadzwyczajnego wysiłku, spólnego wysiłku całego ciała. A czynność z pozoru tak błaha. Czerń powoli ustępuje. „Ustępuje bieli”, chciałbym móc powiedzieć, ale sufit już dawno swoją biel utracił na rzecz szarości, z przywołującej na myśl szpitalną egzystencję przeszedł na barwę bezczynności, barwę zachmurzonego nieba, barwę peerelowskich filmów, barwę miasta. Od koloru, który ma stwarzać pozory schludności, napawać jakąś namiastką nadziei do koloru, który pozbawiony jest nadziei wszelkiej, włączając nadzieję na jakąkolwiek nadzieję, jakkolwiek absurdalnie mogłoby to brzmieć.

W ślimaczym tempie odchylam róg koca. Moje ciało przeszywa chłód, reakcją jest wycofanie ręki i powrót do poprzedniej pozycji. Nawet gorzej, pozwoliłem na ucieczkę ciepła, muszę podkulić nogi, by nie drżeć. Leżę tak przez dobrą chwilę, po czym niechętnie sięgam pod poduszkę by wyciągnąć komórkę. Szósta dwadzieścia. Może by jeszcze poleżeć? Może by olać to wszystko i leżeć tak cały czas? Co to za różnica? Nie, mimo wszystko, gdzieś w głębi duszy wyczuwam resztki jakiegoś niezidentyfikowanego, wewnętrznego obowiązku. Niepewnie wychylam się z mojego schronienia. Szybko, na ile tylko potrafię w takim stanie, co tłumaczy ślimacze dla postronnego obserwatora tempo, udaję się do łazienki po szlafrok. Nie ma go na wieszaku. Znowu. Nie mam siły kłócić się z domownikami kto mi go zabrał,nie bacząc na godzinę, nie ważę się nawet mówić czegokolwiek o poszanowaniu czyjejś wartości. Sięgam po szczoteczkę do zębów i oddaje się porannemu utrzymywaniu higieny. Powinienem najpierw zjeść śniadanie, ale wtedy ubrałbym się później, na co godzić się nie mogłem, zdecydowałem, że najważniejsze jest jak najszybsze przywdzianie jakiejś odzieży. Zdaję sobie sprawę z irracjonalności mycia zębów przed posiłkiem, ale istota porannych czynności dawno już uleciała, znaczenie ma jedynie forma. Sięgam po dezodorant, skończył się. O nie, przepraszam, została go resztka tak znikoma, że ośmieliłem się ją uprzednio pominąć. To pewnie brat, jak zwykle. Jeden łyk soku w kartonie, jedno ciastko w opakowaniu, jedna kostka czekolady w folii, jeden świstek papieru toaletowego na rolce, resztka dezodorantu, tak, to on. Zawsze się zastanawiałem, lenistwo, czy złośliwość? Obstawiałbym jedno i drugie. O ile jedno nie wynika z drugiego. Albo jedno jest z drugim tożsame. Trudno, używam „dezodorantu” ojca, kupionego na aukcji internetowej specyfiku, którego aromat bliższy jest produktom naciągaczy sprzedających „feromony” na bazarze, niż normalnemu antyperspirantowi. Przez chwilę myślałem nawet nad użyciem matczynego, ale z dwojga złego, może bardziej kierując się „męskim” instynktem, aniżeli zdrowym rozsądkiem, wybrałem ten pierwszy. Męski instynkt doprowadzi nas, dumny ród posiadaczy wijących się między nogami, kiedyś do zguby.

Nigdy nie mogę się zdecydować co mam ubrać. Wiem, że wcześniej walczyłem o jak najszybsze ogrzanie się, a teraz stoję przed szafą utrzymując wzrok w jednym punkcie nie robiąc nic i marznąc, ale nic nie poradzę. Zawszę tak robię. I choć decyzję podejmuję intuicyjnie w pierwszej chwili, w momencie otwarcia szafy, i tak stoję przed nią jak kretyn myśląc, że podejmuję jakikolwiek wybór. Odkąd sięgam pamięcią obawiałem się determinizmu, oszukuję więc sam siebie tkwiąc w miejscu wodząc wzrokiem, nie mogąc go nigdzie zaczepić na jednolitej masie ubrań. W końcu „decyduję” się na czarną bluzę i dżinsy. Jak zawsze, jak codzień.

Dziś poniedziałek. Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie lubię tego dnia. Ja go nienawidzę.
Nienawidzę całym swoim sercem i duszą,ba! Egzystencją, moim poczuciem wewnętrznego „ja”, nienawiść ta jest bodaj najgłębszym uczuciem, jakie kiedykolwiek odczułem i odczuć w stanie będę. Chociaż te dwadzieścia cztery godziny różnią się zasadzie niczym od wszystkich innych, źle na mnie działa świadomość, że oto zaczyna się kolejny tydzień, kolejnych siedem nowych „pięknych” dni, kolejny tydzień „szans” i „okazji życiowych”, które zaprzepaścimy. Z domu wychodzę pierwszy, ale nikogo to w zasadzie nie obchodzi, uwagę swą poświęcając innym, ważniejszym kwestiom, jak bezowocna dysputa w sejmie w radiu, przypominającą bardziej skowyt cyganów pod monopolowym, niźli rozprawę ludzi światłych, którzy przez nas obrani, rządzić winni mądrze. Ojcowie Narodu, kurwa. Czasami aż mi żal, że musimy wtłaczać się w te garnitury i krawaty, przybierać maski poprawności i kurtuazji. Czy nie prościej byłoby, jakby się w tych ławach poselskich pobili, na konwencjach pili, a marszałek zwracał się do posłów per „chuje”? Po co ten fałsz, ta obłuda? Po co sztuczna awantura jak ktoś kogoś zbluzga, czemuż służyć ma to zakłamanie, kreowanie sztucznej, „pięknej i czystej” rzeczywistości. Kto bez winy...

Na autobus naturalnie się spóźniam. Pomimo tego, że jestem przed czasem. Wszelkie przedsiębiorstwa komunikacyjne w polskich miastach należą najwidoczniej do innej strefy czasowej, bo niesposobna znaleźć punktualny środek transportu.

Nawet biegłem starając się zdążyć, widząc kierowcę na przystanku, lecz drzwi zamknęły się chwilę przed tym, jak znalazłem się na miejscu. Ba! Ja stoję przed zamkniętymi drzwiami pojazdu, a kierowca nie rusza sprzedając bilet kobiecie, która nie zdążyła do kiosku, szczerząc się do mnie przez szybę. Stoi ktoś z batem nad nim nie pozwalając mu otworzyć tych drzwi? Pierwotnie odpowiadałem sobie w duchu przecząco, lecz dochodzę do wniosku, że w pewnym sensie istotnie, ktoś stoi nad nim z batem. Obserwując jego chorą satysfakcję z zaistniałej sytuacji, to musi być bat sadystycznej przyjemności. Nikt już mi nie otworzy tych wrót oddzielających mnie, sterczącego na arktycznym mrozie, od ciepła. Czemu odźwiernym moich najprostszych potrzeb jest zawsze ktoś taki, ktoś taki jak on, ta menda w hawajskiej koszuli i okularach przeciwsłonecznych rodem z amerykańskich seriali kryminalnych pomimo wszechobecnej nocy i dziesięciostopniowego mrozu prowadząca trzydziestoletniego Jelcza, którego nie chcieli kupić nawet miłośnicy komunikacji jako zabytku?

Do szkoły dotarłem z kilkuminutowym opóźnieniem. Nic to, nauczyciel z kawą był wolniejszy o kolejnych parenaście. Jego zaangażowanie w lekcję ograniczyło się do otwarcia dziennika i sprawdzenia obecności. Teraz coś mówi, ale nikt nie wie, czy on to mówi dla siebie, czy dla nas. Czy ktokolwiek z nas go słucha, czy ktokolwiek z nas zapamięta to, co chce nam przekazać. I czy w ogóle on chce nam cokolwiek przekazać. Czy tylko imituje, jako i my wszyscy imitujemy naszą pracę w szkole. Czy płacą mu za to, że uczył, czy, że nauczył? (lub chociaż próbował). Czy to nasza wina, czy jego, czy to czyjakolwiek jest wina, nie sądzę.

Po prostu, na pewnym etapie coś się popsuło, ktoś źle ustawił jeden klocek i przyszłość całej budowanej wieży stoi pod znakiem zapytania. I chyba nie jest najważniejsze to, kto nawalił, ale to, że tego nie da się naprawić nie ryzykując zawaleniem całej budowli. A autentycznie smutne jest to, że już powstaje druga wieża, wieża, która ma zastąpić naszą wieżę, dokładnie taka sama, mimo, że konstruktor świadom jest wady swojego poprzedniego projektu. Albo raczej „projektów”, bo wież powstałych przed naszą jest wiele, a wszystkie te wieże są takie same. Tak samo wadliwe, tak samo bezużyteczne, będące takim samem marnotractwem czasu i środków.

Kilka lekcji przeleciało w podobnym tonie. Tak samo przerwy, spędzone na daremnych konwersacjach z których kompletnie nic nie wynika i nic nie zmieniają, lecz tylko zabijają czas zarówno na, jak i pomiędzy zajęciami. Przed ostatnią lekcją pytają się mnie, czy dam im odpisać zadanie. Dałbym, ale sam nie zrobiłem. Nie spotyka się to z żadną reakcją. Może nie licząc wzruszenia ramionami i mimowolnego skrzywienia głowy. Identycznie postępuje nauczyciel. Nie wiem, czy tak powinno być, nie wiem jak powinien zareagować. Nie interesuje mnie to, mogę tylko dołączyć do nich i wzruszyć ramionami, i mimowolnie skrzywić głowę. Wkrótce robi tak cała klasa, szkoła, dyrektor, rodzice, koledzy z pracy rodziców, ich szefowie, szefowie ich szefów, w końcu wszyscy tylko wzruszają ramionami i mimowolnie skrzywiają głowę.

W powrotnym autobusie jadę ja i dwóch starszych panów na tylnym siedzeniu. Na przedostatnim przystanku wsiada kobieta w zaawansowanym wieku, przygarbiona, z siatami przepełnionymi jakimiś gazetami i towarami spożywczymi. Staje nade mną i zaczyna sapać. Nie ze zmęczenia. To sapanie celowe, wymuszające na mnie zmianę miejsca i ustąpienie jej swojego. Pomimo niemal pustego autobusu, ona musi mieć to miejsce. Wzruszam ramionami i skrzywiam głowę, i przesiadam się. W pierwszej czynności wtóruje mi reszta pasażerów.

Gdy wracam do domu, jest już ciemno. Znowu. Siadam bezwładnie na kanapie i uruchamiam telewizor. Pomimo niezliczonej ilości kanałów, na każdym leci dokładnie to samo. Nie przeszkadza mi to. Wyłączam się i leżę, imitując oglądanie. Tak po prawdzie to nie robię nic. Lubię nicnierobić. Może to jedyna czynność sprawiająca mi jeszcze przyjemność. Do mojego nicnierobienia chętnie dołącza się brat. Potem matka, aż wreszcie ojciec, lecz przez to, że brakuje już dla niego miejsca, wymusił na mnie zmianę pozycji na siedzącą wytrącając mnie ze słodkiego transu, z mojej medytacji nicnierobienia. I tak siedzimy razem. Nic nie mówimy, bo nie warto, nikt by nie słuchał. I tak siedzimy co dzień, bez wyjątku, zawsze tak samo. Kiedyś jeszcze tło, które usprawiedliwiało nasze nicnierobienie, telewizja, się zmieniała. Teraz i ona jest wciąż ta sama. Pod koniec dnia, gdy już leżę w piżamie w łóżku zastanawiam się, czy to już koniec, czy już nic się nie wydarzy. Czy coś dzisiaj zrobiłem, czy to był dobry dzień. A jeśli ciągłość wielu dni to tylko złudzenie, jeśli wczoraj to tylko wymysł, ułuda, a jutro nie istnieje? Jeśli moje życie trwało jeden dzień? Czy takie życie miało jakiś głębszy sens, jakiś sens w ogóle? Czy byłoby to d o b r e życie? Cały dzień starałem się być dobrym człowiekiem. Starałem.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
zeppiga · dnia 14.08.2012 09:04 · Czytań: 675 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 6
Inne artykuły tego autora:
  • Brak
Komentarze
Lucyxx dnia 14.08.2012 10:38
Z mojej strony krytyki nie będzie. Sądzę, że masz talent :) Tekst podobał mi się, przeczytałam całość jednym tchem, a owe różnorakie pytania nadają, moim zdaniem, tekstowi to
"coś". Plus za interesujący tytuł.
Całkiem udany debiut.
Pozdrawiam :)
zajacanka dnia 14.08.2012 12:08
Witaj!
Krytyka, tak na szybko:
- masa powtórzeń
- niepotrzebne cudzysłowy
- brak spacji po niektórych przecinkach
- literówki
- brak pytajników
- interpunkcja do lekkiej korekty

Całość, pomimo znanego motywu beznadziei życia, napisana dość przystępnie. Duże wrażenie zrobiła na mnie scena rodzinnego spędzania wieczoru - przerażające!

Pozdrawiam i witam na PP :)
nadia dnia 14.08.2012 19:24
Napisane przez tkliwego nihilistę, który opanowuje pozycję dystansu, tak mi się wydaje. Podoba mi się, mam nadzieję, że ten debiut jest początkiem czegoś jeszcze lepszego.
Magicu dnia 15.08.2012 10:41
Tekst niezmiernie przygnebiajacy i brutalnie prawdziwy. Daje po czaszce. Najbardziej podobal mi sie fragment opisujacy naszych politykow ;)

Pozdrawiam i czekam na inne prace
MimiBasia dnia 20.08.2012 14:59
Poranek, lat temu kilka (ma być: „kilka lat temu”).

Otwieram oczy. Powoli, pełen zniechęcenia, znużony. Otwieram je tak, jakby czyn [b]otwierania wymagał [/b]niezwykłej siły i zaangażowania, jakbym musiał się do niego przygotować zarówno mentalnie, jak i fizycznie, jakby czyn ten wymagał nadzwyczajnego wysiłku, spólnego („spólnego”?) wysiłku całego ciała. A czynność z pozoru tak błaha. Czerń powoli ustępuje. „Ustępuje bieli”, chciałbym móc powiedzieć, ale sufit już dawno swoją biel utracił na rzecz szarości, z przywołującej na myśl szpitalną egzystencję przeszedł na barwę bezczynności, barwę zachmurzonego nieba, barwę peerelowskich filmów, barwę miasta. Od koloru, który ma stwarzać pozory schludności, napawać jakąś namiastką nadziei do koloru, który pozbawiony jest nadziei wszelkiej (ma być: „wszelkiej nadziei”), włączając nadzieję na jakąkolwiek nadzieję, jakkolwiek absurdalnie mogłoby to brzmieć.

Wybacz, ale po tym akapicie nie jestem w stanie skupić się na dalszej części tekstu. :(
zeppiga dnia 22.08.2012 21:35
Raczej to jest debiut i nic więcej, chociaż kto wie, może w przyszłości doznam czegoś w rodzaju szoku osobowościowego i zmienię zdanie. W każdym razie dziękuję za słowa krytyki i nie tylko, które przyjmuję z pokorą poza jednym - powtórzeniami, a przynajmniej w pierwszym akapicie. To jest specjalny wybieg, rzekłbym zabieg literacki, gdyby nie brzmiało to zbyt wydumanie na moje amatorskie próby, mający podkreślić powtarzalność takich dni, mający uzmysłowić czytelnikowi beznadzieję sytuacji narratora (choćby wyimaginowanej beznadziei), w której nie dzieje się nic nierutynowego, już nawet słowa są te wciąż same! Może przez moje braki w rzemiośle pisarskim realizacja tego zamysłu wyszła miernie.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty